Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

poniedziałek, 6 lutego 2012

"Na końcu wszystkiego" Rozdział 4 (SasuNaru) [T]

I rozdział przedostatni. :)
Rozdział 4

Te bachory to jego pierwsza zgraja geninów, więc Naruto nie ma ich właściwie z kim porównywać. Najpierw dzwonek próbuje mu odebrać ciemnowłosy chłopak od Hyuugów i prawie by mu się udało, gdyby Naruto nie rzucił egzemplarzem „Icha Icha Paradise” prosto w jego twarz. Krwotok z nosa dzieciaka, kiedy już porządnie powgapiał się w strony książki, jest chyba warty zawiedzionego spojrzenia, którym obdarzy go Hinata, gdy tylko dojdą ją słuchy o jego metodach nauczania.
Naruto nie dostaje jednak szansy, aby użyć firmowej techniki Kakashiego — „Tysiąca lat bólu” — ale jest kilka innych świetnych momentów, jak na przykład ten, kiedy daleki kuzyn Kiby czepia się jego kostki i zaczyna gryźć. No, może do końca jego własne kostki, bo bardziej wyglądały na pniaka. Mimo to, sfrustrowany psi skowyt sprawia, że zaśmiewa się nawet teraz.
Młoda Yamanaka jest bardziej przebiegła i podstępna; jak złe nasienie Tsunade oraz Ino. Do czasu drugiego śniadania razem z kolegami z drużyny zaplanowuje dość brutalną zasadzkę na Naruto i dwa bento. Plan mógłby się udać, ale Naruto nie czuje się aż tak wspaniałomyślnie, aby przedłożyć sprawę edukacji nad dwa shurikeny wbite w tyłek.
Tak więc decyduje, że to właśnie ją zwiąże, a nie Inuzukę Jina i towarzyszącego mu szczeniaka.
Ku jego zaskoczeniu, pierwszy wykrusza się Hyuuga, oferując jej gryza swojego śniadania. Potem, centymetr po centymetrze, przysuwa się Jin, cały czas węsząc w powietrzu za zapachem Naruto.
— Nie czuję go w pobliżu — warczy do reszty; jest wystarczająco głośny, by ukryty w krzakach Naruto go usłyszał.
— Już sprawdzone — powiedział Hyuuga Taka, mrugając swoimi mlecznobiałymi oczami.
No proszę cię, dzieciaku… raz się ukrywałem przed twoim wujkiem Nejim przez dwa tygodnie. Myślisz, że dam się złapać jakiemuś małemu gówniarzowi z jego nowiutkim, niewypróbowanym, nieprzetestowanym byakuganem? A, i nie sądzisz, że nie zorientowałem się, że wystarczy stanąć po zawietrznej, żeby szczeniak mnie nie wyczuł?
Czeka aż Hyuuga Taka częstuje Hani i wkracza na swój wielki finał. Czas, aby kolejna generacja młodych geninów dorobiła się traumy, a także poznała radości z posiadania sadystycznego (oraz zboczonego) jounina za nauczyciela i mentora.
Życie jest wspaniałe.
***
— To jest głupie — skamle przygnębiony Jin, biegnąc za kolegami z drużyny. — Dlaczego hokage-sama każe nam to robić?
— Kretynie — odpowiada Taka wszystkowiedzącym, wyniosłym tonem. Mówi tak tylko dlatego, że jest Hyuugą oraz ma te swoje świetne oczy. Czasami Jin ma ochotę go ugryźć. — To nasz następny test.
