Coś dziwnego. Jest trochę
mniej dziwne, jak jest się wtajemniczonym w pewien inny fan fik, ale tylko
trochę. Opublikowane ponownie jakieś pół roku po premierze właściwej, otagowane
takiem specjalnym „MadaIrd".
Pisane dla Ird, jak nietrudno się domyślić. <3
(rosyjski może być całkiem błędny — niestety moja znajomość tego języka nie
sięga nawet do poziomu A1, tak że jeżeli znasz i widzisz tutaj byk na byku,
popraw mnie; będę wdzięczna. :) )
Na daczy
Madara siedział
przy wielkim, mahoniowym biurku na tle równie potężnego okna wychodzącego na
majestatyczny ogród w stylu angielskim. Jak każdy Rosjanin (czy też Ukrainiec
lub może osoba która spędziła w tym kraju co najmniej kilkanaście lat życia) marzeniem
Madary było mieć daczę i właśnie w tejże daczy aktualnie się znajdował. Dacza
to styl życia, poniekąd, więc Madara był bardzo dumny z tego, jak jego dacza wygląda
— jak najprawdziwsza willa, czyli raczej miliard razy lepiej niż dacze innych,
biedniejszych ludzi, którym w życiu nie poszczęściło się na tyle by zostać
przepotężnym mafiosem, bossem i ojcem chrzestnym ruskiej czy tam ukraińskiej
mafii. Może białoruskiej. Chociaż białoruskiej może nie, bo ta nie ma takiej
renomy, więc na pewno albo rosyjskiej albo ukraińskiej.
W każdym razie
marzenie o daczy spełniał przez ładne kilka lat wypełnionych kilkunastoma
(kilkudziesięcioma? Madara nie pamiętał) morderstwami często politycznymi,
zastraszeniem organów władzy, zamachami bombowymi i zwyczajnym dopasowywaniem tymczasowego,
bardzo ciężkiego betonowego obuwia dla osób niewygodnych na czas krótkiego, acz
bogatego we wrażenia spaceru nad rzeczkę. Co smutne, nikt nigdy mu za to nie
podziękował i nikt nigdy nie zaprosił go chociażby na kawę. Madara więc tak
jakby nie miał przyjaciół, ale jakoś się tym nie załamywał. Najwyraźniej nie
wpadł na pomysł, ze może mieć przyjaciół — wszystkich, którzy jako tacy się
zadeklarowali kiedyś tam, już dawno odstrzelił sam lub kazał odstrzelić komuś
innemu. Na przykład temu młodemu blondynowi, jak mu tam było, o — Naruto
Minatowiczowi Uzumakiemu. Chłopak miał tyle ambicji w sobie, że pewnie
uczyniłby to z pocałowaniem ręki i jeszcze by mu za to kupił butelkę wódki.
Albo dwie, ewentualnie trzy, ale więcej niż siedem to nie, bo bez przesady. Aż
tak nikt Madary nie lubił, żeby mu kupować siedem butelek wódki i to już raczej
na pewno dlatego, że Madara był zdolny wypić te siedem butelek praktycznie sam,
więc biznes nie był zbyt opłacalny, skoro jego towarzysze od wódki wysiadali
najpóźniej przy trzeciej, może czwartej butelce, a Madara dokańczał biesiadę
sam. Ledwo trzymając się na nogach, ale tak — kończył sam.
Lata w Rosji są
krótkie, ale wyczekane i kiedy tylko nadchodził czas, Madara nie wahał się
rzucić morderstw i reszty machlojek, by tylko pojechać na wakacje, ach, na
daczę! Miał stąd całą garść wspomnieć w tym kilkanaście z czasów, kiedy nie
było tutaj jego pięknej willi, ale sama bujna trawa. Kupił działkę za pięćset
rubli, co i tak nadszarpnęło jego wątły wtedy budżet, jako początkującego
gangstera. Madara wiedział jednak, ze była to najlepsza inwestycja jakiej
dokonał kiedykolwiek w życiu — tutaj, właśnie tutaj spotkał po raz pierwszy
Karolinę Kisamowną.
Lato, ten odwilż w przyrodzie i w duszy, sprawił, że Madara Izunowicz Uchiha
stał się niesamowicie wrażliwy i z miejsca zakochał się w tej przepięknej
kobiecie. Zakochanie się nie było trudne w to krótkie, niesamowicie gorące lato
na daczy, kiedy wódka lała się strumieniami, każdy wieczór Madara spędzał z
kolegami, a piękne dziewczyny tańczyły na stołach w rytm muzyki wygrywanej na
bałałajce. Madara potrafił grać na bałałajce, więc dziewczyny lepiły się do
niego zawsze.
— Ach, Madaro
Izunowiczu, zagraj nam pieśniu![1] —
domagały się, wciskając pod ramiona i oplatając kark białymi lub trochę już
opalonymi letnim słońcem ramionami.
I Madara
uśmiechał się wtedy delikatnie, wyginał swoje wąskie wargi w przystojnej
męskiej twarzy i uderzał w struny.
— Kakuju pieśniu? — pytał swoim niskim,
lekko drżącym głosem. I wtedy zobaczył ją, siedziała na przeciwległej kanapie i
z zainteresowaniem patrzyła prosto na niego. Madara zaniemówił, zaschło mu
ustach i musiał przepłukać je wódką. Parsknął i odsunął szklankę od ust,
zwrócił się teraz prosto do niej: — A ty,
kakuju pieśniu ty chacziesz?[2]
— Ja? –
zapytała, potrząsając swoją piękną głową, a serce Madary zabiło mocniej, omalże
wyrywając się piersi i galopując po stole w jej stronę, by utuliła je do piersi
i nigdy nie wypuściła z miłosnego uścisku.
