Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

sobota, 26 marca 2011

Bonusfik "Skazany na Sasuke Rozdział 10"

Rozdział, który mam do zaprezentowania wytworem genialnym nie jest, ale lepszego nie udało mi się napisać. =.=  Oglądanie durnych kreskówek zdecydowanie nie pomaga na lenia i resztę rzeczy z tym związanych. Przez to mam ochotę jedynie napisać jakąś scenę, w której flaki będą zwisać z wentylatora u sufitu. xD Nienie, tutaj nie zwisają, bez obaw.
O czym jest? O zakupach, rozrywce, jaką preferują właściciele sklepu i o tym że odebranie telefonu od brata przepowiada ci niekoniecznie różową przyszłość.
No i ten, od tego Nejiego muszę sobie zrobić jakąś dłuższą przerwę, bo mnie zaczął straszliwie denerwować – następnym razem coś zdecydowanie bez sfoszonego pana H. A jeśli już pan H. wystapi, to będzie zdecydowanie bardziej kanonicznie denerwujący. :)

10. Zakupy odzieżowe, wcale nie sułtan oraz gry komputerowe to jednak zło.
Neji nie sądził, że Sasuke mówiąc o wybraniu się na zakupy, miał na myśli jedno konkretne miejsce, a nie ogólne chodzenie po mieście i odwiedzanie wielu mniejszych lub większych saloników odzieżowych. Nie sądził też, że upatrzony przez Sasuke sklep będzie tak… unikatowy. Unikatowo unikatowy jak na standardy Nejiego, gdyż (co dziwne) nigdy nie znalazł się w aż tak nietypowym miejscu, które do tego mieniło się nazwą sklepu odzieżowego.
Oczywiście, drzwi otwierało się normalnie – ciągnąc, jednakże już po wejściu okazywało się, że to jest naprawdę dziwne miejsce. Pierwszym, co po zamknięciu drzwi poczuł Neji był duszący zapach kadzidełek. Uch, okropieństwo – tym bardziej, że jego nos zdawał się być pewny, że w lokalu pozapalano wszystkie rodzaje trociczek, jakie były w sprzedaży. No, przynajmniej wyjaśniło się, kto w ogóle kupuje te wynalazki… Nie, chwilka! Jeszcze się nie wyjaśniło, bo po wejściu Neji nie zobaczył żadnego sprzedawcy – widział właściwie tylko delikatne woale pouwieszane u sufitu. Woali było tak dużo, że po całej minucie odsuwania materiałów sprzed twarzy i przechodzeniu pod nimi Neji zaczął uważać, że ten cały sklep sklepem raczej nie jest – bardziej jak jakiś orientalny harem w sułtańskim pałacu, do którego wstępu broni cholerny labirynt ze zwiewnych przejrzystych szmatek zasnuty wonnym dymem. Neji nie wiedział, że w Konosze w ogóle rezyduje jakiś sułtan, ani że prowadzi sklep z modą męską, ale uznał, że może poświęcić się odsuwaniu woali tylko po to, by chociaż go zobaczyć. Nawet jeśli wiązało się z tym, że jego prędkość wynosiła teraz pięć metrów na minutę.
Kiedy woale w końcu ustąpiły Nejiemu i Sasuke z pola widzenia, a zapach kadzidełek stał się (o ile to możliwe) jeszcze bardziej drażniący niż przedtem, Neji odkrył, że sułtan, którego chciał zobaczyć rozpartego na jakimś pufie z półnagimi paniami trzymającymi wielkie wachlarze z pawich piór i innymi hasającymi dookoła w jakimś orientalnym tańcu, jest jakiś mało sułtański. Żeby nie powiedzieć, że nie jest sułtański nawet w jednym calu, a potem wysnuć wniosek, że kadzidełka i woale zostały umieszczone tam przedpokoju tylko z powodu, dajmy na to, promocji na te artykuły w pobliskim supermarkecie.
