Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

niedziela, 22 stycznia 2012

"Na końcu wszystkiego" Rozdział 3 (SasuNaru) [T]


Rozdział 3

            Jeśli Naruto miałby kiedykolwiek usiąść i pomyśleć o tym, doszedłby do wniosku, że kiedy stuknęło mu osiemnaście lat, jego życie zmieniło się na gorsze; osiemnastka ta walnęła go z całą mocą jednego z (niedelikatnych) przyjacielskich klepnięć Gamabunty.
            Mając w wyobraźni wizję swojego idealnego startu, po pierwszych kilku miesiącach, popełnił największy błąd w swoim życiu uczuciowym — dał się uwieść Sasuke w obskurnym barze niedaleko Wioski Piasku. To brzmi dużo gorzej, niż naprawdę było. Po tym wszystkim musiał wykorzystać naprawdę dużo alkoholu, by jakoś zatarł mu się w pamięci ten cały incydent. 
I było w porządku do czasu, aż Tsunade nie kazała mu wytrzeźwieć, zanim wpuści go z powrotem do wioski.
Dwa miesiące później musiał przełknąć swoją męską dumę i patrzeć, jak największa miłość jego życia wychodzi za mąż za idiotę z brwiami wyglądającymi jak gąsienice oraz dziwnym upodobaniem do zielonego spandeksu. Co gorsza musiał przyznać samemu sobie, że Sakura dokonała dobrego wyboru, skoro Sasuke — rzecz oczywista — nie miał zamiaru powrócić do Liścia w żadnym najbliższym terminie, a Naruto nie doszedł do niczego konkretnego ze swoim: ”Zostanę hokage!” od czasu awansu na jounina.
No więc Sakura wyszła za mąż i miała to swoje “I żyli długo i szczęśliwie”, a Naruto cieszył się z tego powodu. Naprawdę się cieszył.
W połowie tego już i tak okropnego roku, życie przyzwyczaiło Naruto do nudnej monotonii misji poziomu B z Shikamaru i Nejim, a okazjonalnie również z Kakashim-sensei. Fakt, że wszystko szło zgodnie z planem przez kolejnych kilka miesięcy powinien go ostrzec. To była złudna cisza przed burzą.
Pojawiły się sny. Nie te pełne zdrady i cieni, które normalnie nawiedzały go w czasie odpoczynku, ale pełne dzikości — zapachu trawy gniecionej pod jego łapami, wiatru rozwiewającego futro podczas biegu i zimna nocy, kiedy kładł się w jamie, zwijał w kłębek i chował nos pod ogony…
To go przerażało.
Dwa tygodnie przed dziewiętnastymi urodzinami, Naruto przypadkiem wpadł na grupę najeźdźców na Wioskę Dźwięku obozującą poza granicami Mgły. To miała być jedna z tych absurdalnych rzeczy, którą robią nastoletni shinobi, kiedy są zbyt młodzi i głupi, by myśleć. Ukraść trochę wódy, wymalować wulgarne obrazki na ścianach, może obmacać kilka kunoichi (te bez kunaiów).
— Ale bezsens — narzekał Shikamaru, nie po raz pierwszy. Strasznie dużo zrzędził, szczególnie na temat zaciągnięcia go w pobliże obozu tych gnębicieli, ale to nie było nic niezwykłego w jego przypadku.
— Ech — westchnął Naruto. Po latach nauczył się ignorować większość z utyskiwań Shikamaru.  
Napaść szła wręcz perfekcyjnie. Przynajmniej do czasu pojawienia się Sasuke — wtedy wszystko poszło w diabły.
— Kurwa mać! — Nigdy przedtem nie powiedział tego z większą gwałtownością.
Przewracając oczami, Shikamaru rozkazał gestem reszcie:
— Dobra, wracać do wioski. Na serio nie mam ochoty z nim walczyć.
— Hę? HĘ?! — Naruto popatrzył tęsknie na Sasuke, który spokojnie wymieniał ciosy z jednym z shinobi Ukrytej Mgły. Wyglądał na znudzonego. — Żadnej walki? Nawet malutkiej?
Shikamaru pozwolił sobie na długie, długie westchnienie.
