Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

niedziela, 20 lutego 2011

Bonusfik "Skazany na Sasuke" Rozdział 8

No to tak - dzisiaj odkrywamy jak kończą się wojny między gangami, co właściwie robią gangsterzy Hiashiego w godzinach pracy i obserwujemy długą drogę Nejiego do mieszkania Sasuke.

8.      Wielka wyprawa z powrotem do domu.
Lampy halogenowe zgasły, oślepiając Hyuugę na długą chwilę. Odgłosy ludzkie oddalały się coraz bardziej, na miejscu pozwalając brzmieć jedynie chrapaniu Sasuke oraz otarciu zapałczanej główki o draskę. To pan Nara podpalał właśnie papierosa tkwiącego mu w ustach. Ogień podświetlił na sekundę jego zmęczone oczy, a krótkie ziewnięcie wyrwało mu się z ust chwilę po pierwszym zaciągnięciu.
- Jezuu – mruknął w przestrzeń, odwracając się w stronę, w którą udał się Hiashi. – Mógłbym sobie teraz siedzieć w domu, ale nie… Nie…! Ja musiałem wstąpić do gangu, bo mają ulgi podatkowe, niech ich szlag wszystkich weźmie… Tych pieprzonych urzędników – powłócząc nogami rozpoczął swoją samotną wędrówkę samuraja.
Wędrówkę przez śniegi, zarośla, upał spadający się z nieba, przepełnione ludnością miasta, opustoszałe wioski i kurz na drogach. A jego jedynym kompanem będzie wierny miecz – towarzysz w życiu i pomocnik w śmierci.
Wiele par słomianych sandałów zedrze na wybrukowanej trudnościami ścieżce samurajskiego życia, wiele kimon obszarpie na ostrzach swych nieprzyjaciół, wiele ran odniesie, by bronić honoru mężczyzny i wielu ludzi straci przez niego życie. I jeszcze-
- Panie Nara? – głos Nejiego, wyrwał go z krótkiego zamyślenia na swój temat.
No tak, no tak…
Nie miał ani katany, ani kimona, ani słomianych sandałów. Zamiast tego wszystkiego zwyczajny kij bejsbolowy, kurtkę sportową i niebieskie adidasy. Znowu dał się ponieść wyobraźni, ale czasem bez takich małych odskoków od rzeczywistości życie w gangu byłoby nieznośne. Te wszystkie nudne spotkania, rozmowy o brazylijskich serialach, planach Hiashiego odnośnie unieszkodliwienia Danzou… Od takich rzeczy normalny człowiek zwariowałby od razu. Szczególnie, gdy puszczali powtórki „Namiętności w hacjendzie na wrzosowym wzgórzu” – nigdy nie wybaczył scenarzyście, że Rodrigo umarł, zostawiając Penelopę z szesnaściorgiem dzieci (tym bardziej, że przedtem zdradzał ją z Teresą, Marią, Adelajdą, Anną, jej dwoma siostrami i bratem, a na koniec jeszcze zachorował na gruźlicę, oślepł, wypadły mu wszystkie zęby i stracił cały majątek, który zostawił mu jego ojciec – Esteban, legendarny gracz w polo, który umarł próbując pobić rekord w nurkowaniu z akwalungiem bez akwalungu; ciała nikt nigdy nie szukał, więc być może…).
- Panie Nara? – powtórzył się chłopak, zbliżając się do niego, kierowany najwyraźniej przez blask rozżarzonego popiołu jak ćma. – To już koniec?
Gdyby nie to, że było tak ciemno, a zapalony papieros nie dawał tyle światła, aby Neji mógł dojrzeć jego wzrok jednoznacznie informujący „Jesteś głupi czy jak?”, spojrzałby się na niego właśnie w taki sposób. Ale musiał to wyrazić werbalnie.
- Chyba ci się coś popieprzyło – odparł, wypuszczając dym nosem. – Teraz będziemy się prać po mordach pod urzędem hokage. Chcesz popatrzeć?
- Nie, ja tak tylko… Z ciekawości.
- Z ciekawości… Z ciekawości nie nabędziesz mądrości, ziom. A ja muszę iść.
Oczywiście sobie poszedł, zabierając ze sobą myśli o ciepłym domku i marzenia o wielkich przygodach samurajów. I kiedy czerwony popiół zabłysnął w powietrzu, jak Shikaku skręcał, a później upadł na asfalt, blednąc i stając się kolejną zwykłą częścią składową ulicy, Neji poczuł się tak samotny, że aż zachciało mu się płakać.
Nie płakał, rzecz jasna, ale być może nastrój pana Nary udzielił mu się i coś na myśl o śmiertelnych starciach mężczyzn w obronie swej godności, ścisnęło go za gardło i nie chciało puścić.
Siąknął nosem i przełożył sobie ramię Sasuke przez szyję, aby odholować go do domu. O ile to możliwe, nie budząc. Koniecznie nie budząc.
***
Neji siedział już w mieszkaniu Sasuke i pił gorącą herbatę z „wkładką”. Zawartość znalezionej w kredensie napełnionej do połowy butelki brandy nadawała się idealnie jako dodatek do liściastego naparu. Zmarznięte place zostały zaplecione mocno na uchu czarnego kubka, który bardzo przyjemnie grzał jego dłonie. W razie, gdyby ta końcówka koniaku mu nie wystarczyła, był pewny, że jest w stanie jeszcze coś wyszperać z wielu przepastnych kuchennych szafek Uchihy. Nie był pewny, czy to co znajdzie nie będzie albo kuchennym spirytusem… albo octem. Także lepiej, niech mu już to brandy wystarczy.