Sułtan, który raczej na pewno sułtanem nie był (być może dlatego, że Konoha nie stanowiła normalnego miejsca występowania takich indywiduów) właściwie leżał na kontuarze, wyciągając nogi na całą jego długość i razem ze szczupłym jasnowłosym chłopakiem o okularach zajmujących większą część twarzy wpatrywał się w coś, co nawet nie było magazynem ze zdjęciami Nejiego. Był to wielki telewizor stojący na podłodze na środku sklepu, na ekranie którego wyświetlała się jakaś bijatyka. Mężczyzna zalegający na ladzie miał długie czarne włosy, twarz koloru jakiego nie powstydziłaby się dowolna kreda i oczy pomalowane na fioletowo. Ubrany był w jasną koszulę z krawatem luźno zwisającym na przedzie, aktualnie już trochę pogniecionym. Obaj faceci trzymali w rękach (według Nejiego) jakieś niewielkie czarne pudełeczka z przyciskami, które klikały w chaotycznym rytmie, do wtóru okrzyków i przekleństw.
Tak naprawdę pudełka były najzwyklejszymi w świecie joypadami, chociaż Nejiego wcale nie martwił fakt, że uznał je za pudełeczka. Było w tej scenie coś znacznie gorszego, niż ignorancja Nejiego, czy „O *****!” wypowiedziane w chwili większego wzburzenia przez jednego z graczy.
Najgorsze było to, że gapienie się w monitor było dla mężczyzn tak pochłaniające, że w ogóle nie zwrócili uwagi na wchodzącego właśnie Nejiego, który (bądź co bądź) był drugim po Sasuke najseksowniejszym facetem w Wiosce według ostatniego rankingu. Został praktycznie olany! A gdzie zasady? Gdzie ten mechanizm zachowania się na jego widok, co? Co się stało z planem „Co robić, kiedy przypadkiem natrafisz gdzieś na Nejiego Hyuugę i nie jesteś przygotowany na takie spotkanie?”, który jako jedyny został oficjalnie zatwierdzony przez Nejiego (również napisany, ale tak właściwie to tajemnica, o której do tej pory wiedzieli tylko sam Neji i jego miłość własna)? Plan ten obejmował kolejno:
1) Otwieram oczy szeroko ze zdumienia, jak wielkie SZCZĘŚCIE mnie spotkało;
2) Wydaję okrzyk ZACHWYTU, po czym stoję nadal z otwartymi w zadziwieniu ustami;
3) Nie mogę uwierzyć, że to prawdziwy CUDOWNY Neji Hyuuga;
4) Miękną mi kolana; nie wiem, co powiedzieć, nie wiem nawet, jak podejść bliżej do tego BÓSTWA;
5) Ostatecznie udaje mi się przemóc słabość na widok Nejiego Hyuugi i pławić się w zachwycie nad jego PIĘKNOŚCIĄ już blisko niego, obdarzając przy okazji sowitą porcją komplementów.
Lecz zanim Hyuugę kompletnie pochłonął żal, że czasy się zmieniają i nikt już nie wie, jak powinno wyglądać spotkanie z nim według wszelkich zasad dobrego wychowania, uderzyło go, że tak właściwie to zna tego faceta o ciemnych włosach i kontrolerze w dłoniach. Tak, tego samego, który przed sekundą malowniczo odrzucił włosy do tyłu i uderzył padem o kontuar, coś sycząc z irytacją do okularnika. Wyglądał na nieco zdenerwowanego.
- Matko – szepnął Neji i złapał idącego obok Sasuke za łokieć – Po co my właściwie przyszliśmy do Orochimaru? Przecież on – zamrugał, ściskając mocniej rękę Sasuke i kalkulując sobie coś przez chwilę w myślach – on handluje elektroniką. Jutro zamiast krawata chcesz założyć sobie na szyję laptopa, czy może pięćdziesięciocalowy telewizor? O, taki jak ten na podłodze.
Sasuke omiótł Nejiego powłóczystym spojrzeniem, nie zerkając przy tym wcale na wspomniany telewizor, i oznajmił:
- Wczoraj Orochimaru uznał, że moda męska w obliczu pewnej większej imprezy – słowo „pewnej” wydawało się brzmieć, jakby wyraźnie sugerowało, że Neji wie o jaką imprezę chodzi – jest bardziej opłacalna niż wszelkie laptopy. I zmienił branżę.