— Zbliżają się zapisy na egzamin na chuunina — dodaje Hani, żwawo krocząc przed nimi i zwijając zwój w rękach. — Może i to nasz pierwszy rok jako geninów, ale nie każdy pierwszoroczny genin podchodzi do egzaminu. Tak właściwie, to tylko Narze-sensei udało się tak szybko.
— Więc dostarczenie tego zwoju Naruto-sensei ma być jakimś rodzajem sprawdzianu? — Jin gryzie swoją dolną wargę, a jego brwi unoszą się w skupieniu. — Ale… jakim?
— Może ktoś będzie próbował nas napaść.
To wyjaśnia, dlaczego Taka używał swojego byakuganu od kiedy wyruszyli z biura hokage, zapewne bez korzyści dla poziomu swojej czakry. Popisy… Jina denerwuje, kiedy oboje traktują go jak najsłabsze ogniwo i nie mówią mu wszystkiego.
Bez problemu dobiegają do rogu ulicy i natrafiają na pojedynczy dom z białym parkanem.
— A może po prostu Naruto-sensei znowu zaspał — zmieniła zdanie Hani.
— On jest okropnym jouninem — mamrocze Taka. — Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Hinata-san go lubi.
— Myślisz, że powinniśmy się zakraść, czy coś? Na wypadek gdyby zaminował drzwi? — pyta Jin, podejrzliwie węsząc na około. Nie wyczuwa żadnych żadnych materiałów wybuchowych ani trucizn, ale to jeszcze o niczym nie świadczy; Naruto jest podstępnym draniem.
Jakby na potwierdzenie jego przypuszczeń, drzwi, przez mocny podmuch wiatru, otwierają się z głośnym skrzypieniem. Pod koszulką Jina, Arashi budzi się z drzemki i wyciąga głowę zza kołnierzyka z zaspanym skowytem.
— Arashi mówi, że czuje zapach Naruto-sensei i kogoś jeszcze.
— To musi być demon — zauważa Taka, patrząc sceptycznie. — Wujek Neji kiedyś mi powiedział, że Naruto ma dużo demonów.
— Coś jak opętanie? — Hani wygląda na zaciekawioną, a to przeraża Jina. Bardzo przeraża.
— Nie wiem. Powiedział, że opowie mi więcej, jak będę starszy. — Popycha drzwi, a one otwierają się szerzej, ukazując im cienistą ciemność rezydującą za progiem. Jest tam kilka par butów ustawionych w jednej linii przy drzwiach frontowych; są sandały ich senseia i buty jeszcze kogoś innego, te trochę mniejszego rozmiaru.
— Demony nie noszą butów. Nie wiedziałem, że Naruto-sensei ma współlokatora.
— A czy my wiemy o nim cokolwiek? Pamiętacie, jak nam się przedstawił? Nazywam się Naruto, jestem jouninem i będę waszym instruktorem. Jeśli chodzi o to, co lubię, a czego nie, to nie mam ochoty wam o tym mówić. To by było na tyle. — Hani przewraca oczami. — Po prostu chodźmy do głównego wejścia. Jin ma rację, to jest głupie.
Taka i Jin wymieniają niewesołe spojrzenia.
— Panie przodem — powarkuje Jin, ledwo ukrywając uśmieszek.
Hani bierze głęboki oddech, przechodzi przez próg i czeka. Nic się nie dzieje.
Po dłuższej chwili, obaj chłopcy wchodzą za nią.

