Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

czwartek, 15 kwietnia 2010

"Wszechświt" Rozdział 2 (ItaKaka)

Obawiam się, że właśnie zdewaluowałam pojęcie galaretki truskawkowej (o ile galaretka jest jakimś pojęciem ;d).

Rozdział 2
            — Hej! — Głos odbił się od ścian chłodnego, ciemnego korytarza. — Hej, Itachi!
            Ciemnowłosy chłopak nie zatrzymał się na wołanie, wręcz przeciwnie — jeszcze przyspieszył swój krok. Stuk, stuk, stuk stuk stuk — podeszwy bardzo szybko uderzały o kamienne stopnie schodów w budynku należącym do szefostwa ANBU. Było tam jeszcze pusto, bo biuro zaczynało pracę dopiero za jakieś dwie godziny.
            — No zatrzymaj się na chwilę! Nie będę przecież za tobą leciał i darł się przez pół miasta, no! — Krzyczał Kakashi znajdujący się niezmiennie kilka metrów za nim. Itachi zmarszczył brwi na ten irytujący constans. — A może chcesz, żebym to zrobił?
            Ostatecznie Uchiha jednak stanął przed oszklonymi drzwiami, za którymi znajdowało się coś, co z daleka wyglądało na recepcję. I odwrócił się na pięcie tak szybko, że gdyby Kakashi znalazł się trochę bliżej, włosy chlasnęłyby go po twarzy. Ominęły go o milimetry.
            — Nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy.
— Och? A ja tak szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że kiedyś będziemy mieli okazję jakoś na siebie wpaść.
— Okazja, jak widać, się nadarzyła, ale ja powinienem już iść. Bardzo się spieszę — ponownie uciekł o krok do tyłu i już miał się odwrócić, gdy jego nadgarstek został zamknięty w dłoni Kakashiego.
— Hej, ja chciałem tylko chwilę pogadać — Kciuk delikatnie głaskał wierzch dłoni Itachiego. Był trochę szorstki. — Bo w końcu już dzisiaj zostaniemy wpisani oficjalnie do rejestru jako partnerzy z drużyny specjalnej i pasowałoby jakoś odświeżyć naszą znajomość. No nie?
— Nie sądzę — mruknął cicho, wpatrując się w wiszącą na ścianie zieloną tabliczkę z  ludzikiem biegnącym w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Haa, szczęściarz, nie musi teraz tutaj stać i rozprawiać o pewnych… rzeczach, które wynikły bardziej z niefortunnego zbiegu okoliczności, niż z celowego zabiegu Uchihy. Zbieg okoliczności był tak bardzo niefortunny, że akurat i Hatake, i Uchiha musieli znaleźć się na tej samej imprezie i uskuteczniać to, o czym teraz Itachi nie miał ochoty rozmawiać.
— Wtedy nie miałem pojęcia, że jesteś od Uchihów. Tak czasem bywa jak o kimś słyszysz, ale na oczy go nie widziałeś i wtedy nawet jak stanie przed tobą, to go nie poznasz, nie? — Kakashi zaczął się trochę denerwować, a to zwykle objawiało się u niego w pieprzeniu trzy po trzy i usilnym staraniu opanowania nerwowego chichotu. — Tylko no wiesz, gawędzić tak w korytarzu to nie bardzo. To może moglibyśmy…
— Niestety naprawdę jestem już bardzo spóźniony. Przepraszam za fatygę, kapitanie Hatake — Itachi uciął wypowiedź Kakashiego, wysuwając rękę ze słabego uścisku i zamknął mu drzwi tuż przed nosem.
Sylwetka Itachiego za szkłem oddalała się od niego coraz bardziej i ostatecznie zniknęła za kolejnymi, już wyjściowymi drzwiami. Kakashi we frustracji kopnął stojącą w kącie gaśnicę. Szlag by to!...
***
Faktem było, że Itachi tak naprawdę nie spieszył się nigdzie. Po prostu takie postawienie sprawy było jedną z tych wymówek, które są doskonałe na każdą okazję.