Może rzeczywiście tak było, może garnitury jednak przyniosą więcej zysku. W końcu Hiashi chodząc po mieście (a chodził bardzo dużo, również przez to, że nie posiadał żadnego środka transportu licującego z jego pozycją społeczną; czerwona damka Hinaty się nie nadawała),  informował wszystkich, co sądzi o tych „kujonach cholernych” co zdecydują się nie przyjść na „zajedwabistą imprę”. A oprócz Danzou i kilkunastu jego popleczników, którzy buntowali się dla zasady, nikt nie chciał zostać uznanym za lamera i narazić się staremu Hyuudze. Narażanie się było niespecjalnie wygodnym rozwiązanie, jako że Hiashi bardzo łatwo mógł okazać swoje niezadowolenie, nagle pojawiając się późnym wieczorem w ciemnym zaułku ze swoim legendarnym kijem w ręku i ze słowami: „No proszę, taki siarski kujon na mojej dzielni!”… A to kończyło się niezbyt komfortowymi siniakami i obitymi żebrami.
Neji po tej krótkiej projekcji swojej wyobraźni zdecydował, że on sam w celach ochronnych również powinien jednak zaopatrzyć w cokolwiek, co pozwoliłoby mu pozostać „ziomem” Hiashiego i nie narażać na żadne bliższe spotkania w ciemnych zaułkach. To że miał zaopatrywać się u Orochimaru (który, zanotujmy raz jeszcze, sprawnie zignorował Nejiego przed chwilą) po zestawieniu z wujem w szale bojowym nie było już tak istotne.
Kiwnął głową i westchnął ciężko, zgadzając się na swój los.
- No to dobrze – skomentował Sasuke i podszedł do lady. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, został szybko odsunięty na bok i poczęstowany komentarzem, że niech no chwilę poczeka, bo teraz jest ważny moment, a Uchiha zasłania ekran i przez to, no nieeee, jak to znowu przegrana?! Czy to pad mi nie łączy??! Czy to wina kabelków?!
Uchiha spróbował raz jeszcze, ale znowu został odsunięty.
- Kabuto – wyszeptał Orochimaru głosem bardzo wyraźnie słyszalnym w ciszy, jaka zapanowała nagle w sklepie. Nawet dźwięk, który odtwarzany był przez głośniczki monitora urwał się w pół tonu. Nawet Sasuke już nie próbował dojść do głosu. Nawet Neji się nie poruszył i stał nadal u wejścia, patrząc jak Orochimaru ściska w dłoniach kontroler, zagryza wargę w zamyśleniu i ruchem tak szybkim, że w komiksie nie zająłby nawet jednego kadru podnosi się do pozycji siedzącej.
- Tak, panie Orochimaru? – odparł równie poważnie i cicho Kabuto. Siedzieli teraz na ladzie obok siebie, kolano w kolano, ręka z padem obok ręki z padem.
- Kabuto, mój drogi – powtórzył Orochimaru, a jego rozmówca poprawił przy tym swoje okulary ruchem niemalże scenicznym – jeżeli jeszcze raz wygrasz, będę zmuszony… - Ciemnowłosy zacisnął usta w wąską kreskę i pokręcił dramatycznie głową. Rozpuszczone włosy dodając dramatyzmu, opadły mu na twarz. – Będę zmuszony wyciągnąć z tego dość nieprzyjemne konsekwencje.
Kabuto gwałtownie głośno nabrał powietrza:
            - Konsekwencje? – wypowiedział z czymś na kształt bardzo oszczędnie dawkowanego przerażenia, po czym odrzucił kontrolery na podłogę i gorączkowym ruchem złapał dłonie Orochimaru. – Co chcesz przez to powiedzieć?
- Prawdopodobnie – zaczął Orochimaru, bardzo powoli dobierając słowa – zostaniesz zwolniony w trybie natychmiastowym. Bez wypowiedzenia, zaległych urlopów i pensji za ten miesiąc. No i bez premii za wrzesień oraz służbowego telefonu.
Półotwarte z szoku usta Kabuto zdawały się formować bezgłośne „Ale jak to?”.
