Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

środa, 29 czerwca 2011

"Kto rano wstaje..." (MadaIta)

Prezentuję fika dla Kimi, a więc MadaIta. Sorrki, że tak straszliwie długo, ale naprawdę, nie dałam rady wcześniej – jak jest się mną, to ma się takiego pecha, że kilka rzeczy naraz zaczyna walić się na głowę (dodajmy, że większość z mojej winy, oczywiście) i pozostaje tylko depresjować się i odkrywać, ile dołujących piosenek ma się na playliście. Bardzo nie polecam – bycie mną ssie na całej linii. =.=
Pominąwszy początek, który trochę emuje (bo Itachi najwyraźniej lubi sobie zacząć dzień od mrocznych myśli), fik nie jest emujący. Nie wchodzę jakoś bardzo w kanon (co widać. xD) i zawarłam tutaj kilka z lekka abstrakcyjnych idei, które pewnie komuś zgrzytną coś niecoś, ale zawsze jestem otwarta na sugestie i resztę tałatajstwa. No i taak, nie ma tutaj głębszego plotu, bo… no nie ma. :)
Oczywiście – jak zawsze – jeżeli się nie podoba, napisz, a postaram się wytegować coś innego.
[… już nawet nie proszę o zastrzelenie…]
* I nie pytajcie, wtf jest ten tytuł, bo absolutnie nigdy nie potrafię wymyślić niczego sensownego. xD
Kto rano wstaje…
            Itachi otworzył oczy i usiadł na łóżku. Musiało być albo bardzo wcześnie rano, albo naprawdę późno w nocy – w pokoju było ciemno, a przez szpary pomiędzy zasłonami przenikało jedynie skąpe szare światło. No nic, niektórzy tak mają, że budzą się o jakiejś trzeciej czy czwartej wyrwani ze snu jakimś dziwnym przeczuciem czy wrażeniem i nijak nie mogą zmusić się do ponownego zaśnięcia. Itachi tak miał, Kisame najwyraźniej nie, bo Uchiha doskonale słyszał zza ściany czy nawet kilku ścian, jak głośno jego partner chrapie. Odgłos ten nieprzyjemnie wwiercał się w jego uszy. Jak można tak sobie spać i chrapać w najlepsze…
Bo czy naprawdę warto marnować około ośmiu godzin na leżenie na łóżku i oglądanie pozbawionych sensu obrazów przesuwających się pod powiekami, kiedy można by to wykorzystać na coś pożytecznego? Czy jakikolwiek ze snów jest rzeczywiście warty śnienia?
            Itachi miał sny, oczywiście. Większość ludzi je ma, większości ludzi nawet czasami śnią się koszmary, ale tylko niektórzy się do nich przyzwyczajają. Po tylu latach conocnego wybijania rodu Uchihów, a potem szaleńczego uciekania w ciemność, w której Uchiha Madara czekał już na tego przestraszonego trzynastoletniego Itachiego, śmierć tych ludzi a nawet ich krew, która niezliczony raz z kolei plami mu mundur ANBU jakby spowszedniała. Rzecz jasna, obserwowanie tego nie sprawiało mu najmniejszej przyjemności, ale przynajmniej nie wywierało aż takiego wrażenia, żeby nie mógł niczego wziąć do ust przez cały dzień. Nadal jednak wtedy wolał nie patrzeć na Madarę dłużej niż kilka sekund – na myśl o tym, co udało im się razem zrobić, coś przewracało mu się w żołądku.
            Jak trzeba być zdesperowanym, żeby współpracować z Uchihą Madarą! Jak trzeba być szalonym, żeby rzucić wszystko w imię pokoju, dobra Wioski i zostać uczniem człowieka, który oficjalnie był martwy? Ale takie szaleństwo musiało spodobać się Madarze, zaciętość utknięta głęboko w ciemnych oczach Itachiego przemawiała do niego na poziomie, na którym lepiej sprawdzały się czyny, a nie słowa. Itachi bardzo wątpił, czy była na świecie druga osoba zdolna wybić swoją rodzinę w imię pokoju, a jeśli była, to do czasu, aż mężczyzna natknąłby się na kogoś podobnego, minęłoby dalsze sto lat i wszystkie jego plany drastycznie odsunęłyby się w czasie. Nawet jeśli Itachi nienawidził Madary za to, że udało im się wypełnić zadanie od hokage, korzyści z nawiązanej współpracy były obopólne. Itachi nie mógł negować tego, że stary Uchiha był ninją na najwyższym poziomie umiejętności, którymi całkiem chętnie dzielił się ze swoim uczniem, a czasem…
            Ciężka zasłona na oknie poruszyła się od wiatru; Itachi drgnął na łóżku zdjęty nagłym niepokojem. Ale to nic, nic – zasłona nie zakołysała się więcej, a Kisame nadal chrapał kilka pokojów dalej.
