Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

sobota, 24 kwietnia 2010

"Wszechświt" Rozdział 3 (ItaKaka)

 Drużyna ANBU rozrasta się i w związku z tym chciałam na samym początku napisać, kto nosi jaką maskę (chociaż nawet jeśli nie zapamiętacie, jestem prawie pewna, że się nie pogubicie) - Kakashi - maska kota, Itachi - maska jaszczurki, Anko - maska małpy i Kabuto - maska sokoła. Maski ścisłe wiążą się z pseudonimami operacyjnymi, jakich używają :)
Rozdział 3
— Itachi, ale jesteś tego pewny?
— Tak, panie hokage, przemyślałem wszystko dokładnie.
— Nie chcę cię do tego zmuszać. Rozumiesz, ja nie mogę wymagać od nikogo, żeby w celu uniknięcia rzezi, zdradził swój klan. Przemyśl to sobie raz jeszcze, czy na pewno możesz zostać szpiegiem dla starszyzny wioski?
— …Tak.
***
Los, jak się okazało, czasem także uśmiecha się do mścicieli. Jest to uśmiech gorzki i sarkastyczny, ale dzięki odrobinie starania, można dostać to, czego całym sercem się pragnie. I takim też cynicznym uśmiechem Fortuny obdarzona została Sugiyama Miki, kiedy ubrana w czerń przemierzała ulice Konohy.
            Przypadek sprawił, że wpadła na rannego ninję, wychodzącego ze szpitala. Przypadek sprawił także, że zarówno ten mężczyzna, jak i jej narzeczony pracowali kiedyś razem dla jednego dowódcy. I chociaż widziała go tak naprawdę drugi raz w życiu, wiedziała że uda jej się dowiedzieć tego, czego dowiedzieć się chciała.
Nie mogło zresztą być inaczej.
Sugiyama Miki była piękną kobietą. Była też kobietą bezbronną i załamaną z powodu śmierci Ryuuichiego. Siłą rzeczy wzbudzała współczucie i uaktywniła u spotkanego mężczyzny coś na kształt instynktu opiekuńczego. Chciał zrobić coś, co podniesie ją na duchu, co sprawi, że jej zielone oczy rozbłysną na nowo chęcią życia.
Powiedział jej, to co chciała. Oczywiście, że jej powiedział. Zresztą, kto normalny by tego nie zrobił?
Wargi pomalowane czerwoną szminką wykrzywiły się nieładnie nad czarnym kołnierzykiem koszuli:
— Uchiha Itachi — rzekła, ściskając w dłoni kartonowe pudełko z rzeczami Ryuu. W środku znalazła ich wspólne zdjęcie i dwa bilety do teatru, które nigdy nie zostaną wykorzystane. — Kobiety nie wybaczają.
W niewielkim plecaku wylądował komplet kunaiów.
***
Kakashi usłyszał pukanie i lekka materia snu zerwała się tak szybko jak pajęczyna, o którą ktoś zahaczył nieuważną ręką. Zerwana odgłosem nocna siateczka sennych powidoków zalepiła mu powieki w kącikach oczu.
— …Khhto tam?... — wymamrotał niewyraźnie, wtulając głowę bardziej w puchową poduszkę.
— Hej, Hatake! Otwórz no, bo trochę mi się zmarzło. — Kakashi obrócił głowę w stronę okna i spojrzał się nieprzytomnym wzrokiem człowieka, który został obudzony o godzinie pół do piątej rano. Jakiś mężczyzna kucał na parapecie i nieustannie stukał w okienną framugę.
Kakashi próbował skojarzyć ten z grubsza humanoidalny kształt z czymś znajomym:
— Yamada…?
— No otwórzże wreszcie! Chyba nie chcesz sobie kupować nowej szyby, co?
— Aaaaa… — ziewnął i z niechęcią odrzucił koc. — Co ty tutaj robisz?
— Szef powiedział, że mam dopilnować, żebyś się zjawił na misję na czas — Yamada, wyszczerzył ząbki i zamknął otwarte okno, odcinając tym samym napływ ochłodzonego przez noc powietrza.
— Wieczorem dostałem informację — przytaknął Kakashi, zakładając na twarz swoją nieodłączną maskę z ciemnego materiału. Yamada był chyba jedynym człowiekiem, który dość często widywał srebrnowłosego ninję bez tej części odzieży. Ale nie przesadzajmy, wszystkie inne części garderoby Kakashi zawsze miał na swoim właściwym miejscu.
