Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

niedziela, 10 października 2010

"The Secret Agent Man" Rozdział 2 (OroKabu)

Rozdział 2
— Pan usiłuje mnie obrazić? — głos Kabuto wyrażał święte oburzenie.
— Nie, mówię tylko prawdę. Obraża cię to? Biuro „Barret&Wallace” nie istnieje. Co ty na to?
— Gdybym miał ochotę być niegrzecznym, powiedziałbym, że jest pan nieznającym się na rzeczy gburem. Ale że nie chcę wyjść na osobę niewychowaną, wzruszę ramionami i powiem tylko: Jak pan uważa.
— Aż tak bardzo chcesz mi to udowodnić? No dobra, zobaczymy, jak daleko pociągniemy tę małą gierkę. — Gospodarz zaśmiał się i przyciągnął do siebie telefon stojący na blacie. Placem wykręcił na tarczy jakiś numer i przyłożył słuchawkę do ucha, bawiąc się poskręcanym kabelkiem.
— Nigdy nie lubiłem tych przenośnych — oznajmił bez żadnego związku, a potem odezwał się już do swojego telefonicznego rozmówcy. — Cześć, Jerry. Mam do ciebie jedną malutką sprawę. Nie, nie, teraz mam tylko krótkie pytanie… Uhm, powiedz ty mi, czy na Wall Street działa takie biuro maklerskie jak „Barret&Wallace”? Nie? A mógłbyś powtórzyć to mojemu koledze, bo jakoś nie mógł w to uwierzyć, gdy sam mu powiedziałem. Okej…
Orochimaru wyciągnął w stronę Kabuto słuchawkę, a sam oparł głowę na łokciu i obserwował uważnie jego reakcję. Yakushi rzucił krótkie spojrzenie na błyszczący kawałek plastiku i z lekkim wahaniem przyłożył go do ucha.
— „Barret&Wallace” to spółka prawnicza, a nie biuro maklerskie. Obawiam się, że został pan przez kogoś oszukany — odezwał się niski, nieco dziwacznie akcentujący głos, a już chwilę później Kabuto odrzucił słuchawkę na widełki. Nie trafił; plastik trzasnął o blat. Cholera, Kabuto, myśl, a nie się denerwujesz! Człowieku, jak czegoś nie zrobisz, to czeka cię (oględnie mówiąc) nie za ciekawy los.
— Wallace, po co te nerwy? — roześmiał się Orochimaru, widząc grymas, który nagle pojawił się na twarzy Kabuto. — Po prostu mi powiedz, na jaką cholerę wpakowałeś się do gabinetu i dorwałeś się do moich szuflad? Mam tam coś ciekawego? Powinienem o czymś wiedzieć?
— Mówiąc szczerze – zaczął Kabuto, wiedząc, że to prawdopodobnie jedno z najgłupszych tłumaczeń, jakie dane mu było wygłosić w jego życiu — to jestem pańskim fanem od czasu, gdy pańska firma znalazła się w indeksie S&P 500*.
— Dziwne masz zainteresowania, Wallace. Ale w takim razie, czego tutaj szukałeś?
— Zdjęć — bez żadnego wahania strzelił Kabuto.
— Zdjęć? Może jeszcze z autografem?
— Mogą być. — Yakushi pozwolił sobie na uśmiech.
— Wallace, a jak powiem, że to całe twoje tłumaczenie do mnie nie przemawia i coraz bardziej zaczynam uważać, że jesteś jakimś niedouczonym detektywem przeprowadzającym jakieś powalone śledztwo w mojej sprawie, to co zrobisz? Oczywiście, wymyślisz kolejne usprawiedliwienie, a potem jeszcze jedno i następne… Naprawdę ciekawi mnie, dokąd byśmy doszli, prowadząc taką rozmowę, ale chwilowo nie to jest najważniejsze. — Orochimaru usiadł na krześle; marynarka zsunęła się z oparcia, opadając na podłogę. — Po co przeszukiwałeś mój gabinet? — zapytał znudzonym tonem.
Kabuto przestał patrzeć przed siebie. Wzrok skierował na lekko rozpiętą torbę, w której znajdował się laptop, czyli jednocześnie informacje będące celem jego misji. Do diabła! Być tak blisko, a jednocześnie tak daleko!
— Powtórzę się: czego tutaj szukałeś? — zniecierpliwił się mężczyzna. — Czy powinienem wezwać policję i powiedzieć, że nastąpiło włamanie?
— Drzwi były otwarte, a ja mam zaproszenie — automatycznie odparł Kabuto.
— Irytujesz mnie – stwierdził Orochimaru, w jedną sekundę stając za fotelem Kabuto. — Jak nie przestaniesz, to coś ci się stanie. Naprawdę. — Te słowa wypowiedział, nachylając się nad barkiem chłopaka i próbując jego reakcję. Yakushi oczywiście ani drgnął; nadal siedział rozparty na skórzanym fotelu i wpatrywał się torbę z komputerem.
— Powtórzę po raz ostatni, bardzo, bardzo wolno, bo myślę, że masz problemy ze zrozumieniem. Czego. Tutaj. Szukałeś?