— Za każdym razem kiedy walczymy z Sasuke, muszę pisać o tym raport. A nie lubię pisać raportów.
Cóż, miał rację. Robota papierkowa była złem koniecznym w przypadku shinobi o randze jounina. Zwłaszcza jeżeli przychodziło do potyczek z przestępcami klasy S. A już szczególnie jeżeli ten przestępca klasy S był uciekinierem z twojej wioski.
— Naruto — usłyszał, jak Sasuke przeciąga głoski, wykopując biednego shinobi z Mgły w krzaki — jak długo masz zamiar jeszcze tak stać między tymi drzewami? Twoi przyjaciele nie stanowią dla mnie żadnego wielkiego wyzwania.
Naruto już miał wykonać tę odjazdową sztuczkę ze znikaniem, skoro to Shikamaru poszedł złapać nieprzytomnego ninję z Mgły, ale nagle wychwycił na wietrze zapach Sasuke. Odległość między nimi wynosiła dobre dziesięć metrów, lecz Uzumaki mógł niemalże poczuć jego *smak* w powietrzu — pot, kurz, tę zawsze obecną woń krwi i mocy oraz…
To co pamiętał, że było później to obudzenie się ze stopą Sasuke na swojej piersi. Sharingan zdawał się być jaskrawoszkarłatny wobec krwi i brudu rozmazanych na jego twarzy.
— Nie spodziewałem się tego po tobie, Naruto.
Sasuke tak rzadko odzywał się do niego po imieniu, preferując raczej używanie „kretynów” (i różnych tego słowa synonimów), że Naruto mógł tylko leżeć i zmieszany patrzeć w górę. Zauważył, że sam został ranny, choć niezbyt poważnie, oraz że Sasuke także nie uszedł bez szwanku. Nie wiedział, co się wydarzyło, aczkolwiek nadrobił to później, gdy czytał sprawozdanie Shikamaru z przerażeniem podchodzącym do gardła.
To oni dwaj zniszczyli obóz. Chociaż mówiąc prawdę, to właściwie Naruto zniszczył obóz, ale Sasuke też spowodował wcale-nie-tak-małe uszkodzenia, próbując go powstrzymać. W rzeczywistości, Naruto doszedł tak blisko, jak nie był nigdy — co Shikamaru chłodno zanotował w swoim raporcie — „do rozwiązania naszego Uchihowskiego problemu”. Gotów na zadanie śmiertelnego ciosu, po prostu się zatrzymał.
Skończyło się impasem; Shikamaru odciągał go z dala od miejsca bitwy, a Sasuke leżał na ziemi, zbyt zmęczony, aby ich ścigać.
To wtedy zaczął podejrzewać prawdę.
***
Budzi się, łapiąc z trudem powietrze i szamocząc, kiedy usiłuje złapać za broń, której nie ma nigdzie w pobliżu. Szamocze się tak, dopóki jego oczy nie przyzwyczajają się do czerwonawego blasku nadchodzącego poranka i Naruto poznaje, że znajduje się w swoim własnym pokoju. Jego ubrania są rozrzucone na podłodze, poplątane z ubr… kurwa. Sasuke. Sasuke, który przyszedł do jego pokoju, który wyglądał dużo żywiej niż kiedykolwiek w czasie ostatnich sześciu miesięcy i który go uwiódł. Nie ma innego słowa na określenie takiego wyrachowania.
Zamknąwszy oczy, Naruto cicho przeklina. To było jak bitwa, w której obaj przeciwnicy kurczowo trzymają się swojego miejsca, nie chcąc rezygnować z przewagi, aż do końca pisanego słowami: „wzajemne zniszczenie”. Widział na swoich rękach i ramionach zadrapania; znaki po zębach, które zatopiły się trochę za głęboko oraz skaleczenia od zbyt ostrych paznokci wbitych w jego plecy.
Mimo że minęły już dwie godziny, znamiona nie zniknęły jeszcze całkowicie, co jest dowodem na to, jak obaj „zaszaleli” ostatniej nocy. Woli nie przypatrywać się zbyt uważnie prześcieradłom. To wszystko było zbyt bezpośrednie, zbyt zwierzęce… Kurwa, zbyt demoniczne, zbyt jak Kyuubi zapieczętowany w jego brzuchu. Tylko Sasuke działa tak na niego, popycha tak blisko granic kontroli.
