Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

"Na końcu wszystkiego" Rozdział 2 (SasuNaru) [T]

Rozdział 2

Są takie rzeczy, o których Naruto nie rozmawia z nikim.
Nie rozmawia ani z Kakashim, ani z Sakurą, a już na pewno nie z tym zboczonym pustelnikiem, który z rzadka raczy podzielić się z nim jakąś swoją mądrością.
Pierwszy pocałunek Naruto i Sasuke przeszedł do historii — tamtego dnia świadkami była połowa klasy, która z pełnym zgorszenia podekscytowaniem wałkowała ten temat na okrągło. Później, kiedy Sasuke odszedł, plotki o tym pocałunku sprawiły, że pierwszoklasiści, którzy nie znali Naruto, patrzyli na niego jak na jakiegoś czubka. I nic nie dało, że jakoś w tym samym czasie wiadomość o Dziewięcioogoniastym zapieczętowanym w jego brzuchu stała się powszechnie znana.
To jeden z powodów, oczywiście nie główny, dlaczego Naruto z nikim nie rozmawia o Sasuke.
Ale gdyby chciał, wtedy prawdopodobnie nie potrafiłby znaleźć odpowiednich słów, żeby opowiedzieć, jak kiedy miał osiemnaście lat, Sasuke zapędził go w kozi róg w ciemnym barze w pobliżu Wioski Piasku i pocałował go tak naprawdę. Ten raz całkowicie różnił się od poprzedniego. Z otwartymi ustami, mokry i śliski, z wyraźnie wyczuwalnym wcale nie niewinnym zamiarem, zupełnie nie przypominał tamtego przypadkowego pocałunku.
…żeby opowiedzieć, jak Naruto mu pozwolił.
Jak Naruto stał tam, uległy i cichy, gdy Sasuke całował go i dotykał wprawnymi dłońmi. Jak Naruto wsunął dłoń w czuprynę szpiczastych włosów, chwycił je w garść i przyciągnął Sasuke do trzeciego pocałunku, kiedy ten odsunął się od niego z tym cholernym tryumfującym uśmieszkiem na ustach. Później był czwarty pocałunek z wykorzystaniem zębów, kiedy potykali się na schodach, a barman patrzył na nich znacząco. Piąty, szalony, bez tchu, kiedy przycisnął Sasuke do drzwi prowadzących do swojego pokoju. Potem był szósty na jego łóżku. I po nim Naruto stracił już rachubę. 
…żeby opowiedzieć, jak Sasuke mu pozwolił.
— Sakura wychodzi za Brewkę za mąż — powiedział po wszystkim, chociaż temat niespecjalnie go obchodził.
— Jesteś beznadziejny, Naruto. — W ciemności ledwo dostrzegł uśmiech na twarzy Sasuke. — Ja znikam, a ty tracisz ją na rzecz tego bałwana?
— Cóż, miałem zamiar się jej oświadczyć po tym, jak już zostanę hokage. Wtedy raczej ciężko, żeby dziewczyna dała ci kosza.
— To ja się cieszę, że nie czekała na ciebie, kretynie. Zostałaby starą panną, zanim byś się ruszył coś zrobić.
— Ja… Ej!
W łóżku Sasuke był leniwy i giętki. Nic w nim nie przypominało zabójcy, zdrajcy i znienawidzonego rywala. Oczywiście nic, dopóki dłoń nie zacisnęła się mocno na gardle Naruto i nagie ciało nie przycisnęło się do jego pleców.
Przesuwając mokrym językiem po krzywiźnie ramion, Sasuke zauważył z udawaną nonszalancją:
— Możesz leżeć z wężami na jednym posłaniu, Naruto, ale nigdy nie zapominaj-
— O kłach. — Jakoś udało mu się złapać oddech; uścisk Sasuke nie był aż tak ciasny, by odciąć mu zupełnie powietrze.
— Zastanawiam się, czy powinienem cię zabić teraz — namyślał się Sasuke.
— Nie ma tak łatwo, kurwa!
Wymierzenie łokciem w żebra i Sasuke poleciał w kierunku drzwi, później przez nie i został na krótko zatrzymany przez ścianę korytarza. Ała — sądząc po drzazgach — musiało boleć. Może włożył w cios za dużo czakry.
