Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

środa, 20 czerwca 2012

"Technicolor" Rozdział 2 (SasuNaruNeji)

Dobrrra, rozdział kolejny, trochę specyficzny i trochę inaczej przedstawiony, niż rozdział poprzedni, ale co tam. Tutaj uwaga - cała chmara wulgaryzmów i odniesień seksualnych. Ta część może również sprawiać wrażenie „wstępnej”, dlatego starałam się, żeby była w miarę krótka. Kolejne to już bardziej akcja i więcej konkretnych zdarzeń.
Rozdział drugi
Żyły mam otwarte i powoli do mnie dociera:
Jestem tak blisko piekła.

(Meine Venen liegen offen, langsam wird mir klar:
Die Hölle ist so nah.)
Mleko się rozlało. Krew z rozciętej dłoni spływała po butelce aż do bieli napoju, zostawiając za sobą początkowo ledwo tylko widzialny ślad czerwieni na szkle. Dobrą chwilę zajęło Nejiemu uświadomienie sobie, że naprawdę sekundę temu coś trzasnęło szklanym brzękiem i jego palce pokaleczyły się o ostre krawędzie.
Co jest z tobą, kretynie?!
Pół-stłuczoną butelkę wrzucił do zlewu, gdzie czerwieniejące mleko całkiem się rozlało. Neji wsadził dłoń pod kran i starał się obmyć ją w zimnej wodzie.
            — Butelka na mleko się stłukła — powiedział Neji sam do siebie. Znów sam do siebie. Cholera.
            Mleko, krew w mleku, krew w zlewie, krew na palcach… obrzydliwe. Chwycił za krawędź zlewu i zacisnął na niej mokre i zimne palce, wyciskając z ran więcej krwi. Spłynęła ona czym prędzej po stalowych ściankach i zmieszała się w komorze z pozostałym mlekiem, z lejącą się strumieniem mocnym jak wodospad zimną wodą. Przezroczystą, jasną, jak dawniejsze poranki.
            Ten, który bladł za okienną szybą, był mgliście biały. Jak to mleko.
Obrzydliwy, zauważył Neji nie do końca przytomnie. Obrzydliwy.


W klubie było ciemno, głośno i śmierdziało papierosami. Arabeski dymu wiły się pod sufitem, prześwietlone światłem umieszczonych na ścianach niebieskich neonów oraz reflektorów, które czasem oświetlały stoliki, zbłądziwszy z parkietu tanecznego. Białe, gęste smużki zdawały się tańczyć jakiś psychodeliczny taniec w tym drgającym, kolorowym świetle.
Neji nie lubił klubów.
Alkoholu także nie lubił, ale mimo to zamówił małe jasne piwo. Chyba po to tylko, żeby ten klubowy klimat siedzenia z przyjaciółmi jakoś się urzeczywistnił. Kufel stał teraz przed nim prawie nieruszony.
Siedząc przy tym stoliku, właściwie czuł się bardziej, jakby przeszkadzał Rockowi z Sakurą oraz Tenten i jej nowemu chłopakowi, którego imię jakoś od razu wyleciało mu z głowy, a nie jakby przyszedł tu, żeby się dobrze bawić. Prawdę mówiąc, o to „wylatywanie” z głowy wcale nie było tak trudno, jak weźmie się pod uwagę, że muzyka z głośników poumieszczanych na suficie grała stanowczo zbyt głośno, torturując bębenki w uszach. Co za koszmarne miejsce. Co go podkusiło, żeby jednak w końcu tutaj przyjść? Czy już naprawdę tak ciężko zostać w domu i siedzieć na tyłku w wolny wieczór?
Podwinął rękaw szarej koszuli i zerknął na zegarek. Jeszcze chwilę, niech będzie, że posiedzi tutaj jeszcze chwilę. Pogada na jakiś niezobowiązujący temat, o filmach powiedzmy, potem uda, że poszedł potańczyć, bo Lee nie da mu spokoju, jeśli Neji chociaż raz się dobrowolnie nie wybierze na parkiet, później może…
            Sakura nachyliła się w jego stronę i coś powiedziała, przerywając Nejiemu rozmyślania. Potem poprawiła różową grzywkę i patrzyła na niego, jakby oczekiwała odpowiedzi — nadal pochylona nad stolikiem mokrym od kufli z zimnym piwem.
