Rozdział 3
Słońce wschodziło, czerwoną kulą kontrastując z granatowym, ale szarzejącym już nieboskłonem. Zmrużyłem oczy, gdy jego blask przybrał na sile — było bezchmurno, ergo jeszcze teraz było zimno. Ale płaszcz miałem już inny, Sasuke zlitował się nad moją biedną osobą i w geście dobroci podarował mi swoje stare okrycie. Miało zapach, który mogłem określić jako zapach Sasuke, a ja przez to czułem się źle, bo powinienem przejmować się tylko Samehadą, a zacząłem się przejmować Uchihą... Ach, ale czy to samo nie tyczy się jego? Sasuke — cholerna siostra miłosierdzia, wybacza nieposłuszeństwo i dba o zdrowie swoich towarzyszy. A mną zajmuje się dużo bardziej, niż powinien.
Schowałem nóż do futerału na moim biodrze.
Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś kompletnie innego, ale cóż, bywa. Niewiarygodne, że po takich insynuacjach ze strony Sasuke, musiałem tylko spreparować ochraniacz na czoło jednej z ukrytych wiosek i podjąć się wykonania jakiejś durnej misji dla shinobi.
Cichutkie uśmiercenie niewiernego męża? I jego obrączka jako dowód wykonania? Ech, dokonane zabójstwo nie było ciche, odkąd poturbowany koleś spadł z wrzaskiem w głęboką przepaść. Ale skoro nie było w pobliżu żadnych świadków, to czemu by nie określić go jako cichutkie?
Cichutkie uśmiercenie niewiernego męża? I jego obrączka jako dowód wykonania? Ech, dokonane zabójstwo nie było ciche, odkąd poturbowany koleś spadł z wrzaskiem w głęboką przepaść. Ale skoro nie było w pobliżu żadnych świadków, to czemu by nie określić go jako cichutkie?
Mission complete!
***
Gdy wróciłem do obozu, było już późne popołudnie — w każdym razie na pewno było już dawno po obiedzie, którego nie miałem szansy zjeść. Nie żeby mi było jakoś specjalnie żal — w większości wypadków sama woda wystarczała na bardzo długo.
— Sasuke?
Przykucnąłem przed wejściem do jego granatowego namiotu — zamek błyskawiczny był zasunięty.
— Sasuke? Jesteś tam?
— Nie tam — odezwał się głos za moimi plecami, a dłoń delikatnie musnęła moje łopatki. — Tutaj.
Przewróciłem oczami — mogłem się tego spodziewać, takie pojawianie się z nikąd to chyba jedno z jego ulubionych zajęć. Może nawet w szkole podstawowej pisał w pracy domowej o swoim hobby: „Ja czasem lubię tak sobie wyjść znienacka”.
Ale otóż, drogi liderze, pomyliłeś się — też jestem ninją i na dłuższą metę takie zabawy nie zaskakują, a zaczynają być nudne.
Ale otóż, drogi liderze, pomyliłeś się — też jestem ninją i na dłuższą metę takie zabawy nie zaskakują, a zaczynają być nudne.
Bez słowa wręczyłem mu pieniądze i list, który nie trafił do jego rąk zeszłego dnia.
— Doskonale — mruknął, gdy tylko zakończył lekturę krótkiej notatki. — Ale trochę ci to długo zajęło, hmmm?
— Haha — roześmiałem się bez humoru. I również bez humoru zażartowałem: — Pewnie dlatego, że miałem przynieść samą obrączkę, a nie palec z nią jako dowód zabójstwa.
Zamrugał szybko, zwracając swój wzrok na mnie i przerywając liczenie.
— To był żart — zakończyłem z westchnieniem.
— Mało śmieszny. — Palce z lekkim zachwianiem w rytmie ponownie przemknęły po banknotach z portfela.
Co z tego, że teoretycznie mógłbym zrobić coś takiego, skoro nie zrobiłem? Znaczy po co konkretnie miałbym bawić się w odcinanie członków ciała, skoro nie musiałem tego robić? Nie byłem jakimś wielkim sadystą, żeby torturować pięćdziesięciokilkuletniego faceta — zawsze wolałem warcaby.
— W każdym razie to nie wystarczy.
— Jak to nie wystarczy, jak wystarczy! Jest równo, nie? — oburzyłem się, zdenerwowanym ruchem otwierając butelkę z wodą.
