No i tłumaczenia rozdział ostatni. Miłego czytania i do zobaczenia w następnym tekście! :)
Rozdział 5
Ciepło Naruto, które czuł przez cały czas obok, było tak przyjemne, że Neji wcale nie chciał otwierać swoich niewidzących oczu. Z drugiej jednak strony, chyba mógłby obyć się bez tych miliardów przekleństw wystrzeliwanych z ust Uzumakiego. I jakoś wcale nie podobało mu się to, że Naruto omal pośliznąłby się na śliskiej gałęzi — a Neji razem z nim, co ważne — gdyby nie pomógł sobie wybuchem czakry ze stóp.
— Cholera, Neji, jak tylko wrócimy, przechodzisz na dietę.
— Wiesz, że sam dźwięk twojego głosu wystarczy, żeby Sasuke nas znalazł?
Naruto zachichotał:
— Jest na to zbyt zajęty ściganiem mnie.
— Replikacja cienia? — Neji ciaśniej objął szyję Naruto. — Zawsze potrafiłeś wykiwać Uchihę.
— Heh.
Po pewnym czasie siła ich rozpędu zmalała, aż w końcu Naruto opadł na mech z wymamrotanym: Cśśś…!
Cisza, odgłos poruszającego się Uzumakiego — liście szeleszczące pod stopami, pękające gałązki, jak Neji puścił blondyna i ześlizgnął się na ziemię. Naruto dotknął wtedy jego dłoni i wyszeptał:
Cisza, odgłos poruszającego się Uzumakiego — liście szeleszczące pod stopami, pękające gałązki, jak Neji puścił blondyna i ześlizgnął się na ziemię. Naruto dotknął wtedy jego dłoni i wyszeptał:
— Neji, powinniśmy się tutaj zatrzymać i poczekać, aż medycy nas dogonią. Shikamaru jest z nimi. — Jeszcze niewypowiedziane: Oni potrafią wyleczyć twoje oczy.
Oczy Nejiego ciągle bolały; zbyt dużo czakry przelał do byakugana, aby tylko odeprzeć najgorsze efekty mangekyou sharingana. Wszystko co czuł, to wysysające duszę przygnębienie, jakby cała nadzieja umarła w tamtych koszmarnych kilku sekundach, gdy był uwięziony w oczach Sasuke. Nie mówił nic, nie miał najmniejszej ochoty mamrotać czegoś w stronę Narutowej stopy.
— Ej, wszystko okej? — Naruto usadowił się przy nim, przerzucając przyjacielsko rękę przez jego ramiona.
— To nic czego nie wyleczy dłuższy odpoczynek — odparł Neji, nie kłopocząc się wyjaśnianiem, jak samobójczą sprawą jest ślepy Hyuuga na polu bitwy. Poruszył się niespokojnie, przypadkiem wbijając łokieć w żebra Naruto. Po kilku minutach zrzędzenia Uzumakiego, zapadli w towarzyską bezczynność.
— Nie powinieneś mu ufać. — To nie on powinien to mówić, właściwie to Sakura miała większe prawo do tych słów niż on.
— Hę? Ale co?
— Uchiha. Nie wolno mu ufać.
— Neji, to dla mnie żadna nowinka.
Wydawało mu się, że Naruto przewrócił oczami.
— Nawet jeśli nie ma takiego zamiaru i tak cię zdradzi. — Skrył twarz w dłoniach, naciskając palcami swoje bezużyteczne oczy. — Nie możesz spełnić tej obietnicy, Naruto, on jest ponad tobą i ponad mną, nawet ponad hokage.
Nie martw się, przyprowadzę go z powrotem. To obietnica mojego życia.
— Nie składam obietnic, których nie mogę dotrzymać. — Głos Naruto był napięty i troszeczkę wrogi. — Po prostu jest kilka rzeczy, które muszę zrobi- hej, Neji… co ty-?
Policzek Naruto był miękki pod jego własnym, a pod jego wargami nawet jeszcze miększy.
— Nie pozwól, żeby cię zniszczył — wymamrotał Hyuuga. Ostatecznie to Naruto był nadzieją Nejiego. Nawet jeśli oczy Naruto będą przez cały czas skierowane na majaczącą w oddali postać Uchihy, Neji będzie tuż za nim, troszcząc się o jego plecy.
