Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

niedziela, 24 marca 2013

"Na daczy" (MadaIrd)



Coś dziwnego. Jest trochę mniej dziwne, jak jest się wtajemniczonym w pewien inny fan fik, ale tylko trochę. Opublikowane ponownie jakieś pół roku po premierze właściwej, otagowane takiem specjalnym „MadaIrd".
Pisane dla Ird, jak nietrudno się domyślić. <3
(rosyjski może być całkiem błędny — niestety moja znajomość tego języka nie sięga nawet do poziomu A1, tak że jeżeli znasz i widzisz tutaj byk na byku, popraw mnie; będę wdzięczna. :) )

Na daczy
Madara siedział przy wielkim, mahoniowym biurku na tle równie potężnego okna wychodzącego na majestatyczny ogród w stylu angielskim. Jak każdy Rosjanin (czy też Ukrainiec lub może osoba która spędziła w tym kraju co najmniej kilkanaście lat życia) marzeniem Madary było mieć daczę i właśnie w tejże daczy aktualnie się znajdował. Dacza to styl życia, poniekąd, więc Madara był bardzo dumny z tego, jak jego dacza wygląda — jak najprawdziwsza willa, czyli raczej miliard razy lepiej niż dacze innych, biedniejszych ludzi, którym w życiu nie poszczęściło się na tyle by zostać przepotężnym mafiosem, bossem i ojcem chrzestnym ruskiej czy tam ukraińskiej mafii. Może białoruskiej. Chociaż białoruskiej może nie, bo ta nie ma takiej renomy, więc na pewno albo rosyjskiej albo ukraińskiej.
W każdym razie marzenie o daczy spełniał przez ładne kilka lat wypełnionych kilkunastoma (kilkudziesięcioma? Madara nie pamiętał) morderstwami często politycznymi, zastraszeniem organów władzy, zamachami bombowymi  i zwyczajnym dopasowywaniem tymczasowego, bardzo ciężkiego betonowego obuwia dla osób niewygodnych na czas krótkiego, acz bogatego we wrażenia spaceru nad rzeczkę. Co smutne, nikt nigdy mu za to nie podziękował i nikt nigdy nie zaprosił go chociażby na kawę. Madara więc tak jakby nie miał przyjaciół, ale jakoś się tym nie załamywał. Najwyraźniej nie wpadł na pomysł, ze może mieć przyjaciół — wszystkich, którzy jako tacy się zadeklarowali kiedyś tam, już dawno odstrzelił sam lub kazał odstrzelić komuś innemu. Na przykład temu młodemu blondynowi, jak mu tam było, o — Naruto Minatowiczowi Uzumakiemu. Chłopak miał tyle ambicji w sobie, że pewnie uczyniłby to z pocałowaniem ręki i jeszcze by mu za to kupił butelkę wódki. Albo dwie, ewentualnie trzy, ale więcej niż siedem to nie, bo bez przesady. Aż tak nikt Madary nie lubił, żeby mu kupować siedem butelek wódki i to już raczej na pewno dlatego, że Madara był zdolny wypić te siedem butelek praktycznie sam, więc biznes nie był zbyt opłacalny, skoro jego towarzysze od wódki wysiadali najpóźniej przy trzeciej, może czwartej butelce, a Madara dokańczał biesiadę sam. Ledwo trzymając się na nogach, ale tak — kończył sam.

Lata w Rosji są krótkie, ale wyczekane i kiedy tylko nadchodził czas, Madara nie wahał się rzucić morderstw i reszty machlojek, by tylko pojechać na wakacje, ach, na daczę! Miał stąd całą garść wspomnieć w tym kilkanaście z czasów, kiedy nie było tutaj jego pięknej willi, ale sama bujna trawa. Kupił działkę za pięćset rubli, co i tak nadszarpnęło jego wątły wtedy budżet, jako początkującego gangstera. Madara wiedział jednak, ze była to najlepsza inwestycja jakiej dokonał kiedykolwiek w życiu — tutaj, właśnie tutaj spotkał po raz pierwszy Karolinę Kisamowną.
Lato, ten odwilż w przyrodzie i w duszy, sprawił, że Madara Izunowicz Uchiha stał się niesamowicie wrażliwy i z miejsca zakochał się w tej przepięknej kobiecie. Zakochanie się nie było trudne w to krótkie, niesamowicie gorące lato na daczy, kiedy wódka lała się strumieniami, każdy wieczór Madara spędzał z kolegami, a piękne dziewczyny tańczyły na stołach w rytm muzyki wygrywanej na bałałajce. Madara potrafił grać na bałałajce, więc dziewczyny lepiły się do niego zawsze.
— Ach, Madaro Izunowiczu, zagraj nam pieśniu![1] — domagały się, wciskając pod ramiona i oplatając kark białymi lub trochę już opalonymi letnim słońcem ramionami.
I Madara uśmiechał się wtedy delikatnie, wyginał swoje wąskie wargi w przystojnej męskiej twarzy i uderzał w struny.
Kakuju pieśniu? — pytał swoim niskim, lekko drżącym głosem. I wtedy zobaczył ją, siedziała na przeciwległej kanapie i z zainteresowaniem patrzyła prosto na niego. Madara zaniemówił, zaschło mu ustach i musiał przepłukać je wódką. Parsknął i odsunął szklankę od ust, zwrócił się teraz prosto do niej: — A ty, kakuju pieśniu ty chacziesz?[2]
— Ja? – zapytała, potrząsając swoją piękną głową, a serce Madary zabiło mocniej, omalże wyrywając się piersi i galopując po stole w jej stronę, by utuliła je do piersi i nigdy nie wypuściła z miłosnego uścisku. — Komarowo[3]? Możet być?[4]
Da, możet — przytaknął i uderzył w struny. Zaczął śpiewać i w tamtym momencie nie istniało nic poza nimi obojgiem.  Jej grubym warkoczem opadającym na mleczną szyję i kuszący dekolt i jego palcami wygrywającymi kolejne nuty, jego głosem wyrywającym z trzewi kolejne dźwięki piosenki.

