Po miliardzie lat przerwy, coś jest! : D
Krótka miniaturka w tematyce internetowo-blogowej.
Krótka miniaturka w tematyce internetowo-blogowej.
Od siebie dodam
tylko, że ten myk z mailami, co zdarzył się Naruto, zdarza mi się cały czas, z
czego w ogóle się nie cieszę. To moja życiowa tragedia. ;x
Nigdy nie wiesz, kto siedzi po drugiej stronie
Dzyń! — brzęknął laptop leżący na biurku.
Naruto, leżący do tej pory na
łóżku, uniósł się na łokciu i wgapił w wygaszony ekran komputera. To zabrzmiało
zupełnie jak… nowa wiadomość na jego mailu! Szanse, że był to jakaś mający
znaczenie mail, a nie spam, wynosiły w sumie pięćdziesiąt procent — albo tak,
albo nie. Jeśli tak, to jego wysiłek polegający na wstaniu i przejściu tych
trzech kroków w stronę biurka będzie wynagrodzony, jeśli nie — wysiłek będzie
daremny. Czy to warto? Naruto uznał, że chyba tak, bo prędko odrzucił czytany
właśnie magazyn na bok i podskoczył do komputera.
— Haha, o rany, cudownie —
zaśmiał się Naruto, kiedy na jego adres e-mail przyszła wiadomość, że kolejny z
jego blogów został oceniony.
Gdyby
Naruto miał powiedzieć zupełnie szczerze, nie wyobrażał sobie życia bez
Internetu i komputera. Każda awaria sieci powodowała u niego nagłe palpitacje
serca, podwyższone ciśnienie i stan bliski zawałowi, który, jeżeli ten brak
Internetu się przedłużał, potrafił przerodzić w głęboką depresję.
Najprawdopodobniej był po prostu od Internetu uzależniony, ale do tak daleko
idącego wniosku nigdy nie doszedł; tylko do takiego, że potrzebuje Internetu
jak ryba wody do życia, ale tego leczyć na pewno nie trzeba, bo to tylko
element środowiska naturalnego. Środowiskiem naturalnym Naruto był więc najczęściej
jego pokój — miał w nim szerokie biurko, wielki ekran ciekłokrystaliczny,
ogromne głośniki (oryginalnie od dawno niedziałającej już wieży stereo),
komputer stacjonarny, na blacie biurka najczęściej leżał włączony laptop, a w rogu
pokoju stał telewizor, do którego w razie czego mógł któryś z komputerów
podłączyć. Do pracy mógł zabierać swój laptop, więc w sumie te idealne warunki
bytowania Naruto Uzumakiego podążały za nim wszędzie.
I miały
swój rezultat w rozwinięciu dość niecodziennych internetowych hobby. Samo prowadzenie
bloga, czy kilku blogów z recenzjami, ze zdjęciami, czy czymś podobnym należało
do rzeczy stosunkowo częstych wśród innych użytkowników Internetu — blog ze
zdjęciami prowadził nawet ten dupek Sasuke Uchiha od niego z roboty. Niestety
fotki robił śliczne i Naruto nawet miał jego stronę w ulubionych, bo po prostu
musiał tam czasem zerknąć i sprawdzić, czy przypadkiem nie pojawiło się tam coś
nowego. „Czasem” nieraz oznaczało wchodzenie na stronę co godzinę, ale to, cóż,
naprawdę niezbyt często się zdarzało. Powiedzmy tak ze dwa razy w tygodniu,
najwyżej. No, może trzy, ale to wtedy, kiedy był pewny, że jakaś seria zdjęć na
pewno zostanie opublikowana na stronie, inaczej na pewno nie.
Narutowe blogi były jednak
bardziej specyficzne — Naruto pisywał opowiadania. Och, żeby tylko opowiadania
— to może samo w sobie nie stanowiłoby żadnego kuriozum, gdyby swoją twórczość autor
brał bardziej na serio. Naruto jednak swoich tekstów nie traktował poważnie,
ale za to chciał, by robili to inni. Innymi słowy, Naruto bawił się tworzenie
blogów-prowokacji z kiepskimi opowiadaniami i czerpał ogromną radość z tego,
jak inni blogerzy nabierają się na jego wirtualną kreację internetowego
pisarza. Satysfakcja była nawet większa, gdy bloga oddawał komuś do oceny — to
że komuś podobała się całkiem pokopana fabuła, czy jakieś wzięte z czapy
określenia było iście boską rozrywką.