— Hej, wy tam! — rozległ się głośny, żywiołowy okrzyk z góry, tak strasznie znajomy i tak strasznie nie na miejscu.
Naruto w jego ramionach rozpłynął się z cichym pyknięciem powietrza. Oczywiście, pomyślał Neji, kage bunshin.
Ślepy Hyuuga da się na to nabrać, ale Uchiha nie.
***
Neji spędził tydzień w szpitalu, za jedyną towarzyszkę tamtych chwil mając chłodną ciemność. W innym skrzydle szpitala Shikamaru cały czas leżał jakby nieżywy, podłączony do maszynerii pompującej powietrze do jego płuc, co miało utrzymywać go przy życiu, podczas gdy jeszcze inna maszyna wtłaczała mu do krwi antidotum przeciwko truciźnie. Raz próbował go odwiedzić, ale stojąc przed drzwiami do jego sali, usłyszał suchy szloch Ino i zatrzymał się w pół kroku. Jej delikatne szepty i pełne wahania słowa były zbyt osobiste dla obcych uszu podsłuchiwacza, więc odwrócił się i udał z powrotem do własnego pokoju.
Siódmego dnia Piąta przyszła osobiście odwinąć bandaż z jego oczu. Jak zwykle jej podejście do pacjenta było raczej… dalekie od ideału.
— Żeby tak po prostu dać się skopać Uchisze… — powiedziała z dezaprobatą. — Spodziewałam się więcej po geniuszu z rodu Hyuuga.
Zamrugał, czekając aż plamy czerwieni i czerni w jego polu widzenia zamienią się w klinicznie czystą biel szpitalnej sali.
— Gdzie Naruto?
— A gdzie: „dziękuję”? — zauważyła Tsunade mimochodem.
— Hokage-sama…
Westchnęła głębokim, pełnym namysłu westchnieniem:
— No tak, kiedy odejmie się umysł i oczy, wszystko co pozostanie to zwykły kretyn.
— No tak, kiedy odejmie się umysł i oczy, wszystko co pozostanie to zwykły kretyn.
To zabrzmiało dość niepokojąco, uznał. Niepewność musiała się pokazać na jego twarzy, bo Piąta nagle roześmiała się i poklepała go po ramieniu.
— Nie musisz się martwić, przyczaił się w starej dzielnicy Uchihów.
Ostatecznie, pomyślał Neji z poczuciem nieuchronnego fatalizmu, czy nie wszystko zawsze sprowadzało się do Sasuke…?
Znalazł Naruto opalającego się na murze wyznaczającym granicę dzielnicy Uchihów — był trochę jak kot, który znalazł sobie idealne miejsce do wylegiwania się i wcale a wcale nie chciał go zostawiać. Gdy Neji podszedł bliżej, Naruto otworzył jedno oko, mrugnął i potem usiadł prosto.
— Nie wiedziałem, że dzisiaj wychodzisz — wykrzyknął; wyglądał jakby w jednej chwili czuł się i winny, i zmieszany. — Ta stara wiedźma mnie okłamała!...
— Powiedzieli, że moje oczy są już wyleczone.
Trudno było nie czuć się poirytowanym tym bólem, jaki spowodowała nieobecność Naruto. Trudno było oddzielić te części Nejiego, które jednocześnie i nie znosiły, i pragnęły towarzystwa Naruto, jego śmiechu, jego szczerej radości z kolejnego zwyczajnego dnia, a czasami po prostu tylko samego Naruto.
— Ja… — Ramiona Naruto zwisły. — No cóż, ten tego. — Przygnębione spojrzenie zmiękczył niepewny uśmiech. — Cieszę się, że wszystko w porządku.
Neji dał się na to złapać, tak jak dał się za pierwszym razem. Wciąż było w Naruto tyle rzeczy przypominających tamtą niechcianą sierotę, tyle rzeczy, które zawsze będą się obawiać bycia zignorowanym i odrzuconym, że to było wręcz niezwykłe, że wciąż wierzył i ufał najbliższym. Nawet tym, którzy na to nie zasługiwali.
— Czego szukasz? — w końcu zapytał Neji, bo Naruto należał do tego rodzaju przyjaciół, którzy nie zasługują na wytrzymywanie jego humorów.