No… czasem sam Itachi patrzył na Madarę więcej niż chętnie. Nie wiedzieć kiedy dokładnie, tak jakoś się stało i od czasu do czasu nadal się działo. Nawet czasami miał taki sen, że leżał w trawie w słońcu i Madara leżał tam z nim. I nie było nic więcej, tylko powolny dotyk palców głaszczących go po włosach. Żadnych idealnych ninjów, żadnych jinchuuriki i idących zawsze o krok z tyłu wyborów z przeszłości, żadnych gadek o konieczności budowy lepszego świata przez Madarę, bo ten w którym żyją nie może być ani dobry, ani piękny, skoro tonie w fałszu. Taki świat ze snu wydawał się jednak Itachiemu dobry, chociaż w rzeczywistości raczej nie do spełnienia – trawa, słońce, niebieskie niebo i przyjemny zapach płynu po goleniu Madary na jego szyi. Przynajmniej w tamtym śnie Itachi nie potrafił zmusić swojej sennej jaźni do uważania ich za zło.
            W rzeczywistości Madara raczej nie głaskał go po włosach. Odpoczynek w trawie też raczej należał do bajek, a jak już się zdarzał to nie był typowo rekreacyjnym zajęciem, którym zajmowali się obaj Uchihowie – znacznie częściej Itachi podróżował z Kisame, a osoba potężnego Mistrza Miecza jakoś nie zachęcała go do prób relaksacyjnego miziania. Poza tym nie mieli na to czasu.
Rzeczywistość skrzeczała jak nadepnięta przez nieuwagę żaba. A im bardziej Itachi starał się ją ignorować w tej krótkiej chwili, kiedy już nie spał, ale jeszcze nie do końca się obudził, tym głośniej i rozpaczliwiej skrzeczała Żaba Rzeczywistości. Bo w rzeczywistości, w tym najbardziej realnym ze światów, nie było miejsca i czasu na podobne wyskoki. Trawa? Owszem, ale tylko jako całkiem niezłe podłoże do walki, jeżeli wcześniej nie padało. Słońce jest w porządku, gdy nie świeci w twarz, a wodą kolońską, o nieważne jak ładnym zapachu, od biedy możesz sobie odkazić ranę, jeśli nieszczęśliwie gdzieś się zraniłeś.
„Rzeczywistość zdecydowanie nie przystaje do jakichkolwiek przyjemnych myśli.”, osądził Itachi jeszcze zanim wstał z łóżka i sięgnął po ubrania przewieszone przez oparcie krzesła. „Praktyczność aż do zemdlenia.”
            - Ranny ptaszek z ciebie, Itachi – odezwał się głos z tyłu, potwierdzając wcześniejsze przeczucia. Nie musiał się długo zastanawiać nad tożsamością tego kogoś; zasłony przecież nie mówią, a jeśli nawet, to na pewno nie tak brzmiącym głosem.
            - Madara – westchnął Itachi; no to by tłumaczyło wszelkie niedobre przeczucia, które go obudziły - wyjdź. Najpierw zza zasłony, a później przez drzwi. To nie powinno być trudne.
            - Nie musisz być taki niemiły dla swojego senseia – zacmokał Madara, wypełniając pierwsze polecenie Itachiego i stając mniej więcej na środku niewielkiego pokoiku. Do wypełnienia drugiego raczej się nie kwapił, bo zamiast do drzwi ruszył w kierunku posłania i usiadł na jeszcze ciepłym prześcieradle. Zaparł się łokciami po bokach i wyciągnął przed siebie szczupłe nogi, mrugając porozumiewawczo w stronę Itachiego. – Jeśli zaczniesz mówić do mnie ładniej, to cię chyba nie zaboli, a i mnie zrobi się bardzo miło. Chyba chciałbyś, żeby twojemu sensei zrobiło się miło, prawda?