— Ale czy to znaczy, że znowu będziesz mi matkował?
— Na to wygląda — westchnął cierpiętniczo Yamada, otwierając szafę i wyciągając z niej mundur ANBU. — Pilnowanie, żebyś się nie spóźnił, nie jest fajnym zadaniem. Zaprawdę powiadam ci, Hatake, do wyższych rzeczy jestem stworzony.
— To zrób mi śniadanie.
— Chyba cię-
— Może być omlet — przerwał mu — mąkę mam szafce nad lodówką — Kakashi zmrużył oczy w uśmiechu, ściągając górę od piżamy. — Jestem pewny, że to jest najwyższa szafka u mnie w domu.
***
Uchiha stał wyprostowany jak struna od chwili, gdy wszyscy pojawili się w pomieszczeniu. Nie poruszył się ani o milimetr, a Kakashi nie mógł nawet stwierdzić czy mrugał, bo jego twarz zdobiła porcelanowa maska.
— „… do wykonania misji zostanie oddelegowany oddział specjalny funkcjonariuszy ANBU pomniejszony o jednego żołnierza” — mówił Yukimura. — „Hatake Kakashi jako dowódca oraz Uchiha Itachi, Mitarashi Anko i medyk, Yakushi Kabuto”. — Zwinął zwój i położył przed sobą na biurku.
W pomieszczeniu zapadła cisza, przerwana szurnięciem sandała stojącej po prawej stronie Kakashiego Anko.
— Z powodu braków kadrowych będzie was tylko czwórka. Ale misja na szczęście nie polega na ściganiu nukeninów, więc… Kocie — zwrócił się do Hatake — liczę na was.
— Przyjąłem. — Kakashi zasalutował.
Yukimura mrugnął, ale gdy otworzył oczy, ninjów już nie było. Z biurka zniknął także zwój z opisem misji. To mimo wszystko był bardzo dobry oddział i nawet jakby wyniknęły jakieś kłopoty, poradzą sobie ze wszystkim. Kakashi już powinien o to zadbać i głównodowodzący był pewny, że w istocie zadba o wszystko.
— No to teraz druczki… — wymruczał, odnajdując długopis na blacie.
***
Soczyście zielona, miękka trawa na wzgórzu niedaleko Konohy ugięła się pod stopami czwórki ANBU. Zwój z zapisem misji został rozwinięty po raz wtóry
— Małpo, proszę o krótkie zreferowanie głównych celów misji — zaczął urzędowym tonem Kakashi.
— Tak od razu małpo, no wiecie kapitanie? Od inwektyw zaczynamy? — Anko przekrzywiła głowę i założyła ręce na ramiona. — No okej no… Z Wioski Mgły, z którą jesteśmy aktualnie w sojuszu, zniknęła dwójka mężczyzn. Są to jakieś ważne osoby czy coś takiego, w każdym razie mamy ich zdjęcia i wiemy jak wyglądają. Kierują się prawdopodobnie w kierunku Kraju Ognia, no i właśnie dlatego to my mamy ich znaleźć i z powrotem przyprowadzić do Mgły. Tyle.
— No właśnie nie tyle — zirytował się Hatake. — Nie słuchaliście głównego dowódcy, Małpo? „W razie stawianego oporu nie zadawać żadnych ciężkich obrażeń, jeżeli konieczne cel pozbawić przytomności…” — odczytał.
— Pieprzenie — odezwała się zniecierpliwiona Anko. — Kapitanie, wy myślicie, że ile będziemy tutaj stać i powtarzać jakieś cholerne regułki? My nie mamy się tego wykuć na pamięć, my mamy to wykonać! I pierdolić te zalecenia o nieużywaniu przemocy!
— Robię to co konieczne — zgrzytnął zębami. — Nie chcecie chyba potem odpowiadać za niesubordynację i rozminięcie z założeniami wypełnienia zadania, co Małpo?
Przez chwilę dwójka ludzi w szaro-czarnych mundurach mierzyła się wzrokiem; zza okrągłych otworów w białych maskach zdawały się strzelać elektryczne iskierki — takie to były spojrzenia.
— Dobra. — Poddała się w końcu Mitarashi, unosząc ramiona w górę w geście rezygnacji. — Wy tutaj szefujecie, kapitanie, mnie nic do tego. Już się nie będę wtrącać, ani ciuteczki, nawet mimo że ja bym to zrobiła kompletnie inaczej…
— Chyba-
— Do rzeczy, Kocie. — Zza maski jaszczurki wydostał się głos Itachiego, ucinając tym samym wypowiedź Hatake. — Im więcej czasu poświęcimy na omawianie misji, tym bardziej oddalą się nasze cele.