***
            Co zaskakujące, dom nie jest tak zabałaganiony, jak sobie wyobrażała — wszystko znajduje się mniej więcej tam, gdzie powinno być. Dziwne, bo Naruto-sensei nie wyglądał jej nigdy na zbytniego domatora. Już bardziej na kogoś pokroju Jina — chłopak za szczęśliwy uważał dzień, w którym nie zapomniał rankiem, przed lekcjami, wyszczotkować włosów.
            Na początku przechodzą do salonu. Marynarka jounina należąca do Naruto wisi na oparciu fotela stojącego przy kominku. Stos dokumentów sygnowanych osobistą pieczęcią hokage, z kunaiem leżącym na ich szczycie w roli prowizorycznego przycisku, bardzo pasuje do prawie pustego biurka. Jin od razu zaczyna węszyć, porozumiewając się ze swoim pieskiem krótkimi piskami i warknięciami.
            — Nie sądzę, że będzie uszczęśliwiony, gdy znajdzie nas przeszukujących jego rzeczy — mówi Taka, patrząc niepewnie. Potem marszczy brwi i daje krok do przodu do rzędu fotografii ustawionych na kominku. — Hej, to jego zdjęcie z czasów genina.
            Patrząc mu przez ramię, Hani rozpoznaje kilka twarzy; Nara-sensei, kuzyn Jina, Naruto-sensei, wszyscy wyglądają tak młodo. Tak jak oni, małe dzieci.
            — To Kakashi i jego drużyna geninów.  
Niegasnący uśmiech Naruto jest ciągle jednakowy, mimo że zmienił ten pomarańczowy dres na dużo dostojniejszy uniform jounina. Obok niego stoi śliczna, różowowłosa dziewczyna; najlepsza przyjaciółka Ino-san, lekarka która uratowała mamę Hani w wojnie między Dźwiękiem i Liściem sześć lat temu.
A daleko po prawej stronie jest twarz, której nie zna — ciemnowłosy chłopak z martwymi oczyma. Pochyla się niżej, próbując przypomnieć sobie, co mówiła Ino-san o byłej drużynie Naruto. Cała trójka to materiał na legendy, powiedziała Ino, mimo że Hani przewracała oczami w tym czasie. Zawsze jej się wydawało, że Naruto-sensei jest niemożliwie niekompetentny. No i zawsze się spóźnia.
Niesławna trójka Kakashiego — Uzumaki Naruto, Haruno Sakura oraz… Uchiha Sasuke.
— Więc to jest ten Uchiha.
Ino-san kiedyś była w nim zakochana, przypomina sobie nagle Hani, ponieważ wyglądał zdecydowanie przystojniej niż Nara-sensei. Heh. Nigdy wcześniej nie widziała żadnego przedstawiciela jednego z najbardziej znanych klanów Liścia, ostatni z nich — Uchiha Sasuke — opuścił wioskę, kiedy była niemowlęciem. Ale mimo to pamięta ściszone szepty, które rozlegały się, gdy przyprowadzono Narę-sensei z pola bitwy. Był tak okropnie poraniony, że lekarze myśleli, że na dobre straci wzrok w lewym oku.
— Uchiha wcale nie wygląda tak przerażająco.
Z jej prawej strony, Arashi wydusza z siebie wysoki pisk ostrzeżenia — lecz za późno. Przełykając ślinę, Hani odwraca się i staje twarzą w twarz z demonem z fotografii. On jest… niski, niewiele wyższy od dwunastolatka, którego postać zastygła na zdjęciu, lecz w jego całkiem dojrzałej twarzy nie ma nic przypominającego nadąsanego młodziutkiego genina z minionych lat.
— Wy musicie być jego bachorami — ozięble orzeka Uchiha.
Zmrużone, wężowe oczy przesuwają się z niej na Jina i w końcu spoczywają na Tace.
— Hyuuga. — Uchiha brzmi nie tylko jak ktoś niebywale niewzruszony, ale zaczyna wyglądać na wkurzonego. Hani słyszy, jak gdzieś za nią Jin powstrzymuje krótkie parsknięcie śmiechu.