            Itachi wykrzywił usta, jak gdyby chciał powiedzieć, że wypowiedzenie jakiegokolwiek ładnego wyrażenia skierowanego do Madary zabolałoby go mniej więcej tak, jak wyrywanie języka rozżarzonymi obcęgami.
            - Nie jesteś moim senseiem – powiedział zastępczo do mężczyzny o długich, jakby nastroszonych ciemnych włosach. – Od dawna. I naprawdę, wyjdź, raczej nie mam ochoty się z tobą widzieć. Poza tym chciałbym się już ubrać.
            - Łamiesz mi serce, Itachi. I to akurat wtedy, kiedy chciałem ci powiedzieć, jak ładnie wyglądasz ubrany tylko w to kimono. Szczególnie, że domyślam się, że pod spodem nie nosisz absolutnie niczego – odparł Madara, a na jego twarzy pojawił się wąski przekorny uśmieszek. – Jeśli chciałbyś asystenta do pomocy w ubieraniu się, to wiesz gdzie mnie szukać.
            Itachi zignorował propozycję Madary i sam zsunął z ramion ciemne, luźno zawiązane kimono. – Na korytarzu – powiedział twardo.
            - Ależ! Ja nigdzie się stąd nie ruszam – poinformował Madara, kładąc się na łóżku i podsuwając rękę pod głowę, aby mógł w wygodnej pozycji obserwować wyłaniające się zza materiału plecy Itachiego. – Kilka ładnych widoczków mogłoby mnie ominąć, a tego raczej nie chcemy.
            - To ja wyjdę – Itachi natychmiast naciągnął na siebie ściągnięte do połowy kimono i schwycił naręcze ubrań; łazienka musiała znajdować się gdzieś na tym piętrze.
            Ale zanim otworzył drzwi i faktycznie wyszedł na korytarz, dłoń Madary złapała go za ramię i pociągnęła do tyłu. Co za cholerny facet!
            - Od kiedy zrobiłeś się taki… - Madara pokręcił głową, szukając odpowiedniego słowa. W takim zamyśleniu na jego twarzy kładły się cienie, pogłębiając zmarszczki wokół oczu. Miał ich kilka, ale jak na stuparolatka prezentował się dobre siedemdziesiąt lat młodziej.
            - Jaki? – Itachi przewrócił oczami.
            - Świętoszkowaty. Tak nagle boisz się stanąć przede mną z gołym tyłkiem, a wcześniej raczej nie miałeś problemu z takimi rzeczami. Nigdy wcześniej – dodał dobitnie.
            - Mam z Kisame zadanie do wykonania, polujemy na jinchuuriki, a kto jak kto, ale ty chyba wiesz, że mam kilka innych spraw do załatwienia, niż stanie sobie tak przy drzwiach i uprawianie small talku. Chyba, że zmieniasz nam parametry misji i ta ma zacząć polegać na gadaniu, Madara.
            - Tak, bo piąta rano to szczególnie dobry czas na wykonywanie misji z partnerem, który o tej porze dopiero przewraca się na drugi bok – skomentował Madara. – Znam życie, Itachi.
            Itachi spojrzał zimno najpierw na spoczywającą na jego ramieniu dłoń Madary, a później w jego oczy. – Kisame pewnie nie miałby nic przeciwko, gdybyś do niego dołączył – rzekł zjadliwie. – Może nawet by się ucieszył.
            - Oprócz tego, że jakoś nagle zacząłeś się wstydzić i uciekać do łazienki, to jeszcze stałeś się taki okropnie chłodny, jakbym zrobił ci ostatnio coś strasznego. Zrobiłem coś?
            - Nie – odpowiedział po dłuższej chwili Itachi. – Właściwie nie.
            - Więc, czemu taki jesteś?
            - Mam powtarzać dziesięć razy, że mam misję?
            - Jeżeli przez to będziemy sobie tak stać kilka minut dłużej, to z wielką przyjemnością posłucham tego dziesięć razy. Podobają mi się niezawiązane kimona – dorzucił i dłonią, która nie ściskała Itachiego za ramię, powiódł po prawie całkiem nagiej piersi chłopaka.