Rozrzewniające myśli o wojownikach opuściły go ostatecznie, gdy odkrył że aby zdobyć klucze, musi przeszukać bezwładne ciało Uchihy. Zlekceważył senne westchnienie Sasuke, gdy Hyuuga przyparł go do ściany i rozpoczął przeszukiwanie kieszeni jego płaszcza.
Traf chciał, że w takim momencie na klatce rozległy się prędkie kroki Uchihowego sąsiada. Był to około czterdziestoletni facet o aparycji typowego zawodowego informatyka (miał taki specyficzny, chorobliwy blask w oczach, który zdawał się krzyczeć: Zero! Jeden! Jeden! Zero!...). Rzucił dziwne spojrzenie Nejiemu razem z wymuszonym „D’bry wieczór” i zniknął za drzwiami naprzeciwko. Nienaturalnie szybko.
No dobra, może i to co w tej chwili robił Neji było… no, było. Ale to nie powód, aby patrzeć na niego w ten sposób! Sasuke został tylko oparty o mur i z prawej strony przytrzymywany przez kolano Nejiego, a sam Hyuuga tylko zaczął go rozbierać i obmacywać w poszukiwaniu kluczy.
O kurna (jeżeli można to powiedzieć w stylu Hiashiego), to mogło zostać źle zrozumiane. Z przyjacielskiej pomocy nieprzytomnemu przyjacielowi zrobił się gwałt na nieprzytomnym przyjacielu. Narzeczonym. Mężu. Nieważne na kim.
Ale to nic, to nic… Neji wytrzyma wszystkie kategorie dziwnych spojrzeń! W końcu nie na darmo tyle lat pracował z kamerą, wie jak dziwne mogą być dziwne spojrzenia entuzjastów męskiej urody.
Ostatecznie znalazł klucze schowane w tylnej kieszeni całkiem nieźle dopasowanych dżinsów chłopaka, a chwilę później już byli wewnątrz kwatery.
Szybko przetransportował nadal śpiącego Sasuke i przeżył chwilę grozy, kiedy zrozumiał, że nie posiada mleczka do demakijażu. Uchiha nadal straszył Nejiego swoim pięknym makijażem, gdyż długowłosy wiedział, że te czerwone usta to tak naprawdę obietnica śmierci. Długiej i bolesnej śmierci połączonej z recytacją wierszy.
Oczywiście poradził sobie z czymś takim jak definitywny brak takiego płynu – użył kremu nawilżającego, którym ostatecznie pozbył się kosmetyków (nieważne, że tarł dość mocno; Sasuke spał jak zabity) i odsłonił jeszcze trochę popuchnięty policzek. Ech, może do jutra zniknie?
A teraz Neji zagapił się w już stygnący napój. Nie zastanawiając się długo, dolał sobie wrzątku.
 Ostatecznie tej nocy nie udało mu się zalać w trupa, był tylko trochę pijany (tak uważał). Czuł, że powinien dokończyć tę resztę koniaku i tak żadne lepsze przeznaczenie na niego nie czeka. Hyuuga spojrzał na bursztynowe brandy w kwadratowej butelce i dolał do swojego kubka – nie było tego znowu tak mało jak uważał, że było. Kubek został napełniony prawie do pełna i smakowo nie czuć już było w ogóle, że kiedyś znajdowała się w nim jakaś herbata.
Prawie duszkiem wypił drinka do końca i z głośnym szuraniem krzesła po podłodze wstał od stołu.
Neji chciał się upić, by chociaż na chwilę zapomnieć o tej farsie, jaką było to jego małżeństwo. Niezależnie od tego co postanowił niedawno, to wszystko było po prostu wielką głupotą i pomysłem godnym naprawdę idiotycznego wuja (jakim Hiashi oczywiście był).  Naprawdę, dla swojego dobra powinien jak najszybciej zakochać się w Sasuke i mieć to wszystko z głowy. Poza tym, chłopak był dość atrakcyjny, do czego zobowiązywał go przecież tytuł najbardziej pożądanego faceta Konohy. Nie umniejszając sobie, musiał zauważyć także, że nazwisko Neji Hyuuga plasuje się na drugim miejscu.
Ale zapomnieć nie zdołał, ten alkohol był zły – zdecydowanie powinien mieć jakieś substancje powodujące trwałą amnezję. Tylko kto by to wtedy kupił…
Neji udał się powrotem do salonu i usiadł na kanapie. Niezdecydowanie rozejrzał się po pomieszczeniu, mnąc leżącą nieopodal koszulę. Powinien teraz iść spać – naprawdę czuł się zmęczony. Tylko… czy nie wygodniej dla niego byłoby jednak położyć się na normalnym łóżku, a nie w salonie? Już nawet pal licho Sasuke pochrapującego radośnie w sypialni, posłanie było na tyle duże, że zmieściliby się na nim obaj, wcale się nawet nie dotykając. No tak, więc może powinien tam się położyć.
