Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

środa, 17 marca 2010

"Chwila bez cienia" Rozdział 3 (SasuNaru)

W celu napisania ładnego harda, chciałam wstawić w tło piosenkę. Niestety,  zbyt wielu starych polskich piosenek nie słucham i nie znam - spróbowałam jednak napisać coś, co fragmentarycznie mogłoby nią być (tyko mogłoby, bo talentu lirycznego to u mnie znaleźć nie sposób). Innymi słowy, wybaczcie grafomanię.
Rozdział 3
Rana zasklepiała się praktycznie na moich oczach.
Gdy pomarańczowy poblask techniki zgasł, odczuwałem tylko dość nieprzyjemne kłucie w świeżo (i w wielkim przyspieszeniu) namnożonych komórkach. Co prawda zastosowanie techniki leczącej w tym wypadku nie dało natychmiastowego, genialnego rezultatu, ale byłem pewny, że teraz to już tylko kwestia kilku godzin — bo czakra Lisa wciąż płynęła w moim organizmie, naprawiając szkody.
Z pomocą Naruto założyłem bandaż na wciąż (było nie było) uszkodzone miejsce i wreszcie mogłem w pełni odziać swoje nagie, zmarznięte ciało. W pomieszczeniu było dość wilgotno i chłodno, więc długawe leżenie praktycznie bez żadnego ruchu trochę dało mi w kość.
— Skończone — westchnął Naruto, odsuwając się ode mnie.
Było tak ciemno, że miałem wrażenie, jakby ciemny atrament rozlał się na świat i ściekając z nieba wraz ze deszczem, pogrążył wszystko w mroku. W ciemności trzasnęła zapałka i rozedrgany płomień oświetlił najpierw twarz Naruto, a później swoimi parzącymi ramionami objął knoty kilku świeczek — pomieszczenie trochę się rozjaśniło.
Dostrzegłem, że z twarzy Naruto biło zmęczenie tak wielkie, że prawie rażące jak światło jarzeniówki, której niestety w pokoju nie było
— Matko! — wykrzyknąłem bezwiednie — kiedy ty ostatnio wyspałeś?
— Spytaj raczej, kiedy ja ostatnio w ogóle spałem. — Na palniku wylądował czajnik, a w kubku kilka solidnych łyżek mielonej kawy.
— Będziesz pił kawę? Teraz? — zapytałem, obserwując jak Naruto trzęsą się ręce, gdy kładzie kubek z kawą na niewielkim fragmencie wolnego stolika obok maszyny do pisania. — Nie pociągniesz tak długo…
— Zamknij się, Sasuke, nie ty jesteś od mówienia, co ja mam robić — mruknął, włączając małe, przenośne radio na baterie i upijając łyk napoju. Skrzywił się, mrucząc pod nosem: — No tak, cukru to ja nie mam.
— Ale w każdym razie, Sasuke — kontynuował — Chwilowo i tak nie mam gdzie spać. Jedyne łóżko zajmujesz ty, a materaca kupować mi się nie opłacało. Jakoś przetrzymam, no i raczej nie powinienem teraz spać. Muszę… — zagapił się w swoje wyraźnie trzęsące się ręce; ciemny, gorący płyn falował nieregularnie w naczyniu. — Muszę się chyba uspokoić. A dokładniej mówiąc, nie tyle siebie co Kyuubiego. Bo wiesz, może dla ciebie wyglądało to jak zwykła technika, ale dla mnie powiedzieć, że była wyjątkowo męcząca i trudna to trochę duże niedopowiedzenie.
— Zamierzasz więc medytować? Energia zen, jakieś ying yang i takie tam?
— Medytacja, nie, chyba nie. Tak szczerze mówiąc, to mam ochotę coś rozwalić… Wiesz — zawiesił na chwilę głos — to jest w mięśniach. Czuję to tuż pod skórą, głębokość dwóch milimetrów w porywach do trzech. Jakbym był zawodnikiem gotowym do startu, już od tak dawna gotowym do biegu, ale komenda rozpoczęcia wciąż nie następuje, bo ja na to nie pozwalam. I moje ciało mnie nagli wraz z czymś siedzącym w środku każdego mięśnia. Czuję Kyuubiego wewnątrz bardzo wyraźne i jego szept też. On jest bardziej rozpoznawalny dotykowo, niż słuchowo. A może tak właściwie nie szept. Coś jak pragnienie, żądza niszczenia i choć wiem, że nie jest ona moja, to po prostu tak bardzo chcę dać jej upust!
— Sharingan nie pomógł?
— Nie wiem — odparł szczerze — to pierwszy raz, kiedy robiłem coś takiego.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Naruto siorbnął głośno kilka razy, a stare hity z radia brzmiały w przestrzeni. Ja zastanawiałem się nad moimi kolejnymi posunięciami, mającymi wyprowadzić mnie z tego pokoju na zewnątrz. Na zmoczony deszczem świat bezksiężycowej nocy, na prostą ścieżkę ku spełnieniu moich wielu ambicji. Sasuke Uchiha już niedługo będąc w pełni sił, ujawni swoją obecność na arenie walk pomiędzy feudałami i zdobędzie tytuł otokage, a później całą resztę pozostałych godności.
— Zwolnię łóżko — odezwałem się, przerywając jakiemuś dawnemu piosenkarzowi przeciąganie „a” we frazie: „Wciąż twoje stare kasety w szafie mam”. — Naruto, nie chcę być ci niczego winny. Pieniądze oddam ci, jak tylko będę mógł…
— Zwariowałeś?! Jesteś w złym stanie — zeskoczył ze stołka, rozlewając kawę na porozrzucane na stoliku papierzyska. — I tylko mi nie mów, że to nie jest zły stan, Sasuke! Powinieneś leżeć i zdrowieć! A ty…
Chyba go olśniło, bo ucho kubka ścisnął w dłoni tak mocno, że usłyszałem trzask. Porcelana, wypalana glina, czy z czegokolwiek wykonane było naczynie, raczej nie wytrzymało dobrze zetknięcia z siłą jego dłoni.