Neji zmarszczył brwi.
            — Co? — prawie krzyknął, ktoś naprawdę za mocno podkręcił głośniki.
            — Pytałam — zaczęła tak samo głośno jak on przed chwilą — czemu jesteś taki smutny!
            — Nie jestem. — Neji wzruszył ramionami i przesunął wzrokiem po ścianach migotliwych od reflektorów. — Musi ci się wydawać przez to światło, jest okropne.
            — To może zatańczysz, hm? No chodź, cały czas tylko siedzisz i sobie coś poburkujesz od czasu do czasu, a to na pewno nie zależy od światła. Nie jestem idiotką.
            — Wiem, że nie jesteś idiotką, ale nie tańczę, przepraszam — odparł stanowczo Neji. — Za to obok ciebie siedzi ktoś, kto chętnie cię porwie na parkiet.
Sakura zrobiła dziwną minę, lecz kiedy Neji wygiął wargi w imitacji uśmiechu, która w tym zadymionym pomieszczeniu mogła wyglądać całkiem wiarygodnie, powiedziała tylko „okej” i już więcej nie zawracała mu głowy. Odwróciła się do rozanielonego Lee, powiedziała mu coś na ucho i po chwili razem odeszli na parkiet „pogibać się trochę”, jak to  ujął przeszczęśliwy chłopak.
Neji gapił się więc na bar, na neonowe napisy i proste świetliste obrazy powieszone na ścianach, na ludzi tańczących na parkiecie, na Sakurę i Lee wyczyniających tam naprawdę wariackie piruety i dym wznoszący się pod sufit. Kilkakrotnie ktoś uderzył go w plecy, raz pociągnął za włosy, a nawet klepnął po ramieniu, ale zmusił siebie do zignorowania tego. Musi być przez to, że jego krzesło jest ustawione przy przejściu, to nic szczególnego.
Spojrzał na zegarek, było pół do dziesiątej. Czas się zbierać, nie ma co tutaj dłużej przesiadywać. Hyuuga nie nadaje się do spotkań towarzyskich, właśnie to sobie udowodnił po raz kolejny.
            Wstał, chwytając pytające spojrzenie Tenten, która od pewnego czasu wtulała się w szyję swojego chłopaka i ani myślała się od niej oderwać na dłużej niż kilkanaście sekund.
            — Toaleta — wyjaśnił i odszedł od stolika.
            Ubikacja była najzwyklejsza w świecie, wyłożona niebieskawymi, gdzieniegdzie spękanymi płytkami, z długą wstęgą szarego, zmoczonego papieru toaletowego leżącą nieelegancko na środku pomieszczenia. Było tu trochę ciszej niż na sali, na której do tej pory siedział i chyba pusto, co było dziwne, bo spodziewał się raczej jakiegoś małego tłumu ludzi, w jednej części migdalącego się, a w drugiej szprycującego. Za dużo filmów obejrzałem, uznał.
Ale w tej toalecie również śmierdziało tak jak przy ich stoliku, tylko do papierosów doszła jeszcze woń trochę zatęchłego moczu — duszna i przykra. Neji zamrugał, przyzwyczajając się do jasnego światła świetlówki i przeszedł do pisuaru.
            Wśród dochodzących do toalety basów, usłyszał obok skrzypnięcie drzwi od kabiny, a potem pstryknięcie, może zapalniczki. Czyli jednak nie było pusto. Ten dym i hałas musiały całkowicie popsuć mu percepcję, że nie zauważył.
— Może miałbyś ochotę wymknąć się stąd na drinka?  — pytanie zostało zadane po krótkiej chwili milczenia, Neji musiał zostać najwyraźniej bardzo dokładnie zmierzony wzrokiem. Uch, więc nawet tutaj, w męskiej toalecie, ani chwili wytchnienia. A był już skłonny pomyśleć, że taka ubikacja to jakaś namiastka oazy spokoju…
Neji zapiął rozporek i skierował się ku umywalce, ignorując propozycję.
