Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

piątek, 25 lutego 2011

Bonusfik "Skazany na Sasuke" Rozdział 9

No cóż, miał wystąpić Orochimaru wraz z Kabuto w kompletnie nowych rolach, ale Neji i jego foch) zdominował całą narrację - telenowela musi mieć trochę dramy, no nie? xD
Ale w rozdziale 10 na pewno pojawi się więcej bohaterów. I taak, wiem, że piątek to nie środa, ale coś mi się nie złożyo. ;P
Bajdełej, są różowe fartuszki. Opko nie byłoby opkiem, jeśli nie zawarłabym w nim różowych fartuszków i odzianych w nie facetów. :P Za to schodzenia na śniadanie ani widu, ani słychu. xD

9.      Z wizytą u dzikich zjadaczy śniadań w towarzystwie drastycznych różowości i idealnych omletów.
Nie no, oczywiście, że fartuszek był różowy. Oczywiście, że miał falbanki. Oczywiście, że leżał całkiem ładnie i w ogóle dodawał postaci kucharza uroku, ale zagadką pozostawało, czemu Sasuke go założył. Neji w swoim obecnym stanie nie sądził, że byłby w stanie rozwikłać coś tak skomplikowanego, jak fakt występowania w naturze fałszującego, odzianego w różowy fartuszek Sasuke, który podrygiwał nad patelnią pełną jajecznicy.
Nieee. To się nie zdarzało, tak na dobrą sprawę to Hyuuga się pewnie jeszcze nie obudził i to tylko jakaś projekcja jego nienormalnej wyobraźni. Albo ma wizje i wcale nie ma kaca, tylko jest jeszcze w sztok pijany. A może tak na dobrą sprawę jeszcze się nie obudził i to jeden z niewymownie głupich snów – niewymownie znaczy w tym wypadku, że nie sądził, aby kiedykolwiek chciał kogoś informować werbalnie o szczegółach takiego snu. Chociaż ten wczorajszy King-Kong potupujący radośnie i wyśpiewujący największe przeboje Electric Light Orchestra nad ukradzioną kiełbasą też już był strasznie kretyński.
- Eeeo… – zachrypiał zaskoczonym głosem Neji, chwytając się framugi drzwi, żeby pod wpływem różowego szoku nagle nie upaść. - …o, Uchiha?
- Neji! – zakrzyknął Sasuke i przy pomocy łopatki obrócił omleta na patelni. Był bardzo ładnie zrumieniony, wyglądał niemalże jak wyrwany ze zdjęcia w książce kucharskiej. Sasuke też wyglądał jak wyrwany z jakiejś gazetki dla kur domowych, tylko miał zaskakująco niepostrzępione krawędzie. To znaczy, że mógł zostać kulturalnie wycięty. – Mam nadzieję, że dobrze ci się spało? Nawet jeśli, niewiadomo czemu, zdecydowałeś się na kanapę.
Neji zacisnął wargi i ciężko usiadł na taborecie przy niewielkim kwadratowym stoliku w pobliżu okna. Postanowił w ogóle nie odpowiadać na takie idiotyczne pytanie jak to o spanie, bo odpowiedź chyba nie była taka ciężka do wymyślenia – jedno spojrzenie na jego nieco sfatygowaną twarz mówiło wszystko. No, gdyby Sasuke chociaż na chwilę zdecydował się w końcu spojrzeć na Hyuugę, a nie kręcić się przy tej kuchence jak jakiś cholerny bączek!
- Dlaczego różowy? – zapytał w ramach konwersacji, zastanawiając się, czy Sasuke zamierza mu w końcu coś zaserwować i czy ma szanse na herbatę.
- Tylko takie mieli w sklepie – Sasuke wzruszył ramionami. – Jak ci się nie podoba, mogę go zdjąć. Dla ciebie zdejmę wszystko i to w mniej niż dziesięć sekund… - wymruczał sugestywnie, rzucając mu spojrzenie znad ramienia.