Ciemne płomienie na jego twarzy marszczą się, kiedy spojrzenie Uchihy powraca do Jina — jest w tym coś drapieżnego, jakby był gadem mierzącym wzrokiem małe, bezbronne zwierzątko. Spięty Jin kwili cichutko, co powtarza za nim Arashi. Brzmi jakby tylko chwile dzieliły go od zwinięcia się w kulkę i wciśnięcia w kąt pokoju.
— Przy… przyszliśmy dostarczyć wiadomość dla Naruto-sensei — Hani udaje się pisnąć.
To chyba był dobry wybór, bo Uchiha unosi brwi:
— Ten leniwy kretyn jeszcze śpi. Jest beznadziejny — mamrocze w roztargnieniu. — Zaczekajcie tutaj — rozkazuje i wychodzi, przypuszczalnie by przyprowadzić Naruto-sensei.
Już prawie się odwróciwszy, Uchiha nagle zamiera i rzuca w tył szybciej niż Hani myślała, że człowiek potrafi. Strach ściska ją za gardło i nie może nawet krzyknąć, zanim Sasuke skacze w stronę Taki, bo ten mały idiota używa swojego byakugana, nie rozumiejąc, że dla kogoś takiego jak Uchiha znaczy to tyle samo, co rzucenie wyzwania.
— Sasuke! — To słowo jest jak bicz.
Uchiha zatrzymuje się prawie natychmiast, z palcami już zaciśniętymi na gardle Taki.
— A więc już nie śpisz, Naruto — mówi.
Naruto-sensei wygląda… groźnie. Nigdy nie widziała go bez tego szerokiego uśmiechu i w złym nastroju; nigdy nie potrafiła uwierzyć, gdy Ino-san mówiła, że to on jest największym z całej trójki; nigdy nie wyobrażała sobie, że te niebieskie oczy mogą patrzeć tak lodowato mroźnie.
— Sasuke — głos Naruto jest delikatny, ale ma podbicie ze stali — on nie jest Nejim.
Powoli, palce na gardle Taki rozwierają się. Kiedy już jest wolny, Hyuuga z trudem odczołguje się z szeroko otwartymi, wypełnionymi strachem oczami, starając się jak najbardziej zwiększyć dystans między nimi dwoma. Przez cały czas, myśli Hani wściekle, wyraz twarzy Sasuke wyrażał niezmiennie tylko chłodną pogardę, nie zmienił się nawet gdy był tylko o krok od morderstwa.
— Nie powiedziałeś, że zajmujesz się gówniarzem od Hyuugów — mruczy Uchiha beznamiętnie.
— Czy to ma teraz znaczenie?
Uchiha prezentuje w uśmiechu wszystkie zęby:
— Chyba nie.
I wychodzi z pokoju. Właśnie tak — wychodzi.
Demon, coś szepcze w myślach Hani. Kiedyś był taki jak oni, jak ten chłopiec na zdjęciu, a Naruto-sensei był jego przyjacielem. Trzęsąc się, czeka aż odzyskuje czucie w nogach i dopada do swojego senseia, próbując złapać oddech.
— No chodź, chodź — mówi Naruto, niezgrabnie poklepując ją po plecach.
Obejmuje go bardzo mocno i stara się nie rozpłakać.
***
On nie jest Nejim.
***
Shikamaru upadł w deszczu, zwijając się obok Nejiego, a wąż który go zaatakował, odpełznął w ciemność ze złośliwym sykiem tryumfu. Jakoś jednak udało mu się stanąć na nogi, przejść jeszcze krok, zanim znów rzuciło go na kolana; wymamrotał przekleństwo. Woda spływająca mu po twarzy, stawała się czerwona — Nejiemu ledwo udało się go złapać, zanim zemdlał, lądując twarzą w błocie.
— Gdzie są lekarze? — szalał Naruto. Znajdowali za blisko linii frontu, a Shikamaru w jego ramionach z każdym oddechem coraz bardziej zbliżał się do śmierci, z każdym uderzeniem serca krew roznosiła po jego ciele więcej trucizny. — Ja pierdolę, czy ja ci, kurwa, nie mówiłem, że masz stać w środku, pomiędzy mną i Nejim?
Shikamaru nie odpowiedział, nawet się nie kłócił.
— Sasuke nas zna. Wie, jak współpracujemy, w jaki sposób myślimy.
— Ktoś idzie.