Gorzej jeżeli jego praca
zostawała po prostu… „zjechana”. Jak w tym przypadku. Uśmiech Naruto szybko
zrzedł, jak tylko pobieżnie przejrzał opinię o swoim blogu. Potem tylko się
zdenerwował, kiedy już wczytał się głębiej w linijki tekstu o tym, jak bardzo
złe jest to jego opowiadanie i jak wielkim pożytkiem dla ludzkości byłoby,
gdyby zdecydował się je usunąć. Tutaj był nawet dopisek w nawiasie, że dzięki
temu znalazłoby się więcej miejsca dla śmiesznych kotów, które, jak każdy internauta
wie, są solą Internetu i na pewno wszyscy byliby Naruto za to wdzięczni.
Naruto zgrzytnął zębami, co z tego, że on sam tego nie brał serio — oceniający powinien, bo mimo wszystko to Uzumaki się nad tym napracował.
— Ty padalcu — wymruczał
wściekle, otwierając kolejną kartę w przeglądarce, gdzie zamierzał szanownemu
oceniającemu wysmarować komentarz dotyczący jego, pożal się Boże, oceny. — Ty
cholerny padalcu, już ja ci pokażę te śmieszne koty. Czekaj no.
I Naruto pisał. Uderzał wściekle
w klawisze, wybijając jakieś chaotyczne staccato, a na ekranie laptopa
pojawiały się linijki słów. Oburzonych, pełnych jadu, a jednocześnie (Naruto
miał nadzieję) odnoszących się sedna — sednem było to, że ocena jest po prostu
zła. O, i stronnicza!
I hejterska, pomyślał i zaraz to
dopisał do swojego komentarza. A poza tym, to tam były jakieś błędy
ortograficzne! I ta myśl uderzyła go tak mocno, że sam postanowił najpierw
wrzucić swój komentarz do edytora tekstu, który takowe błędy podkreślał —
przezorny zawsze ubezpieczony.
Pisanie, razem z wyszukiwaniem
odpowiednich cytatów, których nieprawidłowość koniecznie chciał udowodnić,
zajęło mu spokojnie ponad pół godziny, a wiadomość do oceniającego była długa
już na cztery strony. Przynajmniej tak pokazywał program.
No, to da mu do myślenia, temu
jak mu tam… „Ekusas Lord Ciemności”. Co to za pseudonim, w ogóle. Czy ten buc,
co go ocenił, w ogóle zdaje sobie sprawę, jak to głupio brzmi? I czy wie, że
gdyby zamienić jedną literkę, to wyszłoby dość wulgarne określenie męskiego
przyrodzenia i przy okazji również takiego dupka jak on? — i tego też nie
omieszkał dopisać do wiadomości.
Oczywiście pisząc, pominął fakt, że nick, którym sam podpisywał swoje
opowiadanie też nie należał do najmądrzejszych, skoro zawierał w sobie słowa „sweet”
oraz „18” i jakoś tak… no, nie bardzo mu pasował do płci, wieku i do bycia
Naruto ogólnie. Ale Ekusas Lord Ciemności nie musiał tego wiedzieć. I w sumie
nawet nie mógł.
I już, już, kiedy komentarz był
napisany, a Naruto dumny z tego, jak bardzo konkretny jest to kawałek tekstu,
odkrył, że na stronie komentowanie pod postami jest… wyłączone. I że wiadomości
należy wysyłać na osobisty mail recenzenta.
Soczyste przekleństwo wymknęło
się z ust chłopaka, kiedy przeklejał tekst z edytora do okienka z treścią
e-maila. Był tym wszystkim tak zdenerwowany, że kliknął „wyślij”, nie
przełączając konta, z którego wiadomość ma zostać wysłana. I nie zdawał sobie z
tego sprawy aż do czasu otrzymania odpowiedzi jakieś dziesięć minut później.
Ekusas Lord Ciemności napisał mu
tylko:
„Naruto, nie wiedziałem, że postujesz takie rzeczy w Internetach!”
„Naruto, nie wiedziałem, że postujesz takie rzeczy w Internetach!”
I to wystarczyło, by Naruto
zbladł i pokrył się potem, gdy panicznie sprawdzał adres, na który przyszła
wiadomość. O Boże, na ten z aliasem „naruto.uzumaki”!
Właśnie się skończyłem, pomyślał
Naruto, uderzając czołem o biurko i pozostawając w tej pozycji. Cholerne konta
połączone. Czemu w ogóle wpadł na ten pomysł z jednym kontem głównym i kilkoma innymi,
z których poczta będzie pobierana. I czemu akurat tamten e-mail ustawił na
główny. To tak jakby najgłupszy pomysł w całej historii świata. Głupszy nawet
od jedzenia owsianki razem z kotletem, które zdarzyło mu się dwa dni wcześniej.