— Ty… Sasuke, ty chcesz stąd uciec?
Jedna z moich kart została odkryta, cholera.
— Po prostu się martwię — burknąłem, odwracając wzrok, by uwiarygodnić kłamstwo.
Naruto jednym skokiem dopadł do łóżka i przygwoździł mnie swoim ciężarem, siadając na moich udach. Jego oczy nadal miały ostry czerwony kolor, a znamiona na policzkach były wyraźniejsze niż kiedykolwiek przedtem.
— Nie pozwolę ci odejść, Sasuke! Razem wrócimy do…
— Jesteś egoistą, Naruto — powiedziałem, ale blondyn nie zwrócił uwagi na moje słowa. Pionowe źrenice wpatrywały się z wielką mocą w moje wargi i w tę krwistą rankę, którą poprzednim razem zrobił mi Uzumaki.
— …do… Konohy — dokończył kulawo, zagapiając się w moją twarz.
— Naruto? — By wywołać jakąś reakcję na zastygłej twarzy, dotknąłem jego szczęki.
Drgnął nagle i w silnym uścisku złapał moje nadgarstki, odciągając je w górę, za głowę. Po raz kolejny pocałował mnie, ale ten raz był inny. Jego wargi i język wsuwający się w moje usta był gorzki jak kawa, którą pił przed kilkoma minutami; gorzki i zdecydowany. Zęby kliknęły o siebie, gdy zrezygnował z pocałunku francuskiego na rzecz ssania mojej dolnej wargi oraz tego niezwykle interesującego go rozcięcia.
— H-hej, Naruto? — zacząłem, próbując uwolnić moje skrepowane dłonie — To Lis, tak?
— Nie — odparł, schodząc językiem na szyję i gryząc w obojczyk. — To ciągle i nieprzerwanie ja, Sasuke, więc kochaj się ze mną.
Czułem jego wilgotny język na ścięgnach mojej szyi. No dobrze, okej, skoro on tak bardzo tego chce… Brnijmy więc dalej.
— Puść moje ręce, Naruto. — Uścisk dodatkowo się wzmógł. — Cholera, puszczaj! Jeśli myślisz, że będę tylko leżał jak kłoda drewna, to się mylisz!
Szarpnąłem się raz jeszcze i w końcu mogłem zmienić swoje położenie. Zauważyłem, że radio w tle zmieniło swój repertuar i zamiast smętnych zawodzeń tenorów, rozlegał się teraz wysoki kobiecy głos o nieco egzotycznym brzmieniu w towarzystwie saksofonu i kilku innych instrumentów. Piosenka była beznadziejnie ckliwa i kiepska.
…A czerwone są twoje usta jak pożar, który trawi nas dwoje w tę noc.
Czyż nie urodziliśmy się w końcu po to, by tańczyć w nieskończoność?
Nie, nie urodziliśmy się tylko po to. Są przecież ważniejsze rzeczy chciałem odpowiedzieć, ale mimo wszystko miałem ciekawsze zajęcie, niż słuchanie wycia jakiejś kobiety o tym jakże piękna i cudowna jest miłość.
Miłość przecież nie istnieje, a coś co nie istnieje nie jest piękne, bo tego po prostu nie ma. Znaczy, może być piękne, ale tylko w taki sposób, jak piękna może być utopia lub idea Raju. Ale żeby pisać o tym piosenki? Głupota.
Ubrania Naruto zostały już zrzucone na ziemię, moje własne (tak niedawno założone) poszły za ich przykładem i zwijając się w niechlujne fałdy, legły na podłodze.
…Czerwień namiętna lepka, gorąca spływa białością po moich udach.
Poznaliśmy siebie dotykiem na zakręcie życiowym,
Pozostańmy więc sekundę dłużej na tej dwubarwnej fotografii.
Słodkość śpiewu piosenkarki zdawała się oblepiać moje ciało i w krótkim czasie mógłby zacząć z niego spływać lukier wraz z kropelkami potu. Jej głos był przeokropnie, mdląco cukierkowy i w poszukiwaniu antidotum na ten piekielny smak, odkryłem w pobliżu rozchylone usta Naruto. Skorzystałem i gorycz jego warg, na chwilę zagłuszyła cukierkowość utworu i przywróciła normalny smak aktualnej chwili.
Naruto westchnął urywanie, gdy przy pomocy dłoni ocierałem o siebie nasze przyrodzenia. Ruchy ręki starałem się wyprowadzać coraz szybciej, by ciepło ogarniające moje podbrzusze rozlało się w końcu po całym ciele.
Usta blondyna zyskały całkiem interesujący ciemnoczerwony kolor. Nasze cienie zatańczyły ciemnymi konturami na morelowej ścianie — płomienie świeczek pod wpływem ruchów powietrza drgały, rzucając miękkie światło na nasze znajdujące się bardzo blisko siebie ciała.
Obraz, który miałem przed oczami nie był jednolity, im bardziej Naruto wiercił się pod dotykiem moich palców, tym ciekawsze cienie i półtony udawało mi się obserwować — skośne wgłębienia przy kościach żeber, spiralny wzór pieczęci tuż poniżej czarnej plamy pępka na opalonym brzuchu…
— Kocham cię, Sasukeee — wyjęczał, gdy śledząc z zainteresowaniem ścieżkę zjawiskowych półcieni, ścisnąłem lekko jego jądra.
Czy mi coś powiesz, czy powiesz mi?
Czy rzekniesz słówko, czy kochasz mnie?
Czy czerwień zblednie, czy niknie już?
— Naruto, jeśli chciałeś, żebym cię po prostu przeleciał, wystarczyło tylko zapytać. Nie trzeba było robić tej całej szopki. Bo mnie jakoś specjalnie nie robi różnicy, kto tak właściwie leży pode mną — stwierdziłem, wkładając dwa palce nagle i głęboko w jego odbyt. Skrzywił się z bólu, a mięśnie spazmatycznie zacisnęły się wokół moich poruszających się posuwistym ruchem palców. — Kobieta, mężczyzna… Rzecz i tak sprowadza się do tego samego, a szczegóły nie grają większej roli.