- To nic osobistego – dodał ciemnowłosy, patrząc na udręczonego okularnika – rozumiesz, że takie po prostu są zasady. Bo rozumiesz, prawda? Nie powinieneś wygrać, to wystąpienie przeciwko naturalnym regułom i wzorom postępowania, jakimi ludzkość kieruje się od tysięcy lat. Jako podwładny nie masz prawa wygrywać z szefem, czyż nie mam racji?
Kabuto mocniej ścisnął dłonie Orochimaru.
            - Przykro mi, Kabuto, ale wiesz, że muszę – powiedział smutnym tonem i uwolniwszy jedną z rąk z uścisku jasnowłosego, poklepał go kilkakrotnie po ramieniu, co miało dodać mu otuchy. – Z zasadami nie wygrasz.
- Panie Orochimaru! – Kabuto nagle podniósł głos, jego twarz wyrażała zacięcie i pewność co do obranej ścieżki. Jego oczy wyrażały… właściwie Neji nie widział , co wyrażały oczy Kabuto, bo światło akurat odbijało się od szkieł w okularach, ale coś wyrażać chyba powinny. – Ja dla pana przegram! Zrobię to perfekcyjnie.
Orochimaru machnął nogami w powietrzu kilka razy, czekając, czy Kabuto raczy dodać coś jeszcze, jakieś dalej idące obietnice czy przysięgi, ale skoro nie dodał i tylko wgapiał się w niego swoimi ciemnymi oczami, pozostało mu tylko:
- No – ucieszył się Orochimaru – to zmienia postać rzeczy. W takim razie łaskawie sięgnij mi po pada i rozegrajmy ten ostatni mecz. A ty poczekasz sobie jeszcze chwilę – zwrócił się do stojącego kawałek dalej Sasuke skamieniałego w obserwowaniu scenki rodzajowej z udziałem pracowników sklepu.
No i rozgrywali. Przez dobre kilka minut kolorowe postacie latały po całym ekranie wymieniając ciosy i piszcząc cieniutkimi głosikami jakieś „hijaaa!” „łaaj!” „a masz!”, aż w końcu pojawił się wyczekiwany napis K.O. wraz z podsumowaniem rozgrywki.
Kabuto przegrał w idealnym tonie – nie wyglądało to, jakby rzeczywiście pragnął porażki, a wynikła ona jedynie przez fakt różnicy umiejętności między nim samym a Orochimaru. Orochimaru trochę pocieszył się zwycięstwem, chichocząc pod nosem przez krótką chwilę i wymachując nogami w powietrzu przez trochę dłuższą, po czym wreszcie zwrócił uwagę na Sasuke. Uchiha stał tuż obok nich i był trochę zdziwiony faktem bycia świadkiem takiej dziwacznej, ale mimo wszystko dramatycznej i rozrzewniającej scenki. Gdyby trwała jeszcze dłużej i Orochimaru zamiast frazy „wystąpienie przeciwko zasadom”, użył „Kabuto, jeśli mnie kochasz, przegraj dla mnie!” niechybnie wzruszyłby się do łez.
- Niemożliwe – zdziwił się Orochimaru, zeskakując z kontuaru i nieznacznym ruchem poprawiając lekko pogniecioną od leżenia na blacie koszulę. – Co sprawiło, że to Sasuke Uchiha zdecydował się mnie odwiedzić? Po tak strasznie dłuuuugim niewidzeniu się?
- To tylko miesiąc – mruknął Sasuke, nie chcąc zagłębiać się w temat. – Zresztą nieważne.
- Tak, nieważne – powtórzył Orochimaru i obrzucił krótkim taksującym spojrzeniem Hyuugę nadal stojącego przy drzwiach. Gdyby spojrzenia mogły pogardliwie prychać, to prychnęłoby na pewno. – Przyszedłeś w interesach, Sasuke, nieprawda? Towarzysko – parsknął – to pewnie znalazłeś sobie kogoś… dla ciebie może bardziej odpowiedniego.
- Orochimaru – odpowiedział poważnie Sasuke, co Nejiemu zaczynało z daleka wyglądać jak powtórka tej całej scenki z Kabuto tylko z wykorzystaniem innego aktora. Postanowił więc natychmiastowo wkroczyć i zdusić wszystko w zarodku. Tym bardziej, że nie podobało mu się zostanie nazwanym kimś, kto jest bardziej odpowiedni towarzysko dla Uchihy. Neji wszak nie babrał się w żadnych wierszykach – jeśli nie liczyć tego, który kiedyś sprezentował mu Sasuke na walentynki.