Wszedł do domu i skierował się do swojego pokoju. Powinien jak najszybciej skończyć pisać zaległy raport. W chwili, gdy kończył jedno z ostatnich zdań: "… dotarł do nas patrol z wioski Konoha; liczba ninjów: 1 jounin, 3 chuuninów, 1 medyk w składzie.", usłyszał szczęk czegoś odkładanego na podłogę, a potem energiczne pukanie. Zza półotwartych drzwi wysunęła się ciemna głowa Sasuke z wielkim uśmiechem na ustach.
— Braciszku — odezwał się, zawisając na klamce. Przez miarowe popychanie zrobił sobie z drzwi do pokoju starszego Uchihy coś w rodzaju huśtawki. — Zrobiłem galaretkę, chcesz trochę, no nie?
— Sam zrobiłeś? — zapytał Itachi. Chcąc, nie chcąc, odłożył pióro, uprzednio zakładając na nie skuwkę — inaczej tusz mógłby zaschnąć.
— Sam. — Uśmiech Sasuke stał się jeszcze jaśniejszy. — Tylko mama mi zalała wrzątkiem, bo powiedziała, że czego jak czego, ale do czajnika dotykać mi się nie wolno. Ciekawe czemu?
Sasuke wziął w swoje drobne, dziecięce dłonie dwie dość spore miseczki i przeszedł przez próg. Śliska powierzchnia porcelany wyślizgiwała mu się z palców, ale mały Sasuke nie okazał na zewnątrz tego, że spotkał się z pewnym utrudnieniem. Zagryzając język w ustach, ruszył do przodu, bo ostatecznie cel (czyli blat biurka Itachiego) nie znajdował się daleko i kto jak kto, ale członek klanu Uchiha nie podda się tej wrednej grawitacji i niezbyt dobrze obliczonej sile tarcia, i dokona tego, czego dokonać chciał.
Ale gdy już, już miał tryumfalnie postawić białą miseczkę, jego lewa stopa (niech na wieki przeklętą będzie!) zahaczyła o podwinięty dywan przy krześle. Naczynie zostało wyrzucone do przodu i bardzo szybko, ruchem parabolicznym zbliżało się do podłogi. Przyszłość galaretki (hand made by Sasuke — warto zaznaczyć po raz kolejny) mogła być tylko i aż jedna. No chyba, że… Młodszy Uchiha kątem prawego oka wychwycił ruch, który tak na dobrą sprawę mógłby być nazwany szybszym od światła. Itachi w porę złapał naczynie szybujące nieuchronnie ku swojemu przeznaczeniu, a usta Sasuke uformowały się w perfekcyjnie okrągłe "o". Podziw był po prostu wymalowany tak doskonale na jego twarzy, że nawet napis ze strzałką określający jego stan ducha, powiedziałby dużo mniej.
— Chciałem tylko ciebie sprawdzić — żachnął się jednak, wspinając na biurkowe krzesło.
— Oczywiście. — Itachi, potargał Sasuke jego (i tak egzystujące w wielkim nieładzie) włosy. Ciekawe po kim ten mały mógł odziedziczyć taki bałagan na głowie.
Starszy brat stanął przy oknie, opierając się o parapet. Truskawkowa galaretka zalśniła na łyżeczce. Głupio ta czerwień skojarzyła mu się z krwią. Z morzem krwi czerwonej jak maki, wykwitające na piersiach i twarzach nieżywych ninjów na Wielkiej Wojnie, której świadkiem był w wieku czterech lat. To wtedy gwałtowny atak mdłości oraz świadomość własnej marności i niemocy zmieniły wszystko.
            Itachi od tamtej pory miał wrażenie, że od ludzi oddziela go szklana bariera, której tak naprawdę nie dostrzega i nie odczuwa nikt oprócz niego samego — tak jakby egzystował w zamkniętej przestrzeni jakiegoś terrarium.
Nie chodziło o to, że bariera taka istniała fizycznie i naprawdę nikt nie mógł zbliżyć się do chłopaka na odległość — dajmy na to — trzech i pół metra (przy okazji z początku jej nie dostrzegając i rozpłaszczając nos na gładkiej szybie). Właśnie nie, bariera ta istniała jedynie w wymiarze nadprzyrodzonym i była jednym z kilku wytłumaczeń Itachiego na jego wyobcowanie i swego rodzaju samotność, w której pogrążał się tylko na swoje własne życzenie.