Hyuuga ziewnął, kładąc się na twardej sofie i opierając głowę o oparcie. A co tam iść, jak już najpierw usiadł, a potem się położył, to będzie leżeć – w końcu nie miał aż tyle samozaparcia, aby podjąć nadludzki wysiłek przejścia sześciu rozchwianych kroków i walnięcia się na łóżko Sasuke.
Tylko czemu tutaj nie ma żadnego koca i musi używać jakiejś koszuli niewiadomego pochodzenia? Jeszcze żeby to chociaż było ciepłe.
Kiedy zamknął oczy, zaczęło mu się zdawać, że świat zaczął się jakby kręcić szybciej i ciemność za powiekami wciąga go bardzo, bardzo głęboko. A potem przyśnili mu się złodzieje usiłujący obrabować sejf jego wuja – Hiashi trzymał w nim dwa kilo kiełbasy i słoik musztardy. A potem z ciemności wyrosłej znikąd puszczy wyłonił się King-Kong trzymający w swojej ogromnej dłoni ukulele…
***
Najpierw zapachniało jakby czymś smażonym, a skądś dobiegł Nejiego odgłos krojenia i syczenie tłuszczu na patelni. W tle radio grało standardowe popowe kawałki konoszańskiego artysty Saia: Wciąż mam niejakie wrażenie, że cenzura–ujesz mojego serca tchnienie. Mów do mnie cenzura… Cenzura… AaaAach! Wzlećmy ponad nasze marzenie! Cenzura, ty…
Później w nozdrza uderzył go zapach wyjątkowo mocnych perfum Uchihy, którymi skropiony został płaszcz leżący na nim. A przynajmniej Hyuuga uważał to za płaszcz, gdyż palce gładziły dość znajomą, wełnianą strukturę odzienia Sasuke – najwyraźniej tamta koszula w nocy zmieniła się w coś znacznie grubszego i cieplejszego.
Prawie natychmiast w jego umyśle pojawił się obrazek Naruto z okularami na nosie (nosił je wyłącznie dla picu – twierdził, że tak wygląda znacznie inteligentniej), który z miną zaciekawionego nauczyciela przytakuje tej hipotezie.
Sam Neji też był skłonny się zgodzić, że niektóre rzeczy w nocy zamieniają się w inne i z chęcią podałby przykład, ale w tej chwili było to raczej niewykonalne – pod czaszką zaczaił się okropny ból głowy, który już wiedział jak i kiedy napadnie Hyuugę, a pęcherz nieprzyjemnie mu ciążył w dole brzucha.
 Dźwięk krojenia stał się bardziej natarczywy – ciach! ciachciach! ciach! i cholernie wkurzający.
Z trudem otworzył zalepione powieki i początkowo nie mógł poznać, gdzie się znajduje. Sufit jakiś nie ten teges, plecy bolą niemiłosiernie, muzyka nie taka jak być powinna. Usiadł i zmęczonym ruchem człowieka, który wczorajszej nocy nieźle sobie popił, przejechał ręką po twarzy, chcąc zapewne usunąć z niej oznaki niewyspania. I jeszcze raz, i jeszcze… Ale zmęczenie na dobre zadomowiło się na jego zwykle przystojnym licu i nic nie mogło go stamtąd ściągnąć.
Jasna cholera, i jeszcze ten wypełniony do granic możliwości pęcherz! To jego limit! I tak czekał z tym zbyt długo.
Uczucie nienależenia do własnego ciała było dość dziwne, kiedy stał nad toaletą i opierał czoło o zimne wrzosowe kafelki. Szarpał za guzik od spodni, nie mogąc go odpiąć. Pulsujący, przyćmiewający nieco jego percepcję ból zdawał się ogarniać nie tylko jego głowę, ale też w jakiś przedziwny sposób całą łazienkę. A może i świat. A może nawet Wszechświat. I inne Wszechświaty także. I wszystkie Wszechświaty ćmiły w jego głowie i pulsowały w jednym rytmie, który kiedyś doprowadzi do wybuchu jego głowy – jak dojrzałego arbuza. I będzie to koniec wszelkich Wszechświatów – żadne apokalipsy, żadne asteroidy, czy wielkie wojny atomowe, wystarczy to że Neji nie czuł się dzisiaj zbyt dobrze (chociaż trochę przesadzał – głowa co prawda nieco go bolała, ale nie był to ból zdolny wyciskać z oczu łzy zmuszać do wicia się na podłodze.)
Odgłos spłukiwanej wody zrobił na Hyuudze wrażenie wodospadu – taki był głośny, ale uczucie lekkości w dolnych partiach ciała było miłe. Zdecydowanie milsze niż przeżyty szok po spojrzeniu w lusterko. Cóż, nad tą poszarzałą cerą w jakiś sinawy rzucik, podkrążonymi oczami i jakimiś nieświeżymi włosami nie warto się rozwodzić – to była jednym słowem tragedia, którą powinien się za chwilę zająć; doprowadzenie siebie do jako-takiego wyglądu było obowiązkowe. Koniecznie razem z prysznicem i zmianą ciuchów, gdziekolwiek znajdowały się jakieś ubrania na zmianę.
Ale najpierw… woda. Gardło ma suche jak wiór. Chyba musi się napić. Potem może nawet zwymiotować, ale jakąś niezbyt gorącą herbatkę wypić powinien. Chociażby po to, żeby mieć co zwrócić.