— Komarowo[3]? Możet być?[4]
— Da, możet — przytaknął i uderzył w
struny. Zaczął śpiewać i w tamtym momencie nie istniało nic poza nimi
obojgiem. Jej grubym warkoczem
opadającym na mleczną szyję i kuszący dekolt i jego palcami wygrywającymi
kolejne nuty, jego głosem wyrywającym z trzewi kolejne dźwięki piosenki.
„Wybieram się do Komarowa na tydzień,
Gdzie statek Szeremietiewa
Tańczy na wydmach.
I na karelskich skałach
Z własnej woli
Jeśli tylko zechcesz
Będę twoim osobistym nurkiem.” [5]
Jak skończył
grać, oblegające go dziewczyny jakby przylepiły się jeszcze bardziej, ale
Madarę już to nie cieszyło. Odtrącił ich ramiona, wstał ze swojej kanapy i
usiadł obok niej, obok tej pięknej dziewczyny, która jednym spojrzeniem skradła
mu serce.
— Kak tebia zawut[6]? — zapytał, nerwowo
przeczesując swoje długie, czarne i gęste włosy. Sięgały mu za pośladki.
— Karolina
Kisamowna, Madaro Izunowiczu — odpowiedziała, odwracając wzrok i różowiejąc na
kościach policzkowych jak poranna jutrzenka.
— Ty krasiwaja dziewuszka, ty znajesz?[7]
— powiedział. — Chaciesz ty wódki? Da, ja
znaju ty chaciesz! [8] — Wziął butelkę i nalał jej do kieliszka. Wypili,
potem sięgnął po pączki stojące na stole tuz obok kiełbasy i ogórków.
Poczęstował ją jednym i dla siebie wziął drugiego. Z lubością wgryzła się w
smażone na głębokim tłuszczu słodkie ciasto wypełnione dżemem.
— Ach, ja ljubjiu poncziki! [9]
— A mienja? Ljubisz ty mienja?[10]
Karolina
łyknęła wódki, zanim spojrzała w ciemne, gorące iście młodzieńczą namiętnością
oczy Madary Izunowicza.
— Ja nie znaju [11] — odpowiedziała
nieśmiało, ale zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, Madara już ją pocałował.
Nie protestowała.
Wspominanie
tego wieczoru sprzed trzech lat było słodką czynnością. Zawsze ta czuła jego
strona duszy odzywała się, kiedy wspominał wieczór ich poznania. Teraz ta sama piękna
kobieta była jego narzeczoną i planowali niedługo ślub, a niedługo podróż poślubną.
Zamierzają
zwiedzić Moskwę i Petersburg, spędzić kilkanaście przyjemnych wieczorów nad
Moskwą i Newą, a potem wrócić tutaj na wieś do daczy i dnie spędzać jak wtedy.
Na wycieczkach do lasu i kąpielach w rzece czy jeziorze — ona będzie chodziła w
podomce, jak każda rosyjska kobieta na daczy, a on w kolorowych kąpielówkach i
kaloszach, jak każdy Rosjanin. I będzie pięknie na chociaż dwa tygodnie bez
morderstw, wymuszeń, zamachów i przestępstw.
— Ach, maja ljubow, z taboj nawsiegda. Boże, kak ja
ljublju! [12] — krzyknął wzruszony, że chwilowo nie może do swojej
ukochanej nawet zadzwonić. Spojrzał z czułością. na jej portretowe stojące w
zdobionej ramce na biurku. Uśmiechała się tam przepięknie, a jej ciemne włosy
wiatr cudnie rozwiewał na tle letniego nieba. — Dragaja. [13]
Madara
westchnął ciężko, dopił resztę wódki z butelki, podpalił kolejne cygaro i
zadzwonił. Nie do Karoliny Kisamownej niestety, numer telefonu należał do
Nagato, a sprawa był ważna i nie cierpiąca zwłoki. Ten cholerny Pain…!
End.
[1] zagraj nam pieśniu – Zagraj nam piosenkę
[2] Kakuju pieśniu? A ty, kakuju pieśniu ty
chacziesz? – Jaką piosenkę? A ty, jaką ty chcesz piosenkę?
[3] Komarowo – kurort wakacyjny nad Zatoką
Botnicką nad Morzem Bałtyckim oraz tytuł piosenki oryginalnie Igora Skljara.
Tutaj wersja Vitasa, bo jest bardziej słit: http://youtu.be/NMLuwJpy4S8
[4] Możet być? – Może być?
[5] Druga
zwrotka piosenki „Komarowo”, tłumaczenie moje. Kiepsko umiem rosyjski,
więc w sumie to może być nawet złe. ;0
[6] Kak tebia zawut? – Jak się nazywasz?
[7] Ty krasiwaja dziewuszka, ty znajesz? –
Jesteś piękną dziewczyną, wiesz?
[8] Chaciesz ty wódki? Da, ja znaju ty chaciesz!
– Czy chcesz wódki? Tak, ja wiem, że chcesz!
[9] Ja ljubjiu poncziki! – Kocham pączki!
[10] A mienja? Ljubisz ty mienja? – A mnie?
Kochasz mnie?
[11] Ja nie znaju – Nie wiem
[12] Maja ljubow, z taboj nawsiegda. Boże, kak ja
ljublju! – Moja miłości, z tobą na zawsze. Boże, jak ja kocham!
[13] Dragaja – Kochanie