Uwaga!

Fanfiction yaoi, czyli traktujące o związkach męsko-męskich. Blog zawiera również treści erotyczne.
Nie lubisz, nie czytaj - ja do niczego nie zmuszam.
Możesz skomentować dowolną notkę, każdy komentarz zostanie przeczytany! :)

wtorek, 9 marca 2010

"Chwila bez cienia" Rozdział 2 (SasuNaru)

Już przedtem napisałam, że politykę to ja ponaciągałam dość znacznie i stąd ten ogrooomny szacunek ludzi do Oro. Ale w dużej mierze chodziło mi raczej o to, że mieszkańcy Kraju Dźwięku po prostu nie chcą tych wszystkich walk o już wolny stołek władcy - na który z kolei chrapkę ma Sasuke.
Wiecie, coś jak: 'Było stabilnie, po co do cholery ktoś nas zdestabilizował??? Jeszcze wda nam się wojna domowa i gospodarkę szlag trafi, a przecież muszę za coś żyć. O, chwila, muszę w ogóle żyć, bo w wojnie domowej, to mnie mogą zabić.' :P
Poza tym przekleństwa (całkiem sporawo) i... rana Sasuke na biodrze jest umieszczona albo w cholernie dobrym, albo w cholernie złym miejscu ;) Tak sobie właśnie uświadomiłam, jak to pisałam...
Rozdział 2
Następnego dnia od rana padał deszcz. Widziałem jak szary krajobraz za oknem systematycznie  licznie padające kropelki dżdżu. Liście rozłożystego drzewa, które znajdowało się bardzo blisko okna przy łóżku były dość mocno szarpane wiatrem. Widziałem także, jak gęsto podłoga wartowni usiana jest błotnistymi odciskami sandałów Uzumakiego.
Nie było go, chociaż wszystko zostało na swoim miejscu — bielizna na zmianę rzucona chaotycznie na dnie szafy; maszyna do pisania na stoliku, którego nóżki pod wpływem ciężaru wygięły się znacznie oraz świeże warzywa w aneksie kuchennym. Jednak tych raportów, które pisał wczoraj przez większą część nocy, nie mogłem znaleźć nigdzie,
Strach ścisnął mi gardło — napisał w nich o mnie i poszedł je oddać dowództwu.
Skurwysyn! A ja mu zaufałem, a ja mu, kurwa, zaufałem, a on po znalezieniu pierwszej lepszej okazji, zaraz poleciał wydać mnie Konosze!
Mimo pewnych trudności, które sprawiało mi moje własne ciało, czym prędzej ubrałem się w jakieś rzeczy z szafy Naruto. Usłyszałem trzask klucza, przekręcanego w zamku i złapałem miecz akurat w porę, by wycelować go w krtań wchodzącego Uzumakiego.
— Ani drgnij! — krzyknąłem.
Uśmiech spełzł mu ze zmęczonej twarzy, a silny, pachnący deszczem wiatr, owiewał moje ramiona — drżały z zimna. Mimo to miecz nie poruszył się ani o milimetr — był gotowy do szybkiego zadania ciosu.
— Masz leżeć. Gorączka nadal nie spadła — oznajmił ozięble Naruto, prostując się na całą wysokość. Był wzrostem równy mnie.
— Zdradziłeś mnie — wysyczałem, starając się naładować chidori. Nie był to dobry pomysł, byłem zbyt osłabiony. — Po co przyszedłeś?! Tylko po to, by mnie zabić, tak? Jeśli masz jaja, to walcz, kurwa, jak przystało na mężczyznę! Twarzą w twarz, a nie jak panienka, spiskując gdzieś na boku!!!
— To nie tak. Gdybym chciał to zrobić, nie ratowałbym cię przecież.
— Jak nie tak, jak nie tak! — Zdenerwowanie, adrenalina i wszelkie możliwe emocje, które mną targały znalazły ujście w moich krzykach. — Ale wiedz, Naruto, możesz próbować mnie zabić. Tak, czemu, kurwa, nie, ale musisz też wiedzieć, że ja i tak zabiję cię pierwszy. Mogę ci to obiecać!
— Czyżby? — Foliówka, którą trzymał do tej pory upadła na podłogę. Plastikowe pojemniki z lekarstwami potoczyły się po podłodze.
Czyżby?

zadźwięczało
 mi w uszach, gdy jego dłoń ścisnęła klingę, odsuwając sztych od gardła
Czyżby?

