No dobra, tym razem na serio. To poprzednie to był, cóż, żart z mojej strony, a że mam zrypane poczucie humoru, to wyszło, jak wyszło. XD
KakaNaru dla Irdine, w ramach odwdzięczenia się za kolejne SasuNeji, do którego pisania była przeze mnie… eee, natchniona. ^^
AU, świat rzeczywisty — bo nie chciało mi się myśleć, więc nie myślałam prawie w ogóle i oto efekt. Fik prawdopodobnie nie ma prawie żadnej fabuły i jest zwyczajnym wypełniaczem, i nikomu by nie zrobiło różnicy, gdyby nie powstał. Ale powstał! Irdine, doceń to, że aż powstał! I napisz mi kolejne SasuNeji, bo tak jakby napisałam Ci aż dwa fanfiki, no nie. XD
AU, świat rzeczywisty — bo nie chciało mi się myśleć, więc nie myślałam prawie w ogóle i oto efekt. Fik prawdopodobnie nie ma prawie żadnej fabuły i jest zwyczajnym wypełniaczem, i nikomu by nie zrobiło różnicy, gdyby nie powstał. Ale powstał! Irdine, doceń to, że aż powstał! I napisz mi kolejne SasuNeji, bo tak jakby napisałam Ci aż dwa fanfiki, no nie. XD
I ff jest o sporcie poniekąd, no bo Olimpiada. :D Z tym że, rzecz jasna, jest to tylko one-shot, stąd nie sposób opisać mi całości programu treningowego dla biegów, jest tylko ta jedna sobota, wyjęta z ogromu reszty — całość jest raczej nieciekawa dla czytelnika, więc myślę, że dacie radę wybaczyć mi uproszczenia w tej warstwie. ;)
I tak, o Boru, znowu pojawia się gdzieś w fanfiku KakaNaru kawa! Ja chyba nie myślę o niczym innym. XD
Na miejsca! Gotów? Start!
Była pochmurna, gorąca sobota. Duszno tak, że powietrze zdawało lepić się do ciała. W mieszkaniu na najwyższym piętrze kamienicy wydawało się wręcz niezdatne do oddychania.
Naruto nakrył głowę poduszką, usiłując odgrodzić się od świdrującego uszy dźwięku budzika w telefonie. Nie udało się, budzik wył jak łoś w agonii, głośno i bez ustanku. Chyba musiał ruszyć tyłek i tego rannego łosia dobić, bo konać będzie godzinami, a on raczej się wtedy nie wyśpi. Zaklął głośno, kiedy przesuwanie palcami po dotykowym ekranie telefonu nie zdało się na nic. Musiał odrzucić poduszkę precz i spojrzeć na komórkę przytomniejszym wzrokiem, dopiero wtedy udało mu się wyłączyć alarm. Westchnął ciężko i walnął się z powrotem na prześcieradło.
Teraz to już równie dobrze może wstać, poduszka i tak leży na ziemi, a mu by się nie chciało wstawać tylko po nią — tak sobie wmawiał, choć prawdę mówiąc, gdyby tylko mógł, nie wahałby się i sięgnąwszy po poduszkę z podłogi, od razu wtuliłby się w nią i spał aż do dwunastej.
Teraz to już równie dobrze może wstać, poduszka i tak leży na ziemi, a mu by się nie chciało wstawać tylko po nią — tak sobie wmawiał, choć prawdę mówiąc, gdyby tylko mógł, nie wahałby się i sięgnąwszy po poduszkę z podłogi, od razu wtuliłby się w nią i spał aż do dwunastej.
Poleżał tak jakieś pięć minut, próbując przekonać siebie do wstania, ale gdy już zaczynał przyzwyczajać się do myśli, że „a co tam, najwyżej dzisiaj sobie odpuści”, telefon odezwał się po raz kolejny.
— Do jasnej cholery…! — krzyknął, wyskakując spod pościeli. Furiacko przesunął wzrokiem po całym pokoju, usiłując namierzyć źródło tego paskudnego „tirititititi”, które co dzień, o barbarzyńskich porach dręczyło go swoim koszmarnym dźwiękiem. Jest! pod łóżkiem! Cholerstwo musiało spaść, ale nie ma tak, Naruto Uzumaki nie nabierze się na taką tanią sztuczkę!
