Miało być wcześniej, czy źle mi się zdaje? Jak ktoś chce, może mnie zastrzelić, bo zasłużyłam sobie, nie powiem, że nie. Nooo… zdania mi się nie chciały sklejać, a i z pomysłami na eFeFy jest tak, jak widać poniżej. Każdy był mniej zrozumiały od poprzedniego. Ale ten akurat należy do tych mądrzejszych, naprawdę. xD
Pisałam dla Shun. I mam nadzieję, że fick nie jest jakiś bardzo zły – bo to takie PWP połączone z OOCowością bohaterów w sumie. I kanon to tu jest raczej w średnim poważaniu, a poruszane zagadnienia dotyczą nawet polskiej ortografii i beduinów. Majgad. xD
Pisałam dla Shun. I mam nadzieję, że fick nie jest jakiś bardzo zły – bo to takie PWP połączone z OOCowością bohaterów w sumie. I kanon to tu jest raczej w średnim poważaniu, a poruszane zagadnienia dotyczą nawet polskiej ortografii i beduinów. Majgad. xD
Spinacze i kawa
Cień pobliskiego drzewa kładł się po parapecie, skutecznie uniemożliwiając Itachiemu przeczytanie tekstu bez przysuwania go bliżej oczu. I jeszcze bliżej… i może… a nie, już nie. Skoro nos dotknął papieru to to raczej limit i dalsze przysuwanie wyglądałoby co najmniej dziwnie. Bardzo powoli odcyfrował wyraz „kawa”, klnąc na pseudogotycką czcionkę, i krótko machnąwszy dłonią na kelnerkę, zamówił sobie cały dzbanek. Nie można powiedzieć, że nie ucieszył się z tego powodu – ach, więc cywilizacja dotarła nawet do takiej zapomnianej przez wszystkich wiochy i przyniosła ze sobą dobrodziejstwo w postaci kawy! Jeżeli postęp poszedł dalej, to cywilizacja przyniesie Itachiemu również śmietankę i cukier. I może jakieś herbatniki.
Niestety, zanim Itachi zdążył na własne oczy zobaczyć postęp cywilizacyjny niosący jego zamówienie, ktoś pojawił się przy jego stoliku. I na pewno nie mówiono mu „cywilizacja”, czy chociażby „kawa”. Nikt by się zresztą nie ośmielił.
- Nie żebym narzekał – odezwał się Itachi na powitanie – ale miałem nadzieję, że jednak nie przyjdziesz. Mimo wszystko wolałbym z tobą nie wykonywać żadnego zadania, a jeśli już to mniej bezpośrednio z tobą.
- Korespondencyjnie? – Kakuzu usadowił się naprzeciwko Itachiego. Mimo ciepłej pogody, kołnierz płaszcza miał postawiony wysoko, a włosy skrywał pod białym kapturem. Usta też miał zasłonięte, prawie jak beduin w podróży przez Saharę. Itachi dostrzegał nawet inne podobieństwa oprócz tych wizualnych – ponoć taki beduin potrafi wyżywić się jednym daktylem przez trzy dni, a taka oszczędność na pewno spotkałaby się z wielką aprobatą skarbnika Akatsuki. Zaraz wykupiłby jakiś mały zapasik rzeczonych bakalii i zastąpił wszystkie racje żywnościowe takim daktylem wydzielanym raz na trzy dni. Dobrze, że Kakuzu nie czytał National Geographic i podobne ciekawostki jakoś mu umykały.
- Wtedy byłoby całkiem przyjemnie – odparł Itachi, rozglądając się po sali. Kawaaaa?
- Gdyby nie nagroda i to, że jako jedyny byłeś w pobliżu, też nie wybrałbym się na misję z tobą. Nie gustuję w towarzystwie młodocianych transwestytów.
Itachi spojrzał spod byka na to, co ze swojej fizis Kakuzu udostępniał dla szerokiej publiczności, to jest ten fragment twarzy, w którym miał osadzone oczy – czerwone z zielonymi tęczówkami. Dziwne.
No już bez przesady. To że ktoś ma długie rzęsy (wcale nie sztucznie przedłużane!), szczupłą figurę, świetne włosy i idealną twarz nie oznacza jeszcze żadnego transwestytyzmu. Itachi zdecydowanie wolał męskie ubrania. I zdecydowanie lepiej wyglądał właśnie w nich.
No już bez przesady. To że ktoś ma długie rzęsy (wcale nie sztucznie przedłużane!), szczupłą figurę, świetne włosy i idealną twarz nie oznacza jeszcze żadnego transwestytyzmu. Itachi zdecydowanie wolał męskie ubrania. I zdecydowanie lepiej wyglądał właśnie w nich.