Naruto rozluźnił się, chyba zauważając, że Neji nie zamierza żywić do niego urazy.
— Nie mam pojęcia. Może klucza do odkrycia, dlaczego wszyscy potomkowie Uchihów są tacy popierdoleni. — Z ponurym uśmiechem Naruto postukał palcem o skroń. — A może po prostu staram się uciec przed tą całą robotą papierkową…
— Tsss… — Neji usiadł na zrujnowanym kawałku muru. Minęło tyle lat, a jeszcze nikt z wioski nie zaproponował odbudowania tej starej dzielnicy, najwyraźniej woląc, by las i czas wzięły ją w swoje posiadanie razem z upiorami wciąż nawiedzającymi dom jednego z największych klanów Liścia. — Klucza do zrozumienia Sasuke nie znajdziesz w tych kamieniach, Naruto.
— Przez ciebie zaczynam brzmieć jak jakiś przegraniec.
— Cóż, jeśli krytyka jest słuszna, należy ją przyjąć.
Naruto roześmiał się na początku, ale szybko spoważniał:
— Ale już z tobą naprawdę wszystko okej? Wiem, że cię nie odwiedziłem, ale Piąta kazała mi wracać z powrotem na front. Nie żebym im się tam jakoś specjalnie przydał, ze dwa razy to prawie mi urąbali głowę. Serio stęskniłem się za wami, chłopaki, jak broniliście moich tyłów.
— Starsi wioski byli zawiedzeni, że nie udało mi się całkowicie pokonać mangekyou sharingana — powiedział Neji, kładąc łokcie na kolanach i złączając dłonie. — Wiem, że mieli nadzieję, że najsilniejszy użytkownik byakugana, mając na względzie nasze wspólne pochodzenie, może być w stanie unieszkodliwić to szaleńcze mangekyou.
— Nie przejmuj się tym, Neji. — Naruto zeskoczył z prawie kompletnie zniszczonego murku, lądując w półuklęku. — Dałeś sobie radę lepiej, niż ktokolwiek śmiałby marzyć. No i — paskudny uśmieszek — dzięki tobie Sasuke totalnie ześwirował. Gonił mnie trochę ponad kilometr, a potem zawrócił.
To dziwne, pomyślał Neji, że zawsze wszystko sprowadzało się do tego samego.
Prostując się, Naruto pokazał mu gest, który można było odczytać jak Hej, chcę ci coś pokazać! Z dezaprobatą, bo Neji wiedział, jakim typem jest Naruto, wstał i raczej niechętnie podążył za nim do ciemnej alejki. I to był błąd.
Kiedy minęli zakręt, okropne wrażenie déjà vu niemalże ścięło go z nóg.
— Neji? — Naruto wyglądał na zmartwionego. — Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.
— Widziałem to — powiedział Neji powoli — w koszmarze Sasuke.
***
— Właśnie to ci powiedział? — zapytał Neji, spoglądając na symbole oświetlone drżącym blaskiem pochodni trzymanej przez Naruto. — Że aby zyskać mangekyou sharingan, należy zniszczyć to, co jest najdroższe sercu?
— Tamten pierwszy raz walczyłem z nim na poważnie, chcieliśmy się pozabijać. — Głos Naruto brzmiał jakby z oddali. — Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że Sasuke wręczył mi klucz do odkrycia swoich tajemnic. Chociaż ładnych parę lat zajęło mi wzięcie dupy w troki i znalezienie tego miejsca.
Naruto wolną ręką otarł kurz z ryciny, wodząc palcem po zagłębieniach skrywających wszystkie tajemnice sharingana.
— Myślę, że tylko ja i ty jesteśmy jedynymi nie-Uchihami, którzy to widzą, co nie. Mimo że to wszystko nadal ma dla mnie tyle sensu, co te zagadki Shikamaru, możemy czuć się z siebie dumni.
— Mangekyou to nie jest dar od zaawansowanej linii krwi, to przekleństwo. — Neji poczuł się źle. Mimo wszystkich wad głównej i bocznej gałęzi klanu, Hyuugowie nigdy nie porwaliby się na coś takiego.
Może z tego powodu rozdzieliliśmy się tak wiele pokoleń temu… linia krwi podzielona na dwie… ojców i synów.