— Hyuuga — usłyszał znów. Nie było lustra, w męskich toaletach rzadko bywają lustra, więc musiał obrócić głowę, żeby otaksować mężczyznę nieprzychylnym spojrzeniem. Skąd on, u diabła, znał jego nazwisko? — Jak spodobałoby ci się pieprzyć się z prawdziwym ogierem? Niezapomnianą noc masz w cenie.
— Nie jestem zainteresowany — odparł, wycierając ręce o spodnie. Ręczników nie było, tylko pusta burobrązowa rolka.
Pierwszy raz widział na oczy tego mężczyznę — zbita, trochę muskularna sylwetka znaczyła tylko tyle, że mężczyzna był albo ninją, albo solidniej zajmował się sportem. Jak setki innych mężczyzn w Konosze, można powiedzieć. Słowa o niezapomnianej nocy świadczyły tylko o tym, że jest gejem czy kimś podobnym, jak co najmniej kilkunastu innych mężczyzn. Nie było w nim niczego wyjątkowego, Neji powinien go po prostu zlekceważyć. Może jest zwyczajnie zbyt podpity, żeby wiedzieć, czego nie powinien robić, a zdecydowanie nie powinien podrywać facetów w klubie, który nawet nie był klubem dla gejów — szczególniej, nie powinien przywalać się akurat do niego. Po prostu, bo nie.
— Pewnie masz fajną pałę — facet wyraził swoje przypuszczenie, nadal wisząc na skrzypiących drzwiach kabiny, otulony dymem z trzymanego w dłoni ćmika. — Chciałbym ci obciągnąć, wyssę cię do ostatniej kropli spermy w jajach — zapewnił z pijacką żarliwością i dał krok do przodu. Dym papierosowy ulatywał mu z ust i nozdrzy gęstą, siwą smugą. Wyglądał jakby płonął od wewnątrz.
— Potem wyrucham cię tak, że nie będziesz potrafił nawet pomyśleć o czymś innym, niż że chcesz jeszcze, że chcesz, żebym cię rżnął mocniej. Ten twój słodki tyłek… pewnie nie możesz się doczekać, aż wyrucham go moim wielkim twardym kutasem.
Neji poczuł, jakby ktoś dał mu w twarz. Samo słuchanie było uwłaczające.
— Nie.
Mężczyzna był już dość blisko, za blisko, zdecydowanie — już prawie miał objąć go w pasie, przyciągnąć jego biodra do własnych, ale Neji odwrócił się w czas, z ostrym kunaiem w dłoni.
— Chyba sobie żartujesz — wycedził, przyciskając nóż do gardła mężczyzny. Grdyka poruszyła się szybko. Wymięta fajka wypadła mu z ust i upadła na płytki.
— H-hej, spokojnie, nienerwowo. Wiem, że też jesteś gejem, więc pomyślałem, że co mi szkodzi spróbować, może się załapię, hahaha — zaśmiał się nerwowo, oblizując nagle spierzchnięte, blade wargi.
Basy z głównej sali klubu łupały Hyuudze w czaszce, czuł bicie serca w gardle, na czole jakby nagle wystąpił mu zimny pot.
Też jesteś gejem, załapię się…? Co, kurwa, skąd?
— Gówno mnie obchodzi, co pomyślałeś i co wiesz — powiedział. — Tylko mnie dotknij, skurwielu, a zobaczysz, co ci zrobię. Dotknij, a tę noc spędzisz na intensywnej terapii i to dopiero będą niezapomniane wrażenia.
Pet leżący na podłodze wciąż się dymił i Neji myślał, że zaraz albo zwariuje od tego smrodu, albo zwymiotuje. Podrzędnej jakości tytoń i stary mocz, ten zapach wżarty głęboko w fugi w męskiej ubikacji. Wyjść stąd, wyjść jak najszybciej!
— I lepiej już więcej nie myśl — dodał rozwścieczony. Mężczyzna łypnął jednym ze zdumionych brązowych oczu, był nieco od Hyuugi wyższy, ale to nie miało większego znaczenia.
— Czy… — zaczął jeszcze, ale Neji już nie wytrzymał i uderzył go w szczękę tak mocno, że ten zatoczył się na ścianę i gruchnął łbem o płytki.