- A ja nie gustuję w towarzystwie starych pierników – automatycznie odparował Itachi. Trochę kłamał, ale nikt nie musiał o niczym wiedzieć. A szczególnie o tym, że całkiem leciał na starszych facetów, a dziewięćdziesiątka Kakuzu jakoś mieściła się w jego preferencjach; no i to nie tak, że facet wyglądał jakoś strasznie źle, jeżeli już pominie się te szwy. – Aż zaczynam się obawiać, czy nie mamy ze sobą czegoś wspólnego – dodał.
- Nie mamy.
Itachi wzruszył ramionami i poszedł dowiedzieć się, co z jego kawą. Jak się okazało, zamówienie jej nie obejmowało transportu do stolika i musiał o to zadbać sam – za to na tacę wpakował sobie całą garść serwetek, dwa dzbaneczki ze śmietanką i kilkanaście pomniejszych pierdół poustawianych na kontuarze, o których myślał, że były do użytku klientów. A nawet jak nie były, to kelnerka i tak się nie patrzyła, bo uzupełnianie krzyżówki pochłonęło ją tak bardzo, jak materię pochłania czarna dziura.
- Mam nadzieję, że płacisz z jakichś własnych oszczędności, a nie podpinasz to pod wydatki służbowe – zaczął Kakuzu, widząc zawartość tacy, którą Uchiha postawił na stole. Wizualnie wręcz wypełzała na stolik, jakby chcąc zawalić śmietanką i serwetkami cały zajazd. – Nie będę się bawił w szukanie innych sposobów oszczędzania, jak obcięcie ci wynagrodzenia o połowę.
- Co? Dlaczego? – zapytał Itachi, odkładając dzbanek. – Jedna kawa?
- Wiem, że nakradłeś spinaczy.
Itachi uniósł brwi w zaskoczeniu. Nakradł… spinaczy?
- A na co mi spinacze, przepraszam bardzo?
- Nie udawaj, że nie wiesz, po co człowiekowi są spinacze, Itachi.
Itachi zacisnął wargi i dosypał cukru do filiżanki.
- Oczywiście, że wiem, po co są spinacze – prychnął. – Nie wiem tylko, dlaczego akurat mi byłyby one potrzebne. I to dwanaście opakowań.
- O tym mówię – Kakuzu położył obie dłonie na stole i złączył końcówki palców, tworząc coś na kształt piramidki. – Dwanaście opakowań to chyba wystarczający powód do cięć budżetowych?
- Przestań już – westchnął Itachi i rzucił na stół jakąś niewielką książczynę, którą znalazł przy ladzie, a która do tej pory spokojnie spoczywała na tacy. – Masz, poczytaj sobie, ja się napiję, a potem wykonamy zadanie i się pożegnamy. Spinacze nie są ważne.
Spinacze rzeczywiście nie były najważniejsze – Itachi wsypał do kawy dwie łyżeczki cukru i zamieszał – to był tylko zapas „jakby co”. W końcu nigdy niewiadomo, kiedy człowiekowi nagle zachce się uporządkować wszelkie papiery pałętające się po pokoju, prawda? A wtedy warto mieć coś, dzięki czemu można je uporządkować. Ale jakoś to, że Kakuzu obiecał obniżyć mu płacę, zdenerwowało Itachiego. Skarbnik, nie skarbnik, ale spinacze nie są poważną sprawą. W każdym nie taką sprawa, która wymaga podjęcia aż tak drastycznych kroków.
- O patrz, nie spodziewałem się, że jednak do tego zajrzysz, Kakuzu – zauważył złośliwie, kiedy mężczyzna siedzący naprzeciwko przewrócił stronę książki, która właściwie nadawała się tylko na makulaturę. Uznajmy to za podgatunek „proza toaletowa” – strony były nawet całkiem miękkie i dość łatwo się składały. Z taką samą łatwością pewnie również rozdzierały się na kawałki i pewnie nie zatykały odpływów toalet.
- Leżało na stole i sam to przyniosłeś.
- Co nie znaczy, że musisz…
- Nie muszę – Kakuzu łypnął okiem na podzwaniającą o krawędzie naczynia łyżeczkę. – I jeszcze jedno głupie słowo, Itachi, a twoje serduszko wyląduje w cukierniczce.
- A jeśli nie mam serduszka, Kakuzu? – Itachi zupełnie nieelegancko siorbnął i zmienił temat: – Ale mimo wszystko czytasz dalej historię miłosną jakiejś Penelopy i jej pięciu kochanków? Myślałem, że tacy ludzie jak ty nie babrają się miłościach i przyległościach.
- Bo się nie babrają – odparł krótko Kakuzu. - Po co mi miłość, jeżeli nie jest w stanie zarobić na chleb? A to tutaj to nawet nie jest romans, tylko… jakiś kryminał. Nawet nad tytułem prologu napisano, że zabił lokaj.
