Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

środa, 25 maja 2011

"Spinacze i kawa" (KakuIta)

Miało być wcześniej, czy źle mi się zdaje? Jak ktoś chce, może mnie zastrzelić, bo zasłużyłam sobie, nie powiem, że nie. Nooo… zdania mi się nie chciały sklejać, a i z pomysłami na eFeFy jest tak, jak widać poniżej. Każdy był mniej zrozumiały od poprzedniego. Ale ten akurat należy do tych mądrzejszych, naprawdę. xD
Pisałam dla Shun. I mam nadzieję, że fick nie jest jakiś bardzo zły – bo to takie PWP połączone z OOCowością bohaterów w sumie. I kanon to tu jest raczej w średnim poważaniu, a poruszane zagadnienia dotyczą nawet polskiej ortografii i beduinów. Majgad. xD
Spinacze i kawa
            Cień pobliskiego drzewa kładł się po parapecie, skutecznie uniemożliwiając Itachiemu przeczytanie tekstu bez przysuwania go bliżej oczu. I jeszcze bliżej… i może… a nie, już nie. Skoro nos dotknął papieru to to raczej limit i dalsze przysuwanie wyglądałoby co najmniej dziwnie. Bardzo powoli odcyfrował wyraz „kawa”, klnąc na pseudogotycką czcionkę, i krótko machnąwszy dłonią na kelnerkę, zamówił sobie cały dzbanek. Nie można powiedzieć, że nie ucieszył się z tego powodu – ach, więc cywilizacja dotarła nawet do takiej zapomnianej przez wszystkich wiochy i przyniosła ze sobą dobrodziejstwo w postaci kawy! Jeżeli postęp poszedł dalej, to cywilizacja przyniesie Itachiemu również śmietankę i cukier. I może jakieś herbatniki.
            Niestety, zanim Itachi zdążył na własne oczy zobaczyć postęp cywilizacyjny niosący jego zamówienie, ktoś pojawił się przy jego stoliku. I na pewno nie mówiono mu „cywilizacja”, czy chociażby „kawa”. Nikt by się zresztą nie ośmielił.
            - Nie żebym narzekał – odezwał się Itachi na powitanie – ale miałem nadzieję, że jednak nie przyjdziesz. Mimo wszystko wolałbym z tobą nie wykonywać żadnego zadania, a jeśli już to mniej bezpośrednio z tobą.
            - Korespondencyjnie? – Kakuzu usadowił się naprzeciwko Itachiego. Mimo ciepłej pogody, kołnierz płaszcza miał postawiony wysoko, a włosy skrywał pod białym kapturem. Usta też miał zasłonięte, prawie jak beduin w podróży przez Saharę. Itachi dostrzegał nawet inne podobieństwa oprócz tych wizualnych – ponoć taki beduin potrafi wyżywić się jednym daktylem przez trzy dni, a taka oszczędność na pewno spotkałaby się z wielką aprobatą skarbnika Akatsuki. Zaraz wykupiłby jakiś mały zapasik rzeczonych bakalii i zastąpił wszystkie racje żywnościowe takim daktylem wydzielanym raz na trzy dni. Dobrze, że Kakuzu nie czytał National Geographic i podobne ciekawostki jakoś mu umykały.
            - Wtedy byłoby całkiem przyjemnie – odparł Itachi, rozglądając się po sali. Kawaaaa?
            - Gdyby nie nagroda i to, że jako jedyny byłeś w pobliżu, też nie wybrałbym się na misję z tobą. Nie gustuję w towarzystwie młodocianych transwestytów.
Itachi spojrzał spod byka na to, co ze swojej fizis Kakuzu udostępniał dla szerokiej publiczności, to jest ten fragment twarzy, w którym miał osadzone oczy – czerwone z zielonymi tęczówkami. Dziwne.
No już bez przesady. To że ktoś ma długie rzęsy (wcale nie sztucznie przedłużane!), szczupłą figurę, świetne włosy i idealną twarz nie oznacza jeszcze żadnego transwestytyzmu. Itachi zdecydowanie wolał męskie ubrania. I zdecydowanie lepiej wyglądał właśnie w nich.
            - A ja nie gustuję w towarzystwie starych pierników – automatycznie odparował Itachi. Trochę kłamał, ale nikt nie musiał o niczym wiedzieć. A szczególnie o tym, że całkiem leciał na starszych facetów, a dziewięćdziesiątka Kakuzu jakoś mieściła się w jego preferencjach; no i to nie tak, że facet wyglądał jakoś strasznie źle, jeżeli już pominie się te szwy. – Aż zaczynam się obawiać, czy nie mamy ze sobą czegoś wspólnego – dodał.