Bariera oddzielała go od ludzi, którzy nic nie wiedzieli. Którzy nie widzieli tego, co on zobaczył i co zmieniło diametralnie jego sposób postrzegania świata, a których on powinien z całych swoich sił chronić przed takim widokiem lub (w ostateczności) takim końcem.
Galaretka trzęsąca się na łyżeczce poruszyła czas i w tej chwili Itachi znów znajdował się na polu tamtej bitwy.
Krwawe krople spadając bezgłośnie na podlaną stosunkowo niedawno i obficie juchą ziemię, wchłonęły cały dotychczasowy koloryt jego dzieciństwa. Cała zieleń trawy, błękit nieba i blask słońca w letnie wakacje najpierw zbladły, a później zszarzały i pozostały w jego umyśle jako niewiadomo po co cyknięte zdjęcie z zamierzchłej przeszłości, do którego powrót jest niespecjalnie przyjemny, bo nie rozpoznawał już elementów zamazanego obrazu. Oglądanie go stawało się prawdziwą udręką sklerotyka.
            Szklana bariera utworzona w wieku lat czterech, dwóch miesięcy i kilku dni, pewnego gorącego sierpniowego dnia Wielkiej Wojny, którego to ziemię zrosiło zbyt wiele kropli krwi z biegiem czasu stawała się coraz grubsza i rosła wraz z Itachim. A wykonana była naprawdę solidnie.
            — Braciszku? Nie smakuje ci? — Zapytał Sasuke dotychczas majtający nogami na krzesełku i gadający jakieś głupoty, o tym jak mija czas egzaminów w Akademii. Itachi trząsł się daleko bardziej niż przedtem galaretka na łyżeczce młodszego Uchihy.
            — Bardzo mi smakuje — odparł Itachi, ale jego głos dziwnie zdawał się dochodzić z bardzo daleka. — Naprawdę… bardzo.
            Na potwierdzenie wypowiedzianej pochwały, włożył łyżeczkę z błyszczącą słodyczą do ust. Aromat truskawek był jednak niezauważalny; czuł w ustach smak metalu, żelazisty smak krwi z tamtego dnia.  Krwi tak gęstej, że prawie o konsystencji keczupu, która leniwie wypływała z dziur w ciałach charkoczących w agonii ludzi. Chciało mu się rzygać.
            — Ach! Ale ze mnie gapa, braciszku! — wykrzyknął Sasuke, lądując na szarym dywanie. — Bo mama zrobiła bitą śmietanę, a ja zapomniałem. To dlatego ci nie smakuje!
            W chwilę później krwawą galaretkę, przykrył słodki obłoczek bitej śmietany; Sasuke nałożył mu jej tak sowicie, że  w miseczce nie dało się już dostrzec drżącej przy najmniejszym ruchu czerwieni. I było dobrze, było bardzo dobrze.
            W ostatecznym rozrachunku Itachi całkiem nieźle czuł się z tą swoją barierą. Jednakże nie przeszkadzała mu ona w zupełnie niezależnym od Itachiego pragnieniu spotkania kogoś podobnego do niego, kogoś kto tak jak on stawiałby na pierwszym miejscu pracę i jak najlepsze efekty w niej osiągane, kogoś kto pragnąłby tak jak on zapobiec wojnom, samemu rzucając się we wszelkie międzyklanowe konflikty i ryzykując tam swoje życie.
Niestety jak na razie nikogo takiego nie znalazł, ale odkrył za to, że nigdy, przenigdy nie chciałby, aby cokolwiek złego stało się jego młodszemu bratu — on powinien zostać od tego wszystkiego odseparowany, żeby nie musiał uświadomić sobie takich rzeczy, jakie uprzytomnił sobie Itachi.
Życie prawdziwego ninji Sasuke nie dotyczyło i nigdy dotyczyć nie powinno.
            Deser Sasuke smakował jak bita śmietana i Itachi musiał bardzo się pilnować, by nie odnaleźć w nim swojego dawnego szoku i przerażenia.