- Aha… nie, chyba się nie zdecyduję. Ale fartuszek i tak jest absolutnie ohydny – odpowiedział Neji i położył głowę na ramionach ułożonych już wcześniej na stołowym blacie. – I ten kolor chyba mnie boli – odezwał się głosem stłumionym przez materiał ubrania – i radio też mnie boli. Daj mi herbaty i jakieś proszki. Obojętnie co.
Szklanka stuknęła obok łokcia Hyuugi i wtedy długowłosy zdecydował się unieść wzrok ze swojej koszuli (oglądanej z bardzo bliska) na resztę świata. „Cudownie”, pomyślał chwytając naczynie i wyciskając z listka kilka tabletek, ”przynajmniej herbata jest taka akurat.” Sącząc napój, wodził oczami za rozkładającym talerze chłopakiem. Czy Sasuke naprawdę myśli, że Neji jest gotowy coś zjeść? Z tym czymś, co tkwiło mu w miejscu żołądka i zdawało się być tak skore do trawienia jak przeciętny truposz do udziału w maratonie? Gratulujemy wiary i dobrych chęci.
- Nie będę nic jadł – oburzył się Neji, który z rana miał humor co najmniej tak przyjemny jak odgłos styropianu pocieranego o szybę. Był w nastroju towarzysko nieprzysiadywalnym.
W radio spiker przeczytał prognozę pogody, która Nejiego raczej nie obchodziła, i kiepsko zażartował coś o jesieni, która z takimi temperaturami wygląda bardziej jak lato, haha, haha, a mamy już październik, hahaha, noniemoge. A potem puścił kolejną piosenkę Saia. Zresztą w radio leciały wyłącznie piosenki Saia. Tylko on był na tyle szalony, żeby wstrzelić się w przemysł rozrywkowy Konohy i na listach przebojów zajmować wszystkie miejsca od pierwszego aż do czterdziestego (brak konkurencji wymagał od niego nagrywania przemysłowej ilości płyt, należących do większości możliwych gatunków muzycznych).
Sasuke zdjął patelnię z kuchenki.
- Co to w ogóle ma być? – wyraził swoją wątpliwość Neji, niemalże przysysając się do swojej szklanki z herbatą i obdarzając zawartość patelni nieprzychylnym spojrzeniem. – Omlet?
- Jako wyraz mej miłości ze szczypiorku na nim serce gości – odparł rymująco Sasuke i zsunął na talerz Nejiego omlet tak żółciutki i puszysty, jak modelowo powinien być. Jeżeli w Sevres jeszcze nie mają jeszcze wzorca omleta, powinni poprosić Sasuke o usmażenie jednego; danie było tak niemożliwie cudownie omletowe, że Nejiemu aż przewróciło się w żołądku. Z początku nie potrafił stwierdzić, czy odezwały sie w nim radość i głód, czy może bardziej herbata chciała wydostać się na zewnątrz trybem przyspieszonym. I wolał nie stwierdzać, dlatego po trzydziestu sekundach nadal nie wiedział, chociaż śniadanie zaczynało wyglądać coraz apetyczniej.
- No dobra – przyznał w końcu Neji, wpatrując się w pokrojony szczypiorek na wierzchu – wygląda całkiem dobrze.
- No wiem. Przecież ci mówiłem, że gotuję nieźle.
Jeżeli to było „nieźle”, to Neji ze swoją zdolnością do ugotowania zjadliwego makaronu powinien iść popełnić seppuku. Najlepiej w tej chwili, żeby nie robić więcej wstydu swojemu nazwisku. To było cholernie genialne, a nie niezłe! No, przynajmniej tak wyglądało, co do smaku jeszcze nie był pewny.