            - Nie mamy.
            Itachi wzruszył ramionami i poszedł dowiedzieć się, co z jego kawą. Jak się okazało, zamówienie jej nie obejmowało transportu do stolika i musiał o to zadbać sam – za to na tacę wpakował sobie całą garść serwetek, dwa dzbaneczki ze śmietanką i kilkanaście pomniejszych pierdół poustawianych na kontuarze, o których myślał, że były do użytku klientów. A nawet jak nie były, to kelnerka i tak się nie patrzyła, bo uzupełnianie krzyżówki pochłonęło ją tak bardzo, jak materię pochłania czarna dziura.
            - Mam nadzieję, że płacisz z jakichś własnych oszczędności, a nie podpinasz to pod wydatki służbowe – zaczął Kakuzu, widząc zawartość tacy, którą Uchiha postawił na stole. Wizualnie wręcz wypełzała na stolik, jakby chcąc zawalić śmietanką i serwetkami cały zajazd. – Nie będę się bawił w szukanie innych sposobów oszczędzania, jak obcięcie ci wynagrodzenia o połowę.
            - Co? Dlaczego? – zapytał Itachi, odkładając dzbanek. – Jedna kawa?
            - Wiem, że nakradłeś spinaczy.
            Itachi uniósł brwi w zaskoczeniu. Nakradł… spinaczy?
            - A na co mi spinacze, przepraszam bardzo?
            - Nie udawaj, że nie wiesz, po co człowiekowi są spinacze, Itachi.
            Itachi zacisnął wargi i dosypał cukru do filiżanki.
            - Oczywiście, że wiem, po co są spinacze – prychnął. – Nie wiem tylko, dlaczego akurat mi byłyby one potrzebne. I to dwanaście opakowań.
            - O tym mówię – Kakuzu położył obie dłonie na stole i złączył końcówki palców, tworząc coś na kształt piramidki. –  Dwanaście opakowań to chyba wystarczający powód do cięć budżetowych?
            - Przestań już – westchnął Itachi i rzucił na stół jakąś niewielką książczynę, którą znalazł przy ladzie, a która do tej pory spokojnie spoczywała na tacy. – Masz, poczytaj sobie, ja się napiję, a potem wykonamy zadanie i się pożegnamy. Spinacze nie są ważne.
            Spinacze rzeczywiście nie były najważniejsze – Itachi wsypał do kawy dwie łyżeczki cukru i zamieszał – to był tylko zapas „jakby co”. W końcu nigdy niewiadomo, kiedy człowiekowi nagle zachce się uporządkować wszelkie papiery pałętające się po pokoju, prawda? A wtedy warto mieć coś, dzięki czemu można je uporządkować. Ale jakoś to, że Kakuzu obiecał obniżyć mu płacę, zdenerwowało Itachiego. Skarbnik, nie skarbnik, ale spinacze nie są poważną sprawą. W każdym nie taką sprawa, która wymaga podjęcia aż tak drastycznych kroków.
            - O patrz, nie spodziewałem się, że jednak do tego zajrzysz, Kakuzu – zauważył złośliwie, kiedy mężczyzna siedzący naprzeciwko przewrócił stronę książki, która właściwie nadawała się tylko na makulaturę. Uznajmy to za podgatunek „proza toaletowa” – strony były nawet całkiem miękkie i dość łatwo się składały. Z taką samą łatwością pewnie również rozdzierały się na kawałki i pewnie nie zatykały odpływów toalet.
            - Leżało na stole i sam to przyniosłeś.
            - Co nie znaczy, że musisz…
            - Nie muszę – Kakuzu łypnął okiem na podzwaniającą o krawędzie naczynia łyżeczkę. – I jeszcze jedno głupie słowo, Itachi, a twoje serduszko wyląduje w cukierniczce.
            - A jeśli nie mam serduszka, Kakuzu? – Itachi zupełnie nieelegancko siorbnął i zmienił temat: – Ale mimo wszystko czytasz dalej historię miłosną jakiejś Penelopy i jej pięciu kochanków? Myślałem, że tacy ludzie jak ty nie babrają się miłościach i przyległościach.
            - Bo się nie babrają – odparł krótko Kakuzu. - Po co mi miłość, jeżeli nie jest w stanie zarobić na chleb? A to tutaj to nawet nie jest romans, tylko… jakiś kryminał. Nawet nad tytułem prologu napisano, że zabił lokaj.
            - No to co według ciebie jest zamiast miłości? – zainteresował się Itachi, rozlewając resztę kawy do filiżanki. Jednak próba dopieczenia Kakuzu nie powiodła się. Facet był jak z marmuru i nie bardzo reagował na zaczepki Itachiego, widocznie Uchiha nie miał w sobie na tyle elokwencji, by to osiągnąć.
