Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

wtorek, 22 czerwca 2010

"Lodowy błękit" Rozdział 3 (SasuSui)

Rozdział 3     
            Herbata w kubku w końcu wystygła, ale chłodny płyn ani trochę nie złagodził dziwnego słonego posmaku, który czułem w gardle jako jakąś wielką gulę. Nieważne ile razy przełykałem herbatę, to coś zniknąć nie chciało i wciąż siedziało tam wewnątrz i miało się najwyraźniej (cholera tego mać!) wyśmienicie. Ale ja mimo to nadal pogrążałem się w tym małym bagienku melancholii. Małym, ale dość głębokim i wystarczająco kleistym, żeby kurczowo trzymać mnie za krtań i nie chcieć puścić.
Ale masowa produkcja czarnych scenariuszy nie sprawi, że coś się samo zrobi. Jak tylko Sasuke przyjdzie, powiem mu wszystko, a potem najlepiej jak położę się spać. Jeśli zasnę wystarczająco szybko, może nie zdążę usłyszeć jak Sasuke i Karin…
            Kubek niedelikatnie wylądował w zlewie, a ja pojawiłem się na już zbyt dobrze mi znanym korytarzu. Możliwe, że obszedłem go jakiś tysiąc razy — od okna do drzwi wejściowych, od drzwi do okna, od okna… — zastanawiając się, od czego tak w sumie powinienem zacząć. Bo nie wyglądało na to, że drzwi nagle się otworzą i Sasuke w stroju świętego Mikołaja wpadnie przez nie z kolędą o tannenbaumach na ustach. Ze wszystkimi innymi mógłby wpadać, w sumie dlaczego nie…
Z czystej ciekawości zajrzałem do pokoju Sasuke.
Pomieszczenie wydawało się być takie klinicznie uporządkowane, bo i Uchiha chyba nawet do niego nie wszedł. Jedynie plecak na dużym łóżku o jasnych prześcieradłach odznaczał się tak bardzo, jak zwykle skóra Sasuke kontrastowała z jego czarnymi włosami. No tylko że plecak był szkarłatny. Khm, jak sharingan zapewne.
Klamka zaskrzypiała w mojej dłoni.
Nie ma go, jeszcze nie wrócił. Ale to przecież tylko dwie godziny na tym nieludzkim mrozie za otwartym oknem, no przecież jeszcze nie…
            Zawahałem się na progu — niby po co miałbym tutaj wejść? Wszystko, co znajdowało się w pokoju, było widoczne gołym okiem — dodatkowych badań potwierdzających jego bezludność robić nie musiałem. Wątpiłem też w to, że Sasuke mógł jakoś po cichutku powrócić do domku i schować się w szafie — nawet jeśli ta szafa była na tyle duża, żeby pomieścić tam swobodnie wyprostowanego Juugo. Nie, nawet nie próbujmy udawać idiotów — w środku nie znalazłbym nic ponad kilka plastikowych wieszaków i przydziałowej odrobinki kurzu na dnie.
Nie wszedłem.
            W łazience, myjąc zęby mdlącą pasta miętową, odkryłem w lustrze, że mam strasznie popuchnięte oczy. Nie wyglądały zbyt elegancko — wykrzywiłem nieładnie usta; ostre zęby błysnęły. Kilkakrotnie przemyłem twarz zimną wodą, jakby to miało w czymś pomóc — ale raczej nic nie dało. Powieki nadal były zaczerwienione, a umysł nie stał się nagle cudownie białą, niezapisaną kartą — dziwne, cholernie wnerwiające myśli chodziły mi po głowie, a woda kapała mi z czubka nosa.
            Czy gdybym nie zaczął ględzić tamtych głupot, leżelibyśmy teraz  razem w jego łóżku? Czy gdybym nie mówił nic, poszlibyśmy dalej?
Głupie pytanie, na serio.
Najpierw zrzuciłbym z niego koszulę i spodnie i rzucił na te jego śnieżnobiałe prześcieradła, strącając plecak na podłogę. Plecak pewnie rozpiąłby się, burząc ten przecudny porządek w pokoju swoją wybebeszoną osobą, ale ja bym się nie przejął niczym — po prostu całowałbym go całego. Jego usta stałyby się krwiście czerwone, szyja nagle cudownie wrażliwa. Czułbym jego ręce na moim ciele, smak na języku…
Ścisnąłem tubkę z pastą, tak że niewielka jej porcja ozdobiła umywalkę — poczułem, że jak zaraz nie zrobię czegoś z tym, co mam w spodniach, zwariuję szybko i efektywnie.  Tubka rzucona do zlewu, spodnie spuszczone do kostek, zdziwiona twarz odbijająca się w lustrze na tle niebieskich kafelków — czemu Sasuke? Czy nie mógłbym…?
… zjechałbym niżej na brzuch, zostawiając mokre ślady na jego klatce piersiowej. Potem ugryzłbym go w wewnętrzną stronę uda. Mocno, zostawiając na nim ślady moich zębów. Tak mocno, aby krzyknął wystarczająco głośno, by…
…by to cholerne lustro przede mną pękło. Odsłaniało zdecydowanie zbyt dużo, ukazując mi moją własną pełną emocji twarz, rozchylone w jęku usta. Krew mimo woli napływała do policzków, malując na kościach policzkowych różowawe rumieńce, ale tak serio, krew napływała przede wszystkim do części znajdującej się nieco niżej.
Mój rosnący problem w slipach w ciasnym uchwycie dłoni — zimnymi, nieprzyjemnymi palcami.