Naruto czuje się źle, kiedy wstaje z łóżka — zatacza się nieco. Każdy ruch sprawia, że jego mięśnie drżą w proteście, a plecy bolą tak, jakby ktoś tarł po nich wcześniej papierem ściernym. Udaje mu się dojść do drzwi, zanim jego nogi się poddają. Biorąc głęboki oddech, Naruto zmusza swoje stopy ponownie do ruchu i jakoś wychodzi na korytarz.
Znajduje Sasuke w ogrodzie; stoi tam tylko, jak gdyby był kamienną rzeźbą. Mimo chłodu ma na sobie jedynie bokserki i t-shirt; Naruto stwierdza, że oba te ubrania zostały skradzione z jego szafy.
— Sasuke — skrzypi, krzywiąc się. Jego głos jest tylko trochę głośniejszy od ochrypłego szeptu.
Sasuke obraca się trochę i patrzy na niego z zamyślonym wyrazem twarzy. Na jego szyi widać odciski po palcach, które zsuwają się niżej po skórze i ostatecznie znikają pod koszulką. To coś więcej niż tylko siniaki; Naruto powinien wiedzieć — to on je zostawił. Nawet z miejsca, w którym stoi, może wyczuć zapach krwi i seksu, który przylega do Sasuke i sprawia, że chce mu się wymiotować.
— Jak długo? — pyta Sasuke, obserwując go. — Jak długo Kyuubi jest wolny?
***
— Nie ma takiej pieczęci, której nie można złamać — mówi Naruto spokojnie, chociaż wcale tak się nie czuje. — Trzeba tylko włożyć w to wystarczająco dużo czasu i wysiłku. — Sasuke zamyka oczy i podnosi dłoń do martwych płomieni pieczęci na stałe wytatuowanych na skórze. — No więc, dlaczego w sumie pieczęć Dziewięcioogoniastego miałaby się różnić od innych?
Mimowolnie wzrok Naruto podąża za opuszkami palców Sasuke, które przesuwają się po boku twarzy i nurkują za kołnierzem skradzionej koszulki.
Kontrola była zawsze rzeczą niepewną, jeśli chodzi o Dziewięcioogoniastego. Żądza która płonie tam nisko, w brzuchu, w połączeniu z zapachem — zapachem tego Dziewięcioogoniastego Naruto — który czuć na Sasuke, sprawia, że odruchowo daje krok do przodu w jego stronę, jego ręka już sięga do…
Sasuke nagle otwiera oczy i — szlag! powinien pamiętać, żeby nigdy go nie lekceważyć — Naruto słyszy mokre trzaśnięcie łamanych kości w jego dłoni, jeszcze zanim ostre ukłucie bólu rozlega się po ramieniu.
— Oszczędź sobie. Naprawdę myślisz, że nie mógłbym powstrzymać cię ostatniej nocy? — Sasuke w ogóle się do niego nie uśmiecha. — Gdybym naprawdę chciał.
Już ma otworzyć usta, by się nie zgodzić, ale wtem jego własne słowa wracają do niego z całą swoją mocą. Nie ma takiej pieczęci, której nie można złamać. I Sasuke na pewno miał czas, aby zdusić te nałożone na jego jutsu i czakrę. Z pewnością Sasuke pozbawiony więzów, wolny, będzie strasznie ciężkim przeciwnikiem nawet dla Kyuubiego.
— To czym była ostatnia noc? Jakimś kolejnym mózgotrzepem? — Tak jak ten pierwszy raz.
— Ostatnia noc była… pożegnaniem.
To uderza w Uzumakiego jak najbardziej realny, fizyczny cios.
— Odchodzisz?
Odpowiedź Sasuke jest chłodna, na samej krawędzi prawdziwego mrozu:
— Tsunade się myli. Nie mam czego tutaj szukać, w Liściu.
Zanim jego umysł uświadamia mu, jak głupi jest to pomysł, Naruto już chwyta Sasuke za ukradziony z jego szafy t-shirt i potrząsa brunetem jak szmacianą lalką.
— Ty pierdolony draniu, a co z Sakurą? Czy nie złamałeś jej serca już wystarczająco wiele razy? Ile chcesz dostać od niej szans? Ona ciebie kocha; ja-
-ciebie kocham, ty żałosny dupku.