dłoń przesuwała się bliżej rękojeści, a ostrze zagłębiało się w mięso i krew skapywała na podłogę, mieszając się z błotem
Czyżby?
Katana wypadła z moich rąk, uderzając o podłogę, a ja znalazłem się tuż przy niej na kolanach. Chidori na końcówkach moich palców zasyczało, błyskając żałośnie i ostatecznie zgasło, zostawiając mnie kompletnie zużytego i bezużytecznego.
Taak, Uzumaki, teraz właśnie masz pieprzoną szansę, której w życiu byś nie dostał, gdybyśmy walczyli jak równy z równym. Teraz mnie zabij i ciesz się z sukcesu zapierdolenia nukenina, który zburzył ład w Kraju Dźwięku. Pokój należy chronić przede wszystkim, prawda? Co tam jeden zdrajca, po prostu zabij mnie i zostań tym jebanym hokage, jeśli to sprawi ci radość. Chyba tego zawsze chciałeś, no nie?
— Zabiłbyś mnie, Sasuke? — przybliżył się, kopiąc miecz pod ścianę, bym już w żaden sposób nie mógł go dosięgnąć. Szarpnąłem się jeszcze w kierunku obracającego się srebrzystego ostrza, ale ono walnęło w ścianę; było za daleko. Kurwa mać.
— Naprawdę byś to zrobił? Czy ja… Sasuke, czy ja dla ciebie nie znaczę kompletnie nic? — Jego szept brzmiał zaskakująco miękko i mimo woli wtargał do uszu, nie chcąc ich opuścić. Otulał i dusił; zgniatał i pozwalał odetchnąć tylko urwanym, krótkim oddechem. — Czy to wszystko, co było przedtem, czy nasze więzi są nieważne?
Ręką z krwią cieknącą w rytmie tętna ubrudził mi koszulę i spodnie, pomagając wstać.
— Co ty… !!! — Ryknąłem jeszcze, próbując się wyrwać, ale Naruto był silny. Zbyt silny jak na moje aktualne standardy.
—To tylko leki — Ton jego głosu zmienił się, stał się dużo wyższy i bardziej niepewny. Przestał mnie przytłaczać, ale nadal gnieździł się wewnątrz mnie. — Dzisiaj specjalnie byłem je kupić, a w raportach nie było nic o tobie, Sasuke. Ja… nie mógłbym ci tego zrobić. Proszę cię, Sasuke, uwierz mi. — Jego ręce przygarnęły mnie do torsu, a twarz Uzumakiego na chwilę skryła się w moich włosach.
— Zostaw mnie — zgrzytnąłem zębami. — Puszczaj.
Ale Naruto nie puścił. Stał przy mnie i stał, a gdy minęła dłuższa chwila i poczułem, że emocje zaczęły trochę opadać, a wzburzenie przestało przesłaniać całe moje pole widzenia — wreszcie mnie zostawił.
— A teraz na łóżko, musisz się położyć. Temperatura chyba nadal jest dość wysoka.
Materac wygiął się pod moim ciężarem. Uzumaki spróbował ściągnąć mi koszulkę przez głowę, ale powstrzymałem go, w porę fukając, że sam potrafię to zrobić. Odepchnąłem też jego zbyt wszędobylskie dłonie, usilnie pragnące pomóc mi w przebieraniu.
— Nie mam trzech latek, Naruto, naprawdę już potrafię się sam rozbierać! — huknąłem, wchodząc pod koc — Mówiłeś, że masz leki. Więc mi je do cholery jasnej daj!
Krew z jego dłoni przestała już płynąć — Kyuubi był cholernie dobry jeśli chodzi o takie sprawy. Popiłem gorzkie tabletki przegotowaną wodą, której strużka przeciekła przez moje gardło zostawiając po sobie dziwnie piekące uczucie.
— Zjesz trochę zupy? — zapytał Uzumaki, stojący nad kuchenką gazową
Pokręciłem głową — nie mógłbym zjeść niczego i na szczęście głodny nie byłem.
— No nie! Oczywiście, że zjesz, Sasuke, nie ma innego wyboru — zaśmiał się, nalewając zupy na głęboki talerz — Tylko teraz masz dwa warianty: albo jesz sam, albo ja karmię cię na siłę, choćbym ci miał łyżkę wepchnąć do gardła. Nie pozwolę ci zdechnąć z głodu, co to to nie! A wieczorem zmienię ci opatrunek i zobaczymy jak się goi.