— Czyżby? — uniósł brew w udawanym zdziwieniu. Nie był dobrym aktorem, ale nikt tego od niego nie wymagał. — Za misję dawali o 2000 ryo więcej, prawda Suigetsu? Czy może na pokwitowaniu widnieje błąd?
— Och. Chyba gdzieś mi się zapodziało. — Ze zrezygnowaniem pogrzebałem w kieszeni.
— I ty, Suigetsu, chcesz mi to tak po prostu, tak zwyczajnie dać?
— No… a nie?
— I myślisz, że ja to tak po prostu przyjmę? — Przybliżył się o krok, spoglądając mi prosto w oczy. Odwróciłem wzrok, upijając łyk wody. — A straty moralne?
Zakrztusiłem się, wypluwając płyn gdzieś na trawę.
— Khe, khe… Co kurna?
— Do tej pory myślałem — wycelował palcem w mój brzuch, usiłując wywiercić mi dziurę w żołądku. Był tak blisko, że mogłem policzyć każdą z rzęs, okalających jego migdałowe oczy — że członkowie mojej drużyny to osoby na pewnym poziomie, umiejące opanować swoje pierwotne instynkty, a tutaj… niespodzianka.
Nie mogłem uciec przed jego ciemnoszarym wzrokiem. Moja ostatnia linia obrony, ostatnie ocalałe działo wydawało się zaskakująco słabe i zbyt delikatne jak na tę bitwę. Jak żołnierzyk z zapałek, jak kasztanowy ludzik wysłany na prawdziwą wojnę, na której musi się zmierzyć z ogniem.
— Chwileczkę, Sasuke. Czy ostatnio to nie ty byłeś tym, który… no.
— Który co? — Chuchnął mi w szyję, z zafascynowaniem wodząc palcem po mojej szczęce. — Suigetsu, dokończ łaskawie zdanie, bo jakoś nie zrozumiałem przekazu.
— Dobrze wiesz. — Odepchnąłem jego szczupłą dłoń. — Ale mniejsza o to, ważniejsze jest pytanie; czego ty w takim razie chcesz?
Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu:
— Opić to.
Ach, i tylko tyle…?
***
Znajdowaliśmy się wewnątrz już od dłuższego czasu. Pomieszczenie zawierało wszelkie wskazówki co do typowej „barowości”. Była błyszcząca lada, był jakiś facet za nią czyszczący szklanki jak na amerykańskich filmach, były kieliszki i kolorowe drinki o nazwach, które wymawiałeś tylko raz i od razu zapominałeś, co właściwe znaczy „Błękitna laguna” i czy coś takiego może istnieć naprawdę. I czy też jesteś już tak pijany, że nie wiesz nawet, jakiego koloru jest chartreuse.
Podstawka kieliszka stuknęła o powierzchnię baru. Ostatnie niewypite krople spływały delikatną zielenią po przezroczystych ściankach naczynia. Obok kieliszka mogłem zauważyć abstrakcyjny obraz stworzony z rozlanego alkoholu i kawałków orzeszków — był tak abstrakcyjny w swojej abstrakcyjności, że nie przedstawiał sobą kompletnie nic. Brak talentu w dziedzinie artystycznej też jest talentem — obraz miał wymowę przynajmniej tak głęboką jak kufel mojego piwa.
— Wyjdźmy stąd — powiedział Sasuke, kładąc łokieć na środku swojego dzieła, zupełnie nieświadomy jego egzystencji. Dosunął się bliżej, tak że jego włosy dosięgały mojego policzka, a dłoń znalazła miejsce na moim udzie, sunąc po jego wewnętrznej stronie wzdłuż szwu.
Wyszliśmy. Świat całkowicie porozciągany jak stary sweter, wirujący dookoła nas w białej mgle. Tak jakby tańczący w malibu z dodatkiem mleka — bo tak ładniej i komponuje się z barwą butelki. Tylko nie mogłem wyczuć kokosowego zapachu, bo włosy Sasuke i jego dłonie usiłujące objąć mnie w pasie pachniały alkoholem.
— Suigetsu — wychrypiał mi do ucha.
— Wracamy do obozu, okej? Chyba przesadziłeś i kolejnego baru raczej nie przeżyjemy.
— Nie, wynajmiemy pokój.
— Czego znowu?... — zapytałem słabo.