Sekundę później, pięść Sasuke uderza w jego szczękę — mógł się właściwie tego spodziewać. Głupkowato, Naruto nadal trzyma Sasuke, wytrzymując kilka kolejnych ciosów, zanim Uchiha w końcu stwierdza, że jego żuchwa (i głowa) jest zbyt twarda, aby odnieść jakieś obrażenia.
— Puść mnie, durniu.
— Nie pozwalam ci odejść. Nie będzie tak jak przedtem.
Orochimaru, pięcioosobowa drużyna ścigająca Uchihę, poświęcenia, koszmarne obrażenia i złamane obietnice.
Sasuke przymyka oczy, jak gdyby sprawiało mu to ból.
— Nie bądź głupi. Teraz jest inaczej, nie zdradzam Konohy. Nie jestem nawet jej częścią.
— To ty tutaj jesteś głupi. — Kolejne potrząśnięcie, akcentujące jego wypowiedź. — Kakashi-sensei jest częścią Konohy; Sakura jest częścią Konohy; ja jestem częścią Konohy. I ty, Uchiha Sasuke, jesteś częścią Konohy.
— Dlaczego? — szepcze Sasuke.
Ponieważ.
Przypomina sobie tamte dni, teraz już nieco zatarte w pamięci, kiedy ich czwórka była razem. Śledząc szczwane kociaki w bujnej zieleni granic Konohy; ćwicząc jutsu za potokiem biegnącym na północ od Lasu Śmierci, gdzie odbywał się ich pierwszy egzamin na chuunina; dni spędzone na wylegiwaniu się na dachu Akademii Ninja i unikaniu Kakashiego oraz Iruki.
Tamten mglisty dzień na moście, kiedy Sasuke wyskoczył przed niego bez wahania, prosto w szpony śmierci. Albo w jaki sposób Sakura związywała włosy, zanim obcięła je, żeby ocalić ich obu przed shinobi z Dźwięku. Albo kiedy pieczęć Kyuubiego zaczęła się strzępić, bo Naruto zaniechiwał odrobinę kontroli po każdym razie, kiedy korzystał z niej, żeby chronić tych najbardziej mu drogich.
Jak Sasuke mógł tego nie dostrzegać? Jak mógł nie rozumieć, że tak naprawdę nigdy nie opuścił Konohy, nawet wtedy kiedy uciekł do Orochimaru. Jak ten chłopak, tak bystry, obdarzony tymi wszystkowidzącymi oczyma, mógł nie widzieć tego, co jest tuż przed nim?
— Bo my wszyscy jesteśmy częściami Konohy. A ty jesteś częścią nas.
Więc żyj, Sasuke. Żyj.
***
            Rzeczy wracają do normalnego biegu albo do tego najbliższego normalności stanu, jaki może istnieć między nimi dwoma. Już nie ma późnonocnych wizyt czy powyznaniowych poranków. Wszystko tonie w otchłani zdystansowania między nie do końca nieznajomymi, gdy obaj spotykają się przypadkiem przy kuchennym stole albo w ogrodzie. Chociaż Naruto woli to od jego manipulacji, te chwile pozostawiają go zasmuconego i niezadowolonego; czuje się praktycznie odrzucony.
            Pewnego ładnego poranka, Naruto napotyka w kuchni Sasuke siorbiącego ostatni ramen instant i rozlewającego resztkę niepopsutego mleka do szklanki. Na jego spokojnej twarzy pojawia się uśmieszek, gdy wypija mleko i oblizuje usta. To sprawia, że Naruto drga i czuje, że w prawym oku pojawia mu się tik. To jest jak wszystkie afronty i wszystkie zniewagi — jakby za każdym razem Sasuke patrzył na niego i nie dostrzegał nikogo wartego uwagi.
            Naruto ma dość luzacki stosunek do życia, ale nawet on miewa chwile załamania.
Umyślnie osacza Sasuke, przyciskając do stołu. Nigdy nie próbował tego w taki sposób, ale Sasuke raczej nie jest typem, który leci na kwiaty, dobre kolacje i długie spacery przy świetle księżyca. Jednak pozostawało coś jeszcze do powiedzenia, jeśli ma to być ta najprostsza metoda. Podążając tym tokiem rozumowania, zaczyna od pocałowania go; głębokie, francuskie pocałunki nie pozwalają się źle zrozumieć —
Pragnę cię.