A może nie, pomyślał kwaśno Naruto,  patrząc, jak Sasuke się podnosi; ciągle na chodzie. Był goły i wkurzony.
Wyglądało na to, że nieważne jakie szaleństwo przejęło nad nimi władzę kilka chwil temu, to zostawili je już za sobą. Wracamy do status quo.
I dlatego właśnie Naruto nie rozmawia z nikim o Sasuke. Bo wie, że pierwszą rzeczą, o jaką zapytają, będzie: „Dlaczego?”
A na to nie ma słów. Może dlatego że Sakura niedawno podzieliła się z nim swoimi planami ślubnymi, a on w końcu sobie uświadomił, że resztki Legendarnego Trio Kakashiego-sensei odchodzą do historii. Jakby najszczęśliwsze momenty jego dzieciństwa, ludzie których trzymał w swoim sercu, opuszczali go. Jakby to był koniec wszystkiego.
Naruto nigdy nie był zbyt dobry w odpuszczaniu sobie.
***
Naruto czeka aż oddali się wystarczająco od wioski, by pogrążyć się w myślach. Rozmyśla, przeskakując z impetem przez drzewa — nie był niczym więcej niż rozmytą plamą na zielonym tle.
Te trzy miesiące bezczynnego siedzenia sprawiły, że Sasuke wyglądał jak własna śmierć. Tym razem kiedy Naruto zdecydował zastosować się do rady Piątej i zejść z oczu Sasuke, ten stracił panowanie nad sobą tak efektownie, tak widowiskowo, że Uzumaki usłyszał o tym pogłoski nawet w dalekiej Wiosce Mgły.
— Cholera, skopię mu za to dupsko! — wydziera się, tak ciężko lądując na gałęzi, że ta się łamie i zmusza go tym samym do odskoczenia w kierunku kolejnego drzewa.
— Nie powinienem w ogóle jej słuchać — mruczy do siebie. — Aargh!
Nawet z największą prędkością dotarcie do domu zabiera mu prawie tydzień. Przez całą drogę powrotną nie udaje mu się nie dostrzec znaków — wyrytych w krajobrazie tropów węża tak głębokich i szerokich jak mały dom; śladów naprawdę grubej (i dość mrukliwej) żaby wydeptanych na podmokłym gruncie i szlamu ogromniastego ślimaka rozsmarowanego po całym lesie.
W Ukrytym Liściu panuje dusząca atmosfera, jak gdyby cała wioska wstrzymywała oddech w oczekiwaniu. Kilka par oczu obserwuje jego ostrożną wędrówkę do siedziby Piątej hokage. Kiedy mija na ulicy Shikamaru, ten mamrocze coś, co podejrzanie brzmi jak: Biedny facet. 
Wszystko to sprawia, że Naruto czuje się bardzo nieswojo.
Kiedy wchodzi do budynku, Kakashi-sensei już na niego czeka i w ogóle nie wygląda na zaskoczonego jego niespodziewanym powrotem, a co gorsza, nawet nie pyta Naruto o misję. Chłopak nie jest do końca pewny, ale Kakashi mógł się nawet uśmiechać pod swoją maską, kiedy prowadził go do Piątej. Oczywiście, do tej pory, jedyną rzeczą, jaka powstrzymuje Uzumakiego od demolowania ścian jest przeczucie zbliżającej się śmierci…
— Ucięłam sobie z Sasuke małą pogawędkę — mówi Tsunade, machając dłonią.
Umysł Naruto automatycznie tłumaczy to jako /Przytrzymywałam go, kiedy ropucha tego zboczonego pustelnika rozdeptywała mu węża./
— Doszliśmy do porozumienia. /Prawie go zatłukliśmy na śmierć./
— Na czas rekonwalescencji… /Kiedy tylko wyjdzie z OIOMu.../
— …Sasuke zostanie z tobą. /…Sasuke zostanie ze mną./
Słowa łączą się z głośnym trzaskiem w jego uszach.
— CO?