Jedną ze swoich rąk Naruto uderzył mnie w twarz. Tak mocno, że poczułem, jak zęby zgrzytają o siebie i żelazista krew wypełnia mi usta — musiałem splunąć na podłogę. Taka dobra krew AB Rh+, a marnuje się w ten sposób… Lewy policzek zaczął mnie piec, gdy krew z naczynek włosowatych wypełniła odcisk jego pięści.
— To było żałosne, Sasuke. — Łzy pojawiły się w jego oczach; czerwień tęczówek powoli znikała, przechodząc na obrzeżach w błękit tak jasny jak letnie bezchmurne niebo. — Czasem naprawdę ci współczuję, jest mi ciebie po prostu żal, bo wiem, że ty nie myślisz w ten sposób, że jesteś inny.
— Złudzenia to jednak piękna rzecz, a dla niektórych jak widać,  również sposób na życie — skwitowałem i jak najszybciej mogłem doskoczyłem do szafy i z jej dna wyszperałem niewielkie opakowanie ukrytych tam prezerwatyw, które odnalazłem dzisiaj rano. — Obróć się, nie chcę sobie już niczego porobić z raną.
Spojrzał z pewnego rodzaju bólem w oczach i rozczarowaniem, ale zrobił to, co do niego należało. Bo pewnych rzeczy, takich jak erekcja pulsująca nagląco w dole twojego brzucha, po prostu zignorować nie można i nawet nie należy, bo to niezdrowe.
Rozerwana granatowa folijka opadła bezdźwięcznie, ale szybko na ziemię.
Ranek o skrzydłach złotych jak marzenie świeci mi w oczy, a ja zadręczam się;
Czy klucz srebrzysty mych łez coś znaczy dla ciebie?

Czy przyjdziesz znowu, kochany mój?
„Kochany mój” zyskało bardzo dramatyczny, wibrujący wydźwięk zakończony wysoką nutą.  Jeżeli chodzi o mnie, to „kochany” nie planuje w najbliższej przyszłości kolejnej wizyty w konoszańskiej wartowni — prawdopodobnie już niedługo nie będzie kogo tutaj odwiedzać.
Krągłe pośladki wypiął w moją stronę, a ja bez wszelkich zbędnych działań, wszedłem w niego jednym, mocnym pchnięciem i ruchy takie kontynuowałem przez dłuższą chwilę. Krzyknął, opadając na ugięte łokcie.
Bo ty już znikasz, a wraz z tobą noc traci blask.
Twój pocałunek rozpływa się, płonąc.
Na moich ustach tylko zimnej wódki smak.
Jego ciało zadrżało, gdy złapałem jego pośladki i rozchyliłem bardziej, żeby dostać się głębiej.
— Aaah! Ummh — Naruto stęknął i zagryzł poduszkę w swoich zębach, nie chcąc pozwolić sobie na spontaniczne i głośne wyrażenie swojego aktualnego stanu fizycznego. Wierzgnął głową, gdy złapałem za trzon jego penisa, pocierając jego dość wilgotny czubek. Oddychał szybko i spływające mu z ust jęknięcia tłumił już tylko samą siłą woli.
Proszę, zamknij drzwi i zatańczmy razem jeszcze raz.
Zamknij drzwi i przetańczmy całą wieczność w tę jedyną noc.
Jeszcze jeden raz…
Gorąca sperma wytrysnęła, plamiąc kilka z moich palców. Krótko po nim i będąc nadal w nim, doszedłem ja sam. Gdy tylko czerwony poblask zniknął i moje pole widzenia ponownie się wyklarowało, rzuciłem znajdującym się na ziemi sandałem, trafiając idealnie w radioodbiornik. Tacka na baterie otworzyła się, gdy urządzenie upadło z trzaskiem na ziemię i akumulatorki potoczyły się po podłodze. Kilka świeczek znajdujących się w pobliżu zgasło, została tylko jedna jeszcze zapalona — na parapecie.
Więcej głupkowatych piosenek słuchać nie zamierzałem.
Ani ja, ani on nie chcieliśmy ruszać się z rozgrzanego przez nas wąskiego łóżka. Co zmuszało mnie do leżenia bardzo blisko Naruto, mając za plecami chłodną ścianę wraz z oknem. Leżeliśmy, ale superwygodnie nie było.
— Ciasno — stwierdziłem jak gdyby nigdy nic, wyciągając rękę do przodu i starając się ją jakoś ułożyć, żeby nie leżała pod dziwnym kątem.
— No, ciasno — odpowiedział obojętnie Uzumaki, patrząc w przeciwległą ścianę z aneksem kuchennym.
— Niewygodnie mi.
— Taa, mnie też.
— Więc, Naruto, czy byłby to wielki problem, jeśli…
— Cholera no! — przerwał mi Naruto — Obejmij mnie! Nie pomieścimy się inaczej.
Z pewnym wahaniem jedna z rąk Naruto w pasie, a ten przycisnął się do mnie bliżej, odsuwając się od krawędzi materaca. Drugą przesunąłem na poduszkę powyżej jasnej głowy Uzumakiego.
— Nie wierzę, że spytałeś — prychnął. — Po tym wszystkim, co powiedziałeś przedtem, dziwię się, że jeszcze cię nie rozszarpałem.
— Spójrz na to z innej strony — odparłem sarkastycznie — dzięki mnie Kyuubi już siedzi sobie spokojnie, zamknięty na cztery spusty w tej twojej pieczęci.
Łokieć bezlitośnie wkłuł się w moje ciało.
— Hej! Uważaj na-
— Na bandaż, przecież doskonale wiem.
Cisza mogłaby być niepodzielną władczynią tej nocy — po raz kolejny zapadła między nami, bo w końcu o czym niby mieliśmy rozmawiać. O tym jak niewygodnie nam się leży?