Tym razem upewnił się, że kliknął dobrą opcję i odłożył milczący już telefon na biurko. Potargał swoje jasne włosy, choć nie spowodowało to znaczącej różnicy we fryzurze, skoro dopiero przed momentem wstał, i odetchnął. Odetchnięcie utwierdziło go tylko w tym, że naprawdę jest duszno i gorąco, i nawet otwarte przez noc okno zbyt wiele nie pomogło. Na zewnątrz musiało być równie paskudnie.
Pewnie będzie burza, pomyślał, wychodząc z pokoju. Zahaczył o kuchnię, gdzie postawił czajnik na palniku i włączył niewielki telewizorek stojący na lodówce i udał się do łazienki przemyć twarz, spocony kark i umyć zęby. Zanim woda zdążyła się zagotować Naruto był już ubrany w spodnie do biegania i pomarańczową koszulkę.
Wypił herbatę i zjadł kanapkę. Obejrzał wiadomości ekonomiczne, bo tylko takie puszczali o tej porze, i zdecydował, że nie ma co tak siedzieć, tylko się ruszyć, bo i tak przecież już nie śpi. Założył buty i jeszcze chwycił plecak. Kiedy zamykał drzwi na klucz, usłyszał przeciągłe chrapnięcie zza drzwi sypialni jego rodziców. No tak nic, dziwnego, była szósta rano. W sobotę.
Ojcu to dobrze, pomyślał ponuro, zeskakując po schodach.
Ojcu to dobrze, pomyślał ponuro, zeskakując po schodach.
Do przejścia miał niewielki dystans, coś około dwóch kilometrów chodnikiem biegnącym tuż przy rzece; zdecydował się pokonać go truchtem. Woda w rzece była bardziej szara niż niebieska, tak jak niebo było całkiem pochmurne i równie szare; wisiało nisko nad horyzontem. Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do wyjścia na dwór; nie dość, że bez słońca, to jeszcze tak duszno i jak gdyby parno, że szło spocić się już po chwili wysiłku fizycznego. Gdy dobiegł do skrzyżowania, skręcił w lewo, teraz kawałek ulicą, potem na skróty przez skwerek po wysokiej, mokrej od rosy trawie i już był pod blokiem. To w tym pięciopiętrowym budynku mieszkał jego trener. Uzumaki wyrównał oddech i zadzwonił domofonem, przebierając z nogi na nogę. Jeszcze było za wcześnie, ale przynajmniej ten bieg wolnym, równym tempem trochę go rozgrzał.
Zaspane:
— H-halo…? — odezwało się z głośniczka.
— Hej, tu Naruto. Wpuścisz mnie, Kakashi?
Najpierw długie ziewnięcie, a potem dźwięk ściągania blokady z drzwi wejściowych. Naruto wspiął się po schodach na trzecie piętro i zapukał. Mieszkanie jednak nie od razu stanęło przed nim otworem, najpierw usłyszał kolejne głośne ziewnięcie zza drzwi, potem przekręcanie kluczy, zgrzytanie zamka, dźwięczenie łańcucha… tyle tego, że naprawdę obawiał się, czy zaspany trener jest w stanie poradzić sobie z otwarciem mieszkania sam.
Stłumione:
— A więc to w tę stronę…! — jakby dokonywało się nagle wielkiego odkrycia na miarę eureki i w końcu Naruto mógł wejść.
— Szczerze mówiąc, nie mogę uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy rano są jeszcze mniej ogarnięci ode mnie — stwierdził, stojąc jeszcze na progu. — Może powinieneś pomyśleć o tym, żeby kłaść się trochę wcześniej, niż o drugiej, co? Chyba ci to szkodzi.
Wysoki, dość muskularny mężczyzna ubrany w kusy t-shirt i spodenki zamrugał. Chyba nie do końca dotarło do niego znaczenie słów Naruto o mniej ogarniętych ludziach, otworzył więc szerzej drzwi, jak gdyby to właśnie o to chodziło. Cóż, nie do końca.
Naruto zaśmiał się, przeszedł przez próg, wspiął się na palce i krótko pocałował mężczyznę w usta.
Naruto zaśmiał się, przeszedł przez próg, wspiął się na palce i krótko pocałował mężczyznę w usta.