- Po co miałbym kłamać? – kontynuował Sasuke, ściągając fartuszek przez głowę. Neji z małym westchnieniem ulgi powitał zniknięcie tego małego różowego koszmaru z jego pola widzenia. Uchiha i róż z falbankami zdecydowanie nie grają w jednej drużynie. Kto był na tyle nikczemnym człowiekiem, że wypuszczał na rynek takie ohydztwa? – I tak już cię mam.
Hyuuga rzucił Sasuke zirytowane spojrzenie; Sasuke mógł tego nie kończyć. Neji opuścił widelec i założył ręce na ramiona. Naprawdę chciał spróbować tego omletu, skoro już tak przed nim stał. Ale teraz, kiedy ten cholerny Uchiha już dokończył swoją wypowiedź, zdecydował, że nieważne, co się stanie, nie zamierza nawet polizać zaserwowanego śniadania. Niech się wali, niech się pali, niech żołądek z głodu zakręci mu się w pięćset inkaskich supełków opowiadających drogę do skarbu ukrytego gdzieś w Niedzicy – Neji nie tknie tego śniadania. Głównie ze względu na zaawansowany debilizm kucharza.
Innymi słowy, Neji obraził się na Sasuke, tak jak to zwykły robić dwunastoletnie dziewczynki, jeżeli ich ukochany tatuś nie pozwolił im wrócić do domu później niż o godzinie dziewiątej wieczorem. Tylko to było bez porównania gorsze – Neji nie był dwunastolatką w różowej bluzie i warkoczykach, tylko dorosłym mężczyzną w naprawdę paskudnym nastroju, a Sasuke wcale nie mógł sprawy załatwić zwykłym: Masz szlaban na komputer i nie pyskuj.
- Nie będę tego jadł – Neji zmrużył oczy i dodał władczo: - Dolej mi herbaty, Uchiha.
- O rany – skomentował Sasuke, krojąc swoje śniadanie widelcem. Puszyste żółte ciasto wyglądało i pachniało naprawdę zachęcająco. – To że gotuję nieźle naprawdę obejmuje to, że nie mylę soli z cukrem. Jest zupełnie smaczne, Aniele – próbował jakoś ułagodzić Nejiego, ale to wyglądało raczej, jak głaskanie kota pod włos. Zresztą, w tej chwili nawet komplement zostałby odebrany raczej jako sarkazm i próba ataku…
- Nie nazywaj mnie tak, jeśli nie zauważyłeś, ja mam imię. Czekam na moją herbatę – prychnął Neji i założył nogę na nogę, machając stopą w taki sposób, który jednoznacznie sugerował, że jest rozzłoszczony i mile widziane jest płaszczenie się przed nim i błaganie o przebaczenie. Kwiaty, czekoladki i listy miłosne (w wersji nierymowanej!) również są odpowiednie, a potem Neji komisyjnie zdecyduje, czy petentowi jest ewentualnie wybaczane.
Sasuke wzruszył ramionami i podał mu imbryk, żeby sobie sam dolewał tej swojej herbaty. – Jak chcesz, Neji. Na twoim miejscu jednak bym coś zjadł. Poczujesz się lepiej, na pewno.
- A skąd TY, Uchiha, masz o tym niby wiedzieć?! – nagle wybuchnął Neji i zatrząsł dzbankiem z herbatą. – Skąd wiesz, czy ja w ogóle lubię omlety? Nie gadam z tobą – fuknął i nalał sobie już chyba trzecią szklankę herbaty. Jak wypije jeszcze dwie takie, czuł, że niechybne pojedzie do Rygi. I po drodze będzie podziwiał, jak biała jest muszla klozetowa w łazience Sasuke.
- Chyba nie chcesz, żebym cię karmił, Neji?