Cichy oddech Naruto, poruszał jego klatkę piersiową i koc, owijający nasze ciała — góra i dół, góra i dół…
Chociaż, pomyślałem chwilę później, czemu by nie przerwać tego ciążącego na nas milczenia, kontynuacją głupich uwag na temat naszego obecnego położenia?
— Już nigdy w życiu nie chciałbym się znaleźć się w łóżku w jakiejkolwiek stróżówce. Za mało miejsca.
— Bo wiesz, to są łóżka jednoosobowe i nie ma wyjątków. — Głos Naruto stał się miększy i pozbawiony energii, chyba zaczynał zasypiać po tylu dniach pozbawionych snu. — A nas jest, jakby nie patrzeć, dwóch.
— Aha.
— Takie łóżka… — ziewnął się tylko do pieprzenia. Nic więcej, nic mniej, tylko do tego.
Głowa oparła się o moje wyciągnięte ramię, a prosta linia napiętych barków zmiękczyła się znacznie — zasnął. Ciepła skóra przyległa do mojego torsu.
Jeśli wierzyć słowom Uzumakiego, że nie spał przez te wszystkie dni, kiedy opiekował się moją, trawioną przez gorączkę osobą, to teraz role się odwróciły — co prawda nie miałem zamiaru opiekować się Naruto (a on sam żadnej opieki nie potrzebował), ale do rana nie zmrużyłem oka.
Myślałem, bo mojej przyszłości nie mogłem zostawić przypadkowemu zbiegowi losu, kolejności nieplanowanych zdarzeń czy chwilowej zachciance. Wymagała skrupulatnego rozplanowania i wybrania odpowiednich działań oraz przemyślenia w szczegółach ich konsekwencji.
A gdy wydawało mi się już wybrałem i jestem gotowy na to przedsięwzięcie, które ostatecznie odseparuje mnie od przeszłości, słońce wzeszło krwawą łuną na widnokręgu.
Cicho wywinąłem się z oplątanego wokół mnie prześcieradła i stanąłem nago na środku pokoju. Wpatrywałem się w unoszącą się na niebie coraz wyżej czerwoną kulę. Naruto przewrócił się na drugi bok, zajmując miejsce zwolnione przed chwilą przeze mnie. Z zadowolonym mruknięciem wtulił się w ulatujące z prześcieradła ciepło.
Zerwać się ze smyczy przeszłości. Ostatecznie odciąć się od dawnego mnie i dawnych błędów – myśli przebiegały mi przez głowę.
— Jednym z wielu moich błędów jesteś ty, Naruto. Błędów moich szczeniackich dni — rzekłem głośno, sięgając po zaostrzony kunai z futerału leżącego na ziemi w pobliżu jego spodni. — Ostatnio pytałeś, czy na serio mógłbym cię zabić, a ja myślę, że z wrodzonej grzeczności powinienem jednak dać tobie odpowiedź.
Deska pod moimi bosymi stopami nie zaskrzypiała, rozwalone radio nie włączyło się nagle z porannym programem piosenek na dzień dobry, nikt nie zapukał do drzwi, a ptaki nie ćwierkały w ogóle. Nic, oprócz mojego przyspieszonego podnieceniem oddechu nie zdołałoby obudzić zakopanego w pościeli Naruto.
Nic.
— Według mnie przyjaźń też się przedawnia, Naruto, jeśli byłbyś szczęśliwy z tego powodu, to mogę ci równie dobrze powiedzieć coś miłego na „do widzenia”.  Bo wiem, co chciałbyś usłyszeć.
Byłem już blisko łóżka i nieświadomie dla siebie samego zwolniłem krok. Chyba podświadomie pragnąłem, by wydarzyło się coś, co potrafiłoby jednak zmienić zaplanowany bieg wydarzeń.
— Kocham cię, Naruto — wypowiedziałem, całując delikatnie jego nieruchome ciepłe usta, a ręka z kunaiem zbliżyła się do jego krtani. — Żegnaj.
Słońce wyłaniające się z mglistej zasłony, zaświeciło prosto w moje oczy, oślepiając mnie na chwilę — wirtualna krew, czerwone odbicie na wypolerowanym metalu, uwidoczniła się na obu ostrzach trzymanych przez dwie męskie dłonie w tym pokoju. Pewne, zdecydowane i raczej tak naprawdę niechcące wykonać tego, do czego byłyby zmuszone za kilka sekund.
— Dzień dobry, Sasuke. — Niebieskie oczy otworzyły się jeszcze zanim zdołałem z mocą wbić w jego ciało sztylet. Równocześnie, nachylając się nad nim, poczułem zimno w okolicy brzucha. Moje źrenice rozszerzyły się w szoku.
Pozostaliśmy w tej statycznej pozie przez długą chwilę, kropelka potu z mojej skroni upadła na prześcieradło i wsiąkła w nie. Oczy Naruto mimo ogarniającej nas wszechobecnej czerwieni nie były takie. Były tak inne niż te wczorajsze, były niebieskie, cudowną niebieskością, którą znałem z moich dziecięcych lat. Wakacyjna beztroska, błękit nieba, słoneczny blask, chłodny wiatr i miękkość nieskoszonej trawy pod stopami — irracjonalnie takie skojarzenia przychodziły mi na myśl.
— Nie spałem, Sasuke. Mniej więcej od tego momentu, w którym mówiłeś o błędach młodości.
Zaschło mi w gardle, musiałem odchrząknąć.
— Wciąż jesteś młody, Sasuke, nawet jeśli chciałbyś być dojrzałym mężczyzną z wielkim życiowym doświadczeniem, pewnych rzeczy nie zmienisz — mówił Naruto — jeszcze wiele błędów popełnisz. Czy od każdego chcesz uciekać w ten najprostszy z możliwych sposobów?
— Czego ty ode mnie chcesz?! — wykrzyknąłem desperacko, mając dość jego analizy mojego postępowania.
— Być z tobą.
— Więc… — odetchnąłem drżąco; kunai wciąż dotykał swoją ostrą końcówką skóry na moim brzuchu. — Ty mnie kochasz tak naprawdę?