— Ale zrób sobie kawy, dobra? — odsunął się prędko. — Inaczej twój autorytet pójdzie się jeb… no ten teges, kochać. Pójdzie sobie, zniknie. O, to lepsze, że zniknie i już go nie będzie.
— Hmmm — Kakashi wymruczał coś zaspanego nad Naruto i trzasnął drzwiami.
— I może się ubierz? — poradził Naruto, rzuciwszy plecak na podłogę pod wieszakiem. — Jak wyjdziesz tam w gaciach i t-shircie, to też stracisz autorytet. W sumie, to dopóki jakoś się nie ogarniesz, to twój autorytet cały czas jest w stanie permanentnego zagrożenia. Ciesz się, że to ja przyszedłem pomóc ci z bloczkami i resztą majdanu!
— No, doceniam — potwierdził swoją radość Kakashi, aczkolwiek uczynił to z lekkim ociąganiem. To pozwoliło Naruto twierdzić, że dużo lepiej będzie, gdy to on zajmie się kawą, a Kakashi tylko weźmie na siebie arcytrudne zadanie odziania się. Miał nadzieję, że w tym rozespanym stanie jest w stanie wybrać jakiś normalny zestaw ubrań, taki żeby był wyględny chociaż w małym stopniu.
Jak pomyślał tak zrobił, wysłał Kakashiego do sypialni do szafy, a sam zajął się przygotowaniem kawy i kanapek. Kawa miała być przede wszystkim mocna, czarna i gorzka, omalże smolista — taką pijał Kakashi i chyba tylko taka jest w stanie go rozbudzić i sprawić, że zacznie jako tako funkcjonować o pół do siódmej rano. Zostało więc im jeszcze pół godziny na dojście na bieżnię. Kawa jednak stygła, a Kakashi nie przychodził. Po początkowych obiecujących hałasach w łazience, a potem w pokoju, co brzmiało jak jakaś minibitwa z wieszakami, myślał, że wszystko jest na dobrej drodze do pomyślnego końca, ale najwyraźniej bardzo się pomylił.
Westchnął ciężko i wstawszy ze stołka w niedużej kuchni, ruszył do pokoju sprawdzić, co z Kakashim i co zajmuje mu aż tak dużo czasu.
Ten lekko posiwiały, choć zaledwie trzydziestoletni, mężczyzna momentami był po prostu niemożliwy. Naruto zdarzało się zastanawiać, w jaki sposób udało mu się jeszcze nie wylecieć z pracy na zbity pysk, skoro jego przywiązanie do terminów, a szczególnie tych porannych, było mocno odległe od ideału. Może tu chodziło o to, że mimo to osiągał dobre wyniki? Może chodziło o to, że szef był jednocześnie jednym z jego lepszych kumpli? A może o to wszystko razem plus jeszcze to, że od pewnego czasu to Naruto starał się pomagać mu trochę przy ogarnięciu takich ciężkich spraw, jak na przykład ten dzisiejszy, zaplanowany z kilkudniowym wyprzedzeniem trening na bieżni?
Kiedy kalendarze, budziki i przypomnienia w telefonach nie działają, zadzwońcie po Uzumakiego Naruto!, pomyślał z przekąsem, otwierając przeszklone drzwi do sypialni trenera, który jednocześnie, dość nieprofesjonalnie, był jego chłopakiem.
Naruto oczywiście posiadał na to całkiem dobre usprawiedliwienie, jakby ktoś koniecznie chciał wiedzieć — z mężczyzną zaczął spotykać się pół roku temu, zaś pod jego skrzydła trenerskie wpadł dopiero jakieś dwa miesiące później, w lutym. Obaj uznali, że nie jest to warte zrywania i postanowili zwyczajnie unikać afiszowania się z tym, że są razem. To nie sprawiało jakichś ogromnych problemów, a i posiadanie Kakashiego za trenera zaowocowało już lepszą o półtorej sekundy życiówką Naruto. Ta była jeszcze jednak jak najbardziej do ruszenia, jako że chłopak był dopiero ledwo po dwudziestce.
Kiedy kalendarze, budziki i przypomnienia w telefonach nie działają, zadzwońcie po Uzumakiego Naruto!, pomyślał z przekąsem, otwierając przeszklone drzwi do sypialni trenera, który jednocześnie, dość nieprofesjonalnie, był jego chłopakiem.