Oddałby mi się, jak zawsze do tej pory, bez zbędnych ceregieli. Jego mocne uda objęłyby mnie bardziej, wszedłbym głębiej, do końca, prowokując jęk Sasuke. On ma taki ładny głos, taki piękny, gotujący krew w żyłach krzyk.
dalej, szybciej! — jeszcze chwila!
            Zadygotałem na granatowym dywaniku łazienkowym. Jedną ręką przytrzymałem się umywalki, druga, ta o niebo ważniejsza w tej chwili, przesunęła się szybko po całej długości penisa i przekręciła mocno nadgarstek.
— Sasuke!...
            Zacisnąłem zęby — nie chciałem krzyczeć, na pewno nie. Jeszcze ta zołza przypełzłaby tutaj i zastała w tej krępującej sytuacji z erekcją w dłoniach, białawą plamą spływającą wolno z błękitu płytek i jękiem tłumionym pięścią zapapraną pastą.
            Zogniskowałem wzrok na sobie naprzeciwko — miałem w oczach coś takiego, za co najchętniej bym się zabił albo przynajmniej walnął głową o ścianę tak mocno, że dostałbym amnezji pourazowej.
Wychodzi na, że to musi być akurat Sasuke — Sasuke którego widmo jak na złość nie chciało odbić się w lustrze, pokazując jedynie mnie samego. Mnie z miętową plamą na policzku otoczonego lodowatym błękitem bezlitośnie napierających na mnie ścian łazienki.
Byłem sam; czułem się beznadziejnie.
            Cichutko wyszedłem z pomieszczenia; kliknięcie wyłącznika światła zabrzmiało jak trzaśnięcie batem. Gdy moje łóżko zaskrzypiało w moim i Juugo pokoju, było już po czwartej.
Chciałem, żeby Sasuke już wrócił. I  żeby nie zamarzł gdzieś tam daleko, daleko w tym innym śnieżnym świecie za okienną szybą.
Chociaż, może wtedy jakoś odnalazłbym go w spożywczaku w dziale z mrożonkami. Byłby mój — zapłaciłbym za niego i miał rachunek z wydrukowaną jakąś kwotą.
Ech, gdyby to było takie proste, pomyślałem, przekręcając się na drugi bok. Gdyby mnie było na niego stać…
***
Obudziłem trochę otumaniony, bardzo zmęczony z bolącym ramieniem, które dziwnie wygięte leżało za moją głową nieprzykryte pościelą podczas snu. Wydawało mi się, że spałem może niecałe dwie, trzy godziny, mając sen, w którym (wiem na pewno) było lato i byłem z Sasuke gdzieś nad jeziorem, i było mi tam dobrze.
Zegarek Juugo, który leżał na jego szafce nocnej powiedział mi jednak coś innego. Zgodnie z jego cyfrową tarczą była godzina dwunasta, minut siedemnaście, sekund trzydzieści osiem, dziewięć…
Nieźle, spałem tyle czasu, a czuję się jakby ktoś na mnie przeprowadzał jakieś męczące doświadczenia naukowe albo, nawet lepiej, wiwisekcję. I że też nikt jeszcze nie przyszedł i nie zaczął się pruć o moje gnicie w wyrze do pierwszej. Dziwne.
Odrzuciłem zegarek z powrotem na szafkę, a sam ponownie walnąłem się na łóżko, zatapiając głowę w cudownie miękkiej poduszce.
Wczoraj… O matko, onanizowałem się, myśląc o Sasuke. Pierwszy raz zrobiłem to, myśląc o kimś konkretnym i tym kimś okazał się być akurat Sasuke. Facet, który tylko po to, żeby się ze mną nie spotkać, nie wrócił na noc. Kurwa,  nawet jakbym chciał, nie potrafiłbym stworzyć gorszej dla mnie sytuacji.
Sasuke!
Jasna cholera, przecież jest już tak późno, on na pewno, na pewno już wrócił! Bogowie, gdybym był tylko bardziej wierzący, pomodliłbym się, prosząc o pomyślność! A tak pozostało mi liczyć tylko na moje własne szczęście, moją własną głupotę i to, że jakoś uda się to posklejać. Bo tak naprawdę wcale nie chcę, żeby Karin miała możliwość uwiedzenia Uchihy, kiedy to ja pragnę to zrobić. Kiedy to ja chcę mieć go blisko siebie.
I nie zgodzę się z niczym, co wymyśliłem wczoraj — miałem cholerną rację. To nie ja zrobiłem błąd, to nie ja zrobiłem ten fałszywy krok. Ale ja spróbuję go naprawić i wszystko już będzie okej. Tak naprawdę okej, bez żadnych ukrytych zgrzytów.
Zarzuciwszy na siebie jakiś będący wyposażeniem domku szlafrok (który wyglądał na nieco zbyt mały), wypadłem na korytarz. Ale później pomyślałem, że jednak pasowałoby się ubrać — lepiej wpaść tam w dobrym stylu, nie?
Kroki skierowane do kuchni były pewne i sprężyste, już nic mnie nie dławiło w gardle. Miałem cel, pozostało mi tylko go osiągnąć.
Drzwi odrzucone silnym pchnięciem, trzasnęły o stojącą w kąciku lodówkę;  poły rozwiązującego się szlafroka (który w pośpiechu musiałem jeszcze dodatkowo na siebie narzucić) powiewały za mną, gdy w szybkim tempie dopadłem do radia, zmieniając kanał — niemieckim kolędom mówimy „nie”!  
Obróciłem się do stołu, zastając typową śniadaniową scenkę — Juugo w spokoju przeżuwający skórkę od chleba gapił się na mnie i kontemplował mój szlafrok; Karin z tikiem nakazującym jej trzepanie rzęsami, próbowała nakarmić Uchihę żółtą, galaretowatą substancją, która w jej słowniku pewnie określana była mianem jajecznicy. No a Sasuke sączył herbatę, nie zwracając na nic uwagi.