***

— Proszę o wydanie osobistych rzeczy Kondo Ryuuichiego.        
            — Pani jest?
            — Sugiyama Miki, ja… byłam narzeczoną Ryuu. Mieszkaliśmy razem.
            — Proszę o dokument tożsamości i podpis w prawym dolnym rogu na tym formularzu. Tak, właśnie tutaj. To kluczyk, szafka Kondo ma numer 47. Składam wyrazy współczucia.
            — Czy… czy mogłaby mi pani jeszcze udzielić jednej informacji?
            — Słucham.
            — Czy dowódca jego oddziału przeżył?
            — Przepraszam, ale obawiam się, że jest to tajna informacja.
            Paznokcie boleśnie wbiły się we wnętrze dłoni.

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    Hoohla:
    "Uaaa, czyżby się szykowała jakaś zemsta? :D
    Dalej, dalej!

    ~Hoohla, 2010-04-18 16:00"

    Pan M.:
    "Fanfick nawet niezły, ewidentnie trzymasz poziom. Prawdę mówiąc trochę ciekawi mnie co tam dalej wyskrobiesz i co trzeba ci bedzie zbetowac :).

    Patrząc na charaktery postaci ogólnie jest dobrze- itachi zachowuje się jak zwykły małomowny uchiha z trudna preszłościa.( sasuke oczywiście bije wszelkie rekordy w tej materii)
    Z kolei zachowanie kakashiego bardzo kojarzy mi sie z p. Kazuhiko, ktory jest oczywiscie seiyuu tej postaci w anime. Popracuj jeszcze troche nad dynamizmem w swoich opowiadaniach i bedzie dobrze, bo na razie troche w kulki lecisz i się nie starasz :D
    Zycze weny i do następnego!
    PS. wydaje mi się że to zdjecie nadaje sie lepiej na logo tego bloga: http://www.tinyurl.pl?SrImi9cJ

    ~Pan M., 2010-04-20 15:42"

    mechalice@Pan M.:
    "Dziękować ;)
    Ejj, czego ty niby chcesz od Saska? Mały Saś jest fajnyy, a nie małomówny - fochnę się chyba ;p
    Kazuhiko Ci się skojarzył? OMG, ciekawe, nie powiem xD
    Ja sobie w kulki nie lecę, ja tutaj się staram ładnie i w ogóle ;) Wiesz, jakby to wyglądało, jakbym się nie starała? Jak tamto to, co Ci ostatnio pokazywałam, że znalazłam xP
    I niee, nie sądzę, że Abe w jakikolwiek sposób będzie tutaj pasował. Znaczy nie wiem, może ewentualnie jak patron yaoi od siedmiu boleści, ale... Nie, naprawdę, wolę nie xD
    Pozdrówka,
    mechalice
    PS Nie martw się, jakoś niedługo dostaniesz do zbetowania coś nowego ;p
    PPS Yaranaika? xD

    ~mechalice, 2010-04-20 16:01"

    Pan M.@mechalice:
    "Mowilem o sasku w kategoriach ogólnych. Pozatym mi sie ...
    Mowilem o sasku w kategoriach ogólnych. Pozatym mi sie wydaje ze nikt z uchihami nie chce rozmawiac- odzywaja sie tylko z powodów grzecznosciowych xd. Osobiscie mnie ciekawi walka kakashiego z painem, ktora odbedzie sie w najblizszych odcinkach anime hehe( tak, tak sugeruje ci paring XD) " sasuke jest jak alkohol im starszy tym szybciej daje"


    ~Pan M. aka sasukonan, itasai narusasu etc., 2010-04-20 16:22"

    mechalice@Pan M.:
    "To mi powiedz, czy mi w końcu sugerujesz sasupain/painsasu czy sasukonan? xD Bo widzę komunikaty sprzeczne - no chyba, że gadasz o trójkątach.


    ~mechalice, 2010-04-20 16:29"

    Pan M@mechalice:
    "Wybierz co chcesz :P

    ~Pan M., 2010-04-20 17:55"

    Agniechosława:
    "Kocham jak piszesz! Masz naprawdę talent i potrafisz to robić. Właśnie zyskałaś kolejnego czytelnika :) Nie mogę się doczekać Twoich dalszych skrobnięć na blogu!! Zapisuję blog w zakładkach i będę tu zaglądać *_* ... aaaarrrghhh, strzeż się xD

    ~Agniechosława, 2010-04-21 23:38"

    Karo:
    "Kto by pomyślał, do jakich skojarzeń może doprowadzić galaretka truskawkowa.. O_O

    ~Karo, 2010-05-26 18:48"

    mechalice@Karo:
    "Ogólnie rzecz biorąc, do złych skojarzeń XD

    ~mechalice, 2010-05-27 17:59"

    OdpowiedzUsuń