Naruto oczywiście posiadał na to całkiem dobre usprawiedliwienie, jakby ktoś koniecznie chciał wiedzieć — z mężczyzną zaczął spotykać się pół roku temu, zaś pod jego skrzydła trenerskie wpadł dopiero jakieś dwa miesiące później, w lutym. Obaj uznali, że nie jest to warte zrywania i postanowili zwyczajnie unikać afiszowania się z tym, że są razem. To nie sprawiało jakichś ogromnych problemów, a i posiadanie Kakashiego za trenera zaowocowało już lepszą o półtorej sekundy życiówką Naruto. Ta była jeszcze jednak jak najbardziej do ruszenia, jako że chłopak był dopiero ledwo po dwudziestce.
— Nie żebym się tego nie spodziewał — Naruto skomentował zastany widok. Kakashi, już ubrany, leżał na łóżku, przypuszczalnie próbując dospać jeszcze kilka minutek.
Uzumaki zacmokał z niezadowoleniem, podszedł do łóżka i szturchnął kilka razy Kakashiego, zawiniętego w zmiętą pościel.
Uzumaki zacmokał z niezadowoleniem, podszedł do łóżka i szturchnął kilka razy Kakashiego, zawiniętego w zmiętą pościel.
— Hej, mistrzu, z takim nastawieniem, to nie zaczniemy przed dwunastą. A ma lać niezadługo. I chłopaki pewnie zaraz tam zapuszczą korzenieee…!?
No tak, Naruto tak jakby domyślał się, że to wszystko dzisiaj może mieć swój finał w łóżku. Nie sądził jedynie, że stanie się to aż tak szybko. Kakashi pociągnął Naruto za rękę, kiedy ten nachylał się nad nim, szukając odpowiednich do szturchnięcia miejsc i w rezultacie chłopak legł częściowo na trenerze, omalże zarywając brodą w oparcie łóżka.
— Hm — odezwał się Kakashi, przeczesując dłonią jasne włosy chłopaka — jak już leżymy, to może tak zostaniemy?
— Chyba śnisz — burknął Naruto, wyplątując się z pościeli i rąk Kakashiego. — Mamy niecałe pół godziny na wszystko. I naprawdę ma padać, zobacz za okno, no.
Obudź się w końcu, wypij kawę i wychodzimy. Bo, serio, co to za świat, w którym to ja jestem tym bardziej odpowiedzialnym, Kakashi, hm?
Obudź się w końcu, wypij kawę i wychodzimy. Bo, serio, co to za świat, w którym to ja jestem tym bardziej odpowiedzialnym, Kakashi, hm?
Pogoda za oknem nie zmieniła się ani trochę, było pochmurno i parno, bardzo gorąco jak na poranek. Gdyby nie fakt, że pierwszy raz od jakiegoś tygodnia mieli okazję poćwiczyć na bieżni całą grupą i to w końcu razem z blokami startowymi, to chyba by zrezygnowali. Jak nie dziś, to jutro, jak nie jutro, to pojutrze, z tym że takie odkładanie wszystkiego na pojutrze już nie miało zbytnio zastosowania, skoro za nieco ponad miesiąc miały odbyć się zawody, w których Naruto i jego koledzy ze sztafety zamierzali wziąć udział.
Kiedy dotarli na bieżnię, nie zdziwili się, że reszta chłopaków już tam na nich czekała. Kakashi, mimo że sam bardzo lubił się spóźniać, nie był wyrozumiały dla spóźnień innych.
Pewnie siedzą tutaj już z jakiś kwadrans, uznał Naruto, przeciągając się. Przebrał nogami szybko w miejscu, podskoczył kilka razy i uznawszy, że jest gotowy na rozgrzewkę, dołączył do chłopaków, którym Kakashi już zdążył zakomenderować kilometr do zrobienia. Później mieli minutę lub dwie przerwy, stretching i krótkie dystanse w tempie razem z pałeczką, dopiero potem coś rzeczywiście do czynienia z ćwiczeniami technik startowych. Bez odpowiedniego rozbiegania zresztą nie mieli co brać się za próbowanie; efekty byłyby zbyt dalekie od upragnionych, nie wspominając, że pogoda była wystarczająco paskudna. Duszno, parno, z bardzo lepkim, ciepłym powietrzem, dawno tak nie było. Na trawie tę parność czuć było jeszcze bardziej, gorąca wilgoć zdawała się uderzać falami prosto w Naruto.