Albo raczej starając się nie zwracać.
Spójrz, jestem przed tobą.
Spójrz, do cholery!
Gitara elektryczna zapiszczała jak mysz w agonii, kiedy wokalista szczeknął coś w tle i zaczął krzyczeć w manierze typowej dla thrashu.
— Kaczuszki — przywitał się Juugo, podziwiając wzorki mojego najwyraźniej dziecięcego szlafroka.
— Pieprzyć kaczuszki — rzekłem szybko, stając prosto przed Sasuke. Kątem oka zauważyłem jak uśmiech Juugo poszerza się, o matulu! Właśnie się dowiedziałem, jak wygląda twarz szczęśliwego zbola.
— Sasuke, będziemy teraz rozmawiać. Wytłumaczę ci wszystko, co chcesz. Wytłumaczę ci nawet to, czego nie chcesz, ale porozmawiamy.
— Będziemy rozmawiać za chwilę. Mamy kilka rzeczy do zrobienia i dopóki się za nie nie weźmiemy, nie chcę nikogo rozpraszać.
— Teraz — powiedziałem twardo, uderzając pięścią o stół. Herbata zafalowała gwałtownie w jego szklance. — Co ci szkodzi wyjść ze mną na chwilę i usłyszeć to, co mam ci do powiedzenia?
— Dopóki to ja tutaj jestem liderem, ja decyduję. Powtórzę, nie chcę nikogo niczym rozpraszać. Nie teraz.
— Nie obchodzi mnie ani to rozpraszanie, ani to że jesteś liderem naszej pieprzonej drużyny! Obchodzisz mnie ty, nie twoja cholerna pozycja, rozumiesz?
— Daj se siana, Suigetsu — wtrąciła się Karin, z irytacją grzebiąc widelcem w przypalonej brei, której nie chciał zjeść Uchiha. — Włazisz tutaj jak oddział szturmowy, walisz w radio, jakby ci zrobiło wielką krzywdę i wydzierasz się na Sasuke, targając go za koszulę! Opanuj się no, nie moja wina, że twoje marzenia o sado-maso  nie mogą się spełnić, bo w korytarzu nie ma kaloryfera. Przykro mi.
— Sprawdzałaś? No taak i kto tu mówi o dziwnych marzeniach… — odparowałem, rzucając szlafrok na pobliskie krzesło. Było mi w nim za gorąco. — Myślałaś nad kupnem kajdanek, czy wystarczyłby ci zwykły kabel?
— Kabel? — podjął Sasuke, szybko zmieniając temat. — Masz jakieś głupie pomysły, Karin? Zanim to wyewoluuje w coś gorszego, ustalam rzeczy do zrobienia. Pani Inoue mówiła coś o cieście z tego jej przepisu i jeszcze trzeba przynieść skądś choinkę. Bombki mamy, wystarczy je potem powiesić i wszystko będzie w porządku. Ja i Juugo zajmiemy się choinką. Suigetsu nie lubi mrozu, więc weźmie się za ciasto razem z tobą, Karin.
Czy przez przypadek Sasuke bawił się chidori w wodzie i prąd go popieścił? Karin i ja mamy zrobić coś razem?! Cokolwiek Sasuke nie wymyśli, jak i tak z nim, kurna, pogadam. Mogę mu to nawet teraz wykrzyczeć w twarz, bo ja mu nie pozwolę po raz kolejny tak po prostu sobie pójść.
— Hm, Karin, nie sądzisz, że jesteś trochę za blisko? — powiedział jeszcze Sasuke. — Przestrzeń osobista każdego człowieka wynosi około metra, a nawet bez miary mogę stwierdzić, że pomyliłaś się o dobre dziewięćdziesiąt centymetrów.
— Ja z Suigetsu, tak? — powtórzyła Karin, odsuwając się trochę od Sasuke. — Czy widziałeś może gdzie jest mąka? Na najwyższej półce! Przecież ja tego nie sięgnę nooo, potrzebuję pomocy mężczyzny z prawdziwego zdarzenia.
— Jeśli ci to nie odpowiada, to pójdziesz z Juugo do lasu ściąć świerk, a ja sam zajmę się ciastem. Las jest około dwóch kilometrów na zachód, powinniście trafić nawet bez mapy. Żadnych protestów, ruszać.
Karin warknęła coś, co raczej nigdy nie zostałoby wydrukowane w książkach dla młodzieży, i wytargawszy Juugo z rozanielonym uśmieszkiem na twarzy z kuchni, trzasnęła drzwiami. W dłoni gniótł zadrukowaną w kaczuszki frotę.
Sasuke odłączył radio od kontaktu, podłączając tam mikser. Wrzucił rozmięknięte masło ze stołu do miski i wsypał szklankę cukru; zdziwiłem się, że trzęsły mu się ręce — rozsypał nieco cukru na blacie.
— Mów. Teraz mamy czas, mów. — Nastawił piekarnik i włączył mikser, opierając się o oparcie krzesła.
— Nie chcę, żebyś był z Karin, nienawidzę jej — powiedziałem, nie bawiąc się ukrywanie czegokolwiek. Wymieszałem mąkę, kakao i jakieś przyprawy o dziwnych nazwach wymienionych na kartce. — Chcę żebyś był ze mną. Chcę, naprawdę chcę, żebyś mi powiedział, że  nie mam o co być zazdrosny. I nawet jeśli znowu mi przypieprzysz, ja i tak to powiem.
Sasuke, ja… bo widzisz, nawet mi się śniłeś dzisiaj w nocy. I martwiłem się o ciebie wczoraj, i uświadomiłem sobie, że ja ciebie na serio pragnę. Ja myślę, że to… Że ty z jednej strony będziesz pieprzyć się ze mną, a z drugiej będziesz bzykał Karin, to mnie… No, nie zadowala w ogóle.
— Słyszałem cię w łazience. Wróciłem w nocy i trafiłem akurat, żeby usłyszeć.