Sasuke wierci się, nie próbując uciekać, ale nie próbując także współpracować. Jego usta są uchylone i to jest jedyna odpowiedź, jaką otrzymuje Naruto. Te przerażające, gadzie oczy patrzą uważnie i podejrzliwie, jakby Sasuke nie do końca wierzył, że to właśnie Uzumaki przyciska go do blatu, najwyraźniej zamierzając rozpocząć coś, co można by od biedy nazwać grą wstępną.
— No dalej, Sasuke — wydusza z siebie między pocałunkami — to jest dużo fajniejsze we dwójkę.
— Próbuję się zdecydować, czy powinienem cię uszkodzić.
Naruto nie odpowiada, domyślając się, że słowa zarobią mu tylko złośliwą odpowiedź i lodowatą reakcję. Zamiast mówić, wtula się w zagłębienie na szyi Sasuke — poprzednie doświadczenia mówiły mu, że nawet Uchihowie mają słabe punkty. Jego nagrodą jest prawie niedostrzegalne zachwianie rytmu w oddechu Sasuke oraz zaciśnięcie dłoni na jego uniformie jounina.
Pogłębia pocałunki do ssących ugryzień, pocierając dłońmi biodra Sasuke. Tylko dotyk — czuje jak jego mięśnie kurczą się i rozluźniają pod cienkim materiałem piżamy. Sasuke w jego ramionach wierci się żywo, ale ciągle czuć w jego szczupłym ciele wahanie. Wydaje się, że nie podoba mu się to tak bardzo, jak wtedy gdy to on pociąga za sznurki i zmusza Naruto, by tańczył, jak mu zagra.
— Już zdecydowałeś? — uśmiecha się Naruto.
Z roztargnieniem, Sasuke dotyka jego ust palcami i liże ich opuszki. Myśli, rozważa, zestawia ze sobą „za” i „przeciw”, i dochodzi do wniosku, który jest chyba nieunikniony. Opierając ręce na stole, Sasuke unosi się w górę i usadawia na drewnianym blacie, rozsuwając uda w zaproszeniu oczywistym nawet dla Naruto. Spojrzenie w jego oczach, kiedy unosi wzrok na Naruto, wyraża czyste łajdactwo, czyste zło. Cholera…
Przybliżając się, Naruto odkrywa, że trochę trzęsą mu się nogi. Jego palce obrysowują rąbek koszuli Sasuke i zaczynają odpinać klamry, które spinają materiał. Ramiona Sasuke są blade, bez blizn, za wyjątkiem nieruchomych ciemnych płomieni Przeklętej Pieczęci i ugryzień zostawionych przez Kyuubiego. Przez niego. To jego usta zrobiły te znamiona, zanurzając w skórze zęby, które teraz są tępe — nie ostre — i ludzkie.
— Nie będę próbował cię zatrzymać — szepcze Naruto. — Nie, jeśli naprawdę chcesz odejść.
— Zamknij się — mamrocze Sasuke, przesuwając stopą w górę po udach Naruto. — Przestać komplikować sprawy.
— Nie są skomplikowane — odpowiada z uporem, ignorując te części jego osoby, które każą mu przestać myśleć i skoncentrować na tym, że nie codziennie dostaje się półnagiego Sasuke siedzącego na kuchennym stole. Chłopak wyglądał na znudzonego tą rozmową (a to niedobrze), ale równocześnie pieścił się dłonią między udami. A to dużo lepiej.
— Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie. — Słowa Sasuke są zimne. — To miejsce jest tylko tak dobre, jak każde inne.
To nie jest obietnica, nie do końca — Naruto przypomina sobie, że Sasuke nigdy nie należał do osób, które słuchają innych. Ale jest to więcej, niż ktokolwiek dostał od niego od lat, odkąd faktycznie opuścił Konohę.
Jeszcze raz całuje Sasuke, pozwalając mu poczuć wygięcie swoich uśmiechniętych ust i dostaje złośliwe uszczypnięcie za robienie problemów. A kiedy Sasuke opasuje nogą jego biodra i ściąga z niego marynarkę, Naruto nie trzeba już niczego powtarzać.
Niestety, kończy spóźniając się dwie godziny na spotkanie ze swoim nowo mianowanym zespołem geninów.