…wyjść, wyjść, wyjść…
— Ty pojebie — jęknął mężczyzna, porwanymi, nieskoordynowanymi ruchami dotykając głowy i jednocześnie próbując wstać; nie wychodziło mu to, cały czas zjeżdżał po ścianie na podłogę. — Kurwa, ja pierdolę, mam rozharatany łeb!
— Jeszcze jedno pieprzone słowo — Neji wręcz trząsł z wściekłości — a rozetnę ci coś jeszcze, tym razem nożem. Gratis, skurwysynu.
Słowa nie było, tylko jęk i łzy pociekłe mimowolnie po opalonych policzkach, efekt wywołany uderzeniem. Neji wściekle zadeptał papierosa, szybko nacisnął klamkę i wyszedł, wciąż dygocząc z gniewu i adrenaliny, która krążyła w jego żyłach, napędzana przez bijące szaleńczo serce. Miał ochotę, naprawdę miał ochotę rozpruć gardło tego napaleńca, wrócić tam i je rozpruć! A potem rozgnieść tę cholerną fajkę na jego skórze! Czemu, ze wszystkich ludzi, akurat na niego musiał paść podryw w męskim kiblu!!!
I skąd w tobie nagle aż tyle agresji, Hyuuga? No skąd?, pomyślał Neji, biorąc głęboki oddech i próbując trochę się uspokoić — z miernym skutkiem. Sięgnął po kurtkę z wieszaka i szybko ją założył, kierując się do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele. Mało brakowało, to jedno słowo więcej, a facet leżałby całkiem obity na podłodze w toalecie. Na pewno by leżał, Neji był zbyt wściekły, by starać w tamtym momencie się opanować. Wiedział, że powinien, że to nie jest reakcja, jakiej spodziewano by się po ninji jego klasy, po ninji z takiego klanu, ale to…
Klepnął Lee w ramię:
— Źle się czuję, lepiej będzie, jak już pójdę do domu. Nie, nie musisz mnie odprowadzać, sam trafię. I dzięki, było naprawdę miło. Musimy to kiedyś powtórzyć.
Poprawienie kołnierza i wyjście na zewnątrz, w jaśniejący w nocy śnieg.
Białobłękitny, zimny śnieg.


Zatrzęsło go nagle, gdy owijał skaleczoną dłoń w bandaż.
Tak, obrzydliwe, jakie to wszystko było obrzydliwe.
Teraz takie było, bo przedtem raczej nigdy mu przez myśl nie przeszło, że rzeczywiście to, co ponad rok temu działo się między nim a Sasuke, było tak odpychające; że to tylko wysysanie ostatnich kropelek i rżnięcie do nieprzytomności. Czy ujęte w takie wulgarne słowa dopiero stanowiło o obrzydliwości i teraz właśnie, nad tym białym mlekiem, w końcu potrafił to dostrzec?
Wtedy nie było. Przed sobą nie musiał kłamać.
Teraz był rozstrojony nerwowo, rozdrażniony. Może przez tamten hałas, przez to że nawdychał się papierosowego dymu, dlatego tak go wzięło tej nocy. Dlatego groził tamtemu facetowi nożem. Dlatego przez całą noc nie mógł zasnąć i dzisiaj snuł się nieprzytomnie, tłukąc butelki i kalecząc dłonie.
Tak, to o to musi chodzić, uznał, zawiązując bandaż na kokardkę, która miała przytrzymać go na swoim miejscu. O rozstrojenie. I może o to, że nie powinien tam w ogóle iść. Przecież nie można sobie tak nagle z dnia na dzień naprawić życia jedną imprezą. Pogorszyć sobie nastrój za to można zawsze.
Neji, tak samo jak Hiashi, nie miał pojęcia, że słynny na całą wioskę wybuch gniewu głowy klanu Hyuuga mieć będzie taki efekt. Plotki, owszem, to, że od jakiegoś czasu Neji jest tematem numer jeden codziennych rozmów sąsiadek, naturalnie, wyklęcie z rodziny, jak najbardziej, ale… jakiś facet podwalający się do niego w męskim kiblu? I to jeszcze w taki sposób, jakby Neji miał się na to zgodzić, jakby… uch, jakby godził się na coś takiego już przedtem. Jak ten koleś mógł podejść do tego z taką pewnością? Co, co jeszcze o nim mówili?! Co oprócz tego, że jest homoseksualistą, że pozostaje w konflikcie z klanem Hyuuga?