- Tak, przyszliśmy tylko w interesach, o ile tak można nazwać kupno garnituru – wtrącił się Neji i bez większych ceregieli odsunął Sasuke od Orochimaru. – Kupujemy, wychodzimy, tylko tyle. No, pod warunkiem, że macie tutaj coś oprócz telewizora i konsoli do gier. Preferowałbym jednak coś bardziej materiałowego.
Lekkie skrzywienie ust, ponowne obrzucenie Nejiego długim spojrzeniem i Orochimaru odparł, odrzucając eleganckim ruchem włosy w tył:
            - Oczywiście, że mamy coś innego. Mamy dużo innych rzeczy. Na specjalne zamówienie i za dobrą zapłatą możemy sprowadzić praktycznie wszystko. Oczywiście trzeba wziąć wtedy pod uwagę, że transakcja na „praktycznie wszystko” nie jest traktowana jak coś normalnego, nie prowadzę przecież sklepu wielobranżowego.
- Nie sądzę, że potrzebujemy czegoś takiego – Neji uśmiechnął się milutko i ścisnąwszy rękę Sasuke, odsunął na jeszcze większą odległość. – Ograniczymy się do standardu.
- Kabuto –  Orochimaru zwrócił się do chłopaka, wskazując mu Nejiego – Podaj temu panu katalog i zapytaj się o rozmiar. Ja… zajmę się drugim panem.
Okularnik zmierzył Nejiego wzrokiem, a niecało dziesięć sekund później był w stanie określić rozmiar klienta w rozmiarówce każdej z firm, jakiej wyroby sprzedawał. Kabuto właściwie wyglądał na kogoś, kto ma w oczach jakieś niewidzialne macki z metrem krawieckim w łapkach, a macki te maja jakąś wewnętrzną superpamięć, umożliwiającą mu recytację z pamięci wszystkich tabel rozmiarowych świata nawet o czwartej nad ranem po wyrwaniu z głębokiego snu.
No, jeżeli tylko puści się w niepamięć ignorowanie klienta przy wejściu, to nawet można by stwierdzić że serwis jest bez większego zarzutu. Gdyby jeszcze tylko Orochimaru nie obmacywał Sasuke tym metrem pod pretekstem zmierzenia mu długości nogawek, to Hyuuga powiedziałby, że obsługa jest naprawdę niezła. Ale Neji niczego w niepamięć nie puszczał i dlatego z bardzo głośnym zniecierpliwieniem zaczął przeglądać wyciągnięty przez Kabuto katalog, losowo chwaląc i ganiąc zdjęcia, na które nawet się nie patrzył. Były i tak zupełnie standardowe – trawniczek, marmur, białe kwiaty, ładna pogoda…
Denerwowało jeszcze go trochę, że Sasuke na każde „chodź tutaj i zobacz” reagował szybkim „za moment”, a kiedy ten moment mijał, dalej stał przy Orochimaru i dawał mierzyć się w pasie. Pfff, jak nie, to nie.
- … tak myślę – Kabuto skończył jakiś dłuższy wywód o tematyce odzieżowej i z zadowolonym, wyćwiczonym uśmiechem ekspedienta czekał na reakcję Hyuugi. A Hyuuga właśnie nie wiedział, jak zareagować. Bo to owszem, mógł być jakiś dobry koncept, ale mógł być też jakiś bardzo zły koncept. Za zły koncept Neji uważał garnitur z farbowanej na różowo skóry krokodyla, do tego pomarańczową koszulę i mokasyny, a nikt nie dawał mu gwarancji, że właśnie takiej kombinacji nie proponował mu jasnowłosy chłopak.
- Hm – Neji udał zastanowienie, zerkając przy tym kątem oka, czy Sasuke już kończy, czy może da się zmierzyć Orochimaru w naprawdę niepotrzebnych miejscach. I będą się mierzyć wzajemnie w jakiejś przebieralni. – Nie jestem pewny.