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    Chyba naprawdę się przeziebiłam. -__- Ale nieważne...
    Ile akcji! xD Ale te Namiętności na wrzosowym wzgórzu mnie zainteresiły - co z Estebanem? ;o Nie wspominając o King-Kongu na ukulele. xDDD
    A tak serio - rozdział bardzo fajny! Kocham cię no! Ale cię dzisiaj całować nie będę, bo grypa ci łączem przeniknie. ;P
    (sorx że tak krótko, ale MNIE głowa boli tak, że zaraz rzeczywiście nastąpi koniec świata... chociaż może trochę też przesadzam)

    ~kasica, 2011-02-20 15:12
    @
    Niuniuś, a próbowałaś stary, tradycyjny sposób na przeziębienie? ;> Jak nie, to Ci napiszę na maila - nie będę na blogasku złych rzeczy polecać. ;P

    Co z Estebanem? :) O... skoro nie znaleźli ciała to Rodrigo dostał kasę w spadku, a Esteban uwolniony od zobowiązań rodzinnych skradł z banku 50 milionów (przy tym oczywiście był to napad doskonały, bo bank był pusty, a monitoring AKURAT się popsuł), wykupił jacht i postanowił tym jachtem popłynąć sobie w nieznane. Traf chciał, że już kilka kilometrów od brzegu na morzu rozpętał się sztorm (nikt go nie przewidział! ;O) i Esteban wypadł ze statku. Fale zaniosły go na jedną z tropikalnych wysp, gdzie odkrył tajną bazę jednego z wielkich światowych mocarstw... I tak dalej, i tak dalej. ;P

    King-Kong miażdży. xD
    ~mechalice, 2011-02-20 17:49
    @
    Ten czosnek mnie trochę przeraża, ale zobaczymy. :> Dzięki.

    I co dalej, co dalej? Co dalej z Estebanem i Rodrigo i w ogóle? ;D Chcę wiedzieć!

    ~kasica, 2011-02-20 23:43
    @
    Nie dowiesz się. ;P Tajemnica. - te wielkie mocarstwa nie zezwoliły na udostępnianie takich informacji. ^^

    ~mechalice, 2011-02-23 18:46

    Super notka! Czekam na nexta. ;d

    ~Ame, 2011-02-20 21:44

    OdpowiedzUsuń