Kabuto czuł, jak oddech Orochimaru dmucha na jego odsłoniętą szyję. Mimowolnie się wzdrygnął; facet musiał już być naprawdę nieźle rozeźlony.
— Do cholery, chyba nie chcesz, żebym wyciągał z ciebie tę jedną prościutką informację siłą?
— Miałeś chyba dzwonić na policję?
— Nie, zdecydowałem, że nie zadzwonię. To by mogło zagrozić moim interesom, nie sądzisz, mój [i]fanie[/i]? Bo jako fan chyba wiesz o większości moich źródeł dochodu. Nawet tych niepublicznych, mylę się?
— Nie.
— Patrz, nareszcie rozmawiamy jak ludzie.  Odpowiedz mi jeszcze na tamto, a będę bardzo zadowolony i może nawet pozwolę ci stąd pójść. Niech będzie, że w jednym kawałku.
— Kawałku? — powtórzył Kabuto, gwałtownie wstając. Ręka Orochimaru jednak z wielką siłą usadziła go z powrotem na miejscu; fotel obrócił się tak, że obaj mężczyźni patrzyli sobie w oczy.
— Dokładnie. — Złowieszczy śmiech przeciął twarz Orochimaru; kilka włosów wysunęło się z jego kitki, opadając na blade policzki. — Jeśli nie, mam kilka interesujących sposobów na wyduszanie takich rzeczy, Wallace. A swoją drogą, mógłbyś mi podać swoje prawdziwe imię, byłoby przyjemniej.
— Mówiłem.
— Prawdziwe imię.
— William.
— Nie pierdol! - Dłoń mężczyzny zaciśnięta w pięść poszybowała w stronę twarzy Kabuto, ten jednak w porę przyblokował cios i wymierzył drugą ręką haka w brzuch Orochimaru. Ten jednak w porę odskoczył, unikając trafienia. Ale Kabuto już wstał i zaczął szukać na biurku czegoś, co pomogłoby mu w obronie. Tylko lampka? Cholera, jakiś przycisk do książek byłby lepszy. Pociągnął mocno; kabel choć na początku stawiał opór, szybko przestał, wyskakując z kontaktu.
— Wallace — wysyczał mężczyzna, dopadając do jasnowłosego i oburącz chwytając za szyję. — Wkurwiasz mnie.  
Uścisk na gardle stał się silniejszy. Kabuto dzierżąc w dłoni ciężkawą lampę, uderzył mniej więcej w okolice prawego biodra Orochimaru. Mężczyzna sapnął, lecz kiedy Kabuto przymierzał się do kolejnego ciosu, napastnik złapał jego dłoń w taki bolesny sposób, że lampka wypadła mu z dłoni. Ostry ból przeciął jego nadgarstek.
— Khhu…rffa… — Kabuto stęknął, starając się siłą ściągnąć rękę Orochimaru ze swojego gardła. Jednakże chaotyczne szarpanie się, gdy było się podduszanym, nie na wiele się zdało.
— Ale ja, jak zresztą mówiłem, mam jeszcze kilka sposobów na takich jak ty. Bardzo fajnych sposobów. Przekonasz się niedługo.
Yakushi próbował poluźnić jakoś palce ściskające go za szyję i blokujące dostęp powietrza. Chciał kopnąć tego drania i zwiać, ale nie mógł tego zrobić — mężczyzna znajdował się za jego plecami, a wycelowanie mocnego kopniaka w takim położeniu było praktycznie niemożliwe. Orochimaru tylko docisnął jego głowę do blatu biurka i uśmiechnął się drapieżnie.
— Podoba ci się, Wallace? Dasz się udusić, tylko po to, żeby nie pisnąć ani słówka o tym, co tutaj robisz? Taki ładny chłopak, a taki głupi — zacmokał zdegustowany i zwolnił uchwyt. Na szyi Kabuto pojawiły się czerwone ślady po zaciśniętych mocno palcach. Kabuto opadł na kolana obok mebla i zacharczał, otwierając szeroko usta i próbując złapać powietrze.
Kaszel chwilowo zawładnął jego ciałem — kaszlał tak spazmatycznie, że myślał, że niedługo wypluje swoje płuca na błyszczące, najwyraźniej pastowane niedawno buty Orochimaru. Buty, które stały do tej pory jakieś półtora metra przed klęczącym i próbującym wyrównać oddech Kabuto, ze stukotem obcasów po podłodze podeszły bliżej chłopaka. Orochimaru nagle złapał czerwony krawat Kabuto i podciągnął jego głowę; ponownie ich spojrzenia się spotkały — jedno z nich było wyraźnie rozbawione całą sytuacją.
— Cały się spłakałeś, mój drogi — stwierdził. — Jesteś o tysiąc lat za młody, żeby mierzyć się ze mną, Wallace. Nie każda firma robiąca kluski jest w S&P 500, nie każdy właściciel takiej firmy ma kasy jak lodu i nie każdy może sobie pozwolić na to, na co pozwalam sobie ja. — Kciukiem potarł śliski materiał krawata, a potem pociągnął go jeszcze mocniej. Kabuto trochę oszołomiony nawet nie próbował zrobić coś więcej, niż parsknąć coś niewyraźnego, co miało służyć jako odpowiedź. Najlepiej taka sarkastyczna.