Neji zmierzył go zimnym spojrzeniem. A niech Uchiha tylko spróbuje tu podejść! Mimo bólu usiłującego rozsadzić czaszkę, mimo dziwnie zastanych mięśni, Neji pokaże mu, że karmienie Hyuugi będzie wysiłkiem na miarę próby karmienia dzikiego tygrysa kawałkiem świeżego mięsiwa. Karmiciel raczej nie wyjdzie z tego cało.
- Bo, wybacz kochanie, że to powiem, wyglądasz jakby było przedwczoraj. I żaden makijaż nie byłby w stanie ukryć twoich ślicznych worków pod oczami i tego, że jesteś taki blady jak nigdy.
- Nie mówiłem już, Uchiha, że z tobą nie rozmawiam?
- A ja nie mówiłem, że cię zwiążę i wepchnę ci ten omlet do gardła? – odparł Sasuke tak samo zirytowanym tonem jak Neji. – Wstaję wcześnie rano, idę do sklepu, kupuję świeże jajka, masło i chleb, robię dla ciebie najlepszy omlet, jaki kiedykolwiek zrobiłem w życiu, a  ty strzelasz focha! I nawet nie wiem, z jakiego powodu! – Sasuke odwrócił się na taborecie i walnął w wyłącznik radia stojącego na lodówce; śpiew Saia ucichł. Przynajmniej tyle dobrego.
- Już ty dobrze znasz powód – mruknął Neji i potarł czoło. Nadal go tam ćmiło za czaszką.
- No jaki?
- Traktujesz mnie… - zawiesił głos, poszukując odpowiedniego słowa – instrumentalnie. „Nie muszę kłamać, bo i tak cię mam”? Niewolnictwo już zniesiono, Uchiha, spóźniłeś się trochę.
- Rozumiem – westchnął Sasuke – więc przepraszam, nie o to mi chodziło. Teraz zjesz?
- Zastanowię się – odparł Neji.
- No to się zastanawiaj – powiedział Sasuke chłodno i wstał, kładąc swój pusty talerz do zlewu. – Masz dużo czasu, a ja muszę wyjść na chwilę. Nie będę czekał, aż łaskawie zdecydujesz się pożywić.
- Przecież ci nie bronię. Wychodź, kiedy chcesz i na jak długo chcesz, Uchiha. Masz prawo.
Sasuke minął go bez słowa i wyszedł z kuchni.
Kiedy Hyuuga usłyszał trzask zamka drzwi wejściowych, przełknął łyk chłodnej herbaty, który trzymał w ustach od momentu, kiedy Sasuke zaczął ubierać kurtkę, i ukroił sobie kawałek omleta. Trochę ostygł, ale był naprawdę cudownie smaczny.
Tylko teraz, gdy jadł to śniadanie, trochę mu się głupio zrobiło, że potrafił wywołać taką aferę o jeden nieszkodliwy przecież komentarz. Jeszcze jakby to było coś naprawdę głupiego albo obraźliwego, a nie takie kpiące zdanko. Chyba Neji naprawdę nie miał humoru i tylko szukał okazji, żeby się z kimś ostro pokłócić.
A to wszystko miało iść odwrotnie – Neji miał się w Sasuke zakochać, a nie robić sobie z niego zapamiętałego wroga przez niedocenienie jego talentu kulinarnego. Sasuke zresztą robił, co się dało, by zakochiwanie się szło Hyuudze jak po maśle, tylko Hyuuga coś nie bardzo potrafił się do tego dostosować. W ogóle zawsze ciężko szło mu dostosowywanie się, ale to że teraz bronił się przed tą sytuacją nie było całkowicie dziwne. Było wręcz dość normalne – nie co dzień okazuje się, że zostałeś ślubnym Uchihy Sasuke i zaczynasz mieszkać u niego w domu i jeść śniadania zrobione przez niego. Całować się z nim i robić awantury z głupiego powodu też.
„O rety”, pomyślał przeżuwając kęs bułki, „chyba będę musiał przeprosić Sasuke.”