Może z tego powodu rozdzieliliśmy się tak wiele pokoleń temu… linia krwi podzielona na dwie… ojców i synów.
Neji ponownie odczytał symbole:
— Najdroższe… — wymamrotał i zaryzykował spojrzenie na Naruto. To on był najdroższy dla Uchihy Sasuke. Ten drań miał rację tamtej nocy, zdał sobie sprawę Neji, tylko ich dwóch tańczyło ten śmiertelny taniec; tańczyło na zawsze, do samego końca. Wszyscy inni byli tylko przeszkodami.
— Właśnie to powiedział. — Naruto wyglądał na zatroskanego. — Ale kłamał, prawda? W końcu, dwa lata po tym jak uciekł, uzyskał jakoś mangekyou samodzielnie, a ja nadal żyję. — W jego głosie słychać było zranienie pomieszane z zagubieniem. Jakby niektóre części Naruto nie dowierzały, nawet mimo ich, Uzumakiego i Uchihy, wzajemnej obsesji na swoim punkcie; tych wszystkich wojen, zdrad, obelg i bitew.
Czasami Naruto kompletnie tracił orientację.
— Powinieneś pokazać to Tsunade-sama — powiedział Neji, prostując plecy. — Nieważne, jak okropna się okazuje, to nadal ważna część historii wioski.
— No — niechęć była wyraźna. — Masz rację, nie znajdę tutaj klucza do zrozumienia Sasuke. Może on jest jakiś specjalny. Ze specjalnie popierdolonym łbem.
— Myślę, że to rodzinne. — Neji ruszył w stronę drzwi. — Chodź, wracamy.
Ale Naruto ciągle gapił się na rycinę, tak poważny jak rzadko się zdarzało.
— Czy… czy myślisz, że Sasuke kiedykolwiek wróci z powrotem do Liścia? — powiedział tak cicho, że Neji omalże go nie usłyszał.
Zaskoczył go. Jeśli Naruto kiedykolwiek miał jakieś wątpliwości, nigdy przedtem nie wyrażał ich na głos.
— Naruto — zaczął Neji, a jego umysł już skupił się na formułowaniu takiej odpowiedzi, która zarówno uspokoi Naruto, jak i nie doprowadzi Hyuugi do mdłości. Czemu tak strasznie przejmujesz się tym łajdakiem?
— Myślałem, że przedtem była na to jakaś szansa, no wiesz, kiedy ja… kiedy Konoha wciąż była dla niego w jakiś sposób ważna — kontynuował Naruto — ale sądzę, że teraz nie obchodzi go już nic poza Itachim.
Hyuuga przypomniał sobie Uchihę Itachiego, jadowitość i czerń w koszmarach Sasuke, szepczącego kusicielskie: „Sasuke, coś ty zrobił?” — nie do końca prawdę, ale też nie całkiem kłamstwo. I czy Naruto nie powiedział przedtem, że Sasuke wręczył mu klucz do odkrycia swoich tajemnic? Naprawdę dziwne, jak to umysł może się złapać w swoje własne kłamstwa.
Mylisz się, Naruto, on już miał mangekyou, kiedy z nim walczyłeś, nagle sobie uświadomił, Sasuke po prostu kazało sobie o tym zapomnieć.
… o tym co zrobił…
… żeby zyskać mangekyou sharingan, należy zniszczyć to, co jest najdroższe sercu…
Kiedy jesteś ośmiolatkiem, co jest dla ciebie najdroższe?
Tak naprawdę odpowiedź była tutaj przez cały czas.
Twoja rodzina.
***
Naruto nie może przestać się trząść, bo było tak blisko.
To musiał być jakiegoś rodzaju instynkt — matki kwoki, chroniącej swoje dzieci, na przykład — że niezdarny błysk czakry Taki, który używał swojego byakugana, dał radę wyciągnąć go z ciepłego łóżka i zmusić do biegu tak szybkiego, jakby zależało od niego życie. Właściwie to zależało. Sasuke już miał zmiażdżyć krtań Taki w ten chłodny, efektywny sposób właściwy zabójcom, którzy po prostu mordują wszystkich stających im na drodze do celu.
Naruto bierze długi, głęboki oddech. Czasami zapomina, że mimo że Sasuke pozwala mu podejść blisko, wziąć w ramiona, to nie zmienia tego, kim w istocie jest.