— Mógłbym cię teraz udusić twoim własnym krawatem, chłopaczku, a ty byś nawet nie pisnął. Tylko nie wiem, czy nie byłoby to zwykłe marnotrawstwo.
Ach, gdyby tylko spojrzenie mogło nagle stać się laserem i zabijać wszelkich draniów, którzy patrzą się na Kabuto z góry i ględzą, jacy to oni świetni nie są!
Jesteś w moim typie, Wallace. Zanim cię zabiję, równie dobrze mogę cię najpierw przelecieć. Chyba nie robi ci to wielkiej różnicy, nie?
— Będę krzyczeć.
— Niewątpliwie będziesz, jestem świetnym kochankiem, mój drogi.
— Chyba kpisz.
— Wallace, myślisz, że ktoś cię usłyszy przy tej muzyce grającej na dole? Naprawdę tak, myślisz? Gratuluję inteligencji.  
Kabuto prychnął:
— Nie przyjmuję komplementów od takich łajdaków jak ty.
— Nie musisz, Wallace, obejdę się bez miłych słówek i uśmiechów.
— Wal się, pojebie.  
Cios w szczękę był mocny i nawet jakby Kabuto chciał go rozłożyć na części pierwsze, nie znalazłby tam ani fragmentu, który nie byłby nacechowany czystą, jakby wydestylowaną nienawiścią. Z kącika jego ust popłynęła krew, chyba zgrzytające o siebie zęby rozcięły mu kawałek policzka.
— To nie dotyczy ciebie, Wallace. Kolejny taki numer i zaboli bardziej. Dużo, dużo bardziej. Tak bardzo, że nie będziesz w stanie powiedzieć nic; że zapomnisz, jak się myśli; że twoim jedynym pragnieniem będzie tylko śmierć, jak najszybsza, jak…  
Kabuto splunął. Chciał trafić wyżej, ale przez to, że klęczał na kolanach, różowawa, zmieszana z krwią ślina wylądowała tylko na białej kamizelce Orochimaru. Usta mężczyzny zamknęły się z cichym, ale złowieszczym kłapnięciem; przynajmniej ten monolog wariata już nie dzwonił w uszach Yakushiego.
— Ty gnoju! — Silne pociągnięcie za krawat i chwyt za włosy. — Sam się o to, kurwa, prosisz!!!
Orochimaru schwycił pewniej jedwabiste, szarawe włosy Kabuto, uśmiechnął się upiornie i walnął głową chłopaka o swoje kolano. I jeszcze raz, i jeszcze, i… Kabuto krzyczał, a przynajmniej to przypominały stłumione kwiki wydobywające się z jego trzewi; z każdym spotkaniem z nogą mężczyzny jego nos cierpiał coraz bardziej — to że był złamany, było już pewne, jak tylko po raz pierwszy rozgniótł mu się na rzepce Orochimaru i krótkie chrupniecie rozpaliło wszystkie nerwy w ciele Kabuto do białości. Każde kolejne uderzenie mogło tylko sprawić, że nos (albo też to, co z niego jeszcze zostało) albo odpadnie, albo przemieści się gdzieś na czoło.
— To co? — zapytał w końcu Orochimaru, gdy już znudziło mu się nawalanie Kabuto albo gdy plama na nogawce jego jasnego garnituru zrobiła się tak wielka i czerwona, że nawet on musiał na to jakoś zareagować. — Teraz lepiej?
Ale Kabuto raczej nie mógł teraz udzielić odpowiedzi. Patrzył się oszołomiony bólem i wypitym wcześniej alkoholem, a gęsta krew wypływała mu z nosa, bąbelkując przy nozdrzach z każdą próbą wydechu. Pół twarzy usmarowane było lepką, krzepnącą powoli czerwienią. Orochimaru zwolnił uścisk na włosach Yakushiego, a ten tak zwyczajnie upadł do przodu, twarzą w wypolerowane na wysoki połysk buty Orochimaru.
— Kurwa pięknie – rzekł Orochimaru, poruszając nogą tak, żeby spojrzeć na twarz chłopaka. Napotkał szklane spojrzenie ciemnych oczu. — Zabiłem gościa i ujebałem garnitur. Najwyraźniej mam dzisiaj pecha.
Pecha, tak? Stwierdzenie to zapewne zdenerwowałoby Kabuto, gdyby aktualnie miał jakąkolwiek okazję do protestu (rzecz jasna nie miał) — to w końcu dla niego ten dzisiejszy dzień okazał się być ultrapechowym. Co by nie powiedzieć — było dopiero kwadrans po szóstej, dzień się jeszcze nie skończył. Ma jeszcze trochę czasu, żeby pokazać, jak bardzo pechowy i jak okropny dla Yakushiego będzie to dzień…
Pod warunkiem, że Orochimaru go nie zabił, oczywiście.
* S&P 500 – w skład tego indeksu wchodzi 500 firm o największej kapitalizacji na nowojorskiej giełdzie – mowa o takich gigantach jak Apple, Coca Cola, Nike etc.. Orochimaru obraca się w doborowym towarzystwie, nie ma co ;)