***

Jego silne dłonie delikatnie odwijały bandaż, skrywający moją głęboką ranę — gaza przykleiła się do niej, a ja syknąłem, gdy starał się go ostrożnie oderwać. Nie goiła się dobrze, tak jak ja kompletnie nagi na jego łóżku nie czułem się z tego powodu jakoś szczególnie zadowolony. Bez żadnej broni, przed gościem od którego jesteś zbyt zależny i który w każdej chwili mógłby obrócić się przeciwko tobie, gdyby nie kierował się jakąś głupią lojalnością do byłych przyjaciół i tym uczuciem, którego nazwę wymówił poprzedniej nocy.
— O w mordę — szepnął, widząc tworzące się „coś” na miejscu zranienia. Czerwona obwódka wokół lekko ropiejącego wgłębienia w rozszarpanej skórze. Rzecz, która nijak nie chciała się zagoić.
Strzyknął palcami dłoni, nie wiedząc za bardzo za co się wziąć. Rozciętą rano pięść ozdabiała teraz tylko cienka jasna blizna, która z pewnością do jutra zniknie zupełnie.
— Sasuke, musimy wezwać medyka. Gorączka trochę spadła, ale jak tak dalej pójdzie, to… No, szczęśliwego zakończenia nie przewiduję — przełknął ślinę, odchodząc na chwilę i przynosząc znaną mi już miskę razem z ręcznikiem.
— Ja znam tylko podstawowe pieczęcie lecznicze i nie sądzę, żebym sam mógł zrobić coś z twoim biodrem. Chyba, że urwał, przygryzając wargę i schodząc z materaca.
Nie patrzył na mnie i zmienił temat.
— Udało mi się zagotować tylko trochę wody. Zaraz się ściemni, więc musimy się pośpieszyć z myciem i bandażowaniem. Wiatr chyba zerwał trakcję, więc prądu raczej nie będzie.
— Nie dokończyłeś poprzedniego.
— Czego nie dokończyłem? — uśmiechnął się głupio, gdy wyżął ręcznik i podał mi, abym mógł się trochę obmyć.
— Skończyłeś na „chyba, że”.
Śledził uważnie każdy przeciągły ruch ręcznika na mojej skórze, a jego wzrok zdawał się przemierzać powtórnie wszystkie te mokre ślady, które pozostawiałem na moim ciele. Moja zmoczona skóra błyszczała w bladym świetle deszczowego wieczora.
— Co miałeś na myśli? — zapytałem.
— Kyuubi — westchnął. — Jeśli poproszę go o pomoc, to… myślę, że mogłoby zadziałać. Ale jest pewien haczyk, Sasuke, i wolałbym, żebyśmy jednak tego nie robili.
— A masz lepszy pomysł? Czy chcesz się mną opiekować, aż nie wda się zakażenie i nie da się już nic zrobić? — zapytałem, mocząc ręcznik w letniej już wodzie. Krople deszczu coraz mocniej uderzały o dach z blachy. — Możesz? — wyciągnąłem zwinięty, wilgotny materiał w jego stronę.
Prawdopodobnie wiedziałem, w jaką kabałę się pakuję, każąc facetowi, który czuje do mnie jednak coś więcej niż sentyment do starego przyjaciela umyć mi plecy. Podświadomie liczyłem jednak na to, że moje obnażone plecy będą moją kartą atutową w tych swego rodzaju negocjacjach o moje uzdrowienie i Uzumaki postanowi jednak użyć na mnie mocy Dziewięcioogoniastego.
W tym mogło być coś niewysłowienie erotycznego; ja — zupełnie nagi o prezencji zawsze atrakcyjnej dla kobiet i on — myjący mnie tak ostrożnie, by tylko nie urazić żadnej z ran obecnych na mojej skórze. Z pewnym zdziwieniem spostrzegłem, że delikatny dotyk jego dłoni jest przyjemny, a w okolicy moich bioder nawet w pewien sposób kusił mnie, żebym postarał się z tego wyciągnąć jak najwięcej. Nie chciałem z tego wyciągać niczego, ale miałem nadzieję, że i dla niego możliwość poobmacywania mnie jest również jakimś okropnie zmysłowym zdarzeniem.
Zimna woda spłynęła kilkoma grubymi strugami z mojej szyi na kark — poczułem na plecach gęsią skórkę. A woda ciekła w dół po linii kręgosłupa, między łopatkami dopóki palce Uzumakiego nie obtarły jej, przesyłając anormalne dreszcze przez całe moje ciało.
— Dobrze — wypowiedź Naruto podniosła wszystkie włoski na moim karku; szepnął mi prosto do ucha. — Zrobię to, Sasuke, zrobię to specjalnie dla ciebie.
Rzucił ręcznikiem prosto na moje uda. Plaśnięcie materiału o nagie ciało było głośne i spowodowało nagłe zachwianie rytmu oddechu, odczuwalnego na skórze mojej szyi.
— Wcześniej mówiłeś, że jest haczyk. A teraz tak nagle go po prostu nie ma i nie było od początku?