„Wybieram się do Komarowa na tydzień,
Gdzie statek Szeremietiewa
Tańczy na wydmach.
I na karelskich skałach
Z własnej woli
Jeśli tylko zechcesz
Będę twoim osobistym nurkiem.” [5]
Jak skończył grać, oblegające go dziewczyny jakby przylepiły się jeszcze bardziej, ale Madarę już to nie cieszyło. Odtrącił ich ramiona, wstał ze swojej kanapy i usiadł obok niej, obok tej pięknej dziewczyny, która jednym spojrzeniem skradła mu serce.
Kak tebia zawut[6]? — zapytał, nerwowo przeczesując swoje długie, czarne i gęste włosy. Sięgały mu za pośladki.
— Karolina Kisamowna, Madaro Izunowiczu — odpowiedziała, odwracając wzrok i różowiejąc na kościach policzkowych jak poranna jutrzenka.
Ty krasiwaja dziewuszka, ty znajesz?[7] — powiedział. — Chaciesz ty wódki? Da, ja znaju ty chaciesz! [8] — Wziął butelkę i nalał jej do kieliszka. Wypili, potem sięgnął po pączki stojące na stole tuz obok kiełbasy i ogórków. Poczęstował ją jednym i dla siebie wziął drugiego. Z lubością wgryzła się w smażone na głębokim tłuszczu słodkie ciasto wypełnione dżemem.
— Ach, ja ljubjiu poncziki! [9]
A mienja? Ljubisz ty mienja?[10]
Karolina łyknęła wódki, zanim spojrzała w ciemne, gorące iście młodzieńczą namiętnością oczy Madary Izunowicza.
Ja nie znaju [11] — odpowiedziała nieśmiało, ale zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, Madara już ją pocałował. Nie protestowała.
Wspominanie tego wieczoru sprzed trzech lat było słodką czynnością. Zawsze ta czuła jego strona duszy odzywała się, kiedy wspominał wieczór ich poznania. Teraz ta sama piękna kobieta była jego narzeczoną i planowali niedługo ślub, a niedługo podróż poślubną.
Zamierzają zwiedzić Moskwę i Petersburg, spędzić kilkanaście przyjemnych wieczorów nad Moskwą i Newą, a potem wrócić tutaj na wieś do daczy i dnie spędzać jak wtedy. Na wycieczkach do lasu i kąpielach w rzece czy jeziorze — ona będzie chodziła w podomce, jak każda rosyjska kobieta na daczy, a on w kolorowych kąpielówkach i kaloszach, jak każdy Rosjanin. I będzie pięknie na chociaż dwa tygodnie bez morderstw, wymuszeń, zamachów i przestępstw.
— Ach, maja ljubow, z taboj nawsiegda. Boże, kak ja ljublju! [12] — krzyknął wzruszony, że chwilowo nie może do swojej ukochanej nawet zadzwonić. Spojrzał z czułością. na jej portretowe stojące w zdobionej ramce na biurku. Uśmiechała się tam przepięknie, a jej ciemne włosy wiatr cudnie rozwiewał na tle letniego nieba. — Dragaja. [13]
Madara westchnął ciężko, dopił resztę wódki z butelki, podpalił kolejne cygaro i zadzwonił. Nie do Karoliny Kisamownej niestety, numer telefonu należał do Nagato, a sprawa był ważna i nie cierpiąca zwłoki. Ten cholerny Pain…!
End.

[1] zagraj nam pieśniu – Zagraj nam piosenkę
[2] Kakuju pieśniu? A ty, kakuju pieśniu ty chacziesz? – Jaką piosenkę? A ty, jaką ty chcesz piosenkę?
[3] Komarowo – kurort wakacyjny nad Zatoką Botnicką nad Morzem Bałtyckim oraz tytuł piosenki oryginalnie Igora Skljara. Tutaj wersja Vitasa, bo jest bardziej słit: http://youtu.be/NMLuwJpy4S8
[4] Możet być? – Może być?
[5] Druga zwrotka piosenki „Komarowo”, tłumaczenie moje. Kiepsko umiem rosyjski, więc  w sumie to może być nawet złe. ;0
[6] Kak tebia zawut? – Jak się nazywasz?
[7] Ty krasiwaja dziewuszka, ty znajesz? – Jesteś piękną dziewczyną, wiesz?
[8] Chaciesz ty wódki? Da, ja znaju ty chaciesz! – Czy chcesz wódki? Tak, ja wiem, że chcesz!
[9] Ja ljubjiu poncziki! – Kocham pączki!
[10] A mienja? Ljubisz ty mienja? – A mnie? Kochasz mnie?
[11] Ja nie znaju – Nie wiem
[12] Maja ljubow, z taboj nawsiegda. Boże, kak ja ljublju! – Moja miłości, z tobą na zawsze. Boże, jak ja kocham!
[13] Dragaja – Kochanie