Jeśli chodzi o Sasuke, pozwala on Naruto na takie przywileje, ponieważ kiedyś dawno temu, w innym życiu, jako dwaj geninowie zwykli leżeć razem pod rozgwieżdżonym niebem i marzyć o snach, które nie były przesiąknięte krwią i zawiesistym zapachem śmierci. Toleruje go, bo dużo razem przeżyli — i złego, i dobrego — i może wciąż gdzieś tam w środku Sasuke jest jakaś część, która się tego trzyma. Ale reszta ludzi, nawet ci którzy należą do Wioski Liścia, którzy przyszli przed oraz po nim, są dla Uchihy obcy. Sasuke znał ich tylko jako przeciwników, których należy albo ominąć, albo zabić.
Znaczyli dla niego tyle co nic. I Naruto nigdy nie powinien o tym zapominać.
Biorąc kolejny oddech, Naruto tłumaczy sobie, że już wszystko w porządku. Nikt nie został ranny, nie licząc tych kilku otarć i urazu psychicznego. A to nie jest źle, bo geninowie rzadko kiedy zachodzą tak daleko. Będzie w porządku, jeżeli już pominie się ten fragment, w którym Hinata, Ino, Kiba i Neji przychodzą skopać mu dupę za to, że doprowadził do takiej sytuacji. To i może jeszcze ta część, w której będzie musiał powiedzieć Sasuke, że byłby bardzo niepocieszony, gdyby brunet znów próbował wymordować jego drużynę.
Czuje jak Sasuke obok niego spina się. To nieświadomy odruch obronny, który sugeruje, że Naruto zaraz dostanie albo łokciem między żebra, albo pięścią w twarz, jeśli nie pospieszy się z tym swoim wewnętrznym monologiem i samooskarżeniami. Żeby uniknąć obrażeń, Naruto natychmiast zabiera dłonie z barków Sasuke i tym razem umieszcza je na ścianie. Teraz nic już nie przytrzymuje Sasuke, może się wysmyknąć, kiedy tylko zechce.
— Czego? — pyta Sasuke; w jego głosie dźwięczą ostre, lodowate nuty.
Naruto mógłby powiedzieć wiele rzeczy, zaczynając od wykładu na temat, jak to było, kiedy byli mali, malutkimi geninami właściwie, i każdy miał problemy, i Sasuke powinien dać se siana z tak gwałtownym wybuchem przemocy, bo tutaj jest *bezpieczny*. Itachi jest martwy, takoż Orochimaru, no i chyba każdy kto jakoś tam się liczył. Naruto dochodzi aż do tej chwili, w której otwiera usta, ale uświadamia sobie, jak głupi jest to pomysł. Sasuke jest przecież zaniepokojony tym, że żyje w wiosce pełnej ludzi, których chciał zniszczyć przez większość swojego młodego życia. Tak więc mówienie mu, żeby się wyluzował chyba nie jest takim świetnym pomysłem.
To trzymało go przy życiu tyle czasu…
To trzymało go przy życiu tyle czasu…
— I pomyśleć, że Kakashi-sensei nigdy nie miał takich problemów. — Uzumaki odpycha się od ściany i oddala od Sasuke, przeczesującego kosmyki swojej szpiczastej fryzury. — Idę się przebrać, mam spotkanie z Piątą, na które już jestem spóźniony.
Wchodząc na górę, podnosi zwój, który upuściła Hani. Wiadomość od hokage, Naruto-sensei.
Tak jak się spodziewał, arkusz pergaminu jest pusty.
***
— Próbowaliśmy twoim sposobem, gówniarzu.
— Kurwa, no ale mówiłem, że on nie jest jeszcze gotowy.
Tsunade unosi wzrok znad papierów rozsianych po całym stole.
— A kiedy będzie gotowy, Naruto? — pyta.
Bawi ją sposób, w jaki Naruto zaczyna krążyć po jej biurze.
— Jeszcze nie teraz, ty stara wiedźmo, potrzebuję więcej czasu.
— Pół roku, rok, pięć lat, czy może dwadzieścia?
— Czy jest na to jakiś harmonogram, czy coś? — oburza się Naruto. — Nie można tego przyspieszyć.
Hokage wzdycha głęboko; tyle razy przedtem przechodziła już przez tę dyskusję — chłopak zawsze był uparty jak osioł.