— Oczywiście, jego czakra i sharingan pozostaną zapieczętowane — kontynuuje Tsunade, pozornie niezrażona faktem, że Naruto aż opluł się po usłyszeniu takiej nowiny. — Ufam, że uda ci się go utrzymać w ryzach.
— Ale-
— Anbu, rzecz jasna, nadal będą go obserwować. Na *tyle* to ja mu nie ufam.
— Ale-
— Sasuke wydawał się być entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. /Ale najpierw musieliśmy go potłuc prawie na śmierć./
— On mnie nienawidzi!
— Przejdzie mu. Obu wam przejdzie. — W słowach Tsunade przebrzmiewała czysta stal. — To jego ostatnia szansa, Naruto. Nie ma drugiego wyboru poza śmiercią. Albo z ręki kata, albo ze swojej własnej.
Jego usta zamykają się z głośnym kłapnięciem.
— No kurwa, to jest szantaż.
— Naprawdę? — Piąta sadowi się na krześle, pozwalając zawisnąć w powietrzu niewypowiedzianemu i patrzy na niego oczyma dużo starszymi niż cała ta forma młodej kobiety, którą wdziewa na co dzień. Po długiej chwili Naruto spuszcza wzrok i mocno się rumieni. Och, no tak. Nagle ma na języku tysiące pytań, a wszystkie rozpoczynające się od: „Jak?”
— Zawsze obserwowaliśmy tych, co opuścili wioskę, a szczególnie uważnie tych których Hunter Ninowie dosięgnąć nie mogli. Czasem bezpośrednio, a czasem pośrednio, dzięki shinobi z innych wiosek — pomrukuje Tsunade. — Sasuke jest jednym z nich.
— Och. — Nie chcąc spotkać wszystkowiedzącego wzroku Tsunade, szura sandałem po podłodze, czując jakby znowu miał dwanaście lat w miejsce swoich dwudziestu dwóch.
— Możesz odejść, Naruto — podsumowuje spotkanie Piąta. — Sasuke zostanie zwolniony do końca tygodnia, spodziewam się, że przyjdziesz go odebrać.
— Więc to na tyle? — Nawet on wie, że już czas przyznać się do porażki.
Krótki uśmiech wykrzywia jej pełne wargi:
— Czasami łatwiej nienawidzić.
— Mówisz o mnie, czy o Sasuke?
— A jak myślisz? — wzrusza ramionami.
Naruto nie odpowiada.
***
            Lisie demony to stworzenia terytorialne, Naruto uświadamia to sobie tego ranka, kiedy próbuje się wybudzić ze źle zapamiętanego, niespokojnego snu. Czakra Kyuubiego przesuwa się nerwowo pod jego skórą, jakby demon przewracał się tam na drugi bok, poszukując w jego brzuchu wygodnego miejsca na odpoczynek. Z domu dobiegają dźwięki poruszającego się Sasuke; zapewne przygotowuje śniadanie albo wymyśla kolejny sposób, w jaki mógłby go otruć.
Dziewięcioogoniasty wierci się niespokojnie za Pieczęcią.
— Przestań — mówi Naruto, szturchając znak. — Obaj nie lubimy go tak samo bardzo.
Teraz wyczuwa Sasuke przez cały czas. Bez chwili przerwy, nawet w czasie snu. Każdy z instynktów szlifowanych przez lata pościgu trzyma go przytomnego długo w noc, krzycząc w głębi umysłu: „Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, Sasuke!”. Świadomość, że Sasuke jest teraz tak groźny, jak ręcznik kąpielowy jakoś nie jest w stanie przekonać reszty Naruto.
Albo nawet ta jego świadomość nie jest tak do końca o tym przekonana.
Kiedy rano wychodzi z domu, Sasuke zostaje na miejscu. Poniewczasie, Naruto zastanawia się, co Uchiha robi wtedy, kiedy go nie ma w mieszkaniu. Raczej częściej niż rzadziej Uzumaki wraca wieczorem do pustego, ciemnego domu i znajduje Sasuke siedzącego w ogrodzie, ciągle w piżamie. Kiedy już zbierze się na odwagę i pyta, jak minął dzień, Sasuke zawsze odpowiada: „Myślałem.”