Pewnie siedzą tutaj już z jakiś kwadrans, uznał Naruto, przeciągając się. Przebrał nogami szybko w miejscu, podskoczył kilka razy i uznawszy, że jest gotowy na rozgrzewkę, dołączył do chłopaków, którym Kakashi już zdążył zakomenderować kilometr do zrobienia. Później mieli minutę lub dwie przerwy, stretching i krótkie dystanse w tempie razem z pałeczką, dopiero potem coś rzeczywiście do czynienia z ćwiczeniami technik startowych. Bez odpowiedniego rozbiegania zresztą nie mieli co brać się za próbowanie; efekty byłyby zbyt dalekie od upragnionych, nie wspominając, że pogoda była wystarczająco paskudna. Duszno, parno, z bardzo lepkim, ciepłym powietrzem, dawno tak nie było. Na trawie tę parność czuć było jeszcze bardziej, gorąca wilgoć zdawała się uderzać falami prosto w Naruto.
— Ogłuchłeś, młocie? — Naruto usłyszał głos Sasuke nad sobą.
— Hm?
— Mówię do ciebie od dłuższej chwili — poskarżył się szczupły brunet. — Druga pałeczka. Gdzie. Ją. Wsadziłeś. Rozumiesz teraz?
Naruto, stojący do tej pory w rozkroku i próbujący nieco rozciągnąć mięśnie ud, opadł do tyłu na mokrą trawę. Teraz siedział.
— No ja nie mam. Kiba? Kakashi? Neji? Może to on gdzieś wsadził, ten teges?
— Neji nie ma — stwierdził, nadal uważnie patrząc na blondyna.
— No tak, Sasuke, ty wiesz lepiej, co i gdzie wsadza Neji, hehe — zaśmiał się Naruto i zaraz skulił, unikając szybkiego ciosu od swojego przyjaciela. — Uuu! Nic nie mówiłem! No chyba, że, khm… — chrząknął, wstając. — Och, Sasuke, ty gejuchuuu, hahaha! — I zaczął prędko uciekać przed goniącym go Sasuke, w którym nagle odezwała się żądza mordu za ten idiotyczny żart. Albo za dwa idiotyczne żarty, chłopak zawsze miał w tej kwestii dość szeroki wybór, jako że Naruto lubował się w takich niskiego lotu dowcipach i sypał nimi jak z rękawa, okraszając rubasznym chichotem. Sasuke to nie bawiło.
Ganiali się tak przez dłuższą chwilę, a z pewnością mogliby jeszcze o wiele dłużej, gdyby nie pogoda. Czarne chmury nadciągały z zachodu, nad boiskiem przeszedł odgłos dalekiego jeszcze grzmotu.
Pałeczka znalazła się w jednej chwili, więc Sasuke poprzestał na palnięciu nią Naruto w łeb.
Pałeczka znalazła się w jednej chwili, więc Sasuke poprzestał na palnięciu nią Naruto w łeb.
— Tylko, wiecie — zastrzegł Kakashi — jeśli upuścicie pałkę, wolałbym nie być w waszej skórze.
— Teraz? Gdy teraz upuścimy? — zdziwił się Naruto.
— Teraz, później, ZAWSZE — zagrzmiał trener. Nawet nie mrugnął, co sprawiło, że rzeczywiście zabrzmiał groźnie.
— Jezu, nie!
— To się staraj. — Wzruszył ramionami Kakashi i wziął gwizdek w usta. — Za jakiś tydzień zrobię kontrolkę i wtedy już ostatecznie ustalimy, który z was na której pozycji —wyseplenił zza niego. — No to, Naruto, Kiba, do bloków. Wyregulowane? To na miejsca, ustawić łapska na linii…
— Hej, hej, Kiba — szepnął nagle Naruto, stawiając stopy w dobrych miejscach — wymienisz się? To ja chciałem pomarańczową. — Kiwnął głową w kierunku pałeczki sztafetowej kolegi i zaraz po raz kolejny ktoś trzepnął go w głowę, konkretniej w ucho. — Ałałała, no za co, no?! — Nogi trenera stały przed nim, jak dwa groźne słupy.