— Mogłeś powiedzieć, że jesteś. Nie martwiłbym się wtedy, czy czasem gdzieś nie zamienisz się w mrożonkę.
— A co miałem ci powiedzieć?! Że uciekłem, bo nie miałem pojęcia co zrobić? Że zareagowałem tak, a nie inaczej, bo nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji?
Sasuke odwrócił twarz, spoglądając tylko na wirujące mieszaki.
— Wczoraj masturbowałeś się i myślałeś o mnie?
— Ja… tak.
Chciałem zobaczyć jego twarz, chciałem wiedzieć wcześniej, niż usłyszę jego wypowiedź. Och, czemu Matka Natura poskąpiła mi umiejętności przepowiadania przyszłości?!
— Wiesz, to wszystko jest całkiem zabawne — rzekł po chwili Sasuke, w zamyśleniu oblizując łyżeczkę. — Kompletnie nie wiem, czemu wymyśliłeś sobie, że lecę na Karin, skoro ja nawet nie lubię kobiet.
— Nie? W ogóle nie? — Złocisty gęsty miód na jego ustach… O matko, jak w tamtej chwili chciałem go pocałować. Pocałować i spróbować, jak smakuje ten miód na nim, na jego ustach…
— W ogóle nie. Myślisz, że jakiś normalny facet przepuściłby jakiejkolwiek w miarę ładnej kobiecie, która praktycznie sama wskakuje mu do łóżka?
— Nazwać ją kobietą, to chyba przesada. Ładną to oksymoron.
Przesypałem mąkę do pracującego miksera, gdy czekałem z niecierpliwością na odpowiedź Sasuke. Sasuke, który nadal patrząc się w jakiś nieokreślony punkt, po prostu oblizywał łyżeczkę. Przyznam, to było bardzo prowokujące…
— Dlatego też nie rozumiem, skąd wytrzasnąłeś to, że ja wolałbym ją. Ale chyba nigdy nie dałem tego jakoś jasno do zrozumienia. Nie chciałem rozpieprzać stosunków w drużynie, nagle wyskakując z tym, że jestem gejem. Gdyby Karin to wiedziała, zostawiłaby nas, a innego medyka o takich umiejętnościach chyba nie zdołałbym znaleźć. Skoro tego nie wiedziałeś, mogłeś być zazdrosny, chociaż nadal wydaje mi się to całkiem absurdalne.
— Czyli ty…?
— Myślę, że ja też. Że ja też pragnę ciebie, nie Karin, nie Juugo, a ciebie, Suigetsu. Tylko nie każ mi mówić dalej, bo nie wiem, co powinienem więcej powiedzieć. — Forma z piernikiem została zamknięta w piekielnie gorącym piecu. — I przepraszam za wczoraj. Nie chciałem tak mocno cię walnąć, naprawdę. Jeszcze boli?
— Tylko trochę — skrzywiłem się. — Ale to nic, co samo nie przejdzie.
— To dobrze.
— Pocałuj mnie, Sasuke — powiedziałem, ściszając głos, chociaż miałem ochotę krzyczeć z buzującej wewnątrz mnie radości. — Zamknij oczy i pocałuj mnie.
— To rozkaz, czy prośba? — zapytał przekornie.
— Co tylko chcesz…
Sasuke odbił się od mebli i jakoś po prostu znalazł się przy mnie. Jego szczupłe policzki dotknęły moich własnych, a dłoń przesunęła się między włosami na karku. Zamknąłem oczy, czułem jak jego ruchy są dziwnie niezręczne, takie jakich nigdy bym się nie spodziewał po zawsze zdecydowanym i przygotowanym na wszystko Sasuke. Zanim jego nagle drżące wargi przytknął do moich, stuknęliśmy się nosami. Ale to nie miało żadnego znaczenia, nie teraz, nie… nigdy…
Miód na jego ustach był cudownie słodki, a dzięki jego językowi pocałunek z tego nieśmiałego dotknięcia, zamienił się w coś gorącego i bardzo, bardzo  namiętnego. Ugryzł mnie lekko w język, wydobywając jęk gdzieś z głębi mnie. Usta odsunęły się od siebie, a potem złączyły raz jeszcze, i znowu, i znowu…
Kiedy oderwałem się od niego, widziałem tylko prawie idealnie czarne tęczówki, które wspaniale błyszczały. Usta Sasuke przesunęły się po żuchwie i opadły na szyję. Moje ręce oparte o blat stołu zadrżały.
— Co robisz…?
— Całuję cię… Chyba już nie wytrzymam.
Sweter magicznie zniknął z mojego torsu, zamek błyskawiczny przy spodniach rozpiął się z niezwykle głośnym, w tej ciszy przerywanej naszymi oddechami, zgrzytem. Usta nadal kąsające moją szyję, palce przesuwające się po czarnym materiale slipek; na mojej męskości.
— Ja… też — jęknąłem, gdy zęby Sasuke podrażniły mój sutek. Złapałem go mocniej za kark, naprzemiennie liżąc i ssąc jego dolną wargę, która właśnie nabierała tego cudnego odcienia czerwieni.
To co, Sasuke? Na ścianie, na stole… na podłodze?...
Nie… chwila, czekaj… na stole?...
— Mmmh…?! — Nie mogłem wyartykułować niczego ponad zaskoczone mruknięcie, które przy wykorzystaniu jakiegoś słownika mruknięć, mogłoby zostać przetłumaczone jako: „Na stole? Mnie?! Czy ciebie pojeee-”. W każdym razie, Sasuke nie tego nie zrozumiał.
Cukier przyklejający się do pleców, mąka, której odrobinka przyległa do moich ud, gdy Sasuke walnął mnie na stołowy blat, dociskając swoimi ustami, żebym nie mógł wyrazić protestu względem… Bo to chyba zmierza do czegoś dziwnego…
— Czekaj… a Karin, jak ona tutaj…