Może próbuje teraz nadrobić w myśleniu ten czas, kiedy najwyraźniej w ogóle przestał używać mózgu, uciekając do Orochimaru. Ale oczywiście nigdy nie mówi tego na głos, Naruto nie jest kompletnym idiotą. Poza tym, Sasuke ma charakter złośliwca oraz pełny dostęp do jego z trudem wygranego rocznego zapasu ramenu o smaku miso.
Inni ludzie też czasami przychodzą. Pomiędzy zadaniami Sakura przynosi swoje kulinarne sukcesy, oczywiście faworyzując Uchihę i dostarczając te naprawdę smaczne rzeczy wtedy, kiedy Naruto nie ma w mieszkaniu. Blondyn musi więc zadowalać się tylko resztkami swoich ulubionych słodkości.  
Co dziwne, regularnym gościem jest Shikamaru. On i Sasuke garbią się nad szachownicą, trzymając kubki z gorącą herbatą i mało się odzywając, co chyba jest dobrą rzeczą. Sasuke nie patrzy na bliznę przecinającą lewe oko Shikamaru — uprzejmość, którą wyrządził mu jego „udomowiony” wąż. Tak samo jak Shikamaru nie wyciąga na wierzch tego, że to Sasuke zastawił na niego pułapkę, gdy udawał się do Wioski Piasku, i zostawił potem na pewną śmierć na pustyni; bez wody czy jedzenia.
Kiedy, rzadką okazją, Naruto zostaje w domu na cały dzień, Sasuke zachowuje się jak duch, dryfując na samej krawędzi jego świadomości. Nie mówią do siebie dużo, głównie dlatego, że Sasuke bardzo stara się go unikać, a Naruto nie ma pojęcia, co powiedzieć. Normą są długie, niewygodne chwile ciszy przy stole w czasie posiłku. Bez żadnego niby wrogiego, szyderczego „kretyna” rzuconego dla rozładowania napięcia.
Pewnego dnia Naruto wraca do domu wcześniej niż zwykle i znajduje Sasuke skulonego w gałęziach wielkiego dębu rosnącego w ogrodzie. Nie wygląda jakby spał, ale jego oczy są półprzymknięte wobec jasnego blasku słońca. Cóż, równie dobrze mogę to mieć już za sobą. Naruto wspina się na drzewo, aż nie osiągnie poziomu wzroku Uchihy.
Sasuke — mówi, szturchając stopę chłopaka swoją własną.
Mrugając, Sasuke porusza się na gałęzi. Patrzy na Naruto nieokreślonym spojrzeniem; w jego oczach nieomal zagubienie.
— Naruto, co tutaj robisz…?
W jednej chwili to nieobecne spojrzenie znika i Sasuke wybucha kopniakiem w głowę Naruto ze swojego konaru. Nie spodziewał się tego — ledwo udaje mu się zablokować. Całe jego lewe ramię drętwieje od siły uderzenia.
— Jasny szlag! — krzyczy Naruto, złażąc z drzewa.
Podchodząc bliżej, Sasuke oblizuje usta, a jego dłonie układają pierwsze figury jutsu. Wtedy niespodziewanie zgina się wpół z ostrym sykiem bólu.
— Mam nadzieję, że to boli, Sasuke, ty dupku! — Naruto uświadamia sobie, że cały czas krzyczy. Czucie powoli wraca do jego ręki, ale ani nieustanny krzyk, ani odzywający się ból nie są dobrymi rzeczami. Za to przynajmniej jego przyspieszone leczenie weszło do gry. — Co z tobą? Chciałem tylko pogadać.
— Zapomniałem — wykrztusza z siebie Sasuke pomiędzy bolesnymi oddechami. — Zapomniałem-
„— że Itachi jest martwy.”
Sasuke się trzęsie. Może to przez rykoszet pieczęci nałożonej na jego czakrę, a może przez swoje własne wspomnienia — Naruto nie może powiedzieć na pewno. Pomału, jego oddech zwalnia i kuli się przy pniu drzewa, otulając piżamą swoją szczupłą postać.
— Przepraszam — mówi. Unika wzroku Naruto.
— Wracam do domu — w końcu stwierdza Naruto, odwracając wzrok. — Dzisiaj ja zrobię kolację.