— Opóźniasz. Było „gotów”. Jesteś już gotów, Naruto, czy nadal przejmujesz się pierdołami?
— No gotów, gotów — westchnął Naruto, pokornie ustawiając dłonie tak jak powinien.
Zagrzmiało po raz drugi, czarne chmury zajmowały już jakąś połowę nieboskłonu, który Naruto zobaczył ze swojego miejsca. Zaraz potem musiał skupić wzrok na bieżni, o kilka metrów od linii startowej.
Start! Bieg na prawie maksimum możliwości, setny metr, głośny gwizdek, plecy kolegów przed nimi, okrzyk Naruto i Kiby, pałki przekazane, kolejne sto metrów Sasuke i Nejiego. Potem zamiana i tak jeszcze dwa razy.
Start! Bieg na prawie maksimum możliwości, setny metr, głośny gwizdek, plecy kolegów przed nimi, okrzyk Naruto i Kiby, pałki przekazane, kolejne sto metrów Sasuke i Nejiego. Potem zamiana i tak jeszcze dwa razy.
Kiedy Kakashi gwizdnął po raz ostatni tego dnia, ustalając koniec dość krótkiego treningu i wszyscy ucieszeni zabrali swoje rzeczy z bieżni, to duszne, gorące powietrze zdawało się wręcz stać w miejscu.
— Naruto, bloki — przypomniał mu Kakashi, kiedy ten wziął się za zmienianie przepoconej pomarańczowej koszulki na świeżą, ale równie pomarańczową.
— Widzę, że ci się poprawiło po poranku. — Naruto uniósł jedną brew, mnąc materiał w dłoniach. — I, muszę powiedzieć, że wtedy byłeś jednak dużo milszy.
— Oho, mamy pretensje? — zauważył Kakashi, przerzucając rękę przez barki Naruto i spoglądając na jego naburmuszoną minę z góry.
— Nie to że mamy, co nie — powiedział Naruto po chwili, a potem zrzucił rękę trenera. — I nie rób tak, gorąco jak diabli, a ty mnie jeszcze przytulasz — parsknął i przetarł zwinięta koszulką kark i tors. Rzeczywiście się spocił.
Niebo przecięła błyskawica, długa i fioletowobłękitna, bardzo jasna. Sekundę potem zaczęło kropić.
— Teraz może być już tylko chłodniej — stwierdził Kakashi.
— A żebyś wiedział, że chłodniej — burknął blondyn, szybko rozkładając świeży t-shirt i próbując szybko przełożyć go przez głowę.
W dwóch kwestiach mu się nie udało. Takie szybkie zakładanie spowodowało, że nieco się w koszulce zaplątał i kiedy wreszcie udało mu się przecisnąć głowę przez otwór na nią, napotkał przed sobą znowu ramiona trenera i jego usta cmoknęły go w nos.
— Przepraszam.
— No dobrze, niech będzie.
Naruto uśmiechnął się nagle szeroko i zaczął całować Kakashiego i było znów niemożliwie gorąco i duszno tam między nimi. Powietrze ciągle stało w miejscu, ciężkie i lepiące się do nich obu.
Krople deszczu stawały się coraz grubsze i zaczynały spadać częściej na bieżnię i trawę na boisku.
Nadal duszno, nadal gorąco, nadal tak blisko. Z dłońmi na karku, na plecach, potem nagle na biodrach czy piersi. Z wilgotnymi już włosami, z przemoczonymi ubraniami nagle w całkowicie mokrej trawie.
Grzmot, błysk i ulewa.
Krople deszczu stawały się coraz grubsze i zaczynały spadać częściej na bieżnię i trawę na boisku.
Nadal duszno, nadal gorąco, nadal tak blisko. Z dłońmi na karku, na plecach, potem nagle na biodrach czy piersi. Z wilgotnymi już włosami, z przemoczonymi ubraniami nagle w całkowicie mokrej trawie.
Grzmot, błysk i ulewa.
Pochmurna, parna sobota zamieniła się w burzową sobotę jeszcze trochę przed dziewiątą rano. A potem jeszcze w całkiem ulewną niedzielę. Naruto w niedzielę także raczej się nie wyspał.
end.