— Las jest na wschód i nie dwa, a prawie cztery kilometry, mamy… strasznie dużo czasu… — Jego jasna koszula została porzucona gdzieś w okolicach lodówki, jak zdążyłem jeszcze w miarę przytomnie zauważyć.
— A jak ciasto się… przypali?
Sasuke nagle przerwał całowanie i zamiast niego zaczął gładzić mocnymi ruchami moje nagle nagie uda. Dżinsy leżały pod stołem, w sumie niedziwne.
— Nie chcesz?
— Ja… nie sądzę, żebym kiedykolwiek był po tej… po tej drugiej stronie.
— Och — zmieszał się lekko Sasuke — ale to nie szkodzi, jak chcesz mogę być delikatny, możemy iść do łóżka…
— To nie…? Znaczy, czy nie moglibyśmy tak jak zwykle?
— Byłoby nudno — stwierdził Sasuke, zamykając mi usta krótkim pocałunkiem. — Twój tyłek jest już ze mną umówiony, a niedobrze by było, gdyby coś tak fajnego — uszczypnął mnie lekko w prawy pośladek — marnowało się nieużywane, nie uważasz?
Nie uważałem, ale nie miałem za bardzo możliwości zaprotestowania.
***
            Usta i język Sasuke przesuwały się po moich łopatkach i kręgosłupie — po każdym wyczuwalnym pod skórą kręgu — wyrywając mojego gardła coraz to nowe westchnienia i jęki. Sasuke popchnął mnie na poduszki jego łóżka, zimna powłoczka przyjemnie łagodziła moje rozgorączkowane policzki. Jego usta przyszpiliły mnie do prześcieradeł, żebym sobie czasem nie poszedł.
Wcale nawet… nie chciałem. Mogłem się w sumie pogodzić z tym, że dzisiaj… O bogowie, dzisiaj…
            Ale niespodziewanie Sasuke odsunął się i przestał robić cokolwiek. Spojrzałem się na niego z chyba najgłupszym wyrazem zaskoczenia na twarzy, jaki można sobie wyobrazić. Sasuke siedzący między moimi nogami, miał w rękach tubkę czegoś; tubka była ładnie przewiązana czerwoną wstążeczką, a mnie wcale nie zdało się to głupie.
            — Kupiłem ci krem do rąk — powiedział Sasuke, wbijając paznokcie jednej z dłoni w moje udo. Mięśnie zagrały pod jego sunącymi jego wewnętrzną stroną palcami. — Miałem ci go dać później jako prezent, ale czy może mógłbym go…
            — Dawaj, kremu nie jest mi żal — powiedziałem przez zaciśnięte zęby i opadłem na poduszki. Ale jedynie ręka Sasuke musnęła mój bok — od pachy dużo, dużo niżej, bardzo… hmm... powoli.
…co on do cholery robi?
            — Co?...
            — Patrzę na ciebie; na to jak czekasz na mnie. Jak drżysz pod moimi palcami, jak leżysz i czekasz na mnie… — Ugryzł mnie w nogę, nieco powyżej kolana i odkręcił tubkę. — Nie wiesz, jak to podnieca, Suigetsu.
Jego już śliskie ręce przesunęły się po mnie, zahaczając o kości biodrowe i pieszcząc pulsującą erekcję. Sunące po moim tyłku; poczułem jego palce napierające na miejsce, które jeszcze nigdy nie było przez nikogo dotykane… I nigdy nawet sobie nie wyobrażałem, że będzie dotykane właśnie w taki sposób i będzie takie… wrażliwe.
— I jak?
— …dziwnie — powiedziałem, walcząc z krótkimi oddechami, które razem z jękami i westchnieniami całkowicie zdominowały moje sposoby na komunikację.
Wsunął je nieco głębiej, rozciągane mięśnie trochę zapiekły. Ale zanim byłem w stanie skupić się tym odczuciu, ręka Sasuke, dla przeciwwagi ujęła mojego penisa, wzbudzając gorące iskierki przyjemności, wędrujące po całym moim kręgosłupie.
— Mam przestać?
Pokręciłem głową.
Teraz już za późno, czy on o tym nie wie? Czy tego, kurwa, po prostu nie widać? Pod jego dłońmi byłem gotów zamienić się w skołowany kawał mięśni, reagujących na niezwykle przyjemne bodźce. Byłem gotów się roztopić…
— Dawaj… Czy może chcesz, żebym… zapuścił tutaj korzenie?
— Dobrze — powiedział Sasuke, całując mnie za uchem i wyciągając ze mnie palce. Mały uśmiech ozdobił jego twarz, gdy na dłoń wycisnął sobie więcej kremu. — Trochę wyżej biodra.
Zacisnąłem powieki, a Sasuke chwilę później podciągnął moje nogi i zająwszy odpowiednią pozycję, wziął mnie.
Krzyknąłem, ale usta Sasuke zamknęły mnie i tym razem.
— Spokojnie, Suigetsu… nie zapomnij, jak się oddycha.
— Cudowny — sapnął Sasuke. — Taki jak teraz… jesteś absolutnie cudowny. — Rzuciłem mu najlepsze mordercze spojrzenie, na jakie było mnie wtedy stać, ale Sasuke nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi.
Ale w tamtej chwili nie wiedziałem już, co powinienem zrobić — odepchnąć go, uciekając od tego anormalnego uczucia niżej, czy przyciągnąć bliżej, poczuć twardość jego pożądania bardziej… we mnie…
Sasuke ruszył powolnym rytmem, a ja nabrałem kilka głębokich oddechów i jednak zdecydowałem przyciągnąć go bliżej mnie. Uda owinęły się wokół jego bioder, a dłonie złapały za mokry od potu kark — całowałem go, lizałem jego wargi i gryzłem zapamiętale. Krótki stłumiony jęk upewnił mnie w tym, że jemu to też się całkiem podobało.