— Naruto — odzywa się — on jest u ciebie już prawie rok. Jedynymi ludźmi, którzy was odwiedzają, są ci z waszej klasy w Akademii. Nie odezwał się do nikogo innego, ani nawet nie widział wioski za progiem twojego domu.
— Sasuke nigdy nie był specjalnie… towarzyski.
Tsunade przypomina sobie to spojrzenie w oczach blondyna tamtego dnia, kiedy prosił ją o kolejną szansę na przyprowadzenie Sasuke z powrotem do wioski. Jest dziesięć lat różnicy między tamtym chłopcem, a tym mężczyzną, a to buntownicze spojrzenie ciągle takie samo.
— Wiem, że boisz się go stracić, ale tak dalej być nie może. Jeśli nie potrafi znów stać się Uchihą Sasuke z Ukrytego Liścia, to zawsze będzie stanowił dla nas zagrożenie. Nie dasz rady pilnować go w każdym momencie jego życia.
— Nie stracę go.
Już nigdy więcej.
***
— Dzień dobry, Sasuke-kun!
Sakura macha do niego, uśmiechając się. Jej promienny uśmiech trochę blednie, kiedy zauważa, że chłopak właśnie czyta jedną z powieści Jiraiyi. Były mistrz Naruto wysyła im egzemplarze zawsze, kiedy nowa część idzie do druku; Sasuke trochę podejrzewa, że Jiraiya próbuje zneutralizować to, co uważa za niemoralny wpływ Uchihy na umysł Naruto.
— Sakura.
— Naruto nadal śpi? — pyta Sakura niewinnie. Kłamanie wychodzi jej okropnie, Sasuke uważa, że niewiele lepiej niż Naruto.
— Wyszedł zobaczyć się z hokage — odpowiada obojętnie.
— Och, no to nie za dobrze. Chciałam z nim pogadać o nadchodzących egzaminach na chuunina.
Naprawdę okropnie kłamie, Sasuke stwierdza ponuro raz jeszcze, odkładając książkę na bok. No więc czas na kolejną jej gadkę-szmatkę, kiedy to ona będzie produkowała dużo dźwięków pozbawionych konkretnej treści, a Sasuke starał się nie usłyszeć nawet małego fragmentu jej monologu. Czasami zastanawia się, dlaczego Tsunade w ogóle próbuje — cień Piątej w słowach Sakury jest bardziej niż oczywisty — skoro oboje nie są sobie nic winni.
— Zrobię herbaty. — Złazi ze swojego siedzenia, czując delikatne kłucie jako pamiątkę po dzisiejszym poranku. Reakcja Naruto była dość interesująca, chociaż trochę wytrąciła go z równowagi. To podobieństwo było fascynujące…
Kiedy ramiona Sakury owijają się wokół niego, Sasuke zamiera. Nikt nie dotknął go umyślnie od kiedy wrócił do Liścia, z małym wyjątkiem w postaci Naruto. A nawet wtedy zawsze wyglądał na rozdartego między pożądaniem a smutkiem, jakby Sasuke był kimś, komu należy współczuć. Sakura jest inna — ciepła, miękka, pachnie delikatnie ziołami i czymś słodkim.
— Sakura...?!
— Sasuke-kun — jej głos jest stłumiony — cieszę się, że tutaj jesteś.
— Sakura — mówi nisko i powoli, nawet gdy czuje, jak każda część jego ciała napina się niespokojnie — puść mnie.
Puszcza, ale nie od razu. Po wszystkim nakrywa oczy jedną z dłoni; to wygląda dość podejrzanie.
— Przepraszam. — Sakura odwraca się do swojej torby lekarskiej i nerwowo szuka czegoś w środku. — Ja… ja znalazłam coś dzisiejszego ranka, myślałam, że straciłam to w powodzi cztery lata temu, no ale-
Taka mała rzecz — wygląda na bardzo poobijaną i zniszczoną, kiedy leży na jej dłoni. Ślad od rasengana Naruto wciąż tam jest, przecina symbol Liścia. Przez małą chwilę Sasuke niemalże czuje gorąco wirującego rasengana zbliżającego się do jego twarzy, widzi jak Kyuubi-Naruto patrzy na niego — desperacja człowieka i wściekłość demona; to wszystko wymieszane w tym płomiennym spojrzeniu.