***
Kiedy Sasuke wrócił jakieś cztery godziny później, Nejiego ból głowy męczył jeszcze trochę, ale na pewno nie miał już takiego okropnego nastroju jak rano. Lepiej poczuł się po krótkim prysznicu i wskoczeniu w świeże ciuchy, które odnalazł w odmętach stojącej w korytarzu szafy. Ochota na niszczenie świata mu przeszła i już całkiem spokojnie, z jedną tylko stratą w postaci potłuczonej szklanki, wysprzątał kuchnię (głównie dlatego, że było w niej raczej czysto i nie musiał się specjalnie męczyć), żeby jego przeprosiny nabrały jakiejś oprawy. Błyszczący z czystości blat raczej dobrze wyglądał jako tło.
Neji wyprostował się na kanapie i odłożył książkę, którą czytał dla zabicia czasu. Właściwie nie wiedział, o czym była. Całemu czytaniu, na którym się nie skupiał, towarzyszyła raczej myśl o tym, co powinien powiedzieć Sasuke i czy Uchiha nie będzie jakoś strasznie wkurzony. W każdym razie, jak teraz spojrzał na okładkę z gościem ubranym w garnitur i przeładowującym pistolet na tle palm, nie sądził, aby to była jakaś bardzo ambitna lektura. Tytuł też jakoś średnio do niego trafiał – „Agent Kubut na tropie nielegalnych sprzedawców broni, którzy mają swoją nielegalną kryjówkę w Tanzanii, a na boku nielegalnie handlują diamentami. Są też wielbłądy (legalne), ale to w Egipcie, nie w Tanzanii, bo w Tanzanii tak właściwie wielbłądów nie ma” – ale za to zajmował tyle miejsca na okładce, że brakło go na nazwisko autora. Może zrobili to celowo.
- Nie powinienem aż tak krzyczeć rano, to przecież nie była twoja wina – powiedział Hyuuga, kiedy Sasuke ściągał buty i ustawiał w równiutkim rządku niedaleko drzwi. Uchiha schylał się i wcale nie patrzył na Nejiego, zupełnie jakby układnie obuwia równo jak od linijki było robotą tak precyzyjną jak rozbrajanie bomby. – Przepraszam. A twój omlet był naprawdę bardzo smaczny. Jeżeli się nie gniewasz, chciałbym, żebyś mi jeszcze kiedyś coś ugotował, Sasuke – dodał miękkim głosem i złapał Sasuke za bark.
Sasuke wstał i odwrócił się twarzą do Hyuugi. Mimo że Sasuke był kilka centymetrów niższy od Nejiego, jakimś cudem Uchiha właśnie patrzył na niego z góry. I z ustami w ciup. I z rękoma założonymi na piersi.
- Naprawdę przepraszam – powtórzył Neji. – Ale nie będę tego mówił sto razy. Jak się obraziłeś, no to… no cóż. Ale mógłbyś się przestać gniewać. Na serio.
Sasuke nadął policzki na krótką chwilę, rzucił okiem na dłoń Nejiego zaciskającą mu się na barku i jakby coś przeanalizował, w końcu uśmiechnął się.
- Nie gniewam się, tylko… - zaczął Sasuke, ale przerwał i zamrugał kilkakrotnie, a potem zrzucił rękę Nejiego i ściągnął kurtkę. No tak…
- Tylko? – powtórzył Neji, modląc się, aby w ramach zadośćuczynienia Sasuke nie zażądał niewiadomo jakich dziwnych rzeczy. Kilka propozycji takich dziwactw przebiegło mu właśnie przez myśli… Cóż, nie było to nic, nad czym warto się rozmieniać. Oszczędźmy Nejiemu upokorzenia i czerwieniących się z zawstydzenia policzków i nie wspominajmy o tym ani jednym maluteńkim słówkiem. Nawet najmniejszym.