— Musisz mi od…pracować — zawahał się, gdy język w jego ustach zaprotestował przeciwko zbytniej ekwilibrystyce. — A ja nie mam ochoty pieprzyć się w krzakach.
— Chwilaaa, daj mi odsapnąć — stwierdziłem, stając na środku pustej ulicy z Sasuke uwieszonym na moim ramieniu z powodów bardziej asekuracyjnych niż erotycznych. Chociaż z nim nie mogłem być pewnym niczego, nawet tego jak właściwie nazywa się miasto, w którym aktualnie spędzaliśmy czas na przemiłym, towarzyskim opijaniu sukcesu kontrwywiadu Uchihy.
— Oddałem ci forsę, zaprosiłem na piwo i to nie wystarcza?
— Bardzo, bardzo wysoko wyceniłem straty moralne. — Złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Smakował jak spirytus czy inne cholerstwo, którego hektolitry wlał w siebie dzisiejszego wieczoru. Chociaż ja w tej kwestii też nie byłem lepszy.
Hotel wychynął z mlecznej zasłony niedługo po tym, jak kontynuowaliśmy nasz marsz w tempie steranego życiem starego żółwia. Już wolałbym żeby to był ten cały love hotel — podchodzisz klikasz raz, drugi i nie pokazując się nikomu, dostajesz kluczyk — ale niefortunnie nie był.
Mimo nieźle wieczornej pory za stolikiem siedziała recepcjonistka w sztywnym uniformie i klikała coś na komputerku. Klik, klik i ma ułożonego pasjansa, klik, klik i w tempie ekspresowym przeszła sapera na poziomie zaawansowanym, klik.
— Dobry wieczór, pokój dwuosobowy proszę.
Klik, klik — długie fachowe spojrzenie na mnie i ciasno obejmującego mnie Uchihę. Moje spojrzenie było równie profesjonalne, ale o wiele bogatsze w znaczenia. „Rzuć jakiś komentarz, a jesteś trupem” było jednym z nich.
Gdy drzwi windy otworzyły się, ukazując korytarz z bordową wykładziną na podłodze, Sasuke zainteresowany wysunął się z niej, podziwiając przez sekundę nieciekawe ściany i rząd identycznych drzwi.
Dziesięciometrowa droga do przydzielonego nam komputerowo pokoju została przebyta po omacku, obijając się o ściany i oddając łapczywe pocałunki. Uderzyłem plecami o drewniane drzwi, dociskany całym ciałem Sasuke — stęknąłem na tak nagły nieprzyjemny kontakt plecy-drzwi i klamkę wbijająca się w nerki. Na oślep ją nacisnąłem, otwierając drzwi — brunet miał jeszcze tyle przytomności, że nie wepchnął mnie do środka, bez pardonu rozkładając na podłodze.
Dziesięciometrowa droga do przydzielonego nam komputerowo pokoju została przebyta po omacku, obijając się o ściany i oddając łapczywe pocałunki. Uderzyłem plecami o drewniane drzwi, dociskany całym ciałem Sasuke — stęknąłem na tak nagły nieprzyjemny kontakt plecy-drzwi i klamkę wbijająca się w nerki. Na oślep ją nacisnąłem, otwierając drzwi — brunet miał jeszcze tyle przytomności, że nie wepchnął mnie do środka, bez pardonu rozkładając na podłodze.
Guziki bardziej wyszarpywane niż rozpinane i biała koszula upadła na podłogę. Gorączkowe targanie mojej fioletowej koszulki bez rękawów i szybkie rozpięcie zamka błyskawicznego spodni. Popchnął mnie na łóżko, całując jednocześnie — o dziwo podczas upadku na miękkie atłasowe poduszki nie odgryźliśmy sobie języków i w miarę bezpiecznie, kierując się regułami BHP zredukowaliśmy krępujące nas ciuchy do bardzo praktycznego w takiej sytuacji zera.
Ułożony pomiędzy moimi nogami, językiem przesuwał po mojej szyi, jedną dłonią ściskając rytmicznie moje krocze — czułem jak mój członek powoli twardnieje. Moja ręka z kolei wędrowała po zgrabnych pośladkach Sasuke, delikatnie je ugniatając. Jeden palców zaczął krążyć wokół jego wejścia i dość nagle zagłębił się we wnętrzu. Syknął coś mało kontent:
— Nie na sucho, do cholery.
— To czym…?