            - Madara, nie mam pojęcia, z jakiego powodu tutaj przyszedłeś, ale jestem pewny, że musi to być bardzo bezsensowny powód.
            - No nie żartuj, że nie wiesz, mój drogi – zachichotał Madara i perfidnie pocałował go najpierw w ucho, a później jeszcze perfidniej przeciągnął językiem po delikatnej skórze na szyi. Bardzo podobało mu się to, jak wtedy chłopak gwałtownie nabrał powietrza i zamknął oczy, próbując sobie wmówić, że to nic takiego, że to na pewno na niego nie działa i na siłę spokojnym głosem zapytał:
- To mogę iść się w końcu ubrać?
            - Jesteś pewny, że chcesz się ubierać tylko po to, żeby za kilka minut znowu się rozbierać? – zapytał Madara. – Strata czasu, a to kimono akurat naprawdę mi odpowiada. Jest bardzo… odpowiednie, a jeśli rozluźnimy ten pas jeszcze trochę stanie się wręcz idealne.
- Wiesz, że powinieneś trafić do piekła, prawda?
            - Och, jeszcze nie umarłem. I mogę ci nawet pokazać, jak bardzo żywotny jestem z moją setką na karku – szepnął Itachiemu prosto do ucha, przyciskając go do drzwi. Chłopak niemalże zgrzytnął zębami, kiedy poczuł jak noga Madary usiłuje wcisnąć się między jego uda, żeby rozsunąć je jakoś szerzej.
            - Madara – warknął – czy nie wydaje ci się, że pozwalasz sobie na zbyt dużo?
            - Nawet mnie nie odpychasz – odparł prosto starszy mężczyzna. – Patrz, masz nawet wolne ręce. Gdybyś chciał, mógłbyś mnie posłać do diabła, ale tylko… - Dłoń Madary powoli przesuwała się pod materiałem kimona po gładkiej skórze, podczas kiedy druga przemieściła się z ramienia na kark Itachiego, tam gdzie Madara wiedział, ze wystarczy leciutki dotyk i Itachi nie będzie potrafił powstrzymać nagłego drgnięcia. Teraz ich biodra idealnie się stykały. – …tylko tutaj sobie stoimy.
            Trzymane w garści ubrania wraz z ciężkim płaszczem Akatsuki wysunęły się z palców Itachiego i spadły na podłogę. – Poddajesz się? – zapytał Madara, a jego ciepły oddech musnął usta chłopaka. Nie było tam żadnego więcej kontaktu, chociaż młodszy Uchiha w głębi siebie wręcz go łaknął. W złości spiorunował Madarę wzrokiem. – Och, a może nadal wolisz – palce Madary przewędrowały przez brzuch na plecy Itachiego, zahaczając o kolejny wrażliwy punkt powyżej bioder – iść się ubrać?
            - Nie – zdecydował w końcu Itachi; Madara stał wystarczająco blisko-blisko, żeby możliwa była tylko jedna decyzja. – Myślę, że możesz… że możemy przejść dalej – wymamrotał bezsilnie.
            - O, zmieniłeś zdanie?
            I wtedy Itachi pocałował go z większą namiętnością, niż Madara kiedykolwiek by go podejrzewał. Palce wplotły się w nastroszone włosy starszego Uchihy i z taką siłą za nie chwyciły, że niewiele brakowało, aby został ich całkowicie pozbawiony; szczerze wątpił,  czy żałowałby tak nagłego wyłysienia w obliczu atakujących jego usta gorących warg Itachiego i jego uda zmysłowo sunącego w górę, do jego bioder, aby tam zostać na długą, przyjemną chwilę. Chwila stała się jeszcze przyjemniejsza, kiedy Madara ostatecznie dotarł dłonią do pośladków Itachiego i mógł zacisnąć garść na gorącej, jędrnej półkuli, wyrywając z głębi gardła chłopaka zadowolony pomruk, który pociągnął za sobą jeszcze bardziej ogniste pocałunki i całkiem interesujący posuwisty ruch w okolicy lędźwi.
            - Madara – wyszeptał Itachi przerywając pocałunki i schodząc rękoma z szyi mężczyzny do paska przy jego spodniach. – Pewnie trochę ci ciepło.