- A nie fochniesz się znowu? – Uchiha rzucił Nejiemu znaczące spojrzenie, ale Neji zagryzł wargi i nic nie powiedział. Chociaż chciał, nawet bardzo. –  Po prostu pomyślałem, że mógłbyś częściej nazywać mnie „Sasuke” – już bez wahania odpowiedział Uchiha. – W twoich ustach to bardzo ładnie brzmi, a raczej nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek mówił mi po imieniu.
- Naprawdę? – Neji przeanalizował sobie wszystkie swoje wypowiedzi kierowane do Sasuke i próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek adresował go po imieniu. Chyba rzeczywiście nie. – No dobrze – zgodził się – nie mam nic przeciwko temu, Sasuke.
- A co do mojego gotowania, to będziesz miał niezliczoną ilość okazji, aby się przekonać, jak daleko sięga u mnie słowo „nieźle”. Prawdopodobnie nawet bardzo niedługo.
- Czyżbyś planował zostać moim osobistym kucharzem? – parsknął Neji zadowolony, że Sasuke przyjął przeprosiny bez żadnych ceregieli.
- Nie tylko kucharzem, Neji, a twoim osobistym wszystkim – zaśmiał się Sasuke i przysunąwszy się blisko, wylądował Nejiemu pocałunkiem na ustach. A potem szybko odsunął się i dodał:  – Wyjąwszy sprzątaczkę. Nie lubię latać z odkurzaczem.
Neji nie odpowiedział na tak jawną sugestię. On sam też nie lubił sprzątać. Nie żeby sądził, że ktokolwiek w rzeczywistości czerpie radość z latania ze ściereczką i anihilacji kurzu i pająków. Właściwie to mógłby się zgodzić tylko na pranie i prasowanie – niewiadomo, jak wysoką temperaturą Sasuke mógłby potraktować jego jedwabne koszule i wolał się zajmować tym osobiście. Już zresztą miał w tym względzie nieprzyjemne doświadczenia z Hiashim i jego ignorancją kolorystyczną – według niego wszystkie kolory i tkaniny należało prać razem.
Sasuke przeszedł do kuchni i wypakował zakupy. Ku radości Hyuugi nawet nie zwrócił uwagi na to, że naczynia zostały umyte, wytarte i elegancko ułożone w szafce. A to oznaczało, że rola sprzątaczki w ich wspólnym mieszkaniu przy odrobinie szczęścia również spadnie na Sasuke, bo dlaczego nie. Huhuhu, cudownie.
- Za pół godziny wychodzimy – odezwał się Uchiha, kiedy paczka płatków kukurydzianych trzeszczała w jego dłoniach w ramach protestu przeciwko upychaniu jej w szafce. – Powinniśmy kupić sobie coś extra na jutrzejsze przyjęcie.  
- Może być – odpowiedział Neji i usiadł przy kuchennym stole, mierząc Uchihę wzrokiem. Dopiero kiedy przed chwilą Sasuke cmoknął go w usta, odkrył, że policzek chłopaka wygląda całkiem normalnie; żadnej opuchlizny, czy zsinienia. A teraz, jak układał przeróżne artykuły w przypisanych im miejscach w kuchni, Hyuuga zauważył również, że Sasuke ma czymś upaprane ręce. Z perspektywy przystołowo-taboretowej to wyglądało na tusz. Z perspektywy bliższej Neji się jeszcze temu nie przypatrywał, ale jeśli to naprawdę był tusz, to oznaczało, że Sasuke usilnie nad czymś pracuje, wykorzystując swoją „poetyczną naturę”.
Hyuuga nie był pewny, czy jest gotowy na kolejny pełnowymiarowy wiersz Uchihy. Nie był pewny, czy w ogóle ktokolwiek byłby w stanie się na coś takiego przygotować.