- No to co według ciebie jest zamiast miłości? – zainteresował się Itachi, rozlewając resztę kawy do filiżanki. Jednak próba dopieczenia Kakuzu nie powiodła się. Facet był jak z marmuru i nie bardzo reagował na zaczepki Itachiego, widocznie Uchiha nie miał w sobie na tyle elokwencji, by to osiągnąć.
- Chuć, pożądanie, biologia, fizjologia… wszystko inne. Wypiłeś już?
Itachi w odpowiedzi uniósł filiżankę w górę i upił kolejny łyk.
- Chuć… tak, może być i chuć – wygłosił w zastanowieniu. – Ładnie brzmi. Tak staromodnie – uzupełnił kąśliwie.
- Przez „ch”, „u” otwarte i „ć” na końcu, jeśli nie wiesz.
- Przecież nie przez „dź”. Wtedy to by brzmiało, jak „chudź” i trochę by się wypaczyło.
- „Chudź”, jak w „chudź ze mną do łóżka”, jeśli mówisz gwarą. To całkiem blisko.
- A to już zależy od tego, czy jeszcze byś mógł – Itachi uśmiechnął się krzywo. – Bo na przykład wieczorem moje łóżko jest takie zimne i wielkie, a ja jestem w nim sam i…
- Chciałbyś? – zaskoczenie wyraźnie przebijało przez głos Kakuzu. No jednak w tym jego metroseksualnym wyglądzie coś musiało być, a to coś oddziaływało na mózg udziwniło jego preferencje seksualne do potęgi niepojęcie n-tej.
- Jeżeli będzie dość ciemno, to owszem – powiedział powoli Itachi, chwytając kosmyk włosów opadający mu na ramię i nawijając na palec. – A jeżeli znajdziemy jakieś łóżko, to nawet chętniej.
- A jeżeli nie?
- Jakoś przeboleję. Więc?
- Zabawny jesteś – Kakuzu pochylił się nad stolikiem – najpierw zadanie, a potem ewentualnie możemy się ze sobą przespać.
- Jakby mi aż tak zależało.
Kakuzu usłyszał zirytowane westchnięcie wydobywające się jakby z tyłu gardła Uchihy, a potem wreszcie Itachi wstał i zamiatając płaszczem drewnianą podłogę karczmy, wyszedł na zewnątrz. Co ciekawe, podobnie zirytowane westchnięcie Kakuzu usłyszał kilka godzin później, kiedy w chwili najmniej odpowiedniej zaciął mu się zamek w spodniach. Itachiemu, znaczy się. Bo Kakuzu nigdy nie miewał najmniejszych problemów z ubraniami; możliwe, że po prostu wszelkie kawałki tkaniny czuły respekt przed skarbnikiem Akatsuki i sama możliwość zdenerwowania Kakuzu napełniała je przerażeniem równym temu, jakie dopada człowieka, kiedy ma lęk głębokości, a wbrew wszystkiemu stoi na burcie i gapi się w morską toń. Jego ubrania zwyczajnie się zsuwały i bezproblemowo kładły się, gdziekolwiek chciał, żeby się kładły. No respekt. Tym bardziej, że jakoś nie uznał, że do przelecenia Itachiego koniecznie musi się rozbierać, więc zastraszanie ubrań nie było konieczne.
Z drugiej strony, gdy tak patrzył na siatkowaną koszulkę Itachiego i tę całą giętko-giętką gestykę, którą zdecydował się uprawiać przed nim, a w perspektywie zakilkuminutowej również z nim, to pomyślał, że Itachi mógłby jednak się jakoś tę swoją koszulkę porządnie sterroryzować. Ale jak nie zawsze zastraszenie się udaje, nawet wybitnym specjalistom w tej dziedzinie, tak Itachi jednak został w tej koszulce i prezentował swoją jasną skórę tylko przeświecającą przez oczka. Przynajmniej jego łopatki i napinające się mięśnie pleców pod tą szmatką wyglądały całkiem ciekawie.
- Wiesz, że i tak będziesz musiał oddać za spinacze?
Uchiha parsknął zirytowany; że też są ludzie, którzy nawet w takiej pozycji rozmawiają o interesach. Wystarczy powiedzieć, że pozycja nie sprzyjała patrzeniu na siebie, a i ze skupieniem się, kiedy ktoś pozwala sobie na dużo tam z tyłu, było dość trudno. Zresztą nieważne. Ostatecznie Kakuzu to tylko Kakuzu chyba nie należy do niego wymagać czegoś więcej ponad to. Nie żeby Itachi nawet chciał – jeden zły kroczek i bach! ległby gdzieś w krzakach z poderżniętym gardłem. Szkoda byłoby sobie zrobić krzywdę.
Robienie sobie krzywdy nie było zbyt fajne. Już chyba woli oddać pieniądze za te spinacze.
Robienie sobie krzywdy nie było zbyt fajne. Już chyba woli oddać pieniądze za te spinacze.