— Też mi to powiedziałeś.
— Ja kłamałem.
— A ja nie.
— Chcesz być ze mną… — powtórzyłem, zabierając ostrze z jego gardła. Usiadłem na skraju łóżka, obracając uchwyt noża między palcami. — Po co?
Pytanie zawisło w powietrzu, Uzumaki już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ja zacząłem pierwszy.
— Jestem kryminalistą i nie mam zamiaru się nawracać, w końcu mam jeszcze tyle do zrobienia, Naruto. Nie wrócę też do Konohy, rozumiesz? A jeśli nawet, to nie jako ten sam Uchiha Sasuke, jakim istniałem tam przedtem. Moje ambicje są dalekosiężne, nie pozwolę sobie na utratę okazji do ich spełnienia. Zostanę władcą absolutnym wszystkich krajów ninja, a gdy już będę miał w ręku wszystkie te polityczne sznureczki, zajmę się rozbiorem Akatsuki na części pierwsze. Zaszczuję Itachiego i dopadnę własnoręcznie w jakimś obskurnym zaułku, w którym będzie próbował się ukryć. I zabiję, zapierdolę ostatecznie, by ten chuj nie mógł zmartwychwstać i rozjebać życia innym ludziom.
— Mówiłeś szczerze? — zapytał Naruto, siadając jak ja na skraju łóżka. Jego błyszczące blond włosy ładnie kontrastowały z ciemną, opaloną cerą. Nieporządnie ułożone kosmyki, opadły na czoło tuż obok błękitnych oczu. — Sasuke?
— Tutaj nie kłamałem. Jestem mścicielem mojego prawie wymarłego rodu.
Westchnął, pocierając policzek nadgarstkiem.
— Czyli to oznacza, że muszę dokonać wyboru, prawda?
— Nie rozumiem.
— Żebyś ty też mnie kochał.
— Nie twierdzę, że kiedykolwiek cię pokocham, Naruto — parsknąłem. — Prędzej zostaniesz przeze mnie zabity. Możliwe, że w podobny sposób, jak dzisiaj rano miałeś zostać. Nie powinieneś zakochiwać się właśnie we mnie. Takie historie nie kończą się happy endem, nie weźmiemy ślubu, nie będziemy siebie codziennie zapewniać o miłości i nie będziemy sobie nosić śniadań do łóżka. Nie będziemy udawać, że zapomnieliśmy o swoich urodzinach, tylko po to, by wieczorem obdarować siebie wielkim bukietem czerwonych róż i kochać się przez całą noc, a nie byle jakie osiem minut jak dzisiaj. Następnym razem, i tutaj radzę ci jako twój dawny przyjaciel, rozważ wszystko dokładnie i nie zakochaj się w kimś takim jak ja.
— Pomyślę nad tym, Sasuke — odpowiedział, zagryzając wargę. — I nie popełnię takiego błędu, jak to nazwałeś przedtem, po raz drugi. Ale obawiam się, że już nic nie poradzę na to, co jest teraz.
Zszedłem z łóżka i odwinąłem bandaż. Zsunął  się z cichym szelestem, ocierając o moje nogi. Skóra pod usuniętą gazą była gładka i pozbawiona jakiejkolwiek blizny, czy innego znaku świadczącego o niedawnych obrażeniach.
— Spisałeś się, Naruto.
Moje wyczyszczone ubrania znalazłem w torbie w szafie, założyłem je z zadowoleniem stwierdzając, że każdy element mojego ekwipunku był na miejscu. Przypiąłem katanę do paska i odwróciłem się do Naruto, by pożegnać się z nim ostatecznie, ale już nie uśmiercając go. W końcu wszystko sobie wyjaśniliśmy — ja mam swoją drogę, a on ma swoją, w żadnym punkcie nasze życiowe ścieżki nie są styczne. Jeśli się spotkamy, to po dwóch różnych stronach barykady.
Twarz Naruto, którą miałem prosto przed sobą, była blada i zacięta.
— Ja… Ja pójdę z tobą, Sasuke.

***

Pożar trawił konoszańską stróżówkę wraz z jej ciasnym łóżkiem, nadającym się tylko do seksu i przenośnym radiem, grającym stare, gówno warte przeboje. Morelowe, zakurzone ściany stawały się czarne od kopcącego dymu i sadzy, a maszyna do pisania na płonących stołowych nóżkach zaczynała się topić — farba z przycisków wyparowała już dobrą minutę temu.
Zaaranżowaliśmy wszystko tak, aby wyglądało to na spięcie instalacji elektrycznej. Liczyliśmy na to, że nikomu nie będzie chciało się sprawdzać uważnie, czy rzeczy Naruto zachowały się w popiele i czy zwęglone ciało na pewno należy do niego.  Truchło zdechłego dość dawno w sidłach w pobliskim lesie dzika miało grać rolę tragicznie zmarłego Uzumakiego.
Jasność ognia była ogromna — a na jego tle nasze sylwetki, obserwujące pełgające po ścianach budynku języki ognia — mój katon jest techniką doprowadzoną do perfekcji.
Słońce w zenicie oświetlało nas pod kątem prostym, gdy powoli oddaliliśmy się od wartowni. Zenit, samo południe — chwila, w której cienia nie widać.
Cóż to jest za pora?, zmrużyłem oczy, starając się przypomnieć sobie pewne dawno zapomniane informacje.
Straszna, to właśnie o tej porze wychodzą przeróżne upiory, południce i nie pozwalają zwykłemu, prostemu chłopu pracować w polu. A Grecy o tej porze chyba składali ofiary i oddawali cześć swoim zmarłym.