            - Chuć, pożądanie, biologia, fizjologia… wszystko inne. Wypiłeś już?
            Itachi w odpowiedzi uniósł filiżankę w górę i upił kolejny łyk.
            - Chuć… tak, może być i chuć – wygłosił w zastanowieniu. – Ładnie brzmi. Tak staromodnie – uzupełnił kąśliwie.
- Przez „ch”, „u” otwarte i „ć” na końcu, jeśli nie wiesz.
- Przecież nie przez „dź”. Wtedy to by brzmiało, jak „chudź” i trochę by się wypaczyło.
- „Chudź”, jak w „chudź ze mną do łóżka”, jeśli mówisz gwarą. To całkiem blisko.
- A to już zależy od tego, czy jeszcze byś mógł – Itachi uśmiechnął się krzywo. – Bo na przykład wieczorem moje łóżko jest takie zimne i wielkie, a ja jestem w nim sam i…
- Chciałbyś? – zaskoczenie wyraźnie przebijało przez głos Kakuzu. No jednak w tym jego metroseksualnym wyglądzie coś musiało być, a to coś oddziaływało na mózg udziwniło jego preferencje seksualne do potęgi niepojęcie n-tej.
- Jeżeli będzie dość ciemno, to owszem – powiedział powoli Itachi, chwytając kosmyk włosów opadający mu na ramię i nawijając na palec. – A jeżeli znajdziemy jakieś łóżko, to nawet chętniej.
- A jeżeli nie?
- Jakoś przeboleję. Więc?
- Zabawny jesteś – Kakuzu pochylił się nad stolikiem – najpierw zadanie, a potem ewentualnie możemy się ze sobą przespać.
- Jakby mi aż tak zależało.
Kakuzu usłyszał zirytowane westchnięcie wydobywające się jakby z tyłu gardła Uchihy, a potem wreszcie Itachi wstał i zamiatając płaszczem drewnianą podłogę karczmy, wyszedł na zewnątrz. Co ciekawe, podobnie zirytowane westchnięcie Kakuzu usłyszał kilka godzin później, kiedy w chwili najmniej odpowiedniej zaciął mu się zamek w spodniach. Itachiemu, znaczy się. Bo Kakuzu nigdy nie miewał najmniejszych problemów z ubraniami; możliwe, że po prostu wszelkie kawałki tkaniny czuły respekt przed skarbnikiem Akatsuki i sama możliwość zdenerwowania Kakuzu napełniała je przerażeniem równym temu, jakie dopada człowieka, kiedy ma lęk głębokości, a wbrew wszystkiemu stoi na burcie i gapi się w morską toń. Jego ubrania zwyczajnie się zsuwały i bezproblemowo kładły się, gdziekolwiek chciał, żeby się kładły. No respekt. Tym bardziej, że jakoś nie uznał, że do przelecenia Itachiego koniecznie musi się rozbierać, więc zastraszanie ubrań nie było konieczne.
Z drugiej strony, gdy tak patrzył na siatkowaną koszulkę Itachiego i tę całą giętko-giętką gestykę, którą zdecydował się uprawiać przed nim, a w perspektywie zakilkuminutowej również z nim, to pomyślał, że Itachi mógłby jednak się jakoś tę swoją koszulkę porządnie sterroryzować. Ale jak nie zawsze zastraszenie się udaje, nawet wybitnym specjalistom w tej dziedzinie, tak Itachi jednak został w tej koszulce i prezentował swoją jasną skórę tylko przeświecającą przez oczka. Przynajmniej jego łopatki i napinające się mięśnie pleców pod tą szmatką wyglądały całkiem ciekawie.
- Wiesz, że i tak będziesz musiał oddać za spinacze?
Uchiha parsknął zirytowany; że też są ludzie, którzy nawet w takiej pozycji rozmawiają o interesach. Wystarczy powiedzieć, że pozycja nie sprzyjała patrzeniu na siebie, a i ze skupieniem się, kiedy ktoś pozwala sobie na dużo tam z tyłu, było dość trudno. Zresztą nieważne. Ostatecznie Kakuzu to tylko Kakuzu chyba nie należy do niego wymagać czegoś więcej ponad to. Nie żeby Itachi nawet chciał – jeden zły kroczek i bach! ległby gdzieś w krzakach z poderżniętym gardłem. Szkoda byłoby sobie zrobić krzywdę.
Robienie sobie krzywdy nie było zbyt fajne. Już chyba woli oddać pieniądze za te spinacze.
 end.