Objął spojrzeniem bałagan wypełniający zlew i poczuł się jeszcze bardziej zmęczony niż był zaledwie chwilę temu.
Nie mógł tego tak naprawdę się dowiedzieć.
***
— Liczył się dla mnie najbardziej na świecie, nawet wtedy, kiedy mnie… Jak ciężko to teraz powiedzieć — kiedy mnie zdradzał. Uch, „liczył” powiedziałem…? Liczy się, nadal się liczy. Mimo wszystko.
(Wzrok przeniesiony na cukiernicę, białą zwykłą, najzwyklejszą — ten temat? Czemu pojawia się tak nagle, tak znikąd?)
— No bo na początku, jak to było po raz pierwszy… Chociaż ja myślę, że to wtedy to pierwszy raz, tak realnie, najprawdziwiej pierwszy z najpierwszych razów nie był, ale od tego momentu byłem tego świadomy. Tego że nasz związek nie jest różowy, nie jest nawet w połowie tak jasny, jak sobie myślałem, że jest; że to nie tak, że kochamy się głęboko i prawdziwie. Że moje do niego uczucie nie do końca jest odwzajemnione, a na pewno nie w ten sam sposób, ani w jakiś do niego podobny.
Pewnie nie powinienem o tym mówić, co nie, Neji, pewnie jestem niewrażliwy na twoje uczucia. Że teraz ja jestem niewrażliwy, pewnie wyjdzie na to. Bo wyjdzie, nie? Ale nawet jak wyjdzie, to będziesz siedział i nie powiesz nic na ten temat. Nie powiesz, prawda?
— … nie powiem.
(Słabe uniesienie kącików ust, nieobecne, jakby w gorączce, spojrzenie.)
— …chyba nie powinienem o tym z tobą rozmawiać…
(Bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.)
Ten facet był w sypialni, pierdolili się na łóżku, moim i Sasuke, naszym łóżku, na tym samym... Ach, przepraszam, Neji. Ja, wiesz, bo ja…
— Dobrze, mów. Nie przerywaj, skoro zacząłeś.
— …ja stałem. Stałem jak idiota w drzwiach i nie mogłem nic zrobić, ani mrugnąć, ani chrząknąć, jakoś się odezwać. Tylko patrzyłem, jak się rypią, jak Sasuke go za kark, chwyta za włosy, łapie za biod…-ra i…
Potem się tłumaczył, oczywiście, że się tłumaczył — jakby tam było co do wyjaśniania, jakbym nie widział na własne oczy, co to było. Jakbym był głupi, ślepy, głuchy — jakbym mu nie dorastał do pięt, nawet po tylu latach znajomości, przyjaźni i, kurwa, mojej miłości. Wiesz, jakie to straszne uczucie, Neji? Kiedy go widziałem wtedy na łóżku, kiedy stał przy mnie na korytarzu, obejmując za ramiona, żebym mu się aby nie wyrwał i żeby spokojnie mógł wcisnąć mi jakiś kit, ściśniętym od napięcia głosem, że to nie tak jak wyglądało, że sobie, że ja sobie… Myślałem, że to mi się śni, potem, że naprawdę musiało mi pomylić, że to nie mógł być Sasuke, nie mój Sasuke, nie on, jak on by mógł, przecież-
(Głęboki haust powietrza, połknięty nagle i powoli wypuszczony — trochę go to uspokoiło.)
Wybiegłem w końcu z domu. Nie mogłem znieść tego, że dotykał mnie tymi samymi dłońmi, którymi zaledwie przed chwilą ściskał fiuta tego faceta. Chciałem mu powiedzieć, żeby nie dotykał mnie już nigdy więcej, żeby sobie nie myślał, że ja i on, że to ma jeszcze jakąś przyszłość po tym, co zrobił, ale wtedy… wtedy przyszły te myśli. Przychodzą ciągle, przyszły i wtedy, kiedy wymioty podchodziły mi do gardła i rzygałem gdzieś pod płotem w jakimś zaułku — że nie chcę być sam. Chcę być z osobą, którą kocham, chcę kochać, chcę, żeby mnie kochano. Po prostu… to jak jakiś pieprzony imperatyw.