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    Melduję, że przeczytane i czekam na nexta. : D
    (no cóż, co mogę powiedziec wiecej? wypowiem się na sam koniec. ^^)
    Loff, kejt

    ~kasica, 2012-01-25 21:21

    To trochę bolesne, że tak mało osób komentuje Twoje opowiadania. Musisz wiedzieć, że osobiście uważam, iż są o niebo lepsze od większości, które miałam okazje czytać. A czytałam wiele...
    Bardzo podoba mi się to, że stawiasz fabułę na pierwszym miejscu, jak również przygody i szybkie akcje. Nie znoszę opowiadań, gdzie góruje seks i temu podobne przypowiastki.
    Natomiast u Ciebie, mimo faktu, iż sceny intymne są dobrze ukryte, to jednocześnie są bardzo wyczuwalne i równie mocno podkreślone.
    Bardzo się cieszę, że znalazłam coś, w czym można się zagłębić w czytaniu, bez obawy utraty szarych komórek, bo wielu chyba przyzna, że niektórzy takowe właśnie opowiadania piszą.

    ~AnnA, 2012-07-31 17:10
    @
    Dzięki, za taki miły komentarz. ;) Osobiście na ilość komentarzy nie bardzo patrzę, ale każdy pozostawiony bardzo mnie cieszy. Ważniejsza jakość, niż ilość. :D

    No tak, co do tego odsunięcia seksu od głównej linii fabularnej, to rzeczywiście na tym się teraz bardziej skupiam. Kiedyś, nawet na tym blogu, w starszych opowiadaniach, to była dla mnie scena niemalże kulminacyjna, do której dość wyraźnie zmierzałam i nie potrafiłam jej odpuścić, czy pokazać w mniej bezpośredni sposób -- na szczęście trochę mi to przeszło z wiekiem. I sama myślę, że naprawdę z dużą korzyścią. :)

    Dzięki raz jeszcze i przesyłam całuski,
    mecha

    ~mechalice, 2012-07-31 19:03

    OdpowiedzUsuń