Kakashi westchnął; to będzie ciężka misja. Strasznie, wręcz niewysłowienie ciężka.
— Ruszamy na północny-wschód — zdecydował, zwracając wzrok na idealnie błękitne niebo. — Może uda nam się ich złapać jutro rano jeszcze zanim przekroczą granicę.
***
Giętkie, pokryte liśćmi gałęzie chlastały szybko przemieszczających się ninjów po odsłoniętych ramionach. Biały płaszcz dowódcy jednostki furkotał, przy każdym mocnym odbiciu od gałęzi.
— Kapitanie. — Niespodziewanie obok Kakashiego pojawił się ktoś inny. Do tej pory sam prowadził oddział, a reszta posłusznie i niezauważenie poruszała się za nim, ale teraz najwyraźniej Yakushiemu coś się nie spodobało.
Hatake jęknął wewnętrznie, Yukimura musiał zdrowo puknąć się w głowę, skoro dobrał takich członków drużyny. Następnym razem jak się spotkają, wygarnie mu to osobiście i to w kilku bardzo dobitnych słowach. Hatake Kakashi już nigdy w życiu nie chce wykonywać misji razem z panną Mitarashi i tym młodym, utalentowanym medykiem! A tym bardziej być dowódcą takiej jednostki.
Ale jeśli chodzi o Uchihę Itachiego kwestia wykonywania razem misji powinna być rozważona przez Yukimurę dokładniej — szczególnie jeśli chodzi o misję przeznaczone dla małych, dwuosobowych oddziałów infiltracyjnych…
— Tak, Sokole? — odpowiedział spokojnie, przeskakując na ułamaną gałęzią i odbijając się od kolejnego grubego konaru. — Macie jakieś obiekcje?
— Nie podoba mi się ta misja — powiedział cicho Kabuto. — Mam złe przeczucia co do tego wszystkiego.
— Od złych przeczuć jeszcze nic nikomu się nie stało.
— Nie rozumiecie mnie, kapitanie. Ja nie jestem jednym z tych paranoików, którzy srają w gacie, gdy tylko usłyszą niespodziewany szelest.
Chwilka, tamto drzewo z przodu. Kora jest trochę obdrapana z jednej strony — Kakashi wytężył wzrok, przymykając powieki — a u góry jest coś wbitego. Coś małego i błyszczącego…
— Coś mi się tutaj nie podoba, tylko jeszcze nie bardzo wiem co — dodał Sokół.
Za jakieś kilka sekund znajdą się na tyle blisko, by to zbadać dokładniej. To chyba jakiś haczyk?...
— Będę zadowolony, gdy to ustalicie i wtedy mnie poinformujecie... — Coś cienkiego, otarło się o łydkę Hatake.
Żyłka? Haczyk z żyłką?... Jasna cholera — pułapka!
— Na ziemię! — krzyknął Kakashi — Wszyscy padnij!
I w chwili, gdy okrzyk opuścił jego usta, a ręce popchnęły Kabuto z ogromną siłą w krzaki, grad błyszczących ostrzy poleciał w stronę Hatake. Dwa zdołał odbić ochraniaczem na przedramię, a trzeci ze świstem minął jego głowę.
Lecz jedno uderzenie serca później, zanim mógł pozwolić sobie na odetchnięcie z ulgą i pogratulowanie świetnego instynktu, do jego uszu dobiegło stłumione stęknięcie.
Stęknięcie zabrzmiało jak bardzo ciche: „argh!”, prawdopodobnie nawet w zapisie tego dźwięku nie powinien występować wykrzyknik. Ale w tamtej chwili, kiedy las prześwietlony słonecznymi promieniami wraz ze światłem odbitym od powbijanych w drzewa srebrzystych ostrzy był tak nierealnie cichy i nieruchomy w swojej podrasowanej adrenaliną jasności, odgłos ten zabrzmiał jak wystrzał armatni.
A Kakashi domyślał się, kto mógł wydać owo stęknięcie. Szczerze mówiąc nawet nie potrzebował się obracać, żeby zobaczyć, kto aktualnie trzyma się za krwawiące udo.
I nie zdziwił się ani trochę, kiedy na własne oczy potwierdził swoje przypuszczenia, co do aktualnej kondycji fizycznej Itachiego Uchihy.
Jaszczurka znajdował się kilka metrów za nim i chwiał się trochę na trzęsących nogach. Porcelanowa maska zakrywała jego twarz, ale nawet jakby Uchiha nie posiadał jej na twarzy, zapewne nie dałby po sobie poznać żadnym grymasem, że coś jest nie w porządku.