Widział to, każdy krok akompaniowany mokrym stukotem kropli deszczu strząśniętych z gałęzi drzewa nad głową. Kroki były lekkie i pewne. Krótkie, szybkie błyśnięcie demonicznych oczu potwierdziło:
— To Uchiha. Pieczęć już na poziomie drugim.
Sasuke poruszał się bardzo szybko, to byakugan ich ocalił. Gdy Sasuke zbliżał się do nich, szybciej niż ludzkie oczy mogły nadążyć, Neji złapał go za ramię i jednym ruchem nadgarstka rzucił w kierunku drzewa. To spowolniło Uchihę na kilka drogocennych sekund, wystarczających, żeby Naruto przełożył rękę Shikamaru przez swoje barki i dokonał ucieczki.
— Idźcie, ja go zatrzymam — powiedział do Naruto, przekazując więcej czakry do swojego Kekkei Genkai. Uczucie czegoś przesuwającego się pod skórą było znajome, każdy zmysł nagle stawał się niewiarygodnie czuły — widział przesunięcie dłoni Sasuke po swoim stroju ninja z Dźwięku; sposób, w jaki jego szkarłatny sharingan podążał za Naruto i w jaki jego ciało napięło się nieznacznie, gdy przygotowywał się do pościgu.
Neji przewidział jego kolejny ruch; poczuł delikatny podmuch na swojej prawej skroni. Kilka ciemnych kosmyków spłynęło w dół, jak Sasuke odskoczył od niego — ale to nic nie szkodziło. Ciemne znaki pieczęci zniknęły z ramienia Sasuke, pozostawiając po sobie bladą skórę i malutkiego siniaka w miejscu, gdzie Neji znalazł jego punkt meridianowy.
— Stoisz mi na drodze. — Sasuke nawet na niego na patrzył. Nigdy nie patrzył, dopóki jego przeciwnik nie wszedł między niego a Itachiego albo nie okazał się być Naruto. Nikt inny się nie liczył, był po prostu przeszkodą w dojściu do celu ostatecznego.
— Zawsze będę na twojej drodze.
To zwróciło uwagę Sasuke, wężowym ruchem obrócił głowę w stronę Nejiego. Z włosami jasnymi jak kość i zębami jak dziki zwierz, bardzo mało było w Sasuke rzeczy, które wydawały się ludzkie. I właściwie, czy zdrajcy powinni uśmiechać się w taki wszystkowiedzący, pewny siebie sposób?
— On nawet nie wie, że tu jesteś — dodał Neji.
Sharingan najpierw się zwężył, a potem rozszerzył, ledwo można było to zauważyć w ciemności i kłującym deszczu, nawet gdy miało się byakugan. Neji miał tylko tyle czasu, żeby przygotować się psychicznie, zanim świat wokół zaczął się obrzydliwie kołysać. Jego Kekkei Genkai nie dawało mu praktycznie żadnej ochrony przed sharinganem, taki prezent z czasów, kiedy te dwie zaawansowane linie krwi były ze sobą powiązane; Sasuke mógł być nawet kimś w rodzaju dalekiego kuzyna Hyuugi.
Wciąż jednak…
Obudził się na nieznajomej ulicy; była ciemna, tylko blask księżyca prowadził jego oczy. Zapach krwi było czuć wyraźnie w powietrzu; ostry, metaliczny odór, jak z ubojni. Niespokojnie, Neji przesunął się, próbując dojrzeć w ciemności coś więcej. Nie widział jednak nic nad cienie oraz… ten symbol — godło rodu Uchiha. Hyuuga nigdy przedtem tutaj nie przychodził, ale, po prawdzie, nikt tutaj nie przychodził. Nikt oprócz duchów z wyrżniętego klanu, które nawiedzały tę część wioski. Wszyscy polegli i wszystkie koszmary ostatniego ich potomka, Sasuke.
Zaskoczył go odgłos kroków, obrócił się w kierunku kogoś — wspomnienia, zjawy? — kto przeniknął przez niego. Było to dziecko, które potknęło się i upadło, nawet mimo że Neji wyciągnął ku niemu dłonie, żeby je podeprzeć. Kiedy uniosło na Nejiego swoją umazaną łzami twarz, aż się wzdrygnął. Wyglądało tak strasznie znajomo, choć jego starsza wersja straciła wiele tej niewinności z lat dziecięcych.