- Nie rozumiem – Kabuto zamrugał. – Przed chwilą wskazywał pan na welon i mówił, że to nieźle wygląda.
- Naprawdę?
- Tak – Kabuto zmarszczył brwi. – No i się składa, że mamy na magazynie całkiem ładną koronkę, więc ewentualnie mógłbym się podjąć pewnych przeróbek dowolnego smokingu, jaki pan wybierze.
- Nie, chwila – Neji pokręcił głową i odsunął od siebie katalog. – W jeden dzień? I do tego koronkę, mnie w koronkach? Pan upadł na głowę?
Kabuto sprawiał wrażenie kogoś, kto być może zaraz wyskoczy z siebie i przebiegnie się po sklepie z siekierą w dłoniach – przez całe pięć minut uzewnętrzniał swoją wizję przed Nejim wedle tego, co sam Hyuuga zaproponował, a teraz ten cholerny laluś burzy się i protestuje. Ale oprócz bycia zdenerwowanym, Kabuto był też profesjonalistą, a profesjonalista nie daje się wyprowadzić z równowagi przez klienta, który nie wie, co mówi, ani czego chce. Dlatego też trzymana pod blatem siekiera nie znalazła się w jego rękach, tylko leżała tam nadal; ostra i czekająca na jakiś bardziej wnerwiający bodziec. W sumie Kabuto chciał, żeby taki moment nadszedł szybko.
- Może więc wolałby pan firankę? – dodał uszczypliwie Kabuto.
- W życiu nie założę firanki! – wykrzyknął rozdrażniony Neji. – Nie chcę ani firanki, ani koronki!
Jak ten Kabuto sobie w ogóle wyobrażał coś takiego? Jak w ogóle mógł pomyśleć, że Neji zdecyduje się to założyć i pokazać publicznie? To przecież nie był pokaz mody, a Neji osobiście wolał nie bawić się w modę wielkowybiegową na co dzień – jego zdjęcia reklamowe i tak były mniej drastycznie trendy.
Wtem szelest z tyłu ustał, nie przerywając jednak Hyuugowego zamyślenia na tematy okołoodzieżowe. Orochimaru wreszcie przestał męczyć ten metr krawiecki podszedł w końcu do zaczerwienionego ze wzburzenia Nejiego:
- To może ma pan jakieś inne propozycje?
- Chcę taki – Neji stuknął palcem w zdjęcie najnormalniejszego z normalnych czarnych garniturów, jaki można było sobie było wyobrazić. Na metce od producenta z pewnością napisano „100% przeciętności”. – I uprzedzając godzinne zastanawianie się, Sasuke też chce taki. Dokładnie taki sam.
- Ale ja wcale – zaczął Sasuke, który pojawił się tuż obok Nejiego, lecz nie dokończył, bo Hyuuga obdarzył go takim spojrzeniem, że poczuł się, jakby był wcale nie Sasuke Uchihą tylko jakimś robalem rezydującym w dziurze za tapetą.
- Jest pan pewny?
- Absolutnie.
Tak, absolutnie. Neji miał dosyć koronkowych garniturów, które prawdopodobnie byłyby największą zbrodnią dokonaną na modzie od czasów uznania, że skarpetki noszone do sandałów są „cool”. Tego że Sasuke ostatecznie zawziął się i wybrał szary połyskliwy materiał też miał dosyć. Miał dosyć chyba w sumie już wszystkiego. Absolutnie.
***
Niecałe piętnaście minut później Neji ponownie przebiegł przedsionkiem wypełnionym dymem zapalonych kadzidełek i wiszącymi u sufitu woalami i wydostał się na chodnik. Jeden z woali został w mu w dłoniach. Widocznie Hyuuga tak się cieszył, że wreszcie wyszedł z tamtego sklepu i że Sasuke już w końcu nie znajduje się tak blisko Orochimaru, że musiał jakąś szmatkę za mocno pociągnąć i zerwać. Bywa.
- Neji, wszystko w porządku? – zapytał Sasuke, gapiąc się na idącego obok i gniotącego przejrzysty materiał Nejiego.