— Wydałem rozkaz! — huknął Kakashi, szybkim krokiem podchodząc do opartego o pień ANBU. — Krzyknąłem „na ziemię!”, krzyknąłem „padnij!”! Którego mojego rozkazu nie zrozumieliście, Jaszczurka? Powinienem was odesłać na badania słuchu, a potem z powrotem do Akademii, kurwa mać!
Itachi nie powiedział nic, tylko zatrząsł się trochę bardziej, a na skórze jego ramion pojawiła się gęsia skórka.
— Jaszczurka? — Kakashi, złapał Uchihę za ramiona. — Psiakrew, żyjecie?!
Po poluźnieniu sznurków przytrzymujących maskę na twarzy, ta wolno opadła na mech, odsłaniając bladą twarz Itachiego i ciemne, trochę zamglone oczy.
— Jestem… okej, kapitanie. — Kropla potu stoczyła się po jego błyszczącej niezdrowo twarzy i zatrzymała na wygiętych w parodii sarkastycznego uśmiechu ustach.
— Małpa, Sokół, do mnie! — zarządził Kakashi, pomagając Uchisze delikatnie osunąć się po drzewie. Itachi zamknął oczy i pochylił głowę, żeby plama słońca, świecącego przez liście nie padała na jego twarz.
Tak naprawdę Kakashi nie miał ochoty go zostawiać, chciał go mieć przy sobie bliżej, chciał go trzymać w swoich ramionach. Chciał, żeby to on sam został ugodzony przez ten cholerny nóż!
Gdzieś w głębi niego, coś szeptało, że to może być koniec. Taki ostateczny koniec-koniec, po którym nie da się zażartować, że tak naprawdę ciąg dalszy będzie i wszystko będzie fajnie i super, i w ogóle.
Nie — pokręcił energicznie głową, próbując zniwelować jakiś gorzki posmak, który pojawił się na jego języku niewiadomo skąd, i spływał do gardła, drażniąc je nieprzyjemnie — nie, to się nie skończy. Jeszcze przecież na dobre się nie zaczęło, prawda? To byłoby bardzo głupie, gdyby epilog nastąpił przed właściwym początkiem.
— Sokół, zajmiecie się nim. — Kakashi nie dał po sobie poznać, jak dziwne uczucia w nim buzują i skrył się za maską rzetelnego dowódcy. — Kunaie były zatrute, a jad prawdopodobnie wniknął już w krwiobieg. Małpa, ustalicie nasze położenie na mapie i rozłożycie obóz. Nie sądzę, żebyśmy mogli podróżować dalej w takim stanie.
Dla Kakashiego w takim razie została analiza budowy użytej właśnie przed chwilą pułapki. Wydawało mu się, że kiedyś słyszał o kimś, kto używał właśnie takiego mechanizmu… Ale na sucho nie zdoła przecież dowiedzieć się niczego — musi zbadać sposób jej funkcjonowania. I najlepiej jak zbada wszystko jak najszybciej, bo kto wie co może ich czekać dalej?
— Później będę chciał rozmówić się z Jaszczurką osobiście — powiedział jeszcze, podnosząc zakrwawiony kunai, leżący niedaleko Uchihy. — Małpo, gdy już trochę wydobrzeje, poinformujecie go o tym.
— Tajest.
Ostrze dziwnie pasowało do ręki Kakashiego, z wyglądu ten stop metalu także wyglądał znajomo. Zdawało się być zupełnie takie samo jak wszystkie inne, które trzymał w futerale na prawym udzie.
Czyżby więc…?


1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    kasica:
    "3 rozdział i jeszcze nie koniec? to chyba twoje najdłuższe opowiadanie, no nie? :) nie jest złe, ale się trochę ciągnie i przez to jest miejscami nudnawe...

    ~kasica, 2010-04-27 16:03"

    Sanu:
    "O, dopiero trafiłam na Twój blog. Wybacz, jeszcze nie przeczytałam, ale zrobię to niedługo, bo sądząc po nagłówku to SasuNaru? Szkoda, że nie zostawiłaś linka, choć w sumie ja trafiam w większości na blogi klikając na nick w komentarzu (tak też było teraz). Tak czy inaczej, na pewno zostawię sensowny komentarz po przeczytaniu.
    Pozdrawiam

    ~Sanu, 2010-04-27 16:34"

    OdpowiedzUsuń