            Rzeczywiście, w pokoju nagle zrobiło się jakby cieplej, praktycznie gorąco. Bardzo gorąco.
            - Pewnie powinieneś się rozebrać – kontynuował Itachi, sprawnie operując przy zapięciu klamry – i pewnie powinniśmy zostawić te drzwi w spokoju. Są dość niewygodne.
            Kilka sekund podczas których spodnie Madary zsunęły się kilka centymetrów, a on sam pozbawił się górnej części garderoby, wystarczyło, aby literalnie „zostawić te drzwi w spokoju”, chociaż znalezienie miejscówki na podłodze tuz obok nich zbyt wielkiego spokoju w przyszłości im nie przepowiadało. Tym bardziej, że Madara został całkiem ładnie rozłożony przez Itachiego na tej podłodze i nawet nie myślał narzekać. Cienki materiał kimona opadł do wysokości bioder chłopaka, podtrzymywany tam jeszcze jakoś trzymającym się pasem. Madara mówił coś wcześniej o ładnych widokach, prawda? No, to ten Itachi z zaróżowionymi policzkami i lekko zwichrzonymi włosami należał do tych widoków, których absolutnie nie należy przegapić. A jeśli jednak się przegapiło, to Madara nie miał wątpliwości, że oznaczało to przegrane życie.
            Próba wyślizgnięcia się spod szczupłego ciała młodszego Uchihy i zajęcia jakiejś wyższej pozycji, która znajdowałaby się zdecydowanie nad Itachim zakończyła się niepowodzeniem.
            - Ty zostajesz na dole – postanowił Itachi nachylając się i gryząc całkiem boleśnie dolną wargę Madary. – Podłoga też jest niewygodna, a raczej nie przepadam za siniakami.
            Oczywiście, że Madara chciał zaprotestować. Protesty wydawały się całkiem racjonalnym działaniem w takiej sytuacji, ale tylko do czasu aż Itachi nie postanowił zająć się nim ze szczególną troską. Troska i zainteresowanie, którym obdarzył jego penisa skutecznie wymazała wszelkie słowa sprzeciwu z wokabularza Madary. Elektryzujący dotyk najpierw palców, a później gorących ust wyrywał z gardła Madary całkowicie niekontrolowane jęki i jeżeli protestem było któreś ze słów typu: „Och, tak tak” lub „Jesteś… cuuudowny” to Madara gorąco i z całym sercem protestował. A jak dodało się do tego jeszcze te całkowicie podniecające dźwięki, które wydawał z siebie Itachi, kiedy bez najmniejszego zażenowania (chociaż z krótkim syknięciem sprzeciwu ze strony starszego Uchihy na zimne powietrze tak nagle atakujące wilgotnego od śliny nabrzmiałego penisa) ponownie usadził się na biodrach Madary, tylko z pewnym nie takim małym szczegółem wewnątrz. I szczegół ten czuł się we wnętrzu Itachiego całkiem dobrze, sam Itachi pewnikiem także, bo czynił z nim wszak co tylko chciał, równomiernie opadając na lędźwie Madary i przesuwając palcami po całym jego torsie i czasami traktując jego sutki nieco zbyt mocnym podszczypnięciem.
            - Myślałeś może o tym – zapytał później już całkowicie ubrany Itachi – żeby następnym razem przyjść do mnie nago? Na pewno oszczędziłoby to kilka sekund…
            - A ty myślałeś może o tym, żeby oddawać mi się od razu, a nie po kilkuminutowym werbalnym pieprzeniu? – natychmiast zripostował Madara.
            Itachi zamyślił się chwilę, zawiązując swoje gładkie czarne włosy w koński ogon. – Wtedy nie byłoby tak fajnie – skwitował. – Nawet mimo że raczej nie mam ochoty oglądać twojej twarzy zbyt często – dodał prędko pro forma.
            Dochodziła siódma, idealna pora na wstawanie, kiedy Itachi wreszcie wyszedł z pokoju. Chociaż Kisame pewnie nie będzie zadowolony z pobudki. Ech, jednak niektórzy lubią spać do bardzo późna, a wtedy omija ich kilka naprawdę ciekawych rzeczy.
end.