Naruto więc czeka. Balansuje między paranoją a prawdziwym strachem, że Sasuke obudzi się któregoś ranka i uświadomi sobie, że Uchiha Sasuke z Ukrytego Liścia to tylko iluzja, którą ktoś narysował na twardej powierzchni rzeczywistości. Tamten Sasuke rozpłynął się dawno temu i żyje teraz tylko jako wspomnienie. A ten który sypia w jego domu i stołuje się u niego to inny Sasuke; ten z ostrymi kłami i niezawodnym instynktem zabójcy. Jest kilka rzeczy, których cofnąć nie można, nawet jeśli ma się najlepsze intencje na świecie.
Naruto więc czeka na ten dzień. Nie chce, żeby nadszedł, ale wie, że to tylko kwestia czasu.
***
— Próbujesz go zagłodzić na śmierć? — zauważa Sakura bez emocji, kiedy Sasuke staje przed nią ze zrezygnowaną miną na twarzy. — Sześć miesięcy i nadal żadnej poprawy..
— Ej! — protestuje Naruto. — Tak się składa, że ramen jest bardzo pożywny.
— Tylko jeśli dostajesz dodatkową energię od Dziewięcioogoniastego Lisiego Demona. — Przewraca oczami. — Obaj jesteście do niczego. Przygotowanie posiłków nie polega tylko na zalaniu klusek gorącą wodą.  
Przekopując swoją torbę z medykamentami, nadal kontynuuje strofowanie, ale — na szczęście — słowa są trochę przytłumione. Jest coś uwłaczającego w tym, że ta dwójka nie rozpoznałaby warzywa nawet gdyby do nich podeszło i walnęło po łbach.
Naruto i Sasuke wymieniają cierpiętnicze spojrzenia nad jej ramieniem.
Sakura wyłania się z jakimś narzędziem medycznych tortur w dłoni.
— No dobra, Sasuke — mówi radośnie — usiądź tam i zdejmij koszulkę.
— EJ!! — wydziera się Naruto. — A Lee to o tym wie?!!
— Niedawno się dowiedział — wykonuje uspokajający ruch. — Myślisz, że dlaczego ty tu jesteś?
— Och. — Uspokaja się, zakładając ręce na ramiona. — Biedaczysko.
Mimo że wcale nie chciał tego przyznawać — Sakura ma rację. Sasuke wygląda jak worek kości. Zupełnie inaczej niż Naruto, który podrósł w okresie dojrzewania i Sakura, która wyrobiła sobie biust (chociaż Uzumaki podejrzewa, że Tsunade musiała się z nią podzielić kilkoma sekretami na ten temat); Sasuke jest głowę niższy od blondyna i ciągle wygląda tak, jakby silniejszy powiew wiatru miał go porwać.
— Wdech, wydech, powoli. Jeszcze raz.
To co słyszy musi się jej podobać, bo uśmiecha się i kiwa głową:
— Płuca czyste. — Poszturchuje go jeszcze kilka razy; Naruto podejrzewa, że nie wszystkie z tych dotyków były konieczne z medycznego punktu widzenia. — Jak idą ćwiczenia?
Sasuke wzrusza ramionami:
— Robię je.
— Coś cię boli?
Powolne pokręcenie głową:
— Nie.
— A co z pieczęciami?
— Nic się nie zmieniło. — Sasuke patrzy na niego, a niepokój delikatnie migocze w jego oczach. Odwraca głowę.
— Zmieniło się, Naruto?
— Umm… no. — Z grymasem na ustach gapi się na tył tej ciemnej głowy ze sterczącymi włosami. — Dopóki pieczęć każe ci siedzieć cicho i nie robić żadnych szkód, to nie ma problemu.
— Tak — mówi Sasuke z dziwnym, porozumiewawczym śmiechem. — Cicho i bez szkód. Tak długo, jak pieczęć mnie trzyma.
W ciszy, Naruto patrzy na niego tylko.