Dość krwawa także, zważywszy na to, że już niedługo będę musiał się zmierzyć z kilkoma armiami, które wystawili możni, by przejąć przypisaną mnie władzę. Więc…
Zmarłym z przyszłości hołd składa Uchiha Sasuke.
end

wtorek, 9 marca 2010

"Chwila bez cienia" Rozdział 2 (SasuNaru)

Już przedtem napisałam, że politykę to ja ponaciągałam dość znacznie i stąd ten ogrooomny szacunek ludzi do Oro. Ale w dużej mierze chodziło mi raczej o to, że mieszkańcy Kraju Dźwięku po prostu nie chcą tych wszystkich walk o już wolny stołek władcy - na który z kolei chrapkę ma Sasuke.
Wiecie, coś jak: 'Było stabilnie, po co do cholery ktoś nas zdestabilizował??? Jeszcze wda nam się wojna domowa i gospodarkę szlag trafi, a przecież muszę za coś żyć. O, chwila, muszę w ogóle żyć, bo w wojnie domowej, to mnie mogą zabić.' :P
Poza tym przekleństwa (całkiem sporawo) i... rana Sasuke na biodrze jest umieszczona albo w cholernie dobrym, albo w cholernie złym miejscu ;) Tak sobie właśnie uświadomiłam, jak to pisałam...
Rozdział 2
Następnego dnia od rana padał deszcz. Widziałem jak szary krajobraz za oknem systematycznie  licznie padające kropelki dżdżu. Liście rozłożystego drzewa, które znajdowało się bardzo blisko okna przy łóżku były dość mocno szarpane wiatrem. Widziałem także, jak gęsto podłoga wartowni usiana jest błotnistymi odciskami sandałów Uzumakiego.
Nie było go, chociaż wszystko zostało na swoim miejscu — bielizna na zmianę rzucona chaotycznie na dnie szafy; maszyna do pisania na stoliku, którego nóżki pod wpływem ciężaru wygięły się znacznie oraz świeże warzywa w aneksie kuchennym. Jednak tych raportów, które pisał wczoraj przez większą część nocy, nie mogłem znaleźć nigdzie,
Strach ścisnął mi gardło — napisał w nich o mnie i poszedł je oddać dowództwu.
Skurwysyn! A ja mu zaufałem, a ja mu, kurwa, zaufałem, a on po znalezieniu pierwszej lepszej okazji, zaraz poleciał wydać mnie Konosze!
Mimo pewnych trudności, które sprawiało mi moje własne ciało, czym prędzej ubrałem się w jakieś rzeczy z szafy Naruto. Usłyszałem trzask klucza, przekręcanego w zamku i złapałem miecz akurat w porę, by wycelować go w krtań wchodzącego Uzumakiego.
— Ani drgnij! — krzyknąłem.
Uśmiech spełzł mu ze zmęczonej twarzy, a silny, pachnący deszczem wiatr, owiewał moje ramiona — drżały z zimna. Mimo to miecz nie poruszył się ani o milimetr — był gotowy do szybkiego zadania ciosu.
— Masz leżeć. Gorączka nadal nie spadła — oznajmił ozięble Naruto, prostując się na całą wysokość. Był wzrostem równy mnie.
— Zdradziłeś mnie — wysyczałem, starając się naładować chidori. Nie był to dobry pomysł, byłem zbyt osłabiony. — Po co przyszedłeś?! Tylko po to, by mnie zabić, tak? Jeśli masz jaja, to walcz, kurwa, jak przystało na mężczyznę! Twarzą w twarz, a nie jak panienka, spiskując gdzieś na boku!!!
— To nie tak. Gdybym chciał to zrobić, nie ratowałbym cię przecież.
— Jak nie tak, jak nie tak! — Zdenerwowanie, adrenalina i wszelkie możliwe emocje, które mną targały znalazły ujście w moich krzykach. — Ale wiedz, Naruto, możesz próbować mnie zabić. Tak, czemu, kurwa, nie, ale musisz też wiedzieć, że ja i tak zabiję cię pierwszy. Mogę ci to obiecać!
— Czyżby? — Foliówka, którą trzymał do tej pory upadła na podłogę. Plastikowe pojemniki z lekarstwami potoczyły się po podłodze.
Czyżby?

zadźwięczało
 mi w uszach, gdy jego dłoń ścisnęła klingę, odsuwając sztych od gardła
Czyżby?

dłoń przesuwała się bliżej rękojeści, a ostrze zagłębiało się w mięso i krew skapywała na podłogę, mieszając się z błotem
Czyżby?
Katana wypadła z moich rąk, uderzając o podłogę, a ja znalazłem się tuż przy niej na kolanach. Chidori na końcówkach moich palców zasyczało, błyskając żałośnie i ostatecznie zgasło, zostawiając mnie kompletnie zużytego i bezużytecznego.
Taak, Uzumaki, teraz właśnie masz pieprzoną szansę, której w życiu byś nie dostał, gdybyśmy walczyli jak równy z równym. Teraz mnie zabij i ciesz się z sukcesu zapierdolenia nukenina, który zburzył ład w Kraju Dźwięku. Pokój należy chronić przede wszystkim, prawda? Co tam jeden zdrajca, po prostu zabij mnie i zostań tym jebanym hokage, jeśli to sprawi ci radość. Chyba tego zawsze chciałeś, no nie?
— Zabiłbyś mnie, Sasuke? — przybliżył się, kopiąc miecz pod ścianę, bym już w żaden sposób nie mógł go dosięgnąć. Szarpnąłem się jeszcze w kierunku obracającego się srebrzystego ostrza, ale ono walnęło w ścianę; było za daleko. Kurwa mać.
— Naprawdę byś to zrobił? Czy ja… Sasuke, czy ja dla ciebie nie znaczę kompletnie nic? — Jego szept brzmiał zaskakująco miękko i mimo woli wtargał do uszu, nie chcąc ich opuścić. Otulał i dusił; zgniatał i pozwalał odetchnąć tylko urwanym, krótkim oddechem. — Czy to wszystko, co było przedtem, czy nasze więzi są nieważne?
Ręką z krwią cieknącą w rytmie tętna ubrudził mi koszulę i spodnie, pomagając wstać.
— Co ty… !!! — Ryknąłem jeszcze, próbując się wyrwać, ale Naruto był silny. Zbyt silny jak na moje aktualne standardy.