— Ach, bogowie! Mocniej! — krzyknąłem, na jakieś wyjątkowo silne pchnięcie. Ruch ten sprawił, że coś błysnęło za moimi oczami, a ja miałem chwilową zawiechę. Wariacko przyjemną zawiechę, której chciałem doświadczyć przynajmniej… jeszcze jeden raz.
Sasuke po niedługiej chwili wyraźnie przyspieszył; ciało wygięło się w łuk, krzyk-jęk uwolnił się z mojego gardła. Paznokcie wbiły się w jego łopatki, zęby raz jeszcze ugryzły jego bark, ale zaraz… Sasuke brutalnie przekręcił się, zmieniając pozycję, jego członek wszedł jeszcze dalej… Nadgarstek Uchihy odchylił się mocno w bok, kciuk naparł jednocześnie sam czubek mojego penisa.
Powietrze nagle tak duszne i gorące…
Fale podniecenia nagle spłynęły szybko w dół mego ciała, kumulując się w jądrach. Ja już… zaraz!...
— Sasuke!... — Za oczami miliard wybuchających porażającą bielą gwiazd.
Przed oczami nie widziałem nic, wielką piękną pustkę, wielkie piękne nic-wszystko zamykające się na obejmujących mnie ramionach Sasuke. Jego gardłowy okrzyk, drżący we wszystkich jego mięśniach, w palcach zaciskających się zbyt mocno na moich lędźwiach, oznajmił, że Sasuke także doszedł.
Sasuke pocałował mnie raz jeszcze, leniwym pocałunkiem, zmuszającym do szerokiego otwarcia ust. Było mi przyjemnie, a przynajmniej było dopóki Uchiha był nadal we mnie.
Uczucie nagłego luzu tam,  między pośladkami było — o ile to możliwe — dziwniejsze od jego śliskich palców, badających moje wnętrze. Ale w gruncie rzeczy wcale nie bolesne, czy strasznie nieprzyjemne, po prostu takie jakieś.
— Podobało ci się? — zapytał, odgarniając kilka kosmyków, które opadły na moją twarz.
Nie odpowiedziałem; puls jeszcze walił ogłuszająco w moich uszach, gdy próbowałem jakoś ogarnąć to wszystko, co się ze mną działo… Wiem tylko, że czułem się niemożliwie, absolutnie szczęśliwy, gdy tak leżałem razem z Sasuke, przylegającym ciasno do moich pleców i jego oddechem, dmuchającym na moje nagie barki.
— Ej chyba nie było tak źle, co?
— Nie było. — Położyłem głowę na jego torsie. Co dziwne po jednym razie czułem całkiem wyczerpany, raczej jakbym brał udział w jakimś maratonie, czy coś.
— Cieszę się.
Byłem wtedy gotowy na coś bardziej jak wyznanie, czy coś właśnie w tym stylu, ale odezwała się wtedy pragmatyczna natura Sasuke (ja sam nie mogłem nie zauważyć, że jego kolana tak idealnie dopasowały się w zgięcia moich nóg) i popsuła cały nastrój.
— Zaraz się piernik spali, idę go wyjąć i przełożyć marmoladą. Chcesz coś z kuchni?
— Chcę iść pod prysznic albo jeszcze z tobą poleżeć.
— Pewnie jakoś się doczołgasz — uciął Sasuke, szukając pod łóżkiem swojej bielizny.  — Ale zawsze możesz poleżeć sam, jakby co wołaj.
— Albo nie — zdecydowałem kilkanaście sekund później. — Możesz mi ukroić ciasta, jestem ciekawy jak ci wyszło.
— Oczywiście smaczne. W gotowaniu też jestem świetny.
— Aha, to przynieś. Kocham cię — dodałem szybko. Kątem oka zauważyłem mały uśmiech na ustach Sasuke, gdy zamykał drzwi.
***
Dużo później przerypałem z Sasuke w szachy, co zapewne było powodem zorganizowania drugiej rundki zabawy w godzinach już dobrze nocnych (oczywiście już bez szachów), zjadłem kawałek trochę przypalonego piernika, po który (gdy tylko został pokrojony) natychmiast zgłosiła się pani Inoue, wychwalając niesamowity talent młodego szefa kuchni awangardowej (że niby Sasuke).
Nie wiem, jaki kit Sasuke wcisnął tej kobiecie, ale ważne, że ona na to poleciała. Noo, ale tą awangardą w tym wypadku chyba był spieczony spód i nierówne przełożenie marmoladą . Mimo wszystko nikomu to nie przeszkadzało, a kobieta była niezwykle zadowolona.
Nawet przemarznięta Karin, która musiała sobie stopy wygrzewać w balii pełnej wrzątku, była jakoś mniej denerwująca niż zwykle, niestety nie mogłem tego powiedzieć o Juugo. Mimo że zachowywał się całkiem normalnie, nie mogłem nie zauważyć jakiegoś dziwnego błysku w jego oczach, gdy tylko pani Inoue pozwoliła mu zatrzymać tamten szlafrok w kaczuszki.
I wszystko byłoby w idealnym porządku, gdyby Sasuke pod pachnącą lasem i zimowym chłodem choinką, nie postanowił przedstawić naszej drużynie swoich planów. A mianowicie:
— Nie będziemy przecież czekać, aż ten śnieg w dolince się roztopi. To trwałoby stanowczo zbyt długo, a o ile mi wiadomo w Akatsuki nie funkcjonuje coś takiego, jak ferie świąteczne. Obejdziemy te góry od południa i…
Hm, wyglądało na to, że najwyraźniej Nowy Rok spędzimy przemierzając jakieś ośnieżone zadupie. Niefajnie, bardzo niefajnie — a w tym domku już zaczęło mi się naprawdę, naprawdę podobać. No cóż…
end.