Sasuke wygiął się, dosięgając do podłogi i przeszukując w naprędce zawartość kieszeni w swoich spodniach. Dzierżąc w dłoniach tubkę czegoś bliżej niezidentyfikowanego, usiadł na moich biodrach i odkręcił zakrętkę. Chłodny, przezroczysty żel został wyciśnięty na moje palce.
— Co to? — zapytałem zaskoczony, ale Sasuke bez słów umieścił moją dłoń tam, gdzie znajdowała się przedtem.
Czy on zawsze nosi ze sobą takie rzeczy, w razie gdyby „coś” miało wypaść? Nie, chyba nie, pomyślałem chwilę później, obserwując zmiany ekspresji na twarzy Sasuke, w miarę jak moje palce poruszały się w nim. Ostatnio nie używaliśmy takich pierdół.
— …S…stop –— stęknął, unosząc się wyżej. Moje mokre palce, złapały go za biodra, a on po odpowiednim umiejscowieniu czubka mojej pobudzonej męskości, opadł na nią powolnym, prawie miażdżącym ruchem.
Westchnienie opuściło moje usta, a całe ciało przebiegł dreszcz — tak… gorąco, miękko i cholera wie jeszcze jak. Sasuke poruszył się. Najpierw wolno do góry, a później całym ciężarem, mocno opadając znów na moje lędźwie — nie potrafiąc utrzymać kontroli nad reakcjami mojego ciała, ciężko dysząc, wygiąłem się do góry i napotkałem Sasuke w połowie ruchu.
— Aaah! — krzyknął, a mięśnie kurczowo zacisnęły się wokół mojego penisa. Musiałem najwyraźniej trafić… w jakiś specjalny punkt.
Jego męskość pulsowała ułożona na dole mojego brzucha, najwyraźniej domagając się uwagi — chwyciłem ją w dłoń, przesuwając się szybkim ruchem po jej długości i zatrzymując się na jądrach i tam wykonując coś na kształt masażu. Szarpnął głową i stężał na sekundę, a potem zniżył się wsuwając język w moje usta.
Nasze oddechy były ciężkie w chwilach, gdy odrywaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć trochę powietrza i nie podusić się przez przypadek. Sasuke narzucił naszym ciałom szybki rytm, któremu starał się podołać napierając częściej i prędzej na nasadę mojego członka.
Doszedłem pierwszy, krzycząc coś, jakieś słowo — nie skupiałem się za bardzo w tamtym momencie, więc nie bardzo wiedziałem co takiego. Ale na wpół zarozumiały, na wpół zadowolony uśmieszek widoczny na twarzy Sasuke, pozwolił mi się domyślić, cóż mogłem wykrzyknąć…
Doszedłem pierwszy, krzycząc coś, jakieś słowo — nie skupiałem się za bardzo w tamtym momencie, więc nie bardzo wiedziałem co takiego. Ale na wpół zarozumiały, na wpół zadowolony uśmieszek widoczny na twarzy Sasuke, pozwolił mi się domyślić, cóż mogłem wykrzyknąć…
Orgazm Sasuke nastąpił kilka pchnięć i jeden długi, bardzo mokry pocałunek później — jego nasienie pobrudziło mi całą klatkę piersiową. Ciężko dysząc, siedzieliśmy jeszcze dobrą chwilę połączeni — ramiona Sasuke trzymały w mocnym uścisku mój kark. Ale gdy tylko szaleńczo szybki rytm serca uspokoił się z lekka, Sasuke prawie natychmiast zszedł ze mnie, waląc się na jasne prześcieradła.
Westchnąłem i potargałem spocone włosy, schodząc z łóżka i zostawiając Sasuke tak jak się położył — kompletnie nagiego, nieprzykrytego chociażby kocem. Jak dla mnie przeziębienie gwarantowane…
Pobieżnie poukładałem ciuchy na oparciu krzesła, przeglądając zawartość kieszeni moich jasnych spodni. Nie była co prawda tak dziwna jak Sasuke, ale równie interesująca — małe kartonowe pudełeczko z kilkoma papierosami grzechocącymi w środku. Normalnie nie palę, ale kto by nie skorzystał z takiej gratisowo danej paczki z tego baru, w którym piliśmy… Zdaje się dość dawno temu, a teraz mogła być może piąta nad ranem.