— Haczyk nadal jest, Sasuke, i to dość mocno zakrzywiony i ostry. Pieczęć z biegiem lat stała się słaba. Cieniuteńka jak kartka papieru i za każdym razem… Chyba to nie będzie ujmą na honorze, jeśli ci powiem, że boję się, że mogę stracić panowanie nad sobą i już nigdy go nie odzyskać? Że stanę się inkarnacją Lisa i jeśli jakimś cudem powrócę do zmysłów, będę się zachowywał jak gość po lobotomii?
Zaniemówiłem. Ot tak cisza wypełniła pokój otoczony słabnącą już ścianą deszczu.
— Jednakże mam nadzieję, że tym razem nie będziemy mieli pecha i nic takiego się nie stanie, no nie? — powiedział z udawanym entuzjazmem.
— Ja… — zacząłem — Ja przecież mam sharingan, przecież mogę po części kontrolować moc Kyuubiego.
Ale czułem, że zbladłem, gdy myślałem o lisim Uzumakim w morderczym szale, rozrywającym moje ciało na strzępy. Takie coś zdarzyć się nie może! Moja przyszłość zależy od Naruto i wytrzymałości jakiejś pieprzonej pieczęci, a to mi się nie podobało. W końcu ktoś, kto będzie władcą wszystkich krajów ninja nie może być zależny od kaprysów losu.
Ludzie mawiają: fortuna caeca est a skoro fortuna jest ślepa, to może jakoś uda nam się przemknąć niezauważonymi i bez żadnych szkód wykorzystać moc Kyuubiego. Mimo to nie sądziłem, że to była szansa jedna milion, raczej pół na pół — albo orzeł, albo reszka.
— Po części to i ja mogę go kontrolować, Sasuke. Ale tak — potwierdził — sharingan może okazać się dobrym zabezpieczeniem.
— Czy to wymaga jeszcze jakichś specjalnych przygotowań?
Zachichotał:
— Zależy co masz na myśli, mówiąc „specjalne przygotowania”… Bo jeśli chodzi ci o naćpanie się pseudoleczniczymi ziółkami i wykonywanie jakiegoś obłąkańczego tańca nago w świetle księżyca, to chyba się rozczarujesz. No i wiesz, dzisiaj za duże zachmurzenie, księżyca nie będzie widać.
Uzumaki robił to specjalnie, a mnie takie kiepskie, idiotyczne żarty nie śmieszyły w ogóle. Powinniśmy już zacząć! Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy i tym szybciej sobie stąd pójdę! Bo że jak tylko się uda, to stąd ucieknę i wreszcie urzeczywistnię moje ambicje, było więcej niż pewne.
— To są jakieś? — spytałem zdenerwowany.
— Nie ma. — Naruto wzruszył ramionami i pocałował mnie.
W usta. Oczywiście mój instynkt samozachowawczy kazał mi go odepchnąć, ale zanim to zrobiłem on już się ode mnie oderwał, uprzednio bardzo mocno gryząc mnie w dolną wargę.
— To… — Kropla krwi z rozciętej skóry na ustach ściekła mi na brodę. Wytarłem ją mokrym ręcznikiem. — Jak rozumiem to było konieczne.
— A powinno być? — zachichotał po raz wtóry — Bo ja naprawdę chciałem, żeby było — dodał poważnie.
Ach, Uzumaki, żarty są nie na miejscu. Pieprzona prawda też, szczególnie, że ja jestem tutaj jedyną osobą, która jest kompletnie naga, dość mocno ranna i coraz bardziej wkurzona.
No i on się przecież zgodził na wykorzystanie Kyuubiego. Zgodził się do cholery jasnej! A teraz wszystko opóźnia i chyba liczy, że się wycofam. Heh, nie ma szans — zrobię wszystko, ale nie to. Mimo wszystko wolę już spróbować czegoś obarczonego tak wielkim ryzykiem, niż być do końca zdanym na łaskę Naruto.
— Zaczynajmy — mruknąłem. W moich oczach błysnął karminowy sharingan.
Za oknem już zupełnie się ściemniło, a na opuszkach palców Uzumakiego pojawiły się niteczki jasnozielonej czakry, która po chwili ogarnęła całe jego dłonie aż do nadgarstków. Pośród miętowej zieleni zawirowały pomarańczowe plamy i czakra na ręce zajaśniała ostrym, oślepiającym blaskiem.
Oczy Naruto także stały się czerwone z pionowymi jak u kota źrenicami. Złapałem go za przegub, kontrolując przepływ jego energii.

1 komentarz:

  1. Komentarze przeniesione.

    showed:
    "Nieee, nie zawiodłam się :> Tylko pisz szybko next !

    ~showed, 2010-03-09 22:11"

    :)
    "genialne. <3

    ~:), 2010-03-10 20:24"

    saske:
    "szybko szybko szybko pisz kolejną część.

    ~saske ;D, 2010-03-15 18:50"

    OdpowiedzUsuń