2 komentarze:

  1. Komentarze przeniesione.

    lol, nie ma to jak przyjemny poranek. xD Rozwalił mnie tytuł tej powieści - czyżby jakieś hint co do Secret Agent Mana? ;D A propos jak się zastanowisz, to daj znać - ja to sobie wyobrażałam, jako latanie z pistoletem w rękach po pustyni. ^^ Po pustyni dlatego, że napisałaś o handlu bronią i przerzutce narkotyków z bliskiego wschodu. Kurde, to byłoby niezłe.
    Czekam na Oro i Kabu. ;D

    ~kasica, 2011-02-26 19:29
    @
    A co, kasic, nie chciałabyś, żeby Ci taki Sasuke ugotował śniadanko? ;P W rushoffym fartuszku? xD Ehe, hint jest, ale nie sądzę, żebym w najbliższej możliwej przyszłości planowała kontynuację. ;P Nawet mimo latania po pustyni z pistoletami w łapkach.
    To czekaj. :] I tak myślę, że od Skazanego sobie zrobię przezwę i opublikuję teraz coś inszego - może ten sequel, o który prosiłaś mnie wieki temu, a którego projekt i fabuła u mnie na kompie rozrasta się coraz bardziej? ;> Fabuła do mniej więcej 12 rozdziału i luźno spisany 1 chap już został zaaprobowany przez Mundzia, więc może wiesz, już niedługo. ;D Tylko muszę jeszcze popracować nad końcówką i zastanowić się, czy to coś nie wychodzi bardziej na jeszcze jedną serię. xD Byłyby 3.

    ~mechalice, 2011-02-27 20:02
    @
    oczywiście że chciałabym. ;P Tylko przemyśl to, co? ;D Pięknie proszę. Mówisz o ' w pełnym słońcu'????? Ku*wa już się doczekać nie mogę! I jak mówiłaś będzie w cholerę długie i będzie więcej akcji? ;D Mechaś, kochanie pisz, pisz, pisz!

    ~kasica, 2011-02-28 18:41
    @
    Przemyślę, obiecuję. ;) Tak jest - tytuł "W pełnym słońcu" - chociaż tak się teraz zczaiłam, że tak się nazywała jedna z misji w grze z Wiedźmina. xD Zastanawiam się, czy zmieniać, czy zostawiać. ;>
    Będzie w cholerę długi - same luźne notatki to 19 str A4 xD a jeszcze nie skończyłam notatkować całego opka. - i będzie więcej akcji (planuję epicką walkę już w pierwszym rozdziale, oczywiście weź pod uwagę moje możliwości zrobienia "epizmu". ;P), Naruto widziany z perspektywy 3os narratora będzie trochę bardziej denerwujący, a Sasuke ewoluuje w evil badassa . Ogólnie całkiem mi się to podoba. ;) Tylko ofkors sobie ponaciągam zasady świata, a co. ;P

    ~mechalice, 2011-03-01 18:26

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh oh *.*
    Zniosłabym i całego w różu Sasuke, i jego porażającą poezję, w zamian za takie śniadanka.
    Omleciiik T.T
    Szczypiorek ToT

    A Neji niech nie fochuje, bo jak jeszcze bardziej opóźni pojawienie się maj tró loff Oro, to uduszę.
    Albo klątwą między oczy zasunę, o!
    Jakem mumija straszliwa X3

    ~Shun, 2011-03-09 14:36

    Mecha, ty cholera jedna, przestań se lecieć w kulki :/
    Do pisania marsz! Pomyśl czasem o mnie, a nie...

    ~kasica, 2011-03-22 17:30
    @
    E, to wina przesilenia. xD Serio. Seeeerio. I biologii. Sprawdzian z hormonów + ojacie, zmienili mi nauczycielkę od dojcza i będę miała prace domowe i kartkówki! xD No widzisz, jaki ja mam pełny problemów marzec? Kij z tym, że to przez Niechcieja do spóły z panem Leniem, no nie.