Mały Sasuke wpatrywał się w niego. Nie, nie w niego — wpatrywał się *przez* niego, w kogoś innego.
— Dlaczego, Itachi? — Słowa wypadały z ust chłopczyka z ostrymi, krótkimi oddechami, gęstymi od przerażenia.  — Dlaczego to robisz?
O nie, nie, nie to. Nie chciał wiedzieć. W umyśle Nejiego nie było miejsca na odkupienie Sasuke; nie można było cofnąć wszystkich jego błędów albo wybaczyć wszystkich krzywd, nie, nawet w obliczu tej… tragedii. Kiedy duma i siła klanu Uchiha upadła tak nagle i tak szybko w ciągu jednej nocy. Nie każcie mi, żebym mu współczuł.
— Sasuke, coś ty zrobił? — zapytał nieznajomy, zbliżając się o krok do nich obu. Podobieństwo do Sasuke było oczywiste; Uchiha Itachi, ten który w pojedynkę doprowadził swój klan na skraj wymarcia.
— Co ty zrobiłeś? — Głos chłopca podniósł się, drżąc z przerażenia.
— Sasuke! — Eksplozja energii przecięła powietrze, wysyłając małego Sasuke ponownie na ziemię. — Przestań, to na mnie nie działa.
— Co zrobiłeś?! — krzyczał Sasuke. — Dlaczego ich zabiłeś?!!
Itachi przystanął i prawie się uśmiechnął.
— Nie pamiętasz, prawda? — Był już wystarczająco blisko, by stuknąć palcem o czoło chłopca. — Nie masz w sobie wystarczająco dużo nienawiści i gniewu. Żałosne.
Sasuke załkał, kuląc się:
— Itachi…
— Nie prześcigniesz mnie w taki sposób. Prawdziwy posiadacz sharingana potrafi sprzeciwić się mangekyou. — Itachi obojętnie patrzył jak jego brat dygota w kurzu ulicy. — Żyj żałosnym życiem, nienawidź mnie, a może któregoś dnia nauczysz się kontrolować te swoje oczy.
Moment później już go nie było; powietrze tylko zadrgało delikatnie. Ciągle na ziemi, Sasuke płakał dalej, zawinięty w malutki kłębek strachu i rozpaczy. Po kilku chwilach łkanie straciło na mocy, ale chłopiec nie przestawał się trząść. Gdzie byli inni mieszkańcy wioski, zastanawiał się Neji, pewnie hokage — ktokolwiek — przyjdzie tu niedługo?
— Sasuke — szepnął Neji i wyciągnął do niego rękę.
Krajobraz znów się zmienił, ostro szarpiąc żołądkiem Hyuugi.
Tym razem kiedy otworzył oczy, mały Sasuke stał sam na środku ulicy. W bladym świetle księżyca jego oczy były koloru krwi, trzy skręcone koła sharingana rozmazane dziwnie na źrenicach. Coś jak zwyczajny sharingan, ale ciemniejszy, z krwawymi białkami; patrzenie na niego było jak wpatrywanie się w tysiąc luster, a każde z nich odzwierciadlające tylko czyste szaleństwo.
— Nie powinno cię tu być — mały Sasuke szeptał głosem Sasuke drania, Sasuke zdrajcy. Jego niewielkie dłonie były unurzane we krwi, która skapywała na czarną ziemię. — To tak nie wyglądało. On kłamie. — Jego głos urósł do krzyku, zduszając wszelkie inne dźwięki tego koszmarnego świata stworzonego przez Uchihę.
— On kłamie!
Uchihowie mają swoje demony, mówili, rzeź między ojcami i synami, między wujami i bratankami, między braćmi, spływająca krwią tak czerwoną jak kolor ich sharinganów. Uchihowie żywią się swoimi młodymi, sharingan spala najmocniejszych i najjaśniejszych z tych, którzy są najmniej przygotowani, by radzić sobie z podwójnym konfliktem — mocy i odpowiedzialności. To jest ich dar, lecz także ich przekleństwo.
Kiedy linie krwi i mocy krzyżują się w taki sposób, należy spodziewać się pewnych… niepowodzeń.
Gdy Neji obudził się z iluzji, był ślepy.