Rzeczona kotlecianka zmusiła go do dłuższego i dość mało przyjemnego
posiedzenia w toalecie.
Naruto dłuższą chwilę tonął w
depresji z głową na biurku, aż pomiędzy czarnymi myślami wynurzyła się inna
myśl. Dość specyficzna.
Uzumaki uniósł głowę i wpatrzył
się w ekran.
„Naruto, nie wiedziałem…”
Zaraz, zaraz, Naruto wyprostował
się na krześle i przysunął laptop bliżej siebie. Jeżeli oceniający go nie znał,
w sumie obojętne by mu było, z jakiego maila potrzymał wiadomość i nie miałby
podstaw, żeby pisać: „Naruto, nie wiedziałem.” Ekusasa Lorda Ciemności Naruto
musiał więc znać poza Internetem i to nawet nie zdając sobie sprawy, że ta
szumowina sobie tak beztrosko hasa w jego bliskim sąsiedztwie. Bo tak na dobrą
sprawę, to mógł być każdy! Jego współlokator, wiecznie niewyspany Shikamaru
(może nie wysypiał się dlatego, że po nocach oceniał blogaski?), nieśmiała
koleżanka ze studiów Hinata (może w Internecie wchodziła w nią hejterska
bestia?), farmaceuta z pobliskiej apteki Kakashi (może ma za mało klientów i
zamiast odcyfrowywać recepty, interpretuje internetowe opowiadania?), a może
nawet… ten drań Sasuke!
Boże, gdyby to był Sasuke, Naruto
równie dobrze mógłby już teraz chwytać za szpadel i zaczynać kopać sobie grób, bo to mu zrujnuje
wszystko-wszyściuteńko. Nie dość, że w robocie będzie miał przegwizdane, bo
taka rzecz na pewno nie przejdzie niezauważona, to jeszcze… Uch, no, Sasuke mu
się nawet trochę podobał i od pewnego czasu Naruto sobie myślał, jak by tak
przypadkiem jakoś się niezobowiązująco spotkać i jak by tak przypadkiem to
posunąć dalej.
Ale to niekoniecznie musiał być Sasuke,
liczba wariantów była naprawdę zbyt duża, żeby ot tak zakładać ten najgorszy
scenariusz. Chociaż z Narutowym „szczęściem”, to, khm…
Jednak — Eureka! Naruto uderzony
nagłym przebłyskiem natchnienia odpisał:
„A ja nie wiedziałem, że TY bawisz się w czytanie takich bzdur NA SERIO. O rany, ubaw stulecia, hahaha!
pzdr,
Naruto”
„A ja nie wiedziałem, że TY bawisz się w czytanie takich bzdur NA SERIO. O rany, ubaw stulecia, hahaha!
pzdr,
Naruto”
— Boże, Naruto, wygrałeś! — aż to
wykrzyknął. I gdyby mógł, to pewnie sam siebie by też uściskał. — Wybrnąłeś z
sytuacji niemożliwej, zasłużyłeś na nagrodę. W lodówce powinno stać jeszcze
jedno piwo; och, chłopaku, zasłużyłeś sobie jak nic!
Chwilę później, sącząc złocisty napój
z wysokiej, pękatej szklanki, Naruto uznał, że to jednak ostatecznie nie zamyka
całej sprawy. Jutro musi bacznie obserwować, czy ktoś czasem nie będzie na
niego dziwnie się gapił albo uśmiechał w jakiś specyficzny sposób, albo rzucać
jakieś dwuznaczne komentarze o „kompleksji o magnoliowej proweniencji” (które było
jednym z wielu nietuzinkowych określeń padających w Narutowym opowiadaniu).
Jutro musi odkryć, kim jest ten Ekusas Lord Ciemności, bo ta sprawa nie da mu
spokoju do końca życia.
Nic niezwykłego nie zdarzyło się
jednak ani w osiedlowym sklepie, ani w aptece (specjalnie tam poszedł, żeby się
przekonać), ani na przystanku autobusowym. Nic szczególnego nie miało miejsca
również w pracy — nikt nie gapił się jakoś bardzo, rozmowa z Sakurą przy
kawiarce nie zeszła na „Przypadki Panny Konstancji” (tak brzmiał tytuł bloga),
a Sasuke jak zwykle siedział przy swoim biurku i nie zaszczycił go więcej niż
kiwnięciem na „dzień dobry”. Oczywiście Naruto nie był tym zachwycony. Nie tyle
faktem bycia ignorowanym przez Sasuke (chociaż tym też), ale tym, że jego miniśledztwo nie ma żadnego przełomu i w sumie to jest jałowe jak gaza w apteczce w
korytarzu. Uznał, że musi zrobić jakiś rekonesans, a rekonesans w tym przypadku
najlepiej zrobić w Internecie.