2 komentarze:

  1. Komentarze przeniesione.

    "Jeest! ;D Jak ty nam długo kazałaś na siebie czekać! Ale ja się cieszę, że nareszcie mam harda ;D i nawet fragment suisasu ^^

    Przynajmniej Karin teraz się zrobiła znośna, może dlatego że jej nie ma XD Ale suigetsu z tym "pieprzyć kaczuszki" i juugo zboczyl mnie rozwaliło XD bez jaj.

    Ale wiesz z czego się cieszę bardziej? ;> Że nie zrobiłaś z Suigetsu zbyt dużego emo, tylko on odważnie idzie stawić czoła sasuke - i że mam happy end! I że sui powiedział "kocham cię" ;3 W ogóle to mi się calosc strasznie podobała, hard w sumie też taki fajny romantyczny wyszedł - no chociaz jak mówilam, wsadź gdzieś kiedyś bondage ;D może być z tym kablem karin ;p
    Całuski for you,
    kasia ;*
    ~kasica, 2010-06-23 00:11"
    @
    "A co do DA to to jest tylko Twoja wina, mecha, to Ty mnie namawiałaś, nie ja Ciebie XD Wiesz że nawet jesli nuty fajne, jak nie czaje tekstu i na mysl o niemieckim robi sie niedobrze, to po prostu sie nie zdecyduje ;p Ale jak ty tam chcesz to sobie badz fanka Beli i Farina, a ja bede czekac na Twoje inne fiki XD Tylko prosze, nie z die arzte, okay? pewnie bym przeczytała, ale bym raczej nic nie zrozumiała XP