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    Okkk, nexta chcę i skomentuję całość właściwie. xD Bo wolę podsumować całość jako całość, mimo wszystko. Jedynie zaznaczę, że tłumaczenie nadal bardzo mi sie podoba - mrrruuu, po prostu!
    Kaśka :)

    ~kasica, 2012-02-06 19:03

    Właśnie trafiłam na Twojego bloga, zdążyłam przeczytać kilka oneshotów i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Rzadko na onecie spotyka się kogoś z tak przyjemnym i dobrym stylem pisania. W Twoich tekstach nie ma właściwie błędów, jest za to wszystko co potrzebne: udana fabuła, genialne charaktery, całkiem zgrabne opisy i poprawna ortografia oraz interpunkcja (co jest ostatnio rzadkością, niestety). Nie będę za dużo słodzić i powiem tylko, że bardzo mi się podobają opowiadania, które przeczytałam. Chyba nie zabiorę się za to ostatnie, bo nie przepadam za paringiem, chociaż biorąc pod uwagę Twój styl pisania, na pewno warto na nie spojrzeć. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że będę tu często zaglądać. Naprawdę sprawiłaś mi radość tym, że na onecie są jeszcze utalentowani ludzie. :) Pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny.
    PS Czy mogłabym zamówić opowiadanie z paringiem Pain x Itachi? Jeśli jednak taki paring Ci nie pasuje, to ucieszę się ze wszystkiego, co zawiera Itachiego. :)

    ~CiasteczkowyPotwór, 2012-02-07 22:40
    @
    Znalazłam jedno zastrzeżenie. :) Mogłabyś dodać szeroką listę? Wtedy dotarcie do wcześniejszych opowiadań byłoby łatwiejsze.

    ~CiasteczkowyPotwór, 2012-02-07 22:47
    @
    Łaaa, dzięki za tak miły komentarz! :D
    Nie no, spoko, nie musisz czytać wszystkiego -- mam trochę tych opek ponapisywanych, więc wybieraj sobie co tylko chcesz i co Cię interesuje. Mam i lepsze, i gorsze, więc no ten... zależy w co utrafisz, że tak powiem. :)

    Cóóóż, fanfiki na zamówienie chętnie bym pisała, gdybym miała więcej czasu. Teraz trochę kruchutko z tym będzie, ale jeśli Ci nie przeszkadza, że będziesz czekała wieki i może jeszcze trochę dłużej, to się zastanowię nad Pain x Itachi. Innych rzeczy z Itachim nie mam niestety nigdzie poukrywanych po folderach na kompie... :C
    Ten brak czasu to głównie przez maturę (nie żebym już teraz się zaczynała uczyć, może i mam ambitne plany, ale do kujona mi daleko. xD), no i pisanie sequela do "Czarno-białego" też mi trochę weny i czasu zżera.
    Ale nad PainIta się zastanowię, może coś mi wpadnie w międzyczasie i dam radę wymyślić coś fajnego. ^^

    Szeroka listę dodałam, tylko, że póki co łOnet mi się buntuje trochę i nie mogę ustawić, żeby było w niej trochę więcej postów niż 50, ale zamierzam to naprawić w najbliższym możliwym czasie.

    Ściskam serdecznie,
    mecha

    mechalice, 2012-02-08 18:21

    OdpowiedzUsuń