Pobieżnie poukładałem ciuchy na oparciu krzesła, przeglądając zawartość kieszeni moich jasnych spodni. Nie była co prawda tak dziwna jak Sasuke, ale równie interesująca — małe kartonowe pudełeczko z kilkoma papierosami grzechocącymi w środku. Normalnie nie palę, ale kto by nie skorzystał z takiej gratisowo danej paczki z tego baru, w którym piliśmy… Zdaje się dość dawno temu, a teraz mogła być może piąta nad ranem.
Usiadłem na parapecie i otworzyłem okno, zaciągając się papierosem. Był niesmaczny i kiepskiej jakości — dym cienką smużką falował i rozmywał się pod wpływem zimnego wiatru.
Widok za okna nie był widokiem genialnym, godnym umieszczenia na jakimś landszafcie i wystawienia w muzeum sztuki — ot parking, skarpa i skąpana w białym oparze niecka na dole.
Widok za okna nie był widokiem genialnym, godnym umieszczenia na jakimś landszafcie i wystawienia w muzeum sztuki — ot parking, skarpa i skąpana w białym oparze niecka na dole.
— Mgła zaczyna się unosić — zameldowałem, wypuszczając dym ustami. – Jak zejdziemy, w dolinie powinna już być dobra widoczność.
— Już nie musi — odezwał się Sasuke drżąc z lekka. Listopadowe powietrze było bardzo chłodne. — Już nie będziemy szukać na ślepo, tylko od razu pójdziemy tam gdzie trzeba.
Pstrykałem zapalniczką, zastanawiając się nad jego wypowiedzią — ognik pojawiał się i znikał.
— To co teraz zrobimy?
— Zabiję Itachiego.
— A dalej?
Zamilkł na chwilę, a ja ułożyłem się inaczej na parapecie — stawał się coraz chłodniejszy, a moje gołe pośladki nie cierpiały zimna. Nie ponaglałem go jednak. Może Sasuke nigdy się nad tym tak właściwie nie zastanawiał?
— Wrócę — zaczął z wahaniem — do Konohy otoczony nimbem chwały.
— A co ze mną? – zapytałem, gasząc peta o ramę okienną.
— Zajebiesz Kisame jak mniemam.
— Taa, i zostanę Mistrzem Miecza— prychnąłem.
Nie o taką odpowiedź mi chodziło, ale zdaje się, że Sasuke doskonale to wiedział. Bo ta odpowiedź nie pozwoliła mi się dowiedzieć kompletnie niczego.
— Zamknij okno, zimno jest.
Zignorowałem polecenie, wskakując do łóżka i nakrywając nas kołdrą. Objąłem go, wtulając się w jego tors — nie zaprotestował w żaden sposób.
— To trochę dziwne, no nie? — stwierdziłem, wodząc nosem po jego obojczyku.
— Jak ci się nie podoba, drzwi są otwarte. Nie przypominam sobie, żebyśmy używali klucza.
— Nie mówiłem, że mi się nie podoba — uśmiechnąłem się, spoglądając mu w oczy.
— Ja też. — Jego ręka złapała mój podbródek, a kciuk nacisnął delikatnie na usta. Ciekawe czy były tak czerwone jak jego? I czy są choć odrobinę atrakcyjne dla Sasuke?
— Chciałbym cię pocałować, wiesz? — powiedział Sasuke, delikatnie nachylając się w moją stronę.
— A kochasz mnie? — spytałem tuż przed tym, jak nasze wargi się złączyły.
Pytanie nieważne BIIIP wystąpił błąd krytyczny — ostatnie sekundy zostaną wykasowane z pamięci.
Sasuke miał naprawdę cudowne wargi — delikatne i miękkie, interesujące w ich fakturze. Westchnąłem w jego usta, gdy kolano Sasuke, poruszyło się pod okryciem, naciskając delikatnie na moje krocze.
— Chcesz jeszcze jedną rundkę? — zapytałem uśmiechnięty.
— Chcę.
***
Ostre światło lamp ulicznych prześwietlało mgłę, kłębiącą się przy ziemi. Osiadała na bramach i murach, na naszych włosach i złączonych dłoniach również. Chciałbym powiedzieć, że osiadła na jego ustach i tylko z tego powodu go całowałem. Ale wtedy bym skłamał, a nie miałem takiej potrzeby. Bo mgła, tak naprawdę nigdy nie miała okazji akurat tam się skroplić — poza tym już nie pachniała wypitym alkoholem, tylko świerkami.
Weszliśmy do lasu.
end.