Myślę, że jestem zwyczajnie głupi i że tego zmienić się nie da.
***
Naruto raczej nie był zdziwiony żadnym ze swoich skojarzeń, które nachodziły go, gdy obserwował Saia. Kiedy budził się rano w łóżku obok niego, a ten jeszcze spał, nieruchomo, na plecach, z rękoma ułożonymi równo po bokach. Kiedy już obaj wstali i jedli śniadanie — czy to w biegu na kilka chwil przed misją, czy też bez pośpiechu, urlopowo, powolnym ruchem noża smarując grzanki masłem. Kiedy Sai rysował, a Naruto oglądał telewizję lub próbował coś przeczytać. W każdej z tych codziennych chwil Naruto nie mógł pozbyć się wrażenia, że Sai jest do Sasuke w pewien sposób podobny. Nie całkowicie oczywiście, ale podobieństwa były niezaprzeczalne i nie mógł ich zignorować.
Na pewno nie myślał o Saiu jako o Uchisze, ani nie uważał go za zastępstwo za nieobecnego, które miał tutaj na miejscu i mógł w razie potrzeby i chęci dotknąć palcem. Dotyki zresztą zdradzały, że ciepła blada skóra, że równie mocne mięśnie, że podobnie czarne włosy i szczupłe palce zwykle upaprane tuszem to mimo wszystko nie to samo.
Nie potrafiłby uznać go za falsyfikat, podróbę Sasuke, którą z wyrachowaniem godnym chyba tylko samego wspomnianego postawił w jego miejsce i z którą starał się udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Sai nie mógł być tylko równie pozbawioną emocji kopią Uchihy, bo oprócz podobieństw były też wyraźne różnice, ale tak — było im razem całkiem nieźle. Na tyle nieźle, na ile być mogło.
Dotyk Saia nie był tak elektryzujący jak Sasuke, usta tak nęcące, a seks całkiem inny — coś było tutaj nie tak, czegoś brakowało.
Sai tworzył nową rzeczywistość, był trochę namiastką tego samego, co dawał mu Sasuke, ale trochę też nie. Do takiego niejasnego wniosku dochodził Naruto i tutaj z reguły zaczynał się gubić, bo nie do końca wiedział, w którym miejscu postawić Saia, a w którym Sasuke i jak odnieść się do nich dwóch. Jak powinien? Co byłoby najlepszym, najbardziej poprawnym stanowiskiem, jakie mógłby zająć? Bo to że Sai nie był Sasuke w żadnym momencie codzienności jakoś nie czyniło dobrego argumentu, a ten jakoś cisnął mu się na usta — to, właśnie to było wyznacznikiem wszystkiego.
Zza półprzymkniętych oczu rzecz jasna Naruto mógłby sobie wyobrażać, że Sai jest Sasuke, ale na dłuższą metę coś takiego... sama myśl zresztą była okropna, jakby nie zrodziła się w jego głowie. Naruto w rzeczywistości nie potrafiłby się zdobyć na taką perfidię i hipokryzję. Ale póki Sai nie wymagał od Naruto praktycznie niczego, a już na pewno nie wyznań miłosnych (które nie przeszłyby Uzumakiemu przez gardło), mógł spróbować z nim tej dziwnej codzienności, a może kiedyś coś się zmieni. A może kiedyś da radę zapomnieć i zdecydować, że Sai powinien liczyć się dla niego najbardziej i jakoś to, kurna, zrealizować!
Póki co jednak pozostawały mu niedające się odepchnąć skojarzenia i nachalne porównania. Były idiotyczne, ale przychodziły ciągle i wciąż, nie blednąc.
To nie ty, Sai, to nie ty. Przecież to nie ty…
***
Po południu do Nejiego przyszła wiadomość. Gołąb zastukał w okno, przynosząc list schowany w zwoju z rodową pieczęcią jednego z najstarszych klanów Konohy. Jego klanu.
Hiashi napisał w nim, że życzy sobie spotkania z Nejim, tylko tyle, ale wystarczyło to, żeby Neji znów nie mógł zasnąć długo w noc. „Spotkanie” brzmiało niemalże tak strasznie jak wyrok i prawdopodobnie tyle znaczyło.