—To tylko leki — Ton jego głosu zmienił się, stał się dużo wyższy i bardziej niepewny. Przestał mnie przytłaczać, ale nadal gnieździł się wewnątrz mnie. — Dzisiaj specjalnie byłem je kupić, a w raportach nie było nic o tobie, Sasuke. Ja… nie mógłbym ci tego zrobić. Proszę cię, Sasuke, uwierz mi. — Jego ręce przygarnęły mnie do torsu, a twarz Uzumakiego na chwilę skryła się w moich włosach.
— Zostaw mnie — zgrzytnąłem zębami. — Puszczaj.
Ale Naruto nie puścił. Stał przy mnie i stał, a gdy minęła dłuższa chwila i poczułem, że emocje zaczęły trochę opadać, a wzburzenie przestało przesłaniać całe moje pole widzenia — wreszcie mnie zostawił.
— A teraz na łóżko, musisz się położyć. Temperatura chyba nadal jest dość wysoka.
Materac wygiął się pod moim ciężarem. Uzumaki spróbował ściągnąć mi koszulkę przez głowę, ale powstrzymałem go, w porę fukając, że sam potrafię to zrobić. Odepchnąłem też jego zbyt wszędobylskie dłonie, usilnie pragnące pomóc mi w przebieraniu.
— Nie mam trzech latek, Naruto, naprawdę już potrafię się sam rozbierać! — huknąłem, wchodząc pod koc — Mówiłeś, że masz leki. Więc mi je do cholery jasnej daj!
Krew z jego dłoni przestała już płynąć — Kyuubi był cholernie dobry jeśli chodzi o takie sprawy. Popiłem gorzkie tabletki przegotowaną wodą, której strużka przeciekła przez moje gardło zostawiając po sobie dziwnie piekące uczucie.
— Zjesz trochę zupy? — zapytał Uzumaki, stojący nad kuchenką gazową
Pokręciłem głową — nie mógłbym zjeść niczego i na szczęście głodny nie byłem.
— No nie! Oczywiście, że zjesz, Sasuke, nie ma innego wyboru — zaśmiał się, nalewając zupy na głęboki talerz — Tylko teraz masz dwa warianty: albo jesz sam, albo ja karmię cię na siłę, choćbym ci miał łyżkę wepchnąć do gardła. Nie pozwolę ci zdechnąć z głodu, co to to nie! A wieczorem zmienię ci opatrunek i zobaczymy jak się goi.

***

Jego silne dłonie delikatnie odwijały bandaż, skrywający moją głęboką ranę — gaza przykleiła się do niej, a ja syknąłem, gdy starał się go ostrożnie oderwać. Nie goiła się dobrze, tak jak ja kompletnie nagi na jego łóżku nie czułem się z tego powodu jakoś szczególnie zadowolony. Bez żadnej broni, przed gościem od którego jesteś zbyt zależny i który w każdej chwili mógłby obrócić się przeciwko tobie, gdyby nie kierował się jakąś głupią lojalnością do byłych przyjaciół i tym uczuciem, którego nazwę wymówił poprzedniej nocy.
— O w mordę — szepnął, widząc tworzące się „coś” na miejscu zranienia. Czerwona obwódka wokół lekko ropiejącego wgłębienia w rozszarpanej skórze. Rzecz, która nijak nie chciała się zagoić.
Strzyknął palcami dłoni, nie wiedząc za bardzo za co się wziąć. Rozciętą rano pięść ozdabiała teraz tylko cienka jasna blizna, która z pewnością do jutra zniknie zupełnie.
— Sasuke, musimy wezwać medyka. Gorączka trochę spadła, ale jak tak dalej pójdzie, to… No, szczęśliwego zakończenia nie przewiduję — przełknął ślinę, odchodząc na chwilę i przynosząc znaną mi już miskę razem z ręcznikiem.
— Ja znam tylko podstawowe pieczęcie lecznicze i nie sądzę, żebym sam mógł zrobić coś z twoim biodrem. Chyba, że urwał, przygryzając wargę i schodząc z materaca.
Nie patrzył na mnie i zmienił temat.
— Udało mi się zagotować tylko trochę wody. Zaraz się ściemni, więc musimy się pośpieszyć z myciem i bandażowaniem. Wiatr chyba zerwał trakcję, więc prądu raczej nie będzie.
— Nie dokończyłeś poprzedniego.
— Czego nie dokończyłem? — uśmiechnął się głupio, gdy wyżął ręcznik i podał mi, abym mógł się trochę obmyć.
— Skończyłeś na „chyba, że”.
Śledził uważnie każdy przeciągły ruch ręcznika na mojej skórze, a jego wzrok zdawał się przemierzać powtórnie wszystkie te mokre ślady, które pozostawiałem na moim ciele. Moja zmoczona skóra błyszczała w bladym świetle deszczowego wieczora.
— Co miałeś na myśli? — zapytałem.
— Kyuubi — westchnął. — Jeśli poproszę go o pomoc, to… myślę, że mogłoby zadziałać. Ale jest pewien haczyk, Sasuke, i wolałbym, żebyśmy jednak tego nie robili.
— A masz lepszy pomysł? Czy chcesz się mną opiekować, aż nie wda się zakażenie i nie da się już nic zrobić? — zapytałem, mocząc ręcznik w letniej już wodzie. Krople deszczu coraz mocniej uderzały o dach z blachy. — Możesz? — wyciągnąłem zwinięty, wilgotny materiał w jego stronę.
Prawdopodobnie wiedziałem, w jaką kabałę się pakuję, każąc facetowi, który czuje do mnie jednak coś więcej niż sentyment do starego przyjaciela umyć mi plecy. Podświadomie liczyłem jednak na to, że moje obnażone plecy będą moją kartą atutową w tych swego rodzaju negocjacjach o moje uzdrowienie i Uzumaki postanowi jednak użyć na mnie mocy Dziewięcioogoniastego.