Tej nocy, po kolejnej satysfakcjonującej kolacji złożonej z ramenu, Naruto decyduje, że pójdzie spać wcześniej. Gdzieś między jego drugą a trzecią miską, Sasuke oddryfowuje od stołu, żeby sobie pospiskować, czy co on tam robi, kiedy Naruto nie ma pobliżu. Nie żeby się martwił — Anbu obserwują Sasuke podczas jego nieobecności. A pewnego dnia, okazawszy wielką wytrwałość i męstwo, Naruto zmiażdży ten cieniutki głosik z tyłu głowy, który mówi, że Sasuke — nawet bez sharingana i czakry — zna kroki tego tańca lepiej od konoszańskich Anbu.
Jego zmysły wyczuwają Sasuke, jeszcze zanim słabe puknięcie uderza w drzwi do jego pokoju.
— Ej — gdera, otwierając przesuwne drzwi — niektórzy muszą jutro wstać wcześń-mmph!
Usta Sasuke nakrywają jego; delikatne, wilgotne i chętne. Może zdołałby jakoś zebrać się w sobie i zaprotestować przeciwko tej jednej napaści, ale jedna z dłoni Sasuke już zajmuje się jego ubraniami. Rozpina zamki błyskawiczne, guziki i ociera dłonią krocze jego spodni; aż oczy mu zezują z wrażenia.
— To… — wykrztusza słabo; ledwo udaje mu się myśleć, kiedy prawie cała krew już odpłynęła ku tej dolnej części ciała. — To nie jest dobry pomysł.
— Zamknij się. — Zęby są okej, niewyraźnie decyduje Naruto.
Sasuke chwyta jego nogę nad kostką i nie tak znowu delikatnie popycha go na ziemię. Nie daje wystarczająco dużo czasu, by mógł złapać oddech; od razu wspina się na niego — jak zawsze, wygodnicki drapieżca. Umieszczając kolano na jednym barku i przyszpilając dłonią drugi, Sasuke uśmiecha się do niego, pochylając głowę — zęby wyszczerzone, jakby chciał go pożreć.
— Zamierzam cię posiąść — mruczy nisko, przesuwając się i pochylając, aby uszczypnąć krawędź ucha Naruto. — Pytanie brzmi; czy mi pozwolisz?
Sucho w ustach — Naruto gapi się na niego.
Wygląda tak blado i martwo w przyciemnionym świetle w pokoju — perfekcyjny zabójca, człowiek tak wybrakowany, że nie można go już zreperować. Szata ześlizguje się z ramion, które są zbyt chude. Oczy które są zbyt szkliste i rozgorączkowane i uśmiech, który obiecuje tylko krew i ból, nic więcej. To szaleństwo, najstraszniejszy, najbardziej wstrząsający rodzaj obłędu. Naruto powinien wywinąć się z jego uścisku, unieruchomić, zawołać Anbu i Tsunade. Powinien, mógł, ale jednak nie…
— Tak — dyszy, a potem zamyka oczy, aby nie patrzeć na tryumfujący uśmiech na ustach Sasuke.

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    A.... Tłumaczenie perfekcyjne - czyta mi sie niezwykle wręcz przyjemnie i lekko, już drugi rozdział mi leci tak szybko. Żadnych porypanych złożeń, żadnych zmian czasu, żadnych dziwnych rzeczy, no ideał.Ty talenciaro cholerna, loff ciebie! : D

    Chociaż tutaj bardziej należą sie oklaski autorce, a nie tobie, ale... jak ja lubie te scenę z rozmową z Tsunade! *w* Ten humor tych narutowych tłumaczeń, a potem nagle powaga sytuacji i to wprowadzona tak nagle, że pamiętam za pierwszym razem mnie zmroziło. Bo w miarę luźna rozmowa, a tutaj - albo Sasuke się zmienia, albo ucinamy mu łeb.
    I to z "Naruto więc czeka...". Świetne. No i oczywiście to pełne ugody poddanie się Sasuke. :) Nie dziwne, że ten ff na wszelkich top listach zajmuje wysokie miejsca (w anglojęzycznym fandomie) - jest też zdecydowanie jednym z moich ulubionych i nie wspominając już, że jest tak dobrze napisany.

    No nic: kissy od kasicy!

    ~kasica, 2012-01-17 17:23

    OdpowiedzUsuń