- Prawie – odparł Hyuuga, wpakowując tkaninę do pierwszego lepszego kosza, jaki stanął na jego drodze. – Będzie w porządku, jak mi powiesz, o co ci chodziło z tym Orochimaru.
- To jest takie ważne? – Sasuke poprawił torby w dłoniach.
Neji zacisnął usta i spojrzał na Sasuke dość wymownie.
- Oczywiście, że jest ważne – powiedział. – Może przestanę się martwić, co jeszcze może ci zmierzyć ten facet.
Sasuke wzruszył ramionami.
- Przez pewien czas pracowałem u niego. To wszystko właściwie.
- Taaak?
- Jeżeli cię to interesuje – westchnął Sasuke – to rzecz trwała niecałe trzy tygodnie. Wtedy sprzedawaliśmy patelnie i garnki. Nawet napisałem wierszyk: „Na patelniach naszej firmy, które wcale nie są z Birmy, zrobisz pyszną jajecznicę oraz może wielbłądzicę. A dzisiaj jeszcze o tej porze, masz w prezencie od nas noże.” Osobiście uważam, że to nie są wyżyny moich umiejętności pisarski, ale…
- Wierszyk? – Neji przerwał Sasuke. – Wszystkim naokoło piszesz wierszyki?
- Co? Neji, jakie to ma znaczenie? Wyleciałem z pracy, bo nie lubiłem grać w strzelanki. I właściwie tyle treści w tej opowieści.
- Aha – odpowiedział Neji dobitnie.  – Tyle treści, no tak. Oczywiście.
- Dobra – odezwał się Sasuke, po dłuższej chwili milczenia. – Jesteś o mnie zazdrosny? No, powiedz, jesteś?
Hyuuga uniósł brwi w zdziwieniu; jeszcze nikt nigdy nie zapytał się go, o coś takiego wprost!
- Oczywiście, że nie jestem! Po prostu… po prostu mam tego dosyć. I wierszyków, i Orochimaru, i tych garniturów, i wesela, i…
- Czyli jesteś? – przerwał mu Sasuke, łapiąc za rękę i zmuszając przystanięcia.
- Rany, Sasuke – zaczął Hyuuga – muszę odpowiadać? Poza tym telefon ci dzwoni.
Telefon rzeczywiście dzwonił. Mruczące „tyryryryry” rozlegało się z kieszeni spodni Sasuke i nie wyglądało na to, że szybko umilknie.
- Odbiorę za chwilę – Sasuke wyjął komórkę z kieszeni. – No to jak?
Hyuuga przygryzł wargę, spojrzał się w niebo, jakby szukając tam jakiejś pomocy, a kiedy po czterech sekundach żaden ratunek nie nadszedł, westchnął raz jeszcze i powiedział:
- Po dwóch dniach?
- Tak, po dwóch dniach.
Po piętnastu sekundach ratunek również się nie pojawił.
- No – mruknął Neji cichutko i zanim Sasuke zdołał to jakoś przetworzyć, wyrwał mu dzwoniący telefon z ręki.
Neji nacisnął przycisk i odebrał, jednakże to, co usłyszał od swojego rozmówcy brzmiało mniej więcej jak:
- Sasuke!!! Co ty do jasnej cholery zrobiłeś z naszą chatą?!! To wszystko jest jedną wielką popaloną ruiną! Jak tylko cię znajdę to-
Neji profilaktycznie się rozłączył, wolał nie domyślać się, co czeka Sasuke, jeżeli jego brat pojawi się niedaleko i postanowi zrobić wszystko, co następowało po „to”, a czego nie usłyszał Neji. Hyuuga odsunął słuchawkę od ucha i oznajmił:
- To był Itachi.
- Och? – zdziwił się Sasuke. W końcu brat nigdy do niego dzwonił, dlatego też była to nowość na miarę wynalezienia telegrafu.
- Zastanawiał się, co z waszym domem. Brzmiał jakby był trochę zdenerwowany.
Sasuke najpierw zbladł, a potem szybko wziął od Nejiego komórkę i wyłączył ją. Po chwili wyjął jeszcze akumulator i dopiero ponownie wsunął do kieszeni.
- Znasz jakieś dobre miejsce, w którym moglibyśmy się schować? – zapytał Uchiha słabym głosem.