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    O mechalice, a jednak napisałaś! Tylko że mówiłaś mi że wychodzi ci z tego bezczelna parodia, a nie takie coś! Biedny Kabuto, aż mu wspólczuję, że Oro go tak zlał.... To z waleniem o kolano, to już od ciebie słyszałam nie raz XD Tylko że w innym konteksćie, nie? ;P Ale za to widzę, że opisanie Oro-sadysty mnie nie ominie ^^

    ~kasica, 2010-10-10 20:53
    @
    To nie widać, że to bezczelna parodia wszelkich tajnych agentów? xD Popatrz na zachowanie Kabuto ;P Przynajmneij na razie Oro nieźle radzi sobie jako szwarccharakter, ale poczekaj na 3 rozdział ;P

    Ejj, ale nie musiałaś tego pisać! >.<

    I tak, Oro-sadysta (przynajmniej z grubsza xD) Cię nie ominie ^o^

    Kiss ;**
    mechalice

    ~mechalice, 2010-10-10 21:31
    @
    Nie widac xD Na razie taki mhrok ci wychodzi... A Kabuto na agenta się nadaje. Tylko jak sobie pomyslę, że Kabuto to ten najlepszy, to chyba wole nie wiedziec, jaki jest najgorszy ;P

    E tam - a niby ktoś oprócz ciebie czyta nasze komencikowe rozmowy? Ja watpię ;)

    Hurra! Juz sobie zaczynam ostrzyć ząbki ;D

    ~kasica, 2010-10-11 13:57
    @
    Ja czytam ^w^ I nie wiedziałam, że z mechalice taka sadystka jest. Ale podoba mi się ;p

    ~Karo, 2010-10-12 15:22
    Ja? Sadystka? No co Wyy! xD Ja jestem miła, grzeczna i w ogóle. I nawet w wolontariacie robię ;P
    (Ale Kabuto i tak zostanie wymęczony xD)

    ~mechalice, 2010-10-12 17:38
    @
    Jaaasne xD [Ej, bo się nie pytałam - to ile w końcu mieliście na Podziel się posiłkiem?]

    ~kasica, 2010-10-12 23:08
    @
    Prawie dwie i pół tony ^^ O wiele więcej, niż w takim trochę mniejszym od mojego miasteczka Kole ;D

    ~mechalice, 2010-10-14 20:14

    Aluś, dawaj nową notkę! ;D

    ~kasica, 2010-10-16 01:31
    @
    Aluś (mrrr, jak Ty do mnie ładnie mówisz ;3) doda, jak tylko uzna, że notka jest wyczerpująca. Jutro mam spr z matmy, więc się jednak nie nastawiaj na termin dzisiejszy - w następnym tygodniu owszem ;)
    Całusy,
    Aluś ;*

    ~mechalice, 2010-10-17 10:47

    Niezła parodia filmów szpiegowskich i sensacyjnych :P

    ~Zura, 2010-10-22 11:02

    Heeeeeeeeeej! Co z nową notką???

    ~Karo, 2010-10-23 13:00
    @
    Tak jakby jest w drodze ;P

    ~mechalice, 2010-10-23 13:27

    Wow ja chcę jeszcze" i jeszcze i jeszcze"!!!

    ~NIEzNAJOMA, 2010-10-23 14:09

    OdpowiedzUsuń