    Rozdział jest napisany, ale muszę go wyedytować, bo jest nie dość, że napisany pokrętnie to jest absolutnie nieśmieszny. Osobom bez poczucia humoru jest ciężko w życiu. xD

    Myślę o Tobie, dniem i nocą - przez śnią mi się koszmary (ostatnio trzymałam w szafie narkotyki, bo w sklepie mi powiedzieli, że amfa zabija mole. xD A mole to były wielkości pięści i latały pod sufitem, brzęcząc jak jakieś dzwoneczki czy inne gó.wno) i przesypiam tylko 4h na dobę. No chyba, że tu też przesilenie. ;P

    No, chyba, że sugerujesz mi tutaj pomyślenie o Tobie jako o Tobie i to, co się wiążę z początkiem kwietnia. ;) 79% drama, lekki angst i zły loff aktualny, prawda? Pairing? Bo tego pasuje mi zarówno NejiSasu, jak i SasuNaru - trochę bezkanon - ale na upartego Ci mogę zrobić jakieś szalony pairing całkowicie na poważnie. ;P
    (tymi słowy błagam o wybaczenie)

    ~mechalice, 2011-03-22 19:20
    @
    Kuffa, zamiast panem Leniem przeczytałam Leninem i się zastanawiałam o co ci chodziło. xD

    Bez poczucia humoru? O.O Lol. Lololol. Tak właściwie to każdy jakieś ma poczucie humoru, więc mi nie pieprz, że ty nie masz.Bo masz - czasami nieśmieszne, ale masz. :P

    Lol. A ty mi się nie śnisz. Przesilenie? ;P A co wiecej, nie sni mi się ani amfetamina, ani mole.

    Nie zaszkodziłoby... I nie sugeruję tutaj nawet tego cholernego sequela (ponad roooook, kobito, ponad roook!!!), ale własnie tamto, co napisałaś. Może sasunaru? ;o Wyślesz mi sampla, to się zastanowię, hyhyhy. ;x A ten szalony pairing to na poważnie mi zrobisz? Bo mam pomysłą. ^^

    ~kasica, 2011-03-23 18:51
    @
    Kasic, Ty uOmie. ;P Ja i pan Lenin od dawna nie mamy ze sobą nic wspólnego - ten okres historyczny na lekcjach jeszcze długo przede mną.

    Lol, podnosisz mnie na duchu! ;D

    Przesilenie? ;o Jak Ci się nie śni, to ja by,m powiedziała, że już czas na psychiatrę. ^^

    Ponad roook, ponad roook - ja wiem. ;P Teraz się wezmę zmobilizuję i zacznę pisać, bo jak się skupiam na jednym, to mi się bardzo nudzi. xD Będę pisać 2 opka jednocześnie, co Ty na to? ^^
    Okay, wysłany najnudniejszy fragment, hehe. xD Ze świątynią i młodym Saskiem, który się studnią zafascynował. Jeszcze i tak poleci do edycji, ale niech Ci tam będzie. :)
    Pomysła pisz na maila! Przeanalizuję sobie w najbliższym czasie.

    ~mechalice, 2011-03-24 21:02
    @
    Jak mi się nie śni nic głupiego to chyba dobrze. ;P Albo to znaczy że chrapię. xD Tylko jakoś nikt o to do mnie nigdy pretensji nie miał.

    ROOOOK! Mobilizuj się - ja jestem za. ;D 2 opka, co za poświecenie normalnie

    Nooo, klimacik ma. :) Analiza głębsza na mailu wraz z pomysłem na fika. ;3


    ~kasica, 2011-03-26 00:34
    @
    Jeszcze nie jesteśmy na tym etapie, w którym ze sobą śpimy. xD Więc nie mogę tego oficjalnie stwierdzić. :P Jak się ze mną prześpisz, to Ci powiem. ;>

    *mobilizuje się*

    Nom, ale jest nudny fch*j. ;P Poooprawi się. ^^

    mechalice, 2011-03-26 23:28

    OdpowiedzUsuń