W tym mogło być coś niewysłowienie erotycznego; ja — zupełnie nagi o prezencji zawsze atrakcyjnej dla kobiet i on — myjący mnie tak ostrożnie, by tylko nie urazić żadnej z ran obecnych na mojej skórze. Z pewnym zdziwieniem spostrzegłem, że delikatny dotyk jego dłoni jest przyjemny, a w okolicy moich bioder nawet w pewien sposób kusił mnie, żebym postarał się z tego wyciągnąć jak najwięcej. Nie chciałem z tego wyciągać niczego, ale miałem nadzieję, że i dla niego możliwość poobmacywania mnie jest również jakimś okropnie zmysłowym zdarzeniem.
Zimna woda spłynęła kilkoma grubymi strugami z mojej szyi na kark — poczułem na plecach gęsią skórkę. A woda ciekła w dół po linii kręgosłupa, między łopatkami dopóki palce Uzumakiego nie obtarły jej, przesyłając anormalne dreszcze przez całe moje ciało.
— Dobrze — wypowiedź Naruto podniosła wszystkie włoski na moim karku; szepnął mi prosto do ucha. — Zrobię to, Sasuke, zrobię to specjalnie dla ciebie.
Rzucił ręcznikiem prosto na moje uda. Plaśnięcie materiału o nagie ciało było głośne i spowodowało nagłe zachwianie rytmu oddechu, odczuwalnego na skórze mojej szyi.
— Wcześniej mówiłeś, że jest haczyk. A teraz tak nagle go po prostu nie ma i nie było od początku?
— Haczyk nadal jest, Sasuke, i to dość mocno zakrzywiony i ostry. Pieczęć z biegiem lat stała się słaba. Cieniuteńka jak kartka papieru i za każdym razem… Chyba to nie będzie ujmą na honorze, jeśli ci powiem, że boję się, że mogę stracić panowanie nad sobą i już nigdy go nie odzyskać? Że stanę się inkarnacją Lisa i jeśli jakimś cudem powrócę do zmysłów, będę się zachowywał jak gość po lobotomii?
Zaniemówiłem. Ot tak cisza wypełniła pokój otoczony słabnącą już ścianą deszczu.
— Jednakże mam nadzieję, że tym razem nie będziemy mieli pecha i nic takiego się nie stanie, no nie? — powiedział z udawanym entuzjazmem.
— Ja… — zacząłem — Ja przecież mam sharingan, przecież mogę po części kontrolować moc Kyuubiego.
Ale czułem, że zbladłem, gdy myślałem o lisim Uzumakim w morderczym szale, rozrywającym moje ciało na strzępy. Takie coś zdarzyć się nie może! Moja przyszłość zależy od Naruto i wytrzymałości jakiejś pieprzonej pieczęci, a to mi się nie podobało. W końcu ktoś, kto będzie władcą wszystkich krajów ninja nie może być zależny od kaprysów losu.
Ludzie mawiają: fortuna caeca est a skoro fortuna jest ślepa, to może jakoś uda nam się przemknąć niezauważonymi i bez żadnych szkód wykorzystać moc Kyuubiego. Mimo to nie sądziłem, że to była szansa jedna milion, raczej pół na pół — albo orzeł, albo reszka.
— Po części to i ja mogę go kontrolować, Sasuke. Ale tak — potwierdził — sharingan może okazać się dobrym zabezpieczeniem.
— Czy to wymaga jeszcze jakichś specjalnych przygotowań?
Zachichotał:
— Zależy co masz na myśli, mówiąc „specjalne przygotowania”… Bo jeśli chodzi ci o naćpanie się pseudoleczniczymi ziółkami i wykonywanie jakiegoś obłąkańczego tańca nago w świetle księżyca, to chyba się rozczarujesz. No i wiesz, dzisiaj za duże zachmurzenie, księżyca nie będzie widać.
Uzumaki robił to specjalnie, a mnie takie kiepskie, idiotyczne żarty nie śmieszyły w ogóle. Powinniśmy już zacząć! Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy i tym szybciej sobie stąd pójdę! Bo że jak tylko się uda, to stąd ucieknę i wreszcie urzeczywistnię moje ambicje, było więcej niż pewne.
— To są jakieś? — spytałem zdenerwowany.
— Nie ma. — Naruto wzruszył ramionami i pocałował mnie.
W usta. Oczywiście mój instynkt samozachowawczy kazał mi go odepchnąć, ale zanim to zrobiłem on już się ode mnie oderwał, uprzednio bardzo mocno gryząc mnie w dolną wargę.
— To… — Kropla krwi z rozciętej skóry na ustach ściekła mi na brodę. Wytarłem ją mokrym ręcznikiem. — Jak rozumiem to było konieczne.
— A powinno być? — zachichotał po raz wtóry — Bo ja naprawdę chciałem, żeby było — dodał poważnie.
Ach, Uzumaki, żarty są nie na miejscu. Pieprzona prawda też, szczególnie, że ja jestem tutaj jedyną osobą, która jest kompletnie naga, dość mocno ranna i coraz bardziej wkurzona.
No i on się przecież zgodził na wykorzystanie Kyuubiego. Zgodził się do cholery jasnej! A teraz wszystko opóźnia i chyba liczy, że się wycofam. Heh, nie ma szans — zrobię wszystko, ale nie to. Mimo wszystko wolę już spróbować czegoś obarczonego tak wielkim ryzykiem, niż być do końca zdanym na łaskę Naruto.
— Zaczynajmy — mruknąłem. W moich oczach błysnął karminowy sharingan.
Za oknem już zupełnie się ściemniło, a na opuszkach palców Uzumakiego pojawiły się niteczki jasnozielonej czakry, która po chwili ogarnęła całe jego dłonie aż do nadgarstków. Pośród miętowej zieleni zawirowały pomarańczowe plamy i czakra na ręce zajaśniała ostrym, oślepiającym blaskiem.
Oczy Naruto także stały się czerwone z pionowymi jak u kota źrenicami. Złapałem go za przegub, kontrolując przepływ jego energii.