Stwarzając więc pozory, że jest
bardzo zajęty pracą nad redakcją jakiegoś ważnego pisma do urzędu, z batonem w ustach,
wziął się do wyszukiwania wszystkiego, co w sieci miało związek z tym Ekusasem.
Znalazł kilka alternatywnych nicków i kilka stron do forów, gdzie się udzielał,
a na jednym z nich nawet kilka linków. W tym do strony, której nie spodziewał
się, że znajdzie. Adres wyglądał zdecydowanie zbyt znajomo i Naruto musiał kliknąć, żeby przekonać się na własne
oczy, czy to prawda, czy coś sobie ubzdurał.
Nie ubzdurał sobie. Prawdziwa
tożsamość Ekusasa była szokująca i poniekąd straszna.
Uzumaki przełknął resztę batona i wstał od biurka,
zostawiając włączoną stronę z fotografiami i wolnym krokiem podszedł miejsca, w
którym siedział Sasuke. Uzumaki nic nie mógł poradzić na to, że szeroki uśmiech
jakoś tak przykleił mu się do twarzy — nawet nie wiedział czemu. I w sumie to nie do końca zdawał sobie sprawę, dlaczego tam idzie, dopóki nie zatrzymał się przed Uchihą.
— Sasuke — zaczął tonem słodkim
jak trucizna, by potem zdać ostateczny cios szeptem: — A może powinienem powiedzieć
„Ekusasie Lordzie Ciemności”, hm?
Ten widok zszokowanego Sasuke, z
szeroko otwartymi oczami i twarzą bledsza od kredy, był wart wszystkiego! A cała
zabawa dopiero się zaczynała, bo Naruto naprawdę, jak już przydarzyła mu się
szansa jeden na milion, wolał ją wykorzystać.
— Mając na uwadze pewne
okoliczności, Sasuke, a szczególnie to, że nadal porządnie nie odpowiedziałeś
mi na maila, co powiesz na to, żebyśmy to wszystko przedyskutowali na kawie po
pracy?
Uchiha pokiwał głową, ale skoro
Naruto nie zdecydował się odejść, musiał jednak odpowiedzieć werbalnie:
— Tak, oczywiście, po pracy. — Szansa
więc mogła być uznana za wykorzystaną dobrze.
A zważywszy na dalszy ciąg —
nawet bardzo dobrze, co jednak nie zmieniło zbytnio opinii Sasuke o jakości opowiadania
Naruto (i uwielbienia dla śmiesznych kotów). Wolał jednak o tym już nigdy więcej przy Naruto nie wspominać; od czasu
gdy mieszkali razem, denerwowanie blondyna jakoś tak nie było najrozsądniejszym
wyjściem. Szczególnie, gdy to on miał gotować…
Prawdę mówiąc, muszę wyznać Ci że ja mam identycznie jak Naruto w tej miniaturce.
OdpowiedzUsuń"Gdyby Naruto miał powiedzieć zupełnie szczerze, nie wyobrażał sobie życia bez Internetu i komputera. Każda awaria sieci powodowała u niego nagłe palpitacje serca, podwyższone ciśnienie i stan bliski zawałowi, który, jeżeli ten brak Internetu się przedłużał, potrafił przerodzić w głęboką depresję. Najprawdopodobniej był po prostu od Internetu uzależniony"
Oooo taak... ;_;
Bardzo podobało mi się takie coś małego krótkiego. Chociaż miło by przeczytać coś dłuższego w Twoim wykonaniu :3
Dzięki za komentarz! ;)
UsuńHaha, ja też *niestety* jestem uzależniona od Internetu. XD
Miło byłoby, z mojej strony, coś dłuższego napisać. ;) Może w końcu mi się uda...
Ściskam serdecznie,
mecha
Hmmm, mam podobne objawy jeśli chodzi o oderwanie mnie od neta: palpitacje, podwyższone ciśnienie, depresja... XD
OdpowiedzUsuńŚwietnie opowiadanie, dawno tak się nie uśmiałam podczas czytania jakiegoś opowiadania, a szczególnie rozwaliła mnie reakcja Naruto na fakt z jakiego emaila wysłał wiadomość XD.
Błędów żadnych nie wyłapałam, może dlatego że ich nie ma, albo tak się wciągnęłam, że nawet nie zwróciłam uwagi ;D.
Pozdrawiam i weny
Nigaki
Dzięęęki za komentarz. Cieszę się bardzo, że Ci się podobało! :D
UsuńŚciskam,
mecha