— Wręczył mi to. Jak odszedłeś — mówi Sakura bardzo cicho.
Sięga po ochraniacz, zanim jego umysł zgłosi sprzeciw. Jest cięższy niż pamięta.
— Powinnaś go wyrzucić. Jest… popsuty. — Taka bezużyteczna rzecz.
Jej oczy wypełniają łzy.
— Ale można go naprawić — szepcze dziewczyna. Proszę, nie idź, Sasuke-kun, nie odchodź.
— To już nie będzie to samo — ostrzega, bo nie rozmawiają wcale o żadnym głupim ochraniaczu na czoło. Zaciska na nim palce, czując jak metal wbija się w skórę jego dłoni.
— Wiem — mówi ona — będzie lepszy.
Kiedy znowu go przytula, Sasuke nie protestuje.
***
Jest już późno, kiedy Naruto wreszcie wraca do domu. W głowie mu huczy i drapie go w gardle po długiej kłótni z Tsunade. Siąpiący kapuśniaczek wcale nie polepsza jego humoru, który da się określić słowami: zmoknięty, przemarznięty i zbuntowany. Nie ma ochoty widzieć się z Sasuke dzisiejszego wieczora — ilość idiotyzmu jaką jest w stanie znieść wyczerpała się już rano. Kurwa, co za dureń z tego Sasuke! Wszystko było dużo prostsze, kiedy byli młodsi, bo wtedy mógł rozwiązać wszelkie problemy z Uchihą zwyczajnie waląc go w łeb.
Dom jest ciemny i cichy. Trochę niepewnie, Naruto włącza światła i kieruje się na tyły mieszkania. Na kuchennym stole stoją dwie filiżanki herbaty, a drzwi do ogrodu są otwarte na oścież. Sasuke po prostu stoi tam na zewnątrz, pozwalając, aby deszcz moczył mu ubranie. Co do jasnej cholery…
— Czemu tam stoisz… — zaczyna poirytowany. Sasuke obraca się trochę w jego stronę. — … tak w deszczu? — kończy kulawo Naruto.
Zdaje sobie sprawę, że nie widział takiego Sasuke od czasu, kiedy byli dziećmi. Bez tych martwych płomieni Przeklętej Pieczęci i wężopodobnych oczu, wyglądającego tak młodo z czarnymi włosami, które mokre poprzyklejały mu się do policzków. Ostatnim razem walczyli przeciwko sobie wypluwając krew i pełne gniewu słowa, podczas gdy ich przyjaźń obracała się w pył.
— Sasuke?
— Powinieneś był pozwolić mi tam umrzeć.
Naruto długo rozmyśla nad słowami Sasuke, nieobecnie obserwując deszcz spływający po jego twarzy i wsiąkający w ubranie.
— Kocham cię — mówi Naruto. To było prostsze niż myślał.
Dwa kroki, zgarnia Sasuke z deszczu i całuje go. Obaj są przemoczeni i zmarznięci, Naruto jest w złym humorze, a Sasuke w jakimś swoim dziwacznym nastroju, ale to nie ma znaczenia. Całuje Sasuke w otwartych drzwiach, na pełnym widoku każdego podglądającego ich w ciemności Anbu, ale nic go to nie obchodzi. Rano pewnie będzie tego żałował, ale teraz, w tej chwili, miał w ramionach kogoś, o kim myślał, że już nigdy go nie zobaczy — Uchihę Sasuke z Wioski Liścia — i wszystko było tak, jak było przedtem. Za wyjątkiem tego, że nie mają już dwunastu lat i Sasuke nie zamierza teraz uciekać…
Sasuke też całuje Naruto, lecz trzyma w dłoni coś, co z każdym ruchem uderza Uzumakiego w żebra. Odsuwając się, Naruto zerka w dół. Och.
„Powinnaś to zatrzymać, Sakura, trzymaj to dla niego, aż nie wróci.”
„Naruto…”
„Zawsze dotrzymuję swoich obietnic. Nie martw się.”
— Kocham cię — mówi jeszcze raz. To była prawda, kiedy miał dwanaście lat i teraz też jest prawdą. I będzie prawdą na resztę jego życia.
Nie mówią już nic przez resztę nocy.
end.