    ~kasica, 2010-06-23 00:19"
    @
    "Kasiu, dzięki! ;D *tuli* Naprawdę jest mi strasznie, strasznie miło, że Ci się podoba, kochana! I ten, cieszę się, że się cieszysz XD
    Suigetsu nie jest zbyt dużym emo, bo usuwałam rozdział i pisałam go od nowa XP W poprzedniej wersji było depresji na jakiś metr i trochę ;P Ale hurra, hurra, już nie ma tego tak dużo C:

    Jak przeze mnie? No jak? ;P Ja tylko chcąc Ci polecić fajne piosenki, wpadłam znowu po uszy w uwielbienie dla "Die beste Band der Welt". Fików z DA chyba bym... no nie wiem, może nie bałabym się pisać, ale nie wyszłyby tak fajnie jak te niektóre, które miałam okazję ostatnio przeczytać ;3
    Poza tym jak to "niezrozumiała"? To są opowiadania o członkach punkowego bandu - gdybyś tylko skojarzyła imiona z ich zdjęciami i z instrumentami, na jakich grają zrozumiałabyś wszystko perfekt! Ja Ci to mówię ;D
    No i jak można nie lubić ich tekstów? Są przecudowne! ;)
    Pozdrawiam,
    trochę przeziębiona mechalice

    mechalice, 2010-06-23 12:09"
    @
    "To co ja mam ci napisać? Że się cieszę, że ty się cieszysz, że ja się cieszę? XP

    Tylko to wystarczy? Ty chyba nie wiesz, jaka ja czasem potrafię byc inteligentna inaczej ;p I noo, naprawde, po prostu nie - Niemcy są mało przystojni XD

    A tekst tego rock rendezvous jest fajny o tyle, że wadziłam go sobie w google translate XD "Farin, I want to fu.ck you" XDD
    nareszcie cos z tego rozumiem! ;D

    A patrz, się nie spytałam, jak z Twoja ocenką z geografii?

    ~kasica, 2010-06-24 14:52"
    @
    "Właśnie napisałaś ;)

    I wiem, że niektórzy Niemcy są mało przystojni - mam kolegów z wymiany z Wiesmoor, więc wiem XP Ale to nie znaczy, że nie można znaleźć takiego wyglądającego w porządku :)

    Mnie też się podoba ^^ Dalej jest jeszcze Bela i Rod XD

    Ocenka z gejografii to piąteczka, ale przyznam że chyba bardziej przez molestowanie nauczyciela niż jako wynik mojej wiedzy XP Ale z moich notatek jestem dumna do teraz: " Dziura ozonowa to dziura, która robi się w warstwie ozonowej i to jest złe" XD

    ~mechalice, 2010-06-24 20:41"

    OdpowiedzUsuń
  2. "

    I to jest to, za to cię uwielbiamy! Ale przez ten rozdział ...
    I to jest to, za to cię uwielbiamy! Ale przez ten rozdział chodzi mi po głowie Juugo i kaczuszki... A może faktycznie coś z nim napiszesz? Np. Juugo Kimi albo ... albo nie mam pomysłu na inne. Ale napisz coś z nim, plose *w*

    ~Karo, 2010-06-24 08:48"
    @
    "Yay, niezmiernie się cieszę ;) Moje ego również XD
    No i ten... Spoko, JuugoKimi mogę napisać, w sumie czemu nie ^^ Nie będę się ograniczać XP Ale khm, taki one-shot raczej i... z seksem czy bez seksu? Jak chcesz? ;P
    Ale i tak to najprędzej w lipcu. Muszę teraz się zebrać i trochę tego "Wszechświtu" popisać, bo mi się nieco zakurzył XP
    Buziaki,
    mechalice

    ~mechalice, 2010-06-24 11:15"
    @
    "Czy to SasuSui można nazwać one shotem? Jeśli tak, to poproszę coś takiego. I yaoi!!! Jesteś genialna!

    ~Karo, 2010-07-27 14:00"
    @
    "To one-shotem raczej nie XP Mnie po prostu chodzi o to, że walnę coś, co ma jeden rozdział. Na razie tworzy mi się coś, co robi z Juugo osobę trochę... trochę schizofreniczną.

    Bo coś go kurna dobrze uchwycić nie mogę =_=, dopiero jak uznałam, że jak dołożę trochę dramatu i poeksperymentuję z narracją, to coś wychodzić zaczęło.
    No ale jak się nie spodoba, napisz mi, a postaram się stworzyć coś innego - za drugim razem powinno mi wyjść lepiej ;)

    Ojć, zaraz tam genialna - popadnę w samozachwyt XD No, ale cieszę się, że się Tobie podobało ;*

    I tak jak pisałam wyżej, jakby co - składaj reklamację. Walnę jakiś inny fik;)

    Pozdrawiam,
    mechalice
    PS Poza tym JuugoKimi pojawić się powinno na dniach, jeszcze fragment mam do poprawienia i kilka poprawek natury redakcyjnej ;)

    ~mechalice, 2010-07